Rozdział 19
Irlandia. Miasto w którym wszyscy uwielbiałam whisky i jedynie tylko taki napój alkoholowy tutaj spożywają. Był też prawdopodobnie rodzinnym miastem Christophera. Wiele znanych gwiazd przewinęło się tutaj tylko po to, żeby zwiedzić lub pracować na planie nad nowym swoim filmie. Jedną z tych znanych gwiazd był Christopher Carson, który przyleciał tutaj, żeby wystąpić w swoim nowym filmie. Od razu kiedy wysiadłam z samolotu wezwałam taksówkę, żeby zabrała mnie do hotelu C&S Hotel. Oglądając widoki w Irlandii, zastanawiałam się jak mój mąż zareaguje na mój widok. Zakupi mi bilet powrotny do domu i każe się z niego nie ruszać dopóki nie wróci, czy może ucieszy się na mój widok i każe mi przy sobie zostać? Taksówka zatrzymała się na światłach. Mój wzrok zatrzymał się na młodej parze, która jadła w tym momencie swój obiad. Wyglądali na takich zakochanych, zapatrzonych w siebie. Trzymając się co jakiś czas za dłonie i jedząc swoje dania uśmiechali się do siebie promiennie. Kobieta była podobna do mnie: brązowe włosy, które miała dzisiaj wyprostowane, niebieskie oczy w których było widać miłość i szczęście, szczupła figura przypominająca jej o tym, żeby dużo jadła. Zaś mężczyzna siedzący na przeciwko niej przypominał Christophera: ubrany w dobrze dopasowany do niego garnitur zakupiony pewnie u Armaniego, do tego kilku dniowy zarost, który prosił się o dotknięcie i ciemne oczy przepełnione troską, miłością i bezpieczeństwem do kobiety siedzącej na przeciwko niego. Taksówka skręciła w prawą stronę tym samym przerywając mi obserwowanie młodej i zakochanej w sobie pary. Zastanawiałam się, czy gdybyśmy mogli dogadać się z Christopherem, nasze życie mogłoby tak wyglądać jak ten pary w restauracji? Zapomniałaś już co ci zrobił? Chcesz mu to odpuścić? Gdyby nasze spotkanie zaczęło się inaczej i nasze małżeństwo, moglibyśmy żyć jak inne pary. Do tego trzeba miłości obojga ludzi. Spojrzałam na zegarek w telefonie. Nie ma szans żebym dzisiaj się z nim spotkała lub z Amandą. Za dwie godziny się ściemnia. Poszukam jakiekolwiek informacji na temat gdzie znajduje się mój mąż i gdzie mieszka Amanda.
- Już jesteśmy. – z moich myśli wyrwał mnie głos taksówkarza. Spojrzałam na niego.
- A tak, tak. – zaczęłam szukać swoich pieniędzy, które zostawił mi Christopher. Suma którą zostawił mi na kilka dni była spora. – Proszę. – podałam mu należną sumę pieniędzy i wysiadłam z samochodu. Mężczyzna wyjął z bagażnika moją walizkę i teczkę z laptopem. Podając mi rzeczy, pożegnał się z skinieniem głowy i odjechał. Spojrzałam na wielki budynek przede mną. Z wrażenia otworzyłam usta. C&S Hotel. Hotel należący do Christophera Carsona, był po prostu ogromny jak jego firma w Londynie. Zmarszczyłam brwi kiedy spojrzałam na nazwę hotelu. C&S? C, to na pewno pierwsza litera imienia Christophera, ale S? Czy to pierwsza litera imienia jego matki? Lub jakieś jego byłej dziewczyny? Pokręciłam głową na boki. A może S to Sarah? Przecież Christopher, nie dołączyłby mnie do nazwy swojego hotelu, czy jakiegoś innego imperium. Chwyciłam dłonią uchwyt walizki i skierowałam się do wejścia. Wnętrze było urządzone w kolorach zimne i ciemnych. Takich jakie Christopher, lubił. Zaczynasz o nim myśleć tylko się nie zakochaj. Podeszłam do recepcji, gdzie siedziała młoda i szczupła blondynka. Starsza ode mnie o kilka lat, ubrana w skąpy ubiór. Na mojej twarzy pojawił się grymas widząc w co była ubrana blondynka. Nie wiedziałam, że Christopher, tak każe ubierać się swoim pracownicą. Kiedy stałam wyczekująco przy recepcji, kobieta nie zaszczyciła mnie ani jednym spojrzeniem tylko nadal gapiła się na ekran komputera. Matko, jak ja nienawidzę takiego zachowania. Uważają, że jak pracują w znanych firmach to im wszystko wolno. Odchrząknęłam. Blondynka spojrzała na mnie marszcząc przy tym brwi.
- W czym pomóc? – jej głos był oschły. Uniosłam brwi i oparłam dłonie o blat. Oj kochana nie wie, że jestem żoną Christophera Carsona. To wspaniale, przynajmniej zabawie się trochę.
- Chciałabym zarezerwować pokój dla jednej osoby. – odpowiedziałam spokojnie jak tylko potrafiłam.
- Nie mamy wolnych już pokoi, a po za tym mamy tutaj same drogie pokoje lub apartamentowce dla znanych osób. - zjechała po mnie wzrokiem jakby oceniała moją osobę. Oj kochana nie wiesz z kim zadarłaś. Zaśmiałam się w myślach nie zmieniając swojego wyrazu twarzy.
- Jestem pewna, że dam radę opłacić najdroższy pokój, czy apartamentowiec. - uniosłam brew. Kobieta fuknęła i odwróciła swój wzrok na ekran monitora szukając jakiegokolwiek pokoju dla mnie. Odwróciłam się do tyłu oglądając co było na tym piętrze. Na przeciwko mnie znajdowało się wejście do restauracji, w której teraz podawali obiad. Obok wejścia znajdywał się korytarz prowadzący do toalet. Spojrzałam obok siebie, gdzie rozciągał się widok na dwie windy z której jednej wychodził mężczyzna ubrany w drogi garnitur.
- Mamy jedynie apartamentowiec wolny na ten czas. - spojrzałam na kobietę. - Chcę pani go? - spojrzała na mnie wzrokiem, który mógłby każdego zabić. Przytaknęłam. - Imię i nazwisko. – rozkazała nie odrywając wzroku od ekranu.
- Sarah Carson. – powiedziałam to tak dumnie jakbym cieszyła się z tego nazwiska. Kobieta zaprzestała pisania na klawiaturze i spojrzała na mnie z szokiem wymalowanym na twarzy. Uśmiechnęłam się złowieszczo.
- Sarah Carson? – zapytała cichym głosem. – Żona Christophera Carsona?
- We własnej osobie. – uśmiechnęłam się zadowolona ze swojego przedstawienia.
- Mogę o dowód? – zapytała drżącym głosem. Westchnęłam i podałam swój nowy dowód, który miałam już od miesiąca. Punkt dla Christophera za to, że kazał mi wyrobić nowy dowód z jego nazwiskiem nazwiskiem i nowym miejscem zamieszkania. Dłonie blondynki zaczęły drżeć kiedy wzięła ode mnie mój dokument i zaczęła śledzić każde słowo. Powoli oddała mi go z powrotem i podała kartę do apartamentowca. – Przepraszam nie wiedziałam, że to pani. – spuściła wzrok na swoje dłonie.
- Nic nie szkodzi. Następnym razem nie oceniaj człowieka po okładce. - kobieta skinęła głową i uśmiechnęła się lekko do mnie. Nie wdając się w dalszą dyskusje z blondynką skierowałam się w stronę windy.
- Proszę zaczekać! – zatrzymał mnie głos recepcjonistki. Odwróciłam się do niej i zmarszczyłam brwi. Kobieta jak tylko potrafiła w tych czarnych szpilkach przybiegła do mnie. Współczuje jej chodzenia w nich. – Pozwoli pani, że poproszę kogoś aby zaniósł pani rzeczy do pokoju. – uśmiechnęła się ciepło. Może za tą złą maską kryje się dobry człowiek. Tak samo jak u Christophera.
- Nie trzeba dam sobie radę. – chciałam się odwrócić, ale nie pozwolił mi uścisk na nadgarstku.
- Ale proszę. – zrobiła smutną minę. – Pani mąż by sobie tego życzył. – oderwałam się z jej uścisku. Widać było, że dziewczyna wstydziła się swojego wcześniejszego zachowania, a fakt, że jej szefem był Christopher Carson, dobił ją bardziej niż mój widok.
- Mojego męża tu nie ma i nie wiem czy tu dzisiaj przyjdzie. – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. – Nawet nie wiem gdzie zatrzymał się. – odwróciłam od niej wzrok.
- Nie zapytała go pani?
- Nie było czasu. – pokręciłam głową. – Skorzystam z pomocy. – uśmiechnęłam się do niej ciepło. Nie chciałam, żeby ta dziewczyna została przeze mnie zwolniona przez to, że nie udało jej się mnie przekonać. Nie byłam zła jak mnie potraktowała, wręcz przeciwnie, byłam zadowolona z tego, bo nie wiedziała kim naprawdę jestem.
- Proszę chwilkę zaczekać. – przytaknęłam głową i rozejrzałam się jeszcze raz po wielkim korytarzu. Czarne skórzane fotele, a po między nich szklany stolik na którym leżały czasopisma, przeznaczone były na odpoczynek lub dla osób które mają jakieś spotkanie. Windy znajdowały się na przeciwko mnie. Ale co przykuło mój wzrok? Złota winda obok srebrnej windy. Zmarszczyłam brwi. Czemu nie zrobili wszystkie złote windy? Najbardziej podobają mi się wielkie okna które zaczynają się od góry, a kończą aż do dołu. Nawet kwiatów tu nie brakuje. Co mnie bardzo zaskoczyło, bo według mnie Christopher, to nie typ mężczyzny, który przepada za kwiatami. – Pani Carson, to jest Aaron. – z rozmyślenia wyrwał mnie głos blondynki. Spojrzałam na nią, a potem na mężczyznę którego mi wskazała. Wysoki blondyn z zielonymi oczami i ubrany w oficjalny uniform. Wyciągnęłam w stronę mężczyzny dłoń, którą po chwili ujął w swoją.
- To zaszczyt poznać żonę Christophera Carsona. – złożył pocałunek na wierzchu mojej dłoni. Na mojej twarzy pojawiły się rumieńce, których nie czułam od czasów liceum czy gimnazjum. Zawstydzona wyrwałam się z uścisku mężczyzny i odchrząknęłam.
- Czy możemy już iść? – zapytałam nie patrząc na niego. Jego wzrok utkwiony w moją twarz przeszkadzał mi to tak bardzo jak gorące spojrzenie Christophera.
- Tak oczywiście. – chwycił uchwyt od walizki w dłoń. – Panie przodem. – gestem ręki wskazał mi drogę. Szliśmy ramie w ramie. Skierowałam się do tej srebrnej windy z której kilka minut wcześniej wychodził mężczyzna ubrany w garnitur. Kątem oka ujrzałam jak Aaron, kieruje się do złotej windy, która nie bardzo mi tu pasowała i nie wiedziałam jaka była w nich różnica. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego. – Proszę do tej złotej windy. – uśmiechnął się i wcisnął guzik przywołujący windę. Podeszłam do niego.
- Dlaczego do tej, a nie do srebrnej? – patrzyłam jak na górze zmieniały się cyfry.
- Do srebrnej mają tylko wstęp pracownicy i nasi klienci.
- Ja jestem jednym z nich. – spojrzałam na niego.
- Nie. – zaśmiał się cicho. – Pani jest właścicielem hotelu.
- To mój mąż jest. – przewróciłam oczami. Drzwi od windy się otworzyły i weszliśmy do środka. Aaron, nacisnął ostatni przycisk. Uniosłam brwi zaskoczona ile pięter znajduje się w tym hotelu. Ponad trzydzieści, a my jechaliśmy na trzydzieste piąte.
- A pani jest współwłaścicielem. – uśmiechnął się i złączył swoje dłonie z tyłu.
- Proszę mnie nie mieszać w coś co należy do mojego męża. Nie potrzebuje jego pieniędzy. – szepnęłam tak by tego nie słyszał i założyłam ręce na piersi
- Zazdroszczę panu Carsonowi. – spojrzałam na niego marszcząc przy tym brwi.
- Czego? Bogactwa, czy władzy? - prychnęłam.
- Nie. - zaśmiał się. - Zazdroszczę mu tego, że ma taką dobrą żonę, która nie leci na jego pieniądze. – uśmiechnął się do mnie szerzej. – I piękną. – odwróciłam od niego wzrok i patrzyłam na swoje odbicie w drzwiach windy.
- Pewnie nie mówił wam, że do tego młodą.
- Pan Carson, ma słabość do pięknych i młodych kobiet. – odchrząknął. Uniosłam brwi do góry. Czyli nie byłam wyjątkiem. – Ale odkąd pani pojawiła się w jego życiu to nie spojrzał na inną.
- Długo już ma ten hotel?
- Oj tak. – przytaknął głową. – Założył ten hotel 2 lata po zerwanych zaręczynach z panną White. – na wspomnienie jej nazwiska przypomniałam sobie, że musiałam jak najszybciej skontaktować się z kobietą. Dźwięk oznajmił nam, że przybyliśmy na miejsce. Wyszliśmy z windy i stanęliśmy na przeciwko wielkich dębowych drzwiach. – Mogę prosić o kartę? – wyciągnął w moją stronę rękę. Podałam mu złotą kartę na której było moje nazwisko. Aaron, przyłożył kartę do czytniku i już po sekundzie usłyszałam dźwięk otwieranego zamka. Gestem dłoni zaprosił mnie do środka. – Gdyby pani coś potrzebowała to proszę nacisnąć jedynkę w telefonie. – uśmiechnął się i razem z moja walizką udał się do mojego pokoju. Weszłam w głąb mieszkania i rozejrzałam się. Na przeciwko mnie miałam duży salon z wyjściem na balkon. Po lewej stronie znajdował się korytarz prowadzący zapewne do mojej sypialni. Po prawej była kuchnia w białych kolorach ścian, a w czarnych kolorach meble. Rzuciłam torebką na czarny skórzany fotel, który był za mną. Mój wzrok przykuła panorama Irlandii. Hotel został urządzony w nowoczesnym stylu. Podeszłam do okna i przyglądałam się budynkom. Założył ten hotel dwa lata po zerwanych zaręczynach z panną White. Te słowa wciąż krążyły w mojej głowie. Jeśli założył po dwóch latach zerwanych zaręczyn z Amandą, to w takim razie Amanda, musi mieć drugie imię zaczynające się na literę S. Oderwałam się od okna i udałam się do łazienki. Idąc ciemnym korytarzem oświetlanym tylko przez lampy wiszące na ścianach, zobaczyłam kilka obrazów. Stanęłam przy jednym i obejrzałam go dokładnie. Zdjęcie na którym był Christopher. Stał przy swoim hotelu i trzymał w obu dłoniach wielkie nożyczki, którymi potem przeciął pewnie czerwoną wstążkę. Spojrzałam jeszcze na kilka zdjęć na których wszystkich był Christopher, albo sama...ja. Zmarszczyłam brwi widząc siebie na jednym zdjęciu. To był dzień zakończenia liceum. Mama wtedy zrobiła mi zdjęcie kiedy dostałam swój dyplom. Christopher, poprosił moich rodziców pewnie o zdjęcie i kazał tutaj powiesić. Pokręciłam głową i weszłam do łazienki. Biało czarne płytki na ścianach. Zawsze o takich marzyłam. Uśmiechnęłam się na ten widok i postanowiłam skorzystać z gorącego prysznicu, który przygotuje mnie na wszystko.
****
Usiadłam na łóżku i położyłam laptopa na kolanach. Weszłam w wyszukiwarkę i szukałam informacje gdzie mógłby znajdować się Christopher. Bez szans. Nigdzie nie mogłam znaleźć miejsca pobytu męża ani nazwy ulicy, gdzie pracują nad filmem. Usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz i uśmiechnęłam się szeroko przykładając urządzenie do ucha.
- Hej.
- Siema. – zaśmiała się. – Co słychać?
- Dobrze. – skłamałam, bo nie jest dobrze. Dalej nie mogłam znaleźć gdzie znajdywał się mój mąż i gdzie mieszkała Amanda. – A u ciebie?
- Też. – westchnęła. – Wreszcie jestem spakowana.
- No tak jutro wyjeżdżasz.
- Tak. – szepnęła. – Ale nie wyjeżdżam na zawsze. – zaśmiała się.
- Mam nadzieje, że wrócisz szybko. – ściszyłam głos.
- Oczywiście nim wrócisz ja już będę. – wyobraziłam sobie jak się uśmiecha do mnie mówiąc mi te słowa. Usłyszałam westchnienie z jej strony. – Znalazłaś Christophera?
- Nie. – odpowiedziałam i wyszłam ze strony gdzie były moje i Christophera zdjęcia. – Wole jutro to załatwić, ale będzie ciężko. – westchnęłam. – Ciężko jest znaleźć Christophera, w tym wielkim mieście.
- Zadzwoń do niego.
- Zwariowałaś? – podniosłam głos. – Przecież jak się dowie przez telefon gdzie jestem to się wścieknie i Bóg wie co mi zrobi. - spojrzałam w górę.
- Co masz na myśli?
- Nie wiem w jakim humorze jest Christopher, a jego humor zmienia się cały czas. - odpowiedziałam.
- Przecież mówiłaś, że jak go zdenerwujesz to wtedy mu się zmienia.
- Lily?
- Tak?
- Czasami mnie denerwujesz i to czasami jest dzisiaj. – przyłożyłam swoją dłoń do czoła czując jak moja głowa zaczyna mnie powoli boleć.
- Spokojnie. – zaśmiała się.
- Wiesz co mnie ciekawi? – zmrużyłam oczy.
- Co takiego?
- Nazwa hotelu. C&S Hotel.
- C, to pewnie pierwsza litera imienia twojego męża. - no co ty, dobrze, że ja na to nie wpadłam.
- A s?
- Nie wiem, może jego mama? - usłyszałam jej piskliwy głos na końcu.
- Nie. – wyłączyłam laptopa i położyłam się na łóżku odkładając urządzenie na szafkę nocną. – Hotel założył dwa lata po zerwanych zaręczynach z Amandą. - przykryłam się ciepłą kołdrą.
- Może ta litera ma z nią coś wspólnego?
- Nie wiem. – pokręciłam głową. – Ale muszę się dowiedzieć. – zgasiłam lampkę nocną i spojrzałam na biały sufit. – Jeśli tego nie zrobię to chyba umrę z zaciekawienia.
- Jeśli bym mogła to bym ci pomogła, ale sama wiesz...
- Tak wiem. - przerwałam jej. - Nie martw się dam sobie radę. - uśmiechnęłam się lekko.
- Na pewno, bo jesteś silna. - na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech. Cieszyłam się, że najlepsza przyjaciółka tak uważała.
- Jestem zmęczona. – ziewnęłam. – Zadzwoń jak już zaaklimatyzujesz się w nowym domu. – uśmiechnęłam się.
- Dobrze, do usłyszenia.
- Pa. – rozłączyłam się i odłożyłam telefon na szafkę. Przykryłam się kołdrą aż pod samą szyje i od razu odpłynęłam do snów morfeusza.
****
Ten nocny nie mogłam spać. Po raz kolejny miałam ten sam koszmar co ostatnio. Znów była wszędzie krew Christophera, a gdy sobie przypomniałam końcówkę koszmaru z moich oczów popłynęły łzy. Pogrzeb Christophera był tak realistyczny, że obudziłam się z łzami w oczach. Uczucia, które wywołał we mnie koszmar były nie zrozumiałe. Przecież ja go nienawidziłam, a gdy poczułam jakby to się wydarzyło na prawdę płakałam jak małe dziecko. Czy to jakiś znak? Czy te koszmary chcą mi przez to coś przekazać? Pokręciłam głową. Nie Sarah nie możesz się w nim zakochać! Christopher, mimo mając trzydzieści osiem lat to i tak jest bardzo zdrowy oraz silny. Nic mu nie grozi. Przecież to Diabeł, który zabija anioły. Objęłam się dłońmi. Ludzie mijali mi, a nie którzy patrzyli na mnie jak na wariatkę. Bo to normalne, że osiemnastolatka spaceruje po Irlandzkich ulicach z łzami w oczach które co sekundę spływają po policzku. Musze jak najszybciej znaleźć Christophera i sprawdzić czy z nim wszystko dobrze. Może jestem wariatką, ale martwię o męża i trochę mnie ten koszmar wystraszył. Albo po prostu czujesz coś do niego. Nie patrząc przed siebie uderzyłam w czyjąś drobną sylwetkę. Odskoczyłam kilka kroków do tyłu i spojrzałam na tą osobę.
- Sarah, a co ty tu robisz? – kobieta wyglądała na zaskoczona moją obecnością, a ja mogłam odetchnąć z ulgą i odhaczyć, że nie muszę już szukać Amandy. Szatynka ubrana w szarą sukienkę i czarnym płaszczu patrzyła na mnie wyczekująco na moją odpowiedź.
- Spaceruje w środku nocy. – uśmiechnęłam się blado i przetarłam swoje mokre policzki. Uniosła brwi do góry domagając się całej prawdy. – Christopher, pracuje tutaj nad nowym filmem.
- Słyszałam. – uśmiechnęła się. – Alejandro. – zmrużyła oczy nadal się uśmiechając. – Przyleciałaś razem z nim? – pokręciłam głową.
- Przyleciałam dzisiaj. - odpowiedziałam od razu. Moje ciało zaczęło drżąc pod wpływem zimna. Nie byłam mądra wskakując na szybkiego w cienkie dresy, krótki szary t-shirt i letni płaszcz. Będę przeziębiona.
– Coś się stało? – zmarszczyła brwi. – Trzęsiesz się i masz mokre policzki. - chwyciła mnie za ramie.
- To nic. – machnęłam ręką. – Po prostu zwykły koszmar. - uśmiechnęłam się przecierając łzy.
- Nie którym ludziom śnią się koszmary by ich ostrzec. – pokręciła głową. Spojrzałam na nią. Mam nadzieje, że nie mówiła prawdy. Sama chciałaś pozbyć się Christophera. Nie w taki sposób. Nie w sposób śmierci.
- Co tu robisz? – postanowiłam zmienić temat.
- Przyjechałam sprawdzić jak z moją suknią ślubną. – uśmiechnęła się promiennie.
- Zapomniałam na śmierć, że bierzesz ślub. – przyłożyłam dłoń do czoła. Amanda zaśmiała się ukazując rząd białych zębów. Też bym chciała mieć takie piękne i białe zęby jak ona.
- Mam nadzieje, że ty i Christopher się zjawicie.
- Oczywiście. – uśmiechnęłam się blado. O ile nic się złego nie wydarzy w naszym życiu. Szatynka spojrzała na swój zegarek na lewym nadgarstku i zrobiła smutną minę.
- Mam mało czasu. – westchnęła. – A chciałam z tobą spędzić dzień.
- Jeśli chcesz mogę pomóc ci w tym co teraz musisz załatwić, a potem spędzimy razem dzień. – zaproponowałam poważnie.
- Na prawdę? – złapała mnie za dłonie. Zaśmiałam się i przytaknęłam głową. – Dziękuję. – przytuliła mnie mocno do siebie. Przez chwile stałam nie ruchomo nie wiedząc co zrobić, ale potem oprzytomniałam i odwzajemniłam uścisk. Uśmiechnęłam się szczerze i zamknęłam oczy, żeby zapamiętać tą chwilę na zawsze. Kobieta po chwili oderwała się ode mnie. – Zapraszam cię do mojego samochodu. – gestem ręki wskazała na swojego czarnego Range Rovera. Z uśmiechem na ustach skierowaliśmy się do pojazdu. Zapieliśmy pasy, a dziewczyna obudziła samochód do życia. – Zaraz poznasz życie kobiety po trzydziestce. – obie zaśmiałyśmy się i ruszyliśmy do pierwszego punktu z listy. Może myliłam się co do Amandy. Może nie jest taka zła jak myślałam. Tylko nie rozumiałam dlaczego zakończyła swój związek z Christopherem i dlaczego wszyscy mówili i pisali, że zdradziła go ze swoim obecnym narzeczonym. Czy powinnam w to wierzyć? Sama nie wiem, ale wiem jedno. Nie ocenia się książki po okładce.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro