Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*2.14*

★-·-·-★

Kai

Siedząc i przeglądając różne nowe wpisy na moim telefonie nie zorientowałem się, że Lloyd już wszedł do salonu. Blondyn nagle uwiesił mi się na szyi i pocałował mnie w policzek.

- Już? Szybko coś - powiedziałem zdziwiony.

- Wiem - mruknął Lloyd, przeskakując przez oparcie kanapy i siadając obok mnie. - Ale mamy teraz trochę czasu dla siebie.

- Ja wiem jak ten czas wykorzystać - mruknąłem, przegryzając lekko dolną wargę.

- Przestań - zaśmiał się blondyn. - Myślisz tylko o jednym.

- O tobie - uśmiechnąłem się, po czym pocałowałem Lloyda w usta. Blondyn natychmiast oddał pocałunek. - Kocham cię, wiesz? - zapytałem, kiedy się się od siebie odsunęliśmy.

- Wiem - mruknął Lloyd, przytulając się do mnie.

Chwilę tak siedzieliśmy, jednak moja ręka powoli zaczęła zjeżdżać w dół po plecach Lloyda, aż w końcu znalazła się w miejscu, w którym raczej nie powinno jej być.

- Kai! - Zielony Ninja odsunął się ode mnie tak szybko, jakbym go poparzył.

- No co?

- Opanuj się - zaśmiał się Lloyd.

Blondyn splótł nasze ręce, przez co nie miałem okazji go chociaż trochę macnąć. Szkoda...

Lloyd położył głowę na moim ramieniu i uśmiechnął się słodko.

- Zboczeniec - szepnął.

- Ej, Lloyd, gdzie do cholery jest Brookstone?! - zawołał nagle Jay, wchodząc do salonu.

- Poszedł sobie - mruknął Lloyd, odwracając się na kanapie.

- Serio go wypuściliście? - zapytałem.

- Mhm - Lloyd pokiwał głową, odwracając się w moją stronę.

- Przynajmniej mamy debila z głowy - mruknąłem sięgając po pilota.

Włączyłem telewizor i zacząłem przełączać programy.

- Już wam nie przeszkadzam, gołąbeczki - zaśmiał się Jay, kierując się do swojego pokoju.

Objąłem Lloyda ramieniem i pocałowałem.

★-·-·-★

(Info od Autorki:
Jako iż w tym czasie w książce nic się nie działo następuje tu aż miesięczna przerwa.
Bo nie mam aż takiej wielkiej weny, żeby napisać jakie nudy działy się na Perle przez miesiąc.
Chcę więcej Cole'a!
Poza tym w kolejnych rozdziałach też pojawi się kilka czasowych przerw)

Kai

Jay użył Spinjitzu by powalić mnie oraz Lloyda. Kiedy pomogłem wstać blondynowi, spostrzegłem, że Mistrz Wu zamiast obserwować jak trenujemy czyta jakiś zwój. Przez chwilę starzec opierał się o swoją laskę, by później złożyć kawałek papieru i wrócić do przyglądania się nam.

Przybrałem pozycję bojową i czekałem na ruch Jay'a i Zane'a, żeby móc dopracować obronę (i też trochę oszukać, że ćwiczę, bo komu by się chciało ćwiczyć w sobotę rano?!)

- Koniec treningu - oznajmił Wu, podchodząc do nas, dzięki czemu Jay nie musiał już mnie atakować. W końcu wolne... Lloyd - Mistrz zwrócił się do Zielonego Ninja, przez co blondyn do niego podszedł.

Po krótkiej rozmowie, której ja oraz reszta się przyglądaliśmy, Wu dał Lloydowi kartkę, którą wcześniej trzymał. Zielony Ninja kiwnął kilkakrotnie głową, zapytał o coś szeptem i znowu dał znak Wu, że zrozumiał.

- O co chodzi? - zapytał Zane, kiedy Wu zniknął pod pokładem, a Lloyd do nas podszedł.

- Nie mów, że kolejny liścik miłosny Wu do Cole'a - zażartowałem, opierając się na ramieniu Jay'a.

- Przewidujesz przyszłość - zaśmiał się Lloyd.

- NO CO?! - zawołał Jay, strzepując mój łokieć. - Żartujesz, prawda? - dodał spokojniej.

- Nie. Minął miesiąc. Chyba trzeba mu o nas przypomnieć, prawda? - zaśmiał się Lloyd, chowając kartkę. - Chodźcie.

- Ale... - zacząłem, jednak Lloyd spojrzał na mnie tak, że nie chciałem dyskutować. - Już idę... - poszedłem szybkim krokiem do Lloyda i stanąłem obok.

Zielony Ninja ruchem ręki wskazał reszcie, że też mają iść, więc ruszyliśmy.

- Mam nadzieję, że załatwimy to szybko - mruknął Jay.

- Najszybciej jak się tylko da.

Kiedy w końcu dotarliśmy do domu Brookstone'a. Weszliśmy przez furtkę, po czym pokierowaliśmy się do drzwi wejściowych. Zielony Ninja zapukał i zaczęliśmy czekać, aż brunet łaskawie otworzy drzwi.

Tak jak się jednak spodziewałem, życzliwie przywitał nas Charles. Wpuścił do środka i wrócił do swoich obowiązków po zamknięciu mieszkania.

Kiedy weszliśmy do środka zobaczyliśmy Louisa siedzącego na kanapie. Czytał jakąś książkę, która wyglądała jak podręcznik.

W pierwszej chwili zdziwiłem się jego widokiem, jednak przypomniałem sobie, że jest sobota i chłopak na weekendy przychodził do Cole'a.

- O! Cześć! - zawołał Louis, kiedy odwrócił głowę w naszą stronę. Odłożył książkę i uśmiechnął się.

Weszliśmy trochę dalej, na co Louis wstał i podszedł do stołu, którego nie widziałem, bo ściana mi zasłaniała.
Kiedy podszedłem do Lloyda, zobaczyłem, że Cole siedzi przed pustym talerzem i w słuchawkach na uszach przegląda coś na telefonie.

Louis poszedł do bruneta i zdjął mu słuchawki.

- Co robisz? - zapytał Cole. - Wracaj się uczyć.

- Ninja do ciebie przyszli - oznajmił chłopak, wskazując nas niedbale ręką.

Brunet odwrócił się, po czym zerknął na nas zdziwiony.

- Oł... - mruknął mało entuzjastycznie, odsuwając talerz.

- Uratowaliście mnie przed nudną nauką! - zaśmiał się Louis.

- E-e-e. Wracaj do matematyki - powiedział Cole, wstając.

Brunet, kiedy podniósł się z krzesła, jedną ręką opierał się o oparcie, a drugą chwycił talerz. Przy okazji Cole jęknął tak cicho, że ledwo co to usłyszałem, jednak miałem wrażenie, jakby sprawiło mu to ból.

Brunet ruszył w naszym kierunku, więc Lloyd odsunął się ode mnie tak, żeby Cole mógł przejść.

Cholerny królewicz...

- No, ale Cole... - jęknął Louis, opuszczając głowę. - Ja już to umieem!

Kiedy brunet odłożył talerz do zlewu, a Charles posłał mu mordercze spojrzenie, bo właśnie kończył myć naczynia. Brookstone jedynie się uśmiechnął, po czym chwycił kubek z herbatą i oparł się o blat.

- Ta? 6x-(x-1)=12. "X" to? - zapytał Louisa. Zapadła chwilowa cisza.

- Niech ci będzie... Wrócę się uczyć - mruknął niezadowolony chłopak, siadając na kanapie i chwytając książkę.

Cole uśmiechnął się zwycięsko i wziął łyk herbaty.

- Po co przyszliście? - zapytał w końcu.

- Wu chciał ci coś dać - oznajmił Lloyd, szukając listu po kieszeniach.

- Mhm - mruknął pod nosem Cole.

Kiedy Zielony Ninja znalazł kartkę, podał ją brunetowi. Ten tylko westchnął cicho i wziął ją, odkładając później razem z kubkiem na blat.

- Coś jeszcze? - zapytał.

- Niegościnny jesteś strasznie - oznajmił nagle Charles, szukając czegoś po szafkach.

- Nie przeszkadza mi to - mruknął brunet.

- Chcecie może coś do picia? Kawy? Herbaty? - zaproponował Charles, a do moich uszu dobiegło kolejne ciche westchnienie Cole'a.

Brunet posłał nam takie spojrzenie, że już widziałem jak zadziałać mu na nerwy. Oparłem się o ramię Lloyda i spojrzałem na niego takim wzrokiem, że ten niemal od razu mnie zrozumiał.

- Z chęcią - blondyn uśmiechnął się uroczo, na co Charles wyciągnął trzy szklanki.

- Siadajcie - zachęcił staruszek, wskazując na krzesła przy stole.

Zajęliśmy swoje miejsca.

- Psst, Lloyd - nagle usłyszałem Louisa, na co wszyscy zwróciliśmy się w jego stronę. - Powiedz mu coś - chłopak wskazał głową bruneta stojącego w kuchni. - Nie wiem coście mu zrobili, ale stał się nie do zniesienia.

- Louis, Louis... Ja to wszystko słyszę... - mruknął brunet z kuchni.

- Chyba dzisiaj wstał lewą nogą - oznajmił Louis, nie zważając na Cole'a.

Nagle do stolika podszedł Charles i podał nam herbatę. Podziękowaliśmy, na co mężczyzna zaproponował nam ciasto lub jakieś przekąski. Lloyd podziękował w naszym imieniu i oznajmił, aby się nie fatygować, więc mężczyzna usiadł obok Louisa i zerknął jak mu idzie. Po chwili jednak wstał jakby mu się coś przypomniało i wszedł na górę po schodach, uprzednio przepraszając nas i informując, że musi iść coś załatwić.

Przynajmniej on jest przeciwieństwem Cole'a...

- Nie planujesz tego przeczytać? - zapytałem nagle, wychylając się, by zerknąć na stojącego i popijającego herbatę bruneta.

- Może - mruknął. - Chyba, że ty chcesz przeczytać. A nie... Nieważne, analfabeto - zaśmiał się cicho.

Cole wszedł do salonu i podszedł do szafki pod telewizorem. Otworzył ją i wyciągnął jakieś dwa papiery oraz długopis.

- Musisz mi coś podpisać, Zieloniutki - powiedział, podchodząc do Lloyda.

- Co takiego? - zdziwił się Zielony Ninja.

Brunet położył przed blondynem papier i długopis. Chociaż zrobił to tak głośno, że łyżki w szklankach zadzwoniły, a sam Jay podskoczył na krześle.

- Takie tam duperele - oznajmił Cole, na co Lloyd posłał mu zdziwione spojrzenie.

- Nie mam zamiaru podpisać jakichś dziwnych papierów, bo znając ciebie to może być jakiś podstęp - mruknął podejrzliwie blondyn.

- Jakbyś umiał myśleć, to przeczytałbyś, że to zgoda od komisarza, by Louis został u mnie na najbliższe wakacje. Wąs komisarza ma jakieś dziwne procedury czy coś - oznajmił brunet, krzyżując ręce na piersi i opierając się o ścianę.

- Aha - szepnął Lloyd, biorąc długopis do ręki. Blondyn zaczął czytać kartkę.

- Pod spodem jest druga. Jedna dla mnie, druga dla komisarza - poinformował Cole.

Lloyd podniósł na chwilę kartkę, po czym zerknął ponownie na tą pierwszą. Po chwili wychylił się i zerknął na Louisa. Chłopak przewrócił stronę podręcznika i zapisał coś na kartce.

- Ej, Louis - zaczął nagle Lloyd, na co chłopak zerknął na niego. - Nie wolałabyś wakacji spędzić z kolegami? Pytam z ciekawości.

- Wakacje z Cole'm, a w ferie zimowe jadę z innymi - oznajmił Louis. - Tak naprawdę to ja to zaproponowałem - wskazał na kartki leżące na stole tuż przed Lloydem.

- Okej. - Blondyn nachylił się nad papierem i zaczął podpisywać. - Drugim imieniem też? - upewnił się.

- Taa... Żeby komisarz nie oskarżył mnie o podrobienie czy coś - mruknął Cole.

Lloyd odsunął lekko pierwszą kartkę tak, że ta zasłaniała górę tej drugiej, którą również podpisał i podał obie Cole'owi.

- Dzięki - powiedział brunet, biorąc od Lloyda papiery. Zaczął iść w stronę szafki z której je wyjął, lecz nagle odwrócił głowę w stronę Louisa. - Widzę, że się nie uczysz, młody - oznajmił, na co chłopak schował, całkiem dobrze ukryty za książką, telefon.

(Dop. Aut. Już teraz mogę wam zdradzić sekret, że ten drugi papier wcale nie był dla komisarza, a sprytny Cole'uś podsunął COŚ Lloydowi do podpisania (⁠◍⁠•⁠ᴗ⁠•⁠◍⁠)
Ale co? Oj tego się później dowiecie... Póki co zostawię domysły i niepewność :DD )

Cole schował papiery i odłożył wszystko na swoje miejsce, po czym wstał, a ja (reszta prawdopodobnie również) usłyszałem jak cicho stęka, jakby wstanie znowu sprawiło mi ból.

- Miło by było jakbyście się pospieszyli - oznajmił, zerkając w naszą stronę, a ja domyśliłem się, że chodzi mu o dopicie herbaty.

Cole wszedł do kuchni, a ja usłyszałem jak zaczyna myć jakieś naczynie.

- Ej co mu się stało, że taki cichy jest? - zaśmiałem Louisa, bo jedna dziwna odzywka w moją stronę to trochę mało ze strony Cole'a.

- Nie wiem - chłopak wzruszył ramionami.

Nie minęła nawet długa chwila, bo do naszych uszu dobiegł głośny dźwięk tłuczonego szkła.

- Cholera jasna - syknął brunet z kuchni.

Louis poderwał się z kanapy niemal natychmiast. My również odsunęliśmy się od stołu.

- Cole? Nie gadaj, że znowu rozbiłeś szklankę! - Louis poszedł do kuchni, więc i my wstaliśmy, ruszając w tamtym kierunku.

Na podłodze zauważyłem kilka odłamków, których więcej było w zlewie. Sam brunet przyłożył sobie chusteczkę do dłoni, po której ciekła krew.

- Zaraz stracimy wszystkie szklanki w tym domu i będziemy pić z toalety - mruknął Louis, wyciągając apteczkę.

- Nie gadaj tyle, podaj mi lepiej bandaż - mruknął Cole, przechodząc nad odłamkami szkła.

- Może pomóc? - zaproponował Zane, który bądź co bądź znał się na opakowaniu ran i różnych skaleczeń.

- Nie, dzięki - brunet owinął sobie już krwawiące miejsce bandażem, który podał mu Louis, który teraz wyjął szufelkę, by sprzątnąć szkło.

- Wszystko w porządku? - nagle tuż obok nas pojawił się Charles. - Słyszałem szkło.

Staruszek zerknął na bruneta, po czym podszedł do niego i Louisa.

- Znowu? - zapytał. - Która to już?

Cole wyrzucił czerwoną od krwi chusteczkę i pomógł Louisowi zgarnąć szkło tak, żeby ten się nie skaleczył.

- Oj tam będziesz mi głupie szklanki liczyć - powiedział Cole, po czym zerknął na nas. - Skończyliście już delektować się zatrutą herbatką i możecie stąd łaskawie iść?

- Wszystko w porządku? - zapytał Lloyd, nie zwracając uwagi na słaby żart bruneta.

- Tak - odparł szybko Cole. - Po prostu mam ostatnio dużo na głowie i mało spałem - oznajmił wyrzucając resztki zbitej szklanki.

Jakbym tak na niego popatrzył, to rzeczywiście wyglądał na nieco zmęczonego...

- Na was już chyba czas - mruknął.

Lloyd tylko kiwnął głową i pokierował się do wyjścia. Pożegnaliśmy się z Louisem, Charlesem i nawet Cole'm, który nawet nam nie odpowiedział.

No cóż. Trudno.

Przynajmniej po powrocie na Perłę miałem czas dla Lloyda. Blondyn bardzo się ucieszył. To dobrze. Kochałem patrzeć na jego uroczą, uśmiechnięta twarz...

★-·-·-★

"[...]
Gdybyś czegoś potrzebował, pamiętaj, że na Perle przyjmiemy cię z otwartymi ramionami, bez względu na wszystko.
Naucz się, jak pokonać własny strach...
Daj sobie szansę....
Wu"

Cole odłożył list na blat i pochylił się nad nim, uważając na skaleczoną rękę. Na chwilę zamknął oczy, by wsłuchać się w rozmowę Charlesa i Louisa. Gdy otworzył oczy, spostrzegł, że jego ręce, w miejscach blizn zaczęły świecić się na pomarańczowo. Ich blask wydał się brunetowi niecodziennie ładny. Jednak nie mógł się nim zbytnio nacieszyć, bo momentalnie ponownie pojawiły się brzydkie, oszpecające blizny.

Westchnął cicho, po czym odwrócił się do dwójki siedzącej w salonie. Podniósł list od Wu i przeczytał go jeszcze raz.

Z twarzy bruneta nie dało się odczytać w tym momencie żadnych emocji. Po prostu patrzył na zapisany papier przez chwilę, by później go złożyć.

"Daj sobie szansę..." - powtórzył w myślach, podchodząc do Louisa i Charlesa.

- I wtedy musisz to pomnożyć - powiedział do chłopaka starszy mężczyzna, wskazując coś palcem.

Cole uśmiechnął się i nachylił nad siedzącą dwójką.

- Sprawia ci to frajdę? - zapytał Louis.

- Nie. Ale ucz się, ucz, młody. Może kiedyś będziesz mądrzejszy ode mnie - zaśmiał się Cole. - Ale to niemożliwe - dodał.

- Przypomnijcie mi, po co mi to?! - Louis wskazał, książkę od matematyki, na co brunet wyciągnął telefon.

Pokazał Louisowi stronę, na której za jakiś czas miały pojawić się bilety na ulubiony koncert chłopaka. Louis wciągnął powietrze najgłośniej jak potrafił, po czym złapał książkę.

- Ale obiecujesz, że jak się nauczę, to mnie tam zabierzesz? - upewnił się chłopak.

- Tylko wtedy, gdy dostaniesz dobrą ocenę - brunet uśmiechnął się i potargał Louisowi włosy.

- Lepiej się postarać - szepnął chłopak do Charlesa, który uśmiechnął się i oparł o oparcie kanapy.

I w tym momencie wydawałoby się, że wszystko jest na swoim miejscu. Wydawałoby się, że to koniec... Że ninja zaczną żyć swoim życiem - sprzeciwiając się złu i pokonując kolejnych złoczyńców, którzy postanowią napaść na Ninjago, a Cole, Louis i Charles po prostu zajmą się sobą. Tak byłoby w pewnym stopniu idealnie. Jednak również nie do końca...

Przeznaczenie... To ono decyduje o wszystkim... A tym razem napisało dla wszystkich inną historię...

By naprawić błędy... Pokonać strach... Odnaleźć siebie i odkryć to wszystko co kryje się wewnątrz... Trzeba zrobić krok w odpowiednim kierunku... Tym kierunku, który doprowadzi do celu, ale tego właściwego celu. "Bo dobro zawsze przeciwstawi się złu"... Bo nawet w ciemności można dostrzec iskierkę światła... Bo po każdym bolesnym upadku, należy się podnieść... Bo to wzloty pomagają kroczyć ścieżką dobra, mimo kryjącego się wszędzie mroku...

Nagle do bruneta zadzwonił telefon, który leżał w kuchni. Cole podszedł do urządzenia i zerknął na numer. "Nieznany". Brunet podniósł szybko telefon i odebrał.

- Halo? Tak, tak... - powiedział, kierując się na piętro wyżej. - Tak, mam podpis.

Nastała chwila ciszy.

- Pięć tysięcy? Jasne. Rozumiem - powiedział, wchodząc na górę po schodach.

...należy odkryć to co kryje się wewnątrz...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro