Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22

- Jest w śpiączce i nie wiadomo kiedy się obudzi. – westchnęłam. Od jakieś godziny rozmawiałam z mamą przez telefon, która w wiadomościach dowiedziała się o wypadku Christophera. Nie zdziwiło mnie, że wieści o postrzale rozniosły się tak szybko. Mam jakieś przeczucie, że ktoś chciał śmierci mojego męża i dowiem się kto to mu zrobił.

- Przylatujemy z ojcem najszybszym lotem. – usłyszałam jak pociąga nosem pewnie przez płacz. Mama ostatnio narzekała na Christophera, ale nie życzyłaby tak samo jak ja, jemu śmierci. Moja mama była znana ze swojego dobrego serca. Zamiast myśleć o sobie najpierw, na pierwszym miejscu stawiała ludzi na których jej zależy.

- Nie mamo. – pokręciłam głową wchodząc do sali i spojrzałam na nieprzytomnego męża podpiętego do kilku maszyn. – Ja z nim jestem. - szepnęłam.

- Ale my do ciebie przylecimy, nie możesz być sama.

- Na razie dopóki wiem, że żyje nie jestem sama. – uśmiechnęłam się blado nie odrywając wzroku od bruneta.

- I tak przylecimy, zawiadom swojego szofera o naszej wizycie by nas odebrał z lotniska.

- To nie mój szofer. – przewróciłam oczami.

- Oczywiście, że twój. – pisnęła. – To co Christophera to twoje, a to co twoje to jego.

- Ja niczego nie mam. – podeszłam do jego łóżka. – Wszystko co mam jest Christophera. – zamknęłam oczy. – Ale teraz dla mnie najważniejszy jest on. -po raz pierwszy nie kłamałam odnośnie Christophera. Zrozumiałam, że to uczucie, które czułam po usłyszeniu, że jest w szpitalu, to miłość, którą darzę tego Diabła. Mojego Diabła. Zakochałam się w nim i nic nie mogłam z tym zrobić, chociaż chciałam wyrzucić go ze swojego serca to nie potrafiłam. Serce robiło co chciało, a rozum podpowiadało co innego.

- Wiem córcia. – szepnęła. – Będziemy jutro rano, kochamy cię i ucałuj od nas Christophera.

- Chociaż to mogę zrobić. – przetarłam mokry policzek.

- Mówić do niego też możesz, on wszystko słyszy.

- Dobrze. – uśmiechnęłam się lekko. – Kocham was, do zobaczenia.

- Do zobaczenia. – schowałam telefon do kieszeni spodni i podeszłam bliżej łóżka Christophera. Przysunęłam sobie krzesło i usiadłam na nim. Patrzyłam na jego spokojną twarz, która nie wyrażała teraz lodowatości. Teraz siedząc tu i modląc się o jego zdrowie, wolałam już jak mnie bił i krzyczał na mnie. Przynajmniej wtedy miał siłę i nikt go nie postrzelił. Przyznałam się wreszcie, że zakochałam się w tym potworze, choć cały czas mówiłam, że nie zdołam tego zrobić. A jednak. Poczułam wibracje w kieszeni. Wyjęłam swój telefon i odblokowałam go. Zmarszczyłam brwi kiedy ktoś wysłał mi wiadomość prywatną na Facebooku. Weszłam w nią i ujrzałam link, który także mnie zdziwił.

Christopher Carson postrzelony!!!

Dziś na planie filmu „Alejandro" Christopher Carson, został postrzelony podczas kręcenia swojego kolejnego filmu, w którym gra główną rolę. Postrzelenie nie było jednym z planów w scenie! Nie wiemy kto postanowił tak brutalnie zemścić się na biznesmenie i aktorze w jednym. Wiemy tylko, że został przewieziony od razu po postrzale do szpitala Polmed Medical Care. Życzymy szybkiego powrotu do zdrowia.

Zablokowałam telefon i odłożyłam na szafkę obok mnie. Westchnęłam. Zapewne paparazzi i dziennikarze stoją przed wejściem do szpitala i czekają tylko kiedy ja wyjdę i udzielę im informacji. Nie zgodzę się na to! Chcę, żeby Christopher, miał spokój i odpoczywał dopóki nie wyjdzie stąd. A po za tym nie mam zamiaru zostawiać go samego. Złapałam za jego ciepłą dużą dłoń i przyłożyłam ją do swojego mokrego policzka. Odgarnęłam kosmyk włosów, które spadło na jego czoło i uśmiechnęłam się do niego.

- Proszę cię obudź się. – wyszeptałam. - Nie poradzę sobie bez ciebie. - pokręciłam głową. Słabo widziałam już przez te łzy, które gromadziły się w moich oczach, ale nie powstrzymało mnie to od obserwowania jego spokojnej twarzy.

- Sarah? – odwróciłam się w stronę Amandy. – Odwieziemy cię do domu, żebyś się mogła odświeżyć. – podeszła do mnie i położyła swoją dłoń na moim ramieniu. – Thomas przeniósł twoje rzeczy z hotelu do domu twojego i Christophera.

- Nie zostawię go samego.

- Dziś na pewno się nie obudzi. – kucnęła przy mnie. – Lekarze sami mówią, że nie wiedzą kiedy nadejdzie ten dzień. – wzruszyła ramionami spoglądając na bruneta.

- Chcę być przy mężu. – zamknęłam oczy.

- No dobrze. – westchnęła. – Ale proszę cię, chociaż coś zjedź.

- Jeśli się zgodzę dasz mi spokój? – spojrzałam na nią. Kobieta przytaknęła głową, a ja jedynie westchnęłam. – Przynieś mi. – szczęśliwa rzuciła mi się na szyje i ucałowała w policzek po czym pobiegła po jedzenie. – Obudź się. – nachyliłam się nad nim i pocałowałam w czoło. Pragnęłam złożyć pocałunek na jego soczystych ustach, ale umożliwiała mi w tym rurka, która pomagała Christopherowi, oddychać. Usiadłam z powrotem na krześle i czekałam aż panna White przybiegnie z moja kolacją.

****

Przykryłam się kocem i wygodnie położyłam się w fotelu obok łóżka Christophera. Patrzyłam cały na jego klatkę piersiową, która unosiła się pod wpływem jego oddechów. Zdarzyło mi się kilka razy spojrzeć na maszynę, która pokazywała stan Christophera. Bałam się tego, że w każdej minucie, w każdej sekundzie może pojawić się ciągła linia oznajmująca, że odszedł ode mnie. Zamknęłam na chwilę oczy, żeby przegonić swoje myśli. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Arthura, wchodzącego i podchodzącego do łóżka mojego męża.

- Pani Carson, czas abyśmy się zbierali. - spojrzał na mnie.

- Nigdzie nie idę. – odpowiedziałam spokojnie.

- Nie wiem czy szpital się zgodzi. – spojrzałam na niego.

- Zgodzą się, bo jestem żoną wpływowego człowieka, a jeśli tego nie zrobią to będą wiedzieli, że już stracili robotę. – wróciłam wzrokiem na bruneta. – Przekaż lekarzowi, który zajmuje się moim mężem, że ja tu zostaje i nie wyjdę dopóki on nie wyjdzie. – starłam nie widzialną łzę.

- Jak sobie pani życzy.

- A jeszcze jedno. – zatrzymał się w progu sali. – Przywieź mi laptopa Christophera, chcę na razie zając się jego firmą dopóki nie wyzdrowiej, albo skontaktuj mnie z jego adwokatem by przygotował dokumenty odnośnie podpisania umowy o przejęciu firmy.

- Może poproszę go, żeby się z panią skontaktował.

- Dobry pomysł. – wycelowałam w niego palcem. – Tylko załatw to jak najszybciej, nie chcę żeby firma upadła.

- Oczywiście. – skinął głową. – Dobranoc.

- Dobranoc. – odprowadziłam go wzrokiem. Westchnęłam. Nie dam rady prowadzić tak wielkiej firmy, nawet nie znam się na tym. Lepiej będzie jak ojciec się wszystkim zajmie, w końcu miał przejąc firmę Christophera, ale ten nie zdążył przed swoim wypadkiem wszystkiego załatwić. Christopher, nie ma żadnej rodziny oprócz mnie. Popatrzyłam na niego smutnym wzrokiem. Teraz dla mnie jest ważne jego zdrowie, żeby wyszedł z tego cały. Zapewne wiele kobiet na moim miejscu, które byłyby tak traktowane jak ja przez Christophera, nie wspierali by mężów swoich ani nie pomogli im wyzdrowieć. Ja jednak jestem inna i nie chcę, żeby mnie zostawiał samą ze wszystkim. Wolałabym już żeby był agresywny, ale zdrowy. Poczułam w swoich oczach łzy. Oparłam głowę o fotel i starłam łzy. Dlaczego to ja muszę cierpieć? Najpierw siostry wyjechali i zostawili mnie samą, potem musiałam wyjść za mąż by pomóc rodzicom finansowo, a teraz mój mąż został postrzelony nawet nie wiadomo przez kogo. Pamiętam kiedy Lily, zapytała się mnie czy ja swoich poprzednich chłopaków kochałam. Odpowiedziałam jej wtedy, że ja nie potrafię kochać. Moje związki nie trwały lata czy miesiące. Nie potrafiłam dłużej chodzić z chłopakiem niż tydzień. Pewnie dlatego, że moja miłość czekała na tego właściwego, który pojawił się po kilku latach i teraz leży walcząc o swoje życie. Kiedy miałam  piętnaście lat zaczęłam wyobrażać sobie, że gdy dorosnę wyjdę za mąż za dobrego mężczyznę, który będzie mnie kochał. Wybudujemy piękny i duży dom z ogrodem, a potem urodzą się nam piękne dwoje lub troje dzieci, których będziemy bezgranicznie kochać. Ale teraz kiedy patrzę na niego z założonymi rękami pod piersią, to myślę sobie, że źle nie trafiłam. To nie z mojej, ani z jego winny jest taki jaki jest. To ludzie w jego przeszłości go skrzywdzili i to oni są odpowiedzialni za jego demony.

- Dlaczego Bóg musi mnie tak kazać? – zapytałam szeptem samą siebie. Młoda pielęgniarka weszłam do sali, w której znajdował się mój mąż i ja. Podeszła do szafki gdzie przygotowywała coś dla niego. Zmarszczyłam brwi. Nie widziałam co takiego tam robiła, ale byłam na wszystko przygotowana. Wyczuła jak ją obserwuje i spojrzała na mnie w odbiciu lustra. Odwróciłam wzrok. Kobieta podeszła do Christophera z niebieską miską pełną wody i szmatką. – Co pani będzie robić? – zmarszczyłam brwi.

- Umyje pani męża. – spojrzała na mnie. Wstałam z fotela odkładając na nim koc.

- Ja to zrobię. – wyciągnęłam w jej stronę ręce.

- Proszę się nie kłopotać. – uśmiechnęła się. – Ja to zrobię. – chwyciła szmatkę w dłoń zamaczając ją w wodzie i wykręciła ją.

- Powiedziałam, że ja to zrobię. – powtórzyłam głośniej. Kobieta spojrzała na mnie zaskoczona. – Chcę sama umyć męża. –  obie toczyliśmy bitwę wzrokową, ale to ja wygrałam, bo kobieta po chwili westchnęła i odwróciła się w moją stronę. Uśmiechnęłam się zadziornie kiedy w moją dłoń trafiła szmatka. – Może pani odejść. – wskazałam ruchem głowy na drzwi od sali, które były otwarte cały czas. Spojrzała na mnie gniewnym wzrokiem i odwróciła się. – Na pani miejscu nie patrzyłabym tak na mnie. – zatrzymała się i spojrzała w moją stronę. – Jeśli chcę pani dalej tu pracować i żyć. – uśmiechnęłam się szeroko ukazując przy tym  równe zęby. Pielęgniarka przerażona moimi słowami biegiem opuściła pokój zostawiając mnie samą z brunetem. Spojrzałam na niego. – Nie odezwiesz się i dobrze bo pewnie coś powiesz co mnie ze smuci, ale ja tobie coś powiem. – nachyliłam się nad nim. – Dopóki jesteś moim mężem i dopóki żyje nie pozwolę, żeby jakaś suka mi ciebie odebrała. – szepnęłam do jego ucha. – Pewnie chciałbyś się, a co z Amandą, widzę, że jest szczęśliwa z Thomasem. – uśmiechnęłam się. – Nie wierze że to powiem, ale zaprzyjaźniłam się z twoją byłą narzeczoną i szczerze mówiąc polubiłam ją. – zaczęłam myć jego twarz uważając żeby nie odłączyć od niego rurki. – Aż w trudno w to uwierzyć, ale to prawda. – następnie przeniosłam się na jego dłonie, które były silne i za każdym razem było widać jego żyły. To był efekt jego ciężkiej pracy na siłowni. – Mam nadzieje, że wkrótce się obudzisz, bo ja już sama tutaj nie wytrzymuje. – westchnęłam i przeniosłam się na drugą dłoń. – I musimy porozmawiać na temat twojego domu w Irlandii. – spojrzałam na niego. – Dlaczego mi o nim nie powiedziałeś? Dlaczego mnie do niego nie przywiozłeś? – na końcu zostawiłam jego nogi i stopy. – Tylko sama musiałam się dowiedzieć. – włożyłam szmatkę do wody i odstawiłam miskę na szafkę skąd pielęgniarka wzięła. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i westchnęłam. – Czy kiedykolwiek zaznam spokoju? – odwróciłam się do Christophera. Pozostaje mi się modlić. Usłyszałam dzwonek swojej komórki. Wyjęłam telefon ze swojej kieszeni i nie patrząc na wyświetlacz odebrałam. – Tak słucham?

- Hej. – usłyszałam głos mojej siostry po drugiej stronie.

- Clarie? – zmarszczyłam brwi zaskoczona jej telefon. Nie odzywała się przez długi czas do mnie. Nawet nie zadzwoniła kiedy miałam wręczenie dyplomów tylko do mamy i kazała mi przekazać, że jest zajęta pracą i nie ma kiedy zadzwonić do mnie.

- No a kto inny? – zaśmiała się. – Co słychać?

- Dobrze. – usiadłam na krześle przy łóżku mężczyzny. – A u ciebie? - chciałam powiedzieć jej, że dawno nie odzywaliśmy się do siebie, ale nie chciałam, żeby kobieta obwiniała się o to.

- Też. – westchnęła. – Nie mów, że dobrze bo wiem co się dzieje.

- Od mediów? – uśmiechnęłam się blado.

- Nie, od mamy. – przytaknęłam głową.

- To nic wielkiego.

- Na miłość boską Sarah, twój mąż został postrzelony. – pisnęła do słuchawki.

- Czyli żyje. – zaśmiałam się lekko

- Nie żartuj sobie ze mną. – spuściłam wzrok w dół. – Jutro przylatuje. - uniosłam brwi.

- Nie. – podniosłam głos.

- Tak. – krzyknęła przez co musiałam odsunąć urządzenie od ucha. – Ja, Caroline i Diana przylecimy razem do Irlandii i pojedziemy do szpitala razem z rodzicami. – westchnęłam. Czyli cała rodzina zjedzie się tutaj tylko po to, żeby dodać mi otuchy. – Nie chcę słyszeć twojego marudzenia. – warknęła. – Jesteśmy siostrami i mamy trzymać się razem.

- Tak, masz racje.  - szepnęłam.

- Będziemy zanim się ściemni.

- Dziękuję  - uśmiechnęłam się lekko.

- Jesteś moją małą siostrzyczką, dla ciebie zrobię wszystko. – szepnęła. Poczułam w swoich oczach łzy. Clarie, zawsze tak mówiła kiedy byłam smutna, czy miałam jakiś problem. Cieszyłam się z tego, że miałam taką wspaniałą starszą siostrę.

- Clarie, ja nie wytrzymam. – powiedziałam łamiącym głosem.

- Będziemy z tobą, rodzina zawsze sobie pomaga. – wytarłam oczy rękawem  i spojrzałam na niego.

- Matko, wybrudziłam sobie rękaw.

- Czym?

- Makijażem.

- Oj Sarah. – zaśmiała się cicho. – Kocham cię.

- Ja cieb...ie też. – wyszlochałam. Rozłączyłam się i schowałam twarz w dłoniach szlochając cicho. Moja historia nadawałaby się na książkę. Gdyby ktoś zapytałby się mnie, czy może napisać o mnie książkę, zgodziłabym się bez wahania. Moja historia jest popaprana. Zastanowiłam się jakby wyglądało moje życie bez Christophera. Nie wyszłabym za mąż w tak młodym wieku, nie doznałabym tylu krzywd i nie siedziałabym tutaj modląc się o jego życie. Gdyby nie problemy finansowe moich rodziców i przypadkowe spotkanie w kawiarni nie stałabym się panią Carson.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro