Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*2.7* + bonus

~Kai~

- Dobra. Brookstone, ty jedziesz ze mną - oznajmił Lloyd, kiedy brunet wraz z Zane'm podeszli do naszej trójki.

Biały Ninja, Cole i jakiś strażnik poszli odebrać rzeczy tego idioty. Teraz Brookstone zamiast w więziennych ciuchach, pojawił się w swoim stroju, a co gorsza: miał przy sobie swoje dwa sztylety. Mógł nas zaatakować w każdej chwili...

A to niezbyt mi się podoba...

- Lepiej, żeby pojechał ze mną. Będę mieć na niego oko - mruknąłem, krzyżując ręce na piersi.

- Nie zgadzam się! - powiedział teatralnie Brookstone. - Ja się go boję - wskazał mnie, lekko się odsuwając.

- I masz powody - warknąłem.

- Kai, uspokój się już - mruknął w moją stronę Lloyd. - Brookstone, ty też - gdy tylko Zielony Ninja to powiedział, brunet przewrócił oczami - Jedzie ze mną, a jak spróbuje coś kombinować to ukręcę mu łeb - zagroził brunetowi Zielony Ninja, na co Brookstone wytrzeszczył oczy.

- Od kiedy on stał się taką agresywną herbatką - szepnął Cole pod nosem.

- Od kiedy mam doczynienia z debilami.

Brookstone spojrzał się kilkakrotnie to na Lloyda, to na mnie, po czym uśmiechnął się tak, jakby zaraz miał powiedzieć coś idiotycznego... I tak też się stało....

- Czyli od zawsze?! - zawołał teatralnie brunet.

- Zamknij się już - warknął Lloyd.

- Niech już ci będzie, Agresywna Herbatko - powiedział Cole, pakując się do pojazdu Zielonego Ninja.

★-·-·-★

Weszliśmy na Perłę. Od razu powitała nas Pixal, która posłała nieufne spojrzenie Brookstone'owi.

Zauważyłem, że brunet już otworzył usta, żeby coś powiedzieć w stronę nindroidki, jednak nie zdążył, bo Lloyd złapał go z tytułu za kołnierz i zaczął prowadzić do salonu.

- Ej no... Zieloniutki, może ostrożniej - mruknął Brookstone, kierując się za Zielonym Ninja. Poszliśmy za nimi.

- Teraz siadasz - warknął groźnie Lloyd w stronę Cole'a, wskazując kanapę - i gadasz WSZYSTKO co wiesz.

- Ale... - zaczął Brookstone, zatrzymując się.

- Jeszcze jedno niepotrzebne słowo, a będzie tu gorzej niż w Kryptarium - warknął blondyn.

Brookstone wytrzeszczył oczy i kilkakrotnie spojrzał się to na Lloyda, to na resztę drużyny.

- Nie no - powiedział w końcu brunet. - Nie żartuj, Liptonek. - Cole uniósł krzaczaste brwi do góry i uśmiechnął się lekko. - Nie ma nic... NIC gorszego od tych idiotów w Kryptarium.

- Chcesz się przekonać, że jest? - Lloyd skrzyżował ręce na piersi.

- No nie wiem... - mruknął pod nosem Cole. - W sumie zastanawiam się nad odpowiedziami "tak", a "nic nie jest gorsze od Ultra Violet" - oznajmił Brookstone.

- No cóż - wtrąciłem się. - My jesteśmy.

- Nie uwierzę wam - powiedział stanowczo Cole, krzyżując ręce na piersi.

- Ha! To zaczniesz! - zawołał Jay z takim uśmieszkiem na twarzy, jakby już wiedział jaki diabelski kawał przygotować brunetowi (jeśli taki, że ten debil zapamięta, że z nami się nie zadziera, to z chęcią pomogę Niebieskiemu Ninja).

Brookstone przez dłuższą chwilę stał jakby nie wierzył w to co słyszy. Ze dwa razy otwierał i zamykał usta, nie wiedząc co powiedzieć.

- Okej... - wydusił w końcu. - Właśnie przyznaliście mi się, że jesteście ostro popaprani...

- Siadaj - warknął Lloyd, po raz drugi wskazując kanapę.

- O nie! - zawołał teatralnie Cole. - Groźna Herbatka jest na mnie zuuaaaa i mnie dopadnie! Co ja teraz zrobię! - złapał się za głowę, udając strach.

I w tym właśnie momencie Brookstone przegiął. Lloyd w jednym momencie uderzył bruneta z całej siły w brzuch. Cole zgiął się w pół i jęknął cicho. Nie spodziewał się czegoś tego i nie zdążył nawet zareagować.

- Już wiem o co wam chodziło z tym, że "jesteście gorsi"... - kaszlnął, po czym uniósł lekko głowę do góry. - Ale i tak cios Killowa był gorszy i mocniejszy - oznajmił brunet.

- A mam poprawić? - mruknął Lloyd.

- Nie...! Nie... Lepiej nie... - Brookstone odsunął się od Zielonego Ninja, unosząc ręce w geście obronnym.

- Siadaj - warknął Lloyd.

- Jeśli to będzie jakieś przesłuchanie, to ja podziękuję - mruknął Cole.

- Trafiłeś.

- Oj... - Brookstone przełknął głośno ślinę. - No to... Chyba czas się zbierać - szepnął, wycofując się wolno.

Zane złapał go za kołnierz i siłą usadził na miejscu.

- Nie ma mowy - oznajmiłem. - Zostaniesz tutaj i zaczniesz gadać co wiesz.

- A jeśli tego nie zrobię? - zapytał brunet.

- A dlaczego miałbyś tego nie zrobić? Może dalej jesteśmy w "nieodpowiednim miejscu", co? - warknąłem.

- A żebyś wiedział, Jeżuś - to mówiąc brunet złapał się za prawą rękę, jakby ta zaczęła go boleć.

- Co ci się stało? - zapytał Zane.

- Nic takiego... Po prostu to było bliskie spotkanie z Ultra Violet... - mruknął Cole.

- Powinienem na to zerknąć - oznajmił Biały Ninja, na co brunet posłał mu zdziwione spojrzenie.

- Rzeczywiście jesteście jacyś dziwni... - mruknął pod nosem Brookstone.

★-·-·-★

Kiedy Zane opatrywał zwichnięte przedramię i nadłamane żebro bruneta (muszę przyznać, że nieźle go poobijali w więzieniu), Lloyd stwierdził, że musi coś załatwić. Podejrzewałem, że Zielony Ninja chciał porozmawiać komisarzem i wyjaśnić mu całą sytuację. Na początku myślałem, żeby iść tam z Lloydem, ale stwierdziłem, że wolę przypilnować bruneta. Przy okazji przez równą godzinę próbowałem wyciągnąć z niego jakieś informacje, jednak Brookstone uparł się, że bez Lloyda nie będzie gadał, bo "nie chce tego powtarzać dwa razy".

W końcu po długim oczekiwaniu na Perle pojawił się Zielony Ninja. Jednak Lloyd nie był sam...

- Już jestem - oznajmił blondyn, wchodząc do salonu. - Na szczęście komisarz zgodził się, żeby Brookstone tu został, jednak zrobił to niechętnie. Ale zero wychodzenia poza Perłę.

- Ta? To super, że utknąłem tu z debilami - mruknął Cole, odwracając się w stronę Lloyda.

Gdy tylko brunet spostrzegł "gościa", zerknął na Zielonego Ninja zdziwiony. Zresztą... My zareagowaliśmy tak samo.

- Co on tutaj robi? - zapytał Zane.

- Louis...? - Brookstone popatrzył na chłopaka jakby ten był jakąś zjawą. - Skąd ty się tutaj wziąłeś?

- Byłem na komisariacie, bo komisarz chciał zadać mi kilka pytań na twój temat i przyszedł Lloyd i tak jakoś wyszło... - szepnął Louis.

- Nie "tak jakoś wyszło" tylko, kiedy usłyszał jak rozmawiamy z komisarzem na temat Brookstone'a, to zaczął nas błagać, żeby tu przyjść - wyjaśnił Lloyd.

Chłopak podszedł do Brookstone'a i przytulił się do jego torsu.

- Chytry jesteś - skomentował brunet, gładząc chłopaka po głowie, na co ten uśmiechnął się lekko.

- Wiem.

- Komisarz zgodził się, żeby Louis został tutaj na noc - coś oznajmił Lloyd, siadając na kanapie.

- Cole...? - zaczął niepewnie Louis.

- Co tam, młody?

- Lloyd większość mi opowiedział... Ale... Dlaczego znowu trafiłeś do Kryptarium?

Gdy tylko Louis to powiedział, brunet zerknął na Zielonego Ninja.

- To było małe nieporozumienie... - oznajmił cicho Cole.

- Taa? A w Kryptarium mówiłeś coś innego - mruknąłem.

- Yyyyy... Żartowałem - powiedział brunet, odwracając się w moją stronę.

- Kai - zaczął Lloyd - możemy porozmawiać?

- Jasne - odpowiedziałem. W tym samym momencie Brookstone poruszył jednoznacznie brwiami, na co ja posłałem mu mordercze spojrzenie. - O co chodzi? - zapytałem, kiedy byliśmy już sami.

- Dowiedziałeś się czegoś od Brookstone'a? - zapytał.

- Nie... Uznał, że jeśli ciebie nie ma na Perle to nic nie powie, bo "nie chce się powtarzać"...

- Zgodziłem się, żeby Louis tu przyszedł dlatego, że może on coś wyciągnie z Brookstone'a. Poprosiłem go o to i powiedział, że postara się o coś spytać, a później wszystko przekaże nam - oznajmił Zielony Ninja.

- No tak... Ma sens...

★-·-·-★
*Na następny dzień*

- Jak spałeś? - zapytał Lloyd Louisa, kiedy chłopak wszedł po schodach na górę.

- Cole za głośno chrapie - zaśmiał się chłopak, przecierając oczy.

Stanąłem obok Lloyda. Zane, Pixal i Nya szukali czegoś na ekranach i prawie jednocześnie klikali przyciski na klawiaturze. Jay, dalej zaspany, położył głowę na stole, gdzie tuż obok niego siedział Louis. Brookstone jako jedyny dalej spał sobie w najlepsze. I w sumie dobrze. Im mniej tego debila, tym lepiej.

- I jak? - zapytał Lloyd, wpatrując się w Louisa. - Dowiedziałeś się od niego czegoś?

Chłopak tylko pokręcił głową.

- Nic? - upewniłem się.

- Nic. I zaczyna mnie to martwić - oznajmił Louis.

- Dlaczego? - zdziwił się Zielony Ninja.

- Kiedy Cole nie chce gadać, to oznacza, że to coś poważnego... - oznajmił Louis, na co posłaliśmy sobie porozumiewawcze spojrzenia.

- Rozumiem... - mruknął pod nosem Lloyd. - Dobra... Chodźcie na śniadanie. Louis - blondyn zwrócił się do chłopaka - obudzisz go?

Chłopak wiedząc, że chodzi o Cole'a, kiwnął głową i zeskoczył ze stołu. Pokierował się w stronę wyjścia.

Podczas śniadania zauważyłem, że Brookstone jest dziwnie zamyślony. Niby nic nadzwyczajnego, ale wiedziałem, że ten gnój znowu coś ukrywa...

Tuż po śniadaniu znowu próbowaliśmy wyciągnąć coś z Brookstone'a, jednak dalej bezskutecznie... Milczał, jakby był martwy... Chociaż jeśli dalej tak będzie to sprawię, że zamilknie na zawsze...

- Słuchaj, Brookstone - warknął Lloyd.

- Co tam, Zieloniutki - brunet oparł się o stół, krzyżując ręce na piersi.

- Dalej nie rozumiem dlaczego nie chcesz nam nic powiedzieć...

- Brzmi jak twój problem - zaśmiał się Cole, przerywając Zielonemu Ninja.

Nagle monitor przed którym stała Pixal zgasł. Nindroidka odskoczyła zaskoczona.

- Co się dzieje, Pixal? - zdziwił się Zane.

- N-nie wiem... Monitor wyłączył się tak sam z siebie....

Momentalnie reszta monitorów i lampa również zgasły. Nya spróbowała kilkakrotnie przełączyć włącznik światła, jednak nic to nie dało.

- Czy to twoja sprawka? - mruknąłem podejrzliwie w stronę Brookstone'a.

- Chciałbyś, Jeżu.

Nagle żarówka ponownie się zaświeciła, jednak tym razem na zielono.

- Co jest - warknął Lloyd pod nosem, podchodząc do Pixal.

Nagle na ekranie pojawiła się czyjaś dłoń. Dopiero po chwili zorientowałem się, że zielona, przezroczysta ręka wykładnia się z ekranu jak w jakimś cholernym horrorze.

Jay, przerażony odskoczył, widząc, że z ekranu wyłoniła się cała w bliznach głowa, którą zrobił kapelusz.

- D-d-d-duch! - zawołał Niebieski Ninja.

Postać wyskoczyła z monitora, atakując Zane'a, jednak na szczęście nindroid zdążył odskoczyć.

Duch zaczął lewitować na środku pomieszczenia, śmiejąc się psychopatycznie. Wszyscy patrzyliśmy się na niego z przerażeniem.

- Ty! - ryknęła zjawa takim głosem, że aż przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz po plecach.

Duch wskazał palcem Brookstone'a, na co ten cofnął się o krok.

- Jako, że przez CIEBIE policja zabrała nam Kryształ Krainy - zaczął duch, po woli zbliżając się do bruneta - Morro kazał mi przekazać ci, że jeśli chcesz, aby ten staruch przeżył, masz zabić Zielonego Ninja.

Zerknąłem z przerażeniem na Lloyda, który nie wierzył w słowa ducha. Później mój wzrok powędrował na Brookstone'a, który najprawdopodobniej nie wiedział co ma zrobić.

Brunet stał osłupiały, wpatrując się w półprzezroczystą zjawę. Po chwili jego wzrok przeniósł się na Zielonego Ninja, a jego prawa ręka powędrowała do sztyletu przy pasie.

- Ej, dlaczego na całym statku światła świecą się na zielono? - nagle do pomieszczenia wszedł Louis. Kiedy tylko zobaczył co dzieje się dookoła, stanął jak wryty i wytrzeszczył oczy.

- Louis, schowaj się - polecił cicho Brookstone, wyciągając sztylet.

- NIE ZROBISZ TEGO! - warknąłem s stronę bruneta, kiedy ten wolnym krokiem zaczął zbliżać się do Zielonego Ninja.

- Wybacz, Lloyduś, ale jeśli mam wybierać między między Charlesem, a osobami, które nic dla mnie nie znaczą, to wybór jest oczywisty! - powiedział Brookstone, zaciskając dłoń na rączce sztyletu.

Nagle duch zaśmiał się złowieszczo i zaczął sunąć w stronę... Louisa. Chłopak mimo, że był przerażony, odskoczył w bok.

Zjawa ponownie zaczęła się śmiać.

- Nie zrobisz tego - warknął Lloyd, odsuwając się od bruneta. Zielony Ninja szukał jakiejś broni, jednak żadnej nie było w pobliżu.

Pixal, Nya i Jay zaatakowali bruneta wtedy kiedy ten ruszył w stronę Zielonego Ninja, jednak ten szybko ich odtrącił. Zane spróbował zatrzymać ducha swoimi mocami, jednak nic to nie dało, a jedynie rozwścieczyło zjawę.

- Nie zrobisz tego - powtórzył ciszej Lloyd, uderzając plecami o ścianę.

- Masz mnie - szepnął brunet, momentalnie odwracając się do tyłu. Brookstone z całej siły rzucił sztyletem w stronę ducha.

Zjawa nie zorientowała się w pierwszej chwili i na szczęście nie zdążyła uniknąć broni Brookstone'a. Sztylet przebił się przez głowę ducha, a ten, zanim zamienił się w zielony dym, zdążył wydać z siebie urwany krzyk.

Louis, który przed śmiercią ducha upadł, teraz siedział na podłodze, ciężko oddychając i wpatrując się przed siebie.

Cole podszedł do chłopaka, który momentalnie się do niego przytulił.

- Już dobrze, Louis - szepnął brunet, gładząc chłopaka po głowie.

- Nie jest dobrze, bo nagle dowiedzieliśmy się, że Morro żyje! - warknąłem, ruszając w stronę Brookstone'a, jednak Lloyd mnie zatrzymał. Dopiero po chwili usłyszałem cichy płacz Louisa, który cały czas był wtulony w tors Brookstone'a.

Zorientowałem się, że chłopak musiał strasznie przestraszyć się tej upiornej zjawy... W sumie... Jay też wyglądał trochę tak jakby narobił w zbroję...

Kiedy Louis już się uspokoił, a Pixal naprawiła monitory, Zielony Ninja podszedł do Brookstone'a.

- Mam rozumieć, że teraz łaskawie zechcesz nam wszystko wyjaśnić, tak? - mruknął.

- A mam inne wyjście? - westchnął Cole.

- Nie. Mam rozumieć, że siedziałeś cicho, bo ten... Duch cię pilnował, tak?

- Mądry jesteś - skomentował Brookstone. - Dokładnie tak było. Gdybym wam coś powiedział, mogłoby się to źle skończyć dla Charlesa.

- Czego chce Morro? - wtrąciłem się. - Do czego mi Kryształ Krainy?

- A bo ja wiem? - Cole wzruszył ramionami. - Mnie tylko chciał po to, żeby zdobyć ten kryształ.

- Opętał cię, prawda? - dopytywał Lloyd.

- Taa... - mruknął Cole.

- Wies coś więcej? - zapytał Zielony Ninja, na co brunet pokręcił głową.

- A co się dzieje z Charlesem? - zmartwił się Louis.

- Jest w szpitalu - oznajmił Cole.

- Musimy jakoś działać - mruknął do sobie Zielony Ninja.

🤩Bonus🤩

Lloyd

W drzwiach stanął Brookstone i oparł się o framugę.

- Słuchaj, Lloyduś - zaczął bardzo pewnym siebie głosem. - Mam do ciebie sprawę.

- O co chodzi? - zdziwiłem się.

- Chciałbym ci coś pokazać, Zieloniutki...

- Brzmi jakbyś chciał go zaciągnąć gdzieś i zamordować... - zauważył Kai.

- Tiaa.... Bo od razu bym wszystkich mordował i zabijał... Weź się nie ośmieszaj, Jeżuś.

- Co odwaliłeś? - zapytałem podejrzliwie.

- Ależ nic. Po prostu chcę ci coś pokazać.

- Dlaczego akurat jemu? - dopytywał Kai.

- Bo mam taki kaprys? Pomyśl przez chwilę Jeżu - mruknął mało przyjaźnie. - Czy to coś dziwnego, że chcę wyjaśnić sobie parę spraw z waszym liderkiem?

- Nie, ale... - zaczął Kai, podchodząc do bruneta - brzmisz jakbyś coś kombinował.

- Przecież nic mu nie zrobię, Kai'uś.

Brookstone poklepał Czerwonego Ninja po głowie i zaśmiał się cicho.

- No to co to takiego? - zapytałem.

- Zobaczysz na miejscu...

- Rzeczywiście brzmisz jakbyś chciał znaleźć wymówkę, żeby uciec z Perły... - mruknął Kai.

★-·-·-★

- Czy to coś ważnego? - zapytałem.

- Hmm... Zależy... - mruknął Cole, idąc przed siebie.

- Od czego?

- A ty nie zadajesz przypadkiem za dużo pytań? To nie czas na nie.

Szliśmy chwilę w ciszy.

- Trochę dziwne, że idziemy aż tak daleko - zauważyłem. - Coś mi się wydaje, że rzeczywiście po prostu wymyśliłeś jakąś wymówkę, żeby choć na chwilę opuścić Perłę.

- A to to tak... Tylko przy okazji... - zaśmiał się brunet.

- Wiedziałem - mruknąłem.

Brookstone szedł na dach budynku, a ja ruszyłem za nim. Kiedy znalazłem się już na górze Cole ruszył w stronę krawędzi. Usiadł, po czym odwrócił się lekko w moją stronę.

- Klapnij sobie - powiedział, poklepując miejsce obok siebie.

Niepewnie podszedłem do krawędzi i zająłem miejsce obok bruneta.

- Po co tu przyszliśmy? - zapytałem zaciekawiony, na co Cole bez słowa wskazał ręką to co znajdowało się przed nami.

Patrzyliśmy się na jedną z części miasta, która była najbardziej zniszczona po jednym z pierwszych ataków Garmadona. Z nieznanych przyczyn do tej pory (po ponad dziesięciu latach) nie naprawiono tego miejsca. Wiele domów i innych budynków to dalej są gruzy, pył i zniszczenia. Mimo, że zauważyłem kilka sprzętów, które mogłyby pomóc w sprzątnięciu tego miejsca, to widziałem, że są one lekko zniszczone i zapewne nikt ich nie używał od dłuższego czasu.

- To mi zbyt wiele nie wyjaśnia... - powiedziałem cicho, zerkając na bruneta.

Ten, dalej w ciszy, podniósł prawą nogę, by oprzeć łokieć na kolanie.

- Chciałbym... Wyjaśnić kilka niejasności między nami... - powiedział brunet.

- Okej... - szepnąłem cicho lekko zdziwiony jego zachowaniem. - Jakich na przykład?

- Wiesz... - zaczął Brookstone. - Pewnego "pięknego" dnia doszły mnie słuchy o pewnych... Plotkach, że tak powiem... I... Dotyczyły one mojej matki... - Cole cały czas wlepiał wzrok w gruzy budynków przed nami. - Wiesz... Usłyszałem, że... PODOBNO to JA ją zabiłem. A jak myślisz... Czy rzeczywiście tak było? - W końcu odwrócił głowę w moją stronę.

- Emm... Nie wiem... Ja...

- A jak myślisz... Po co cię tu przyprowadziłem? - przerwał mi brunet.

- Więc... - zacząłem niepewnie - ...Twoja matka zginęła pod tymi gruzami, prawda?

- Szybko łączysz fakty - zauważył Cole. - A jak myślisz... Po co przyprowadziłem tutaj akurat CIEBIE?

- Emm... Możliwe, że to ma związek z moim ojcem... - strzeliłem.

- Mądry jesteś, Lloyduś - powiedział cicho brunet. - A tak z ciekawości... Domyślasz się jak zginął ojciec Louisa?

Zaniemówiłem. Nigdy nie zastanawiałem się nad tym jak ten chłopak wylądował w sierocińcu... Nigdy też nie sądziłem, że poznam jego historię...

- Około dwa lata po śmieci ojca Louisa, jego matka nie mogła znieść samotności... I... Popełniła samobójstwo - wzrok bruneta zatrzymał się na jakiejś maszynie. - Po tym jak sąsiedzi znaleźli ją martwą w łazience, Louis trafił do sierocińca, gdzie przeżył piekło. Nie dziwię się mu, że uciekł. Też bym stamtąd zwiał, gdybym był na jego miejscu...

Opuściłem głowę, nie wiedząc co odpowiedzieć. Po prostu zacząłem słuchać dalej.

- A wiesz jaka jedyna rzecz pozostała po jego rodzinie? Tylko list, który napisała jego matka przed śmiercią. Stąd to wszystko wiadomo...

Brunet zamilkł na chwilę.

- Jeden jedyny papierek... - szepnął cicho Cole. - A najgorsze jest dla mnie to, że pewnego dnia Louis stwierdził, że mogę przeczytać ten list...

- Dlaczego najgorsze? - zapytałem zdziwiony.

Brunet przez chwilę patrzył się na mnie w ciszy.

- Nie potrafię wyobrazić sobie dziewięcioletniego mnie, czytającego takie rzeczy - oznajmił brunet, opuszczając lekko głowę.

Zapadła długa cisza. Oboje przez ten czas patrzyliśmy się na resztki budynków.

- Wiesz ile osób tam było? - brunet wskazał ruiny.

- Nie... Ale... Mogę się domyślać... Wtedy to właśnie te okolice Ninjago były centrum...

- A wiesz ile niewinnych osób wtedy zginęło?

Pokręciłem wolno głową.

- Masa... - powiedział cicho. - A wiesz ile osób się uratowano...? - kontynuował zadając mi kolejne pytanie.

Znowu pokręciłem głową.

- Chyba mógłbym ich policzyć na palcach obu rąk. A wiesz ile ciał znaleziono...? Niewiele więcej... - odpowiedział od razu brunet.

Znowu zapadła chwila ciszy.

- Brzmisz teraz tak trochę jakbyś obwiniał za to mnie... - zauważyłem.

I rzeczywiście... Po tych słowach czułem się trochę jakby miał żal do mnie o to, że mój ojciec zamienił w piekło życie wielu osób...

- Nie, Lloyd - chyba pierwszy raz wymówił moje imię, nie przekręcając go. - Nie winię za to ani ciebie, ani nikogo innego oprócz Garmadona i siebie...

Cole zaczął patrzeć się gdzieś w dal. Już miałem zapytać dlaczego obwinia też siebie za śmierć matki, jednak nie zdążyłem.

- Ja nie jestem jak Harumi, Lloyduś - mruknął cicho, zerkając w moją stronę.

Znowu nie wiedziałem co odpowiedzieć. Na samą myśl o Rumi przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Wolałbym o niej nie pamiętać.

- Wiesz... - brunet w końcu przerwał niezręczną ciszę - Dalej nie mogę pogodzić się z faktem, że ona dalej tam jest - szepnął bardziej do sobie niż do mnie. - Tak naprawdę to ja powinienem być na jej miejscu... Może wtedy oszczędziłbym... - brunet odwrócił się na chwilę w moją stronę - ...wielu ludziom pracy...

Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, jednak znowu nie wiedziałem co...

- Prawdę mówiąc... - zaczął znowu Cole - to czuję się trochę tak, jakby moi rodzice zginęli właśnie przeze mnie...

- Co? - zdziwiłem się. - Dlaczego?

- Lily została tam ratując mnie i mojego ojca... A później... - urwał na chwilę, jakby bał się wypowiadać kolejne zdania - Po stracie matki ojciec zaczął pić, a jego choroba przyspieszyła tak, że pewnego dnia zaczął się wykrwawiać i dusić własną krwią... Tak... Nagle... A kiedy i ja i Charles zorientowaliśmy się co się dzieje... Było już za późno...

- Chwila... - zacząłem, na co Cole odwrócił głowę w moją stronę - A sekcja zwłok? Przecież by odkryli, że twój ojciec jest chory, prawda...?

- Po pierwsze... Ta choroba nie jest taka łatwa do wykrycia... A po drugie... Mój ojciec nie zgodził się na sekcję zwłok po śmierci... Przez co, niestety muszę przyznać, narobił mi trochę problemów...

- Przykro mi - zdołałem wydusić.

Siedzieliśmy chwilę w bardzo niezręcznej ciszy. Obydwoje skupieni byliśmy na ruinach domów. Dopiero wtedy zauważyłem, że przy ulicy stoi masa zapalonych zniczy.

- A... - zacząłem niepewnie - ...Jak poznałeś Louisa?

- Tooo... Dosyć dziwna historia... - mruknął pod nosem Cole. - Spotkaliśmy się tuż po tym jak Louis uciekł z sierocińca. On siedział w jakiejś ślepej uliczce zmarznięty, głodny, poobijany i przerażony, a ja akurat schowałem się tam przed policją... Heh... Tuż po napadzie na jeden z banków... - urwał na chwilę. - Dałem mu pieniądze na jedzenie, bo nie dałbym rady zostawić go tam samego... Pamiętam, że po tym podziękował i uciekł. Wiesz... Mimo, że Louis był i jest tylko dzieckiem, to jest wyjątkowo mądry.

- Co masz na myśli? - zdziwiłem się.

- Ty wiesz, że Louis zaczął mnie śledzić? Tuż po tym jak rzekomo uciekł, ruszyłem do kryjówki Mechanica... A Louis poszedł za mną... Więc prawdę mówiąc to spotkaliśmy się dwa razy... I... Tak jakoś wyszło... - urwał na chwilę. - Ale muszę przyznać, że jestem z niego dumny, bo nie zaufał mi na początku i był ostrożny...

- A wiedział, że kradniesz? - zapytałem.

- Taa... Niestety tak... - mruknął Cole. - I w sumie to do tej pory trochę mnie dziwi dlaczego Louis mi zaufał...

- A co zrobiłeś, kiedy zobaczyłeś go przy kryjówce Mechanica? - zapytałem zaciekawiony.

- Zaproponowałem, żeby schował się do środka, przy okazji zaznaczając, że może wyjść w każdej chwili... To właśnie dlatego Mechanic jako jedyny ze złoczyńców wie o Louisie... - dodał. - Później opowiedział mi o tym, że jest z sierocińca i, że inni się nad nim znęcali i nie chce tam wracać... Potem kupiłem mu parę ubrań, żeby nie chodził w podartych ciuchach... I w sumie to Louis sam uznał, że chce ze mną zostać. Więc kiedy się zgodził zabrałem go do Charlesa...

- Ah... - szepnąłem cicho. - Chwila... Czyli mam rozumieć, że to wszystko co Louis ma... W sensie... Ten telefon, ubrania i tak dalej... To wszystko ma od ciebie? - zapytałem.

- Tak. Po czasie zacząłem dawać mu pieniądze na książki do nauki - oznajmił spokojnym głosem Cole.

- Wow... Serio zachowujesz się jakbyś był jego ojcem - zauważyłem.

- Nic dziwnego... Nie miał rodziców. Tylko tyle mogę dla niego zrobić...

- "Tylko"?! Chyba AŻ tyle! Ty nawet nie wiesz jak ten chłopak cię uwielbia!

Brunet nie odpowiedział. Prawdopodobnie nie wiedział co ma powiedzieć. Zerknął na chwilę na mnie, po czym znowu odwrócił wzrok na zniszczone budynki.

Po chwili brunet zadarł głowę do góry i gapił się przez chwilę w niebo.

- Dalej trochę zastanawia mnie - zacząłem - dlaczego nie chciałeś być ninja.

- Uznałem, że to nie dla mnie... - mruknął pod nosem Cole.

- Rozwiń.

W tym momencie brunet zamilkł. Przez chwilę wydawało się, jakby chciał coś powiedzieć, jednak widziałem, że cały czas szuka odpowiedzi w głowie.

- Po prostu... - zaczął w końcu - ...wiedziałem, że nie dam rady...

- Ty chyba sobie żartujesz - powiedziałem, na co Cole spojrzał na mnie zdezorientowany. - Chcesz mi zasugerować, że ktoś kto potrafił wykiwać policję i naszą drużynę, nie dałby sobie rady z kilkoma złolami?

- Ha! Aj uwierz, że złoczyńców jest łatwiej oszukać! - zaśmiał się brunet. - A i nie chcę się chwalić, ale jakbym chciał, to w ogóle byście mnie nie złapali - dodał.

- Mhm - mruknąłem. - Takich bajeczek to mi nie sprzedasz.

Na te słowa brunet zaśmiał się cicho, po czym podniósł się.

- Domyślam się.

- A ty dokąd?

- Nie wiem jak ty, ale ja idę do szpitala zobaczyć Charlesa - powiedział.

- Nie wiem czy mogę ci na to pozwolić. Powinieneś wrócić na Perłę - oznajmiłem, również wstając.

- No właśnie! Powinienem. Ale nie zamierzam tego zrobić tak prędko! - brunet wyszczerzył się, łapiąc się za boki.

- I właśnie w tym momencie utwierdziłeś mnie w przekonaniu, że nie można ci ufać i nie zamierzam cię puścić do żadnego szpitala.

- Ale... - zaczął brunet.

- Nie ma żadnego "ale". Obiecaliśmy komisarzowi, że będziesz siedział na naszym statku.

- Oj no Lloyduś no... Czego oczy nie widzą tego sercu nie żal! Nie bądź taki no...

- Wiesz... Jeśli komisarz dowie się, że nie pilnujemy ani ciebie, ani Louisa, to nie będzie zadowolony...

- To chyba nie mój problem, tylko wasz - brunet wzruszył ramionami. - Poza tym... Przecież Louis siedzi na Perle.

- A ja dobrze wiem, że ty nie zamierzasz na nią wracać...

- Nie zamierzam to ja zostawić Louisa z wami - oznajmił Cole, marszcząc brwi.

- Chcesz mi tym powiedzieć, że zamierzasz tam wrócić, żeby nie sprawiać kłopotów? - Skrzyżowałem ręce na piersi i uniosłem jedną brew do góry.

- A mam jakieś inne wyjście? N i e.

- Za co najwyżej dwie godziny masz być na Perle - mruknąłem.

- Traktujesz mnie jak jakieś dziecko - oznajmił Cole, ruszając w stronę jednej z krawędzi dachu.

- Bo tak się zachowujesz.

Cole tylko wzruszył ramionami i mruknął coś w stylu "no trudno", po czym zszedł po drabinie na dół.

Po dłuższej chwili odwróciłem się w stronę zniszczonych budynków, by później pokierować się na Perłę.

Ciekawe czy rzeczywiście wróci na czas...
Uznajmy, że to taki... Test...

💟☯️☯️☯️☯️☯️☯️☯️☯️☯️☯️💟

Ostatnio czytając od nowa to opowiadanie, żeby znaleźć ewentualne błędy i je poprawić (chociaż pewno i tak jakieś mi umknęły), zauważyłam, że parę spraw nie jest wyjaśnionych-
Więc teraz mam nadzieję, że już wiadomo w jaki sposób zginęła matka Cole'a, jak Cole'uś poznał Louisa itd..........

Jakbyście mieli jeszcze jakieś pytania to śmiało piszcie w komentarzach
--->

Miłego dnia/nocy, kochani ❤️

💟☯️☯️☯️☯️☯️☯️☯️☯️☯️☯️💟

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro