Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*2.15*

*dwa tygodnie później*

Ninja właśnie całą drużyną trenowali, kiedy Kai zauważył czyjąś sylwetkę, idącą w stronę Perły. Oczywiście każdy niemal natychmiast rozpoznał po czarnych włosach oraz bluzie w tym samym kolorze, że to Cole.

Brunet, kiedy podszedł do statku, wyjął ręce z kieszeni i spojrzał się na ninja.

- No proszę, pro... - Kai skrzyżował ręce na piersi, jednak nie zdążył dokończyć zdania, bo Cole mu przerwał.

- Wu jest u siebie? - zapytał szybko brunet, pakując się na pokład.

- Tak, tak... - powiedział Lloyd, nieco zdezorientowany.

Brunet od razu ruszył do pokoju Mistrza Wu. Jednak nie zdążył nawet dojść do schodów, bo zatrzymał go głos Kai'a.

- Co ci się stało w rękę?

Czerwony Ninja wskazał szybkim ruchem na dłoń bruneta. Ten zatrzymał się na chwilę i zerknął na ninja przez ramię. Na sekundę zastygł, jakby nie wiedział co ma powiedzieć. Zerknął na swoją prawą dłoń, na której widać było strupy, jakby od jakichś zadrapań. Ninja dokładnie mogli dostrzec, że te ślady są całkiem świeże.

- Nic takiego... - oznajmił Cole, ruszając do pokoju Wu.

Kiedy brunet zniknął im z pola widzenia, ninja zerknęli na siebie porozumiewawczo. Stali tak chwilę, nie do końca widząc co się właśnie stało.

W między czasie Cole stanął przed drzwiami do pokoju Wu. Wziął szybki głęboki wdech, po czym zapukał. Słysząc ciche zaproszenie do środka, wszedł. Zastał Mistrza Wu, czytającego zwój. Ukłonił się lekko, po czym zamknął drzwi.

- Cole? Co tutaj robisz? - zdziwił się Wu, wstając.

Brunet oparł się o stół, po czym spojrzał się na Wu.

- Chodzi o to, że... - zaczął. - Ostatnio z moją Mocą Żywiołu dzieje się coś dziwnego... - oznajmił wprost. - Nie panuję nad nią... - mruknął.

- Potrzebujesz pomocy z Mocą Żywiołu... - powiedział pod nosem Wu, spoglądając na bruneta. - Od kiedy to się zaczęło? - zapytał, przeczesując swoją brodę.

- Nie wiem - mruknął Cole. - To coś pojawia się nagle i jeszcze szybciej znika...

- Więc chcesz, bym pomógł ci w opanowaniu Mocy Żywiołu? - upewnił się Wu. - A raczej tej nowej umiejętności, o której mam nadzieję, że mówisz.

- Nie - oznajmił Cole. - Chcę się tego pozbyć.

Ninja podeszli do drzwi Wu. Stali tam chwilę, jednak nic, oprócz szmerów, nie dotarło do ich uszu. Lloyd odsunął ninja tak, żeby nikt ich nie zauważył, po czym samemu stanął przed drzwiami i zapukał. Zielony Ninja wszedł momentalnie do środka. Głowy Cole'a i Wu zwróciły się w jego stronę.

- Mistrzu? Wszystko w porządku? - interweniował Lloyd, bo przecież powinien być na treningu.

Zielony Ninja przymknął drzwi tak, że ich rozmowa mogła dotrzec do reszty.

- Tak, Lloyd. Skończyliście już trening? - zapytał Wu, na co Lloyd kiwnął głową. - Świetnie, bo Cole potrzebuje naszej pomocy w okiełznaniu swojej Mocy Żywiołu - oznajmił Wu tak nagle, że gdyby jego słowa były w stanie fizycznie dotknąć Zielonego Ninja, prawdopodobnie uderzyłby w ścianę za nim.

Brunet najpierw wytrzeszczył oczy, by później po prostu opuścić wzrok.

- Więc, kiedy zaczynamy? - zapytał blondyn.

Wu oraz Lloyd zerknęli na bruneta, na co ten po prostu wzruszył ramionami, prostując się.

Jakby nie patrzeć, brunet miał ogromną nadzieję na to, że ninja nie będą mieszani w jego prośbę. Jednak w tym momencie nic już nie mogło go uratować. Musiał przyjąć "na klatę" fakty.

Lloyd, Wu oraz Cole przez chwilę stali w milczeniu, a brunet słusznie zauważył, że drzwi od pokoju Mistrza są lekko, prawie niewidocznie, otwarte. Od razu zrozumiał jaki jest cel Zielonego Ninja.

- Więc zaczniecie od dzisiaj - oznajmił Wu, na co Cole schował twarz w dłoni.

Błędem było przychodzenie tu...

A może nie? Próbował jakoś sam to okiełznać, jednak nie przynosiło to żadnych efektów. A przynajmniej nie takich jakich oczekiwał.

Lloyd wskazał ruchem ręki, aby brunet poszedł za nim, na co ten westchnął. Jednak widział, że nie ma wyjścia. Kiedy Lloyd otworzył drzwi, brunet usłyszał kilka kroków, które pospiesznie gdzieś szybko uciekły.

Wraz z Zielonym Ninja wyszli na pokład, zauważyli rozmawiającą resztę drużyny.

"Nawet udawać nie potrafią" - pomyślał Cole, krzyżując ręce na piersi.

- Słuchajcie - zaczął Lloyd, na co wszyscy zwrócili się w jego stronę. - Naszym zadaniem jest pomóc Cole'owi opanować Moc Żywiołu.

Brunet zmarszczył brwi, zerkając na Zielonego Ninja jak na debila.

- Wyjaśnij mi, po chuja im to mówisz? - Lloyd otworzył usta, jednak Cole mu przerwał. - Dobrze wiem, że i tak podsłuchiwali. Nie umiecie się skradać - oznajmił.

- Więc... Jak będzie wyglądał trening? - zapytał Zane, bo inni odwrócili wzrok lekko speszeni komentarzem Brookstone'a.

- Byle tak, żeby skończyć to jak najszybciej - mruknął Cole. - Nie chcę was widzieć dłużej niż to potrzebne - oznajmił.

- Nie możesz być trochę milszy? - warknął Kai. - Próbujemy ci pomóc.

- Aktualnie mogę jedynie ograniczyć się do nazywania ciebie "Jeżem" - oznajmił Cole. - Nie sądzę, by stać mnie było na coś więcej.

- Przynajmniej tyle - prychnął Czerwony Ninja, przyjmując dokładnie taką samą pozycję jak brunet.

- Więc na początku może coś łatwego - oznajmił Lloyd.

- E-e-e - przerwał mi Cole. - Zanim zaczniemy: Czy Jeżu... - Brunet nagle kaszlnął. - Ten KTOŚ może sobie iść? Ma dziwny wzrok.

Lloyd tylko westchnął i wskazał reszcie ninja, że ci mogą wrócić do swoich zajęć. Ci całkiem chętnie skorzystali z okazji i każdy z nich zajął się sobą.

Zaczęli trening. Na początku prosta walka, a później medytacja. Lloyd słusznie zauważył, że Cole po prostu się go słucha, co było niecodzienne. Brunet raczej wolał kroczyć własnymi ścieżkami. Brunet wykonywał każde polecenie Zielonego Ninja i odzywał się mało, co również było dziwne. Jedno Lloyd nie marudził. Tak było nieco przyjemniej.

Również Lloyd spostrzegł, że Cole ma lekkie trudności ze skupieniem się, na nowej umiejętności, która swoją drogą wydała się Zielonemu Ninja całkiem imponująca.

Ich treningi i próbny opanowania Żywiołu Ziemi trwały aż dwa tygodnie. Brunet co drugi dzień przychodził na Perłę z zaskakującą punktualnością. Trochę pomarudził, jednak dalej, nawet mimo tego, że czasami inni ninja (a nawet czasem Wu) przyglądali się ich poczynaniom, wykonywał każde polecenie Lloyda bez żadnego sprzeciwu. Każdy chyba zauważył, że brunet bywał nieobecny. Jakby myślami błądził gdzieś indziej i Lloyd podejrzewał, że właśnie to blokuje Cole'a przed całkowitym opanowaniem Żywiołu.

W czasie jednego z ich treningów, kiedy reszta przyglądała się ich walce i co jakiś czas kibicowała (oczywiście Lloydowi), stało się coś czego raczej się nie spodziewali.

Kiedy Lloyd zaatakował bruneta, ten zwinnie się obronił. Kilkakrotnie stało się dokładnie do samo: Zielony Ninja atakował, a Cole bronił się i cofał. W pewnym momencie, kiedy blondyn już miał ruszyć w stronę bruneta, ten pochylił się tak, jakby dostał pięścią w brzuch i wyciągnął prawą rękę w stronę Lloyda, by dać mu znak, że to chwilowy koniec. Zielony Ninja stanął, bo nie zdążył nawet dotknąć Cole'a, który złapał się lewą ręką za brzuch, a prawą oparł o barierki Perły.

- Potrzebuję chwili przerwy - oznajmił cicho.

- Prawdziwy przeciwnik nie da ci "chwili przerwy" - powiedział Lloyd.

- Nie jesteśmy na polu bitwy - zauważył Cole.

- Masz pięć minut - Lloyd, odłożył broń na miejsce i skrzyżował ręce na piersi.

- EJ?! DLACZEGO NIE TRENUJECIE, LENIE?! - zawołał Kai, siedzący po drugiej stronie Perły.

- Chwila przerwy, idioto! - Lloyd pokręcił głową.

Kiedy nadeszła sobota, czyli dzień kolejnego treningu brunet nie pojawił się o wyznaczonej porze. Na początku pomyśleli, że to przez Louisa, który prawdopodobnie był u bruneta, jednak wiedzieli, że ten przyszedł do nich nawet kiedy chłopak był u niego.

- Pewno wykonałeś swoją robotę i ten po prostu nas olał - mruknął Kai. - Podziękował ci chociaż? - zapytał, zerkając na Lloyda.

Zielony Ninja pokręcił głową, na co szatyn tylko parsknął pod nosem.

- Mówię ci. Przyszedł tylko dlatego, że czegoś od nas potrzebował... Pewno już go tu prędko nie zobaczysz.

Przez kolejny tydzień Cole nie pojawił się na Perle, co jeszcze bardziej utwierdziło Lloyda w słowach Kai'a. Niektórzy wolą tylko brać i nie potrafią dać czegokolwiek od siebie...

Jednak Zielony Ninja był znany z tego, że jest całkiem uparty.

★-·-·-★

Lloyd

Kai przytulił się do mnie, po czym oparł głowę na moim ramieniu.

- A ty gdzie się wybierasz? - zapytał, widząc, że stoję przed nim w zielonej koszulce, a nie stroju ninja.

- Postanowiłem, że przypomnę Brookstone'owi o treningach. Nie był na nich już od tygodnia.

- Daj sobie już z nim spokój... - mruknął szatyn. - Z jego ust chyba nigdy nie wyjdzie słowo "dziękuję". Nie masz po co się trudzić.

- Wiem, ale chcę mu pokazać, że również jestem uparty - zaśmiałem się na co, Kai pocałował mnie w policzek.

- Niech ci będzie. Wracaj szybko.

Pożegnałem się z Kai'em, który jeszcze chwilę droczył się ze mną, tuląc mocno do siebie i twierdząc, że nigdzie mnie nie wypuści. Na szczęście w końcu pozwolił mi iść.

Kiedy dotarłem do domu Cole'a, zobaczyłem Louisa siedzącego na schodkach. Chłopak grał na telefonie i zobaczył mnie dopiero wtedy, kiedy usłyszał jak zamykam bramę.

- Cześć, młody.

- Hejka, Lloyd. Po co przyszłeś? - zapytał.

Usiadłem obok niego na schodach, na co ten wyłączył telefon.

- Jest Cole?

- Tak, naprawia szopę za domem. Prosił, żeby mu nie przeszkadzać - oznajmił Louis. - Pewno chodzi ci o te wasze trenowanie czy co to tam było, prawda?

Kiwnąłem głową.

- Dlaczego Cole się na nich nie pojawia?

- Wybacz mu, Lloyd. Miał ostatnio serio sporo na głowie i brakowało mu czasu - oznajmił Louis.

Całkiem długą chwilę rozmawiałem z chłopakiem o różnych sprawach. Na przykład jak mu idzie w szkole czy innych takich rzeczach. Po jakimś czasie z domu wyszedł Charles. Staruszek zaprosił mnie do środka, jednak grzecznie odmówiłem, mówiąc mu, że zaczekam na Cole'a.

I nie musiałem aż tak długo wyczekiwać. W końcu zza rogu wyszedł brunet. Cole miał na sobie czarne spodnie dresowe i koszulkę na ramiączkach. Trzymał w dłoniach jakąś ubrudzoną chustę. Starał się wytrzeć brązową farbę z rąk, jednak ta prawdopodobnie zaschła i byle ściera tego nie zmyje.

Brunet nie skomentował mojego pojawienia się. Po prostu podszedł do schodów, opadł obok Louisa z głośnym westchnięciem.

- Co tu robisz? - zapytał w końcu brunet, zerkając na mnie.

- Od tygodnia nie przychodzisz na trening - oznajmiłem. - Już zapanowałeś nad Mocą Żywiołu?

Brunet bąknął coś pod nosem, dalej wycierając swoje dłonie.

- Po prostu mam dużo innych, ważniejszych rzeczy do roboty - powiedział, nawet na mnie nie patrząc.

- Ah... Rozumiem. Kiedy wrócisz do trenowania?

- Nie wiem - oznajmił Cole, wstając. - Prawdopodobnie nigdy.

- Jak to "nigdy"?! - zdziwiłem się.

- Tak to. Mam lepsze rzeczy do roboty.

Zerknąłem na Louisa, który grał w grę na telefonie, jednak ten nagle spojrzał na mnie.

- Uparty z niego osioł - powiedział chłopak, na co brunet spojrzał na niego marszcząc brwi.

- Nie powinieneś iść pomóc Charlesowi? - zapytał, na co chłopak pokręcił głową.

- Charles powiedział, że jak będzie potrzebować mojej pomocy to mnie zawoła - oznajmił Louis, na co Cole westchnął.

- Czy to już wszystko? - zapytał mnie nagle brunet, ruszając w stronę z której przyszedł, więc od razu zorientowałem się, że idzie kończyć naprawianie szopy.

- Chyba tak... - mruknąłem. - Rozumiem, że nie usłyszę od ciebie nawet podziękowania, tak? - zapytałem, na co Cole stanął jak wryty.

- Ah... Więc liczyliście na podziękowanie z mojej strony? - zerknął na mnie przez ramię.

- Pomogliśmy ci już dwa razy. Wypadałoby - mruknąłem, krzyżując ręce na piersi.

- Hmm... No cóż. Życie jest brutalne i nieprzewidywalne - zaśmiał się brunet, znikając mi z oczu.

Pokręciłem głową i ruszyłem do furtki. W między czasie pożegnałem się z Louisem, który mi pomachał, zanim wrócił do gry.

★-·-·-★

- I jak? - zapytał Kai, przytulając mnie.

- Usłyszałem tylko, że "życie jest brutalne". Debil - mruknąłem, kładąc głowę na piersi Kai'a.

- Mówiłem ci? Zero szacunku czy jakiejkolwiek wdzięczności - zdenerwował się Kai, gładząc mnie po plecach. - Tylko pewno czas zmarnowałeś.

Położyłem się obok szatyna i schowałem głowę w zagłębieniu jego szyi, którą wcześniej pocałowałem. Czerwony Ninja od razu zaczął gładzić mnie po włosach.

Leżeliśmy tak chwilę w ciszy, lecz nagle Jay musiał nam przerwać. Niebieski Ninja wpadł do pokoju tak szybko jak błyskawica.

- Moglibyście się nie macać?!

Podnieśliśmy się zdezorientowani, na co Jay tylko się uśmiechnął.

- Zaraz obiad - oznajmił jak gdyby nigdy nic, znikając nam z oczu, przy okazji zostawiając otwarte na oścież drzwi.

- WALKER, OBIECUJĘ, ŻE KIEDYŚ POŻAŁUJESZ! - zawołał Kai.

Usłyszeliśmy tylko chichot Jay'a.

Przytuliłem się do Kai'a, na co ten objął mnie ramieniem i pocałował w policzek.

- Kocham cię, mój idioto - oznajmiłem, poprawiając sobie włosy, które potargał szatyn.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro