*2.11*
Zielony Ninja przycisnął się do krat i stanął twarzą w twarz z Morro.
- Pożałujesz tego! - zawołał blondyn. - Kai i Cole gdzieś tam są! Na pewno nas uratują!
- Coś mi się jednak wydaje, że zanim oni tu dotrą to sami się pozabijają - mruknął Jay, grzebiąc coś przy nieprzytomnym Zane'ie.
- Ciekawe jak was uratują - zaśmiał się Morro, wskazując jeden z budynków. Wyróżniał się on na tle innych, ponieważ z każdej strony otoczony był wysokimi słupami skał, które wytworzyła Moc Żywiołu Cole'a. Dookoła tej budowli zgromadziło się wiele duchów, ale z jakiejś przyczyny te nie mogły dostać się do środka. - Są w pułapce - oznajmił zwycięsko brunet. - Bansha może kontrolować jednego, a Łowca Dusz właśnie pochwalił się, że któryś z nich dostał strzałą i za chwilę zmieni się w ducha!
Kiedy Morro zaczął się śmiać, ninja oraz Wu drgnęli.
- Poza tym - zaczął Morro, który lewitował obok ich klatki - w środku tego budynku jest podsłuch i dokładnie wiemy co oni kombinują.
To mówiąc brunet wyciągnął jakieś urządzenie i wcisnął migający guzik.
- No i wpakowałeś nas w pułapkę, debilu - usłyszałem głos Kai'a.
- Ratowałem ci dupę, idioto - syknął Cole.
- Ale nikt cię o to nie prosił - warknął Kai. - Pomyślałeś o tym co zrobimy teraz?!
- Podobno od myślenia i rządzenia się jesteś tutaj TY.
- ZARAZ CI PRZYWALĘ - ryknął Kai.
- Możesz spróbować - warknął Cole.
Nastała chwilowa cisza.
- Już wymyśliłeś coś? - mruknął brunet.
- Zamknij mordę - warknął Kai. - Musimy ich jakoś uratować.
- OOO! Proszę bardzo Sherlocku! Droga wolna! Może jeszcze otworzyć ci drzwi i dopingować ci, że dobrze ci idzie z tym miliardem duchów na zewnątrz!
- A CO? CHCESZ ZOSTAWIĆ TAK RESZTĘ?! HĘ?
Znowu cisza.
- No właśnie - mruknął Kai. - Może uda nam się jakoś przemknąć... - Czerwony Ninja zaczął nagle głośno myśleć.
- A chcesz spróbować? Życzę powodzenia - warknął Cole.
- Cicho bądź. Próbuję coś wykombinować - mruknął Kai.
- Jeśli nie posiadasz czegoś takiego jak mózg to nic nie "wykombinujesz", więc nawet nie próbuj, Jeżusiu.
- Do cholery! Jak możesz być taki spokojny i żartować sobie W TAKIEJ sytuacji?!
- Bo nie mam kija w dupie jak ty.
- Debil - warknął Kai.
Morro nagle wyłączył i schował urządzenie.
- Jak widać, bardzo dobrze im idzie - zaśmiał się.
- Pożałujesz tego! - warknął Lloyd.
- Pożałujecie to WY za to co zrobiliście Znakomitości - oznajmił Morro ze zwycięskim uśmiechem na twarzy.
- W twoich snach! - zawołała Nya.
- Pokonaliśmy cię jeden raz, więc pokonamy i drugi - oznajmił Mistrz Wu, podchodząc do Lloyda.
- Nareszcie - mruknął pod nosem Jay, wstając.
Niebieski Ninja uruchomił Zane'a, a nindroid podniósł się i rozejrzał dookoła.
- Gdzie Kai? - zapytał. - I Cole? - dodał najwyraźniej przypominając sobie, że brunet też był z nimi.
- Są gdzieś tam - Lloyd machnął ręką w stronę budynków.
- Ale możecie być spokojni! Zaraz do was dołączą! - zaśmiał się Morro i zaczął sunąć w stronę Łowcy Dusz.
Po chwili ninja zauważyli, że Morro wyjmuje ponownie urządzenie i patrząc Lloydowi prosto w oczy nasłuchuje głosów Cole'a i Kai'a.
- Oo! No tak! Bo jak nie ma Liptonka to TY jesteś panem wszystkiego! - warknął Brookstone. - Bo świat kręci się wokół Jeżusia!
- Ogarnij się i rób co ci mówię - mruknął Kai.
- Dyktator się znalazł - syknął Cole. - Sam sobie powinieneś poradzić.
Nagle wszyscy zauważyli, że ściany z kamienia zaczęły opadać.
- Co się dzieje? - zapytał Jay.
Wszystkie duchy, które otaczały budynek, wpadły do środka. Chwila ciszy... I nic.
Morro z uśmiechem zwycięstwa zerknął na jakiegoś ducha, sunącego w jego stronę. Ten szepnął coś do bruneta.
- JAK TO ICH NIE MA?! - ryknął Morro.
- No po prostu ich nie ma - szepnął duch.
Nagle z urządzenia dało się usłyszeć szum.
- Ha! Nabrali się, debile! - zawołał Cole. - Ty to jednak czasem mądry jesteś - mruknął do Kai'a. - CZASEM - podkreślił.
- Nie to co Morro - zachichotał Czerwony Ninja, a wszyscy usłyszeli jak Cole i Kai przybijają piątkę. - który chyba źle się podłączył do mojej słuchawki i zdradził nam swój plan.
- Debil - dodał Cole.
Po chwili Kai najprawdopodobniej rozdeptał swoją słuchawkę, z którą połączone było urządzenie Morro, bo nagle nastała cisza.
★-·-·-★
Kai
- I co teraz, Szefuńciu Jeżusiu? - zapytał Cole.
- A chcesz robić za przynętę?
- W twoich snach. Nie widzi mi się umierać dwukrotnie - mruknął Cole.
Zerknąłem na bruneta. Całe jego ciało było lekko zielonkawe i przezroczyste. Do tego wytwarzał małe, również zielone światło, które oświetlało większość pomieszczenia. Strzała, którą został trafiony, leżała przy ścianie. Gdyby nie on... To ja byłbym na jego miejscu... Ponownie spojrzałem się na bruneta.
- Co się na mnie tak gapisz? - zapytał Cole, krzyżując ręce na piersi.
- Zastanawia mnie to, dlaczego w ogóle się TYM nie przejmujesz - zacząłem.
- Czym?
- No tym, że jesteś duchem...
Brunet tylko wzruszył ramionami i mruknął pod nosem coś w stylu: "i co z tego".
- Nie powinieneś martwić się czymś innym? - machnął ręką w stronę gdzie w klatce siedziała reszta. Co prawda nie widzieliśmy ich, jednak oboje wiedzieliśmy, że to tam właśnie jest Morro z innymi duchami i uwięzionymi ninja. - Czy twoja tępa główka już coś wymyśliła?
- Tak - oznajmiłem krótko. - Będziesz robić za przynętę, kiedy ja będę uwalniał resztę.
- No chyba cię powaliło - warknął Cole.
- A masz lepszy pomysł? - zapytałem.
Brunet przez chwilę stał jakby nad czymś rozmyślał. Po chwili zerknął na mnie i westchnął głośno. Jego ręce opadły wzdłuż tułowia.
- To co mam robić? - zapytał.
- Być debilem. Jak zawsze. Nic nowego. Poradzisz sobie - zaśmiałem się.
Brunet westchnął ponownie, a ja założyłem swoją chustę.
- Musimy zaczekać, aż te wszystkie duchy nie będą skupione na jednym miejscu - oznajmiłem.
- Brawo, Geniuszu - mruknął Cole. - Zaczynasz myśleć.
- Zamknij się już - warknąłem.
- Okej, okej, Jeżusiu - powiedział, unosząc ręce w geście obronnym.
Staliśmy tak chwilę, jednak z każdą sekundą duchów dookoła budynku w którym byliśmy, pojawiło się więcej.
Nagle brunet syknął cicho i złapał się za ramię. Oparł się plecami o ścianę i odchylił głowę do tyłu.
- Wszystko w porządku? - zapytałem, na co brunet zetknął na mnie ukradkiem, po czym uniósł jedną brew.
- Tak, tak, Jeżusiu - machnął niedbale ręką i odwrócił wzrok.
Coś mi tu nie pasowało...
Tylko co...?
- Okej... - szepnąłem pod nosem.
No tak... Przecież nikt nie dałby rady tak spokojnie znieść tak nagłej przemiany w ducha...
Nikt...
★-·-·-★
Ninja siedzieli w celi. Nie wiedzieli co mają zrobić... Czekali... Przecież ta cięgle kłócąca się dwójka musi coś wykombinować... Przecież już wykiwali Morro i te duchy... Ale jak?
Nagle usłyszeli gwizd. Podnieśli się i zerknęli skąd takowy dochodzi.
- EJ! Brzydalu!
- Cole... - Wu przycisnął się do krat.
Ninja słusznie zauważyli, że brunet jest... duchem. To jego trafił Łowca Dusz... Cole wyciągnął sztylet i wskazał Morro palcem.
- Tak, tak! Do ciebie mówię! - zawołał, na co twarz Morro wykrzywiła się z niezadowolenia.
- Brać go! - warknął w stronę innych duchów.
Brunet wyjął Aeroostrze i rzucił nim w atakujące go duchy. Niektóre zmieniły się w zielony dym, jednak te, których nie trafił dalej sunęły w jego stronę.
- Co on wyprawia? - zapytał cicho Wu.
- I gdzie jest Kai...? - mruknął Lloyd.
- Ale, że nasyłasz ich na mnie, a sam boisz się walczyć? Tchórz - zaśmiał się głośno Cole, po czym złapał się za boki. - Nie dość, że brzydki, to jeszcze tępy jak pień!
Morro wyciągnął miecz i zaczął sunąć w stronę bruneta. Ten uśmiechnął się zwycięsko i przeskoczył na kolejny dach. Wszystkie pilnujące ninja duchy ruszyły w kierunku Cole'a.
- Więcej was matka nie miała?! - zaśmiał brunet i jak na zawołanie z portalu nad nami wyleciała kolejna gromada duchów. - Jednak miała.
Brunet zeskoczył z budynku i zniknął nam z pola widzenia.
- Kai - szepnęła to nagle Nya, kucając przy kratach.
- Dajcie mi chwilę. Zaraz was uwolnię - oznajmił Czerwony Ninja, grzebiąc coś przy drzwiach.
- Tak się cieszę, że cię widzę - zaśmiał się cicho Jay, żeby nie zwrócić uwagi jakichś duchów.
Nagle drzwi ustąpiły, a ninja zeskoczyli na ziemię. Od razu duchy, które jednak nie pognały za Cole'm, zwróciły się w ich stronę i wyciągnęły bronie.
Ninja rzucili Aeroostrza, te zraniły przeciwników, którzy rozpłynęli się w powietrzu.
- Dobrze im tak - powiedział Kai, chwytając swoje Aeroostrze.
Ruszyli biegiem w stronę Morro. Mimo, że nie był on w zasięgu ich wzroku, to dobrze wiedzieli w którą stronę mają się kierować.
★-·-·-★
Kai
Skręciliśmy przy jakimś budynku, zabijając kolejne duchy, które nas goniły. Nagle wbiegliśmy w kogoś, a ten nagle znalazł się za nami. Odwróciliśmy się, by zaatakować ducha.
- Może trochę ostrożniej?! - warknął w naszą stronę Cole. - Bez przesady, ludzie! Macie szczęście, że się nie nadziałem na waszą broń!
- Już, już, spokojnie. Nie zauważyliśmy, że to ty.
- Ta - mruknął pod nosem. - Za to ja zauważyłem, że jesteście debilami.
- Gdzie Morro? - zapytał Lloyd.
- Tam sobie lata - brunet wskazał palcem w stronę, w którą zmierzaliśmy. - Wcześniej go zgubiłem.
Ruszyliśmy we wskazanym kierunku. Rzeczywiście Morro tam był. Gdy tylko nas zauważył, rozkazał duchom nas zaatakować. Dzięki Aeroostrzom większość przeciwników rozpłynęła się w powietrzu.
Nagle pojawiło się więcej duchów. Otoczyły nas, a Morro zaczął się śmiać. Próbowaliśmy walczyć, ale za każdym razem duchów przybywało. Panował tu straszny chaos. Lloyd zaatakował Morro, a ja próbowałem odpędzić od niego wszystkie inne duchy. Zane i Jay rzucali Aeroostrzami we wszystkich przeciwników dookoła, Nya używała swojej Mocy Żywioły, a Wu i Cole odpędzali się od duchów najlepiej jak potrafili.
Nagle zauważyłem Banshę, która nuciła coś pod nosem. Momentalnie zrozumiałem, że chce kontrolować Cole'a. Kiedy duch obok mnie zamienił się w dym, spojrzałem na bruneta. Ten stał do mnie bokiem, jednak jego twarz zwrócona była w stronę Banshy. Co najdziwniejsze - duchy przestały go atakować. Kiedy w jego oczach ujrzałem strach, a jego dłoń zacisnęła się na sztylecie (dalej nie wiedziałem, jak to możliwe, że tak szybko zapanował nad ciałem - a raczej jego brakiem - żeby móc chwytać rzeczy materialne), rzuciłem Aeroostrzem w stronę Banshy. Ta przestała nucić i z piskliwym okrzykiem rzuciła się w moją stronę.
Bansha przygwoździła mnie do podłogi i zacisnęła swoje dłonie na mojej szyi.
- Jeśli ktokolwiek z was - zaczął Morro, przykładając miecz do szyi Lloyda - się poruszy, to ten tutaj zginie!
Momentalnie każdy skamieniał, a duchy, które nas atakowały, zaczęły jedynie krążyć dookoła. Po chwili Bansha chwyciła mnie i wepchnęła na resztę, którą siłą zgromadzono w grupę.
- A teraz macie odłożyć bronie - warknął Morro.
Momentalnie na ziemi obok nas wylądowały Aeroostrza, laska Wu, dwa sztylety oraz inne bronie, które mieliśmy przy sobie.
- Świetnie - powiedział Morro, zabierając Lloydowi broń i popychając go na mnie.
Złapałem Zielonego Ninja i prawie byśmy się przewrócili gdyby nie Zane, który stał za mną.
- Nic ci nie jest? - zapytałem Lloyda, kiedy już stanęliśmy prosto.
- Nie. - Blondyn pokręcił głową. - Wszystko okej...
Zerknęliśmy na Morro. Duch stał ze zwycięskim uśmieszkiem wymalowanym na twarzy.
- Do klatki was z powrotem nie dam... Bo znowu coś odwalicie... Ale dobrze wiem jak sprawić, żebyście już nie krzyżowali planów moich i Znakomitości! Bansha, czyń honory...
Dziewczyna duch wyleciała przed Morro, zaczynając nucić coś pod nosem. Jak na zawołanie spojrzeliśmy w stronę Cole'a. Brunet przez chwilę stał, jakby nie widział co ma zrobić. Po chwili zacisnął dłonie w pięści i zabluźnił pod nosem. Chwilę później jęknął i złapał się za głowę.
- Zatrzymajcie ją, do cholery - warknął, upadając na kolana. Z jego ust wydobył się cichy jęk.
Wu zerknął na bruneta, po czym chciał złapać go za ramię, jednak zapomniał, że Cole jest duchem i jego ręka przeleciała na wylot.
- Zróbcie coś... - poprosił Cole, oddychając ciężko. Jego głos zmienił się i rzeczywiście brzmiał jakby Bansha przejęła nad nim kontrolę.
Nagle stało się coś dziwnego. Niespodziewana fala energii uderzyła w moje ciało, a ja, tak jak inni ninja i duchy, odleciałem do tyłu i uderzyłem plecami o ścianę jakiegoś budynku.
Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem, że dookoła klęczącego bruneta zaczęły krążyć małe kawałki ziemi, zbierające się w większe i silniejsze, za którymi ciągnęła się dziwna, pomarańczowa smuga.
- Co się dzieje?! - zawołał Lloyd, zasłaniając twarz przed drobinkami ziemi i skał.
Niespodziewanie kilka duchów zamieniło się w zielony dym. Ale jak? Podobno ducha może zabić jedynie woda albo broń wykonana z eterycznej skały... Dziwne...
Nagle kolejna fala energii przygwoździła mnie do ściany. Skał krążących dookoła było więcej. Z każdą chwilą pojawiały się coraz to nowe. Nagle dziwne tornado zaczęło się podnosić wyżej.
Zauważyłem, że kiedy skały osiągnęły "odpowiednią" wielkość, zaczęły uderzać w Cole'a. Po chwili w środku "tornada" zauważyłem zamiast bruneta dziwnego golema?
Nagle kilka duchów ruszyło w jego stronę, jednak albo rozbiły się o latające dookoła kamienia albo o golema.
Niespodziewanie z kamiennego olbrzyma zaczęło wydobywać się pomarańczowe światło.
-mmm obrazeczki 🤩-
Nagle dziwna smuga wystrzeliła w górę i uderzyła wprost w portal, przez który wychodziło więcej duchów. Kolejna dawka energii zabiła wszystkie duchy w pobliżu (łącznie z Morro), a portal do Przejętej Krainy zamknął się.
Jednak dalej ziemia i skały krążyły dookoła.
- On nad tym nie panuje! - zawołał Wu. - To nie wróży dobrze!
- Czyli powinniśmy to... go powstrzymać! - zawołał Lloyd.
Nagle kamienny golem rozpadł się, a większość większych kamieni, krążących dookoła upadła. Po chwili te mniejsze również znalazły się na ziemi.
Spojrzałem na Cole'a, który nagle upadł.
Co najważniejsze: nie był już duchem.
★-·-·-★
Cole
Upadłem na kolana, łapiąc się za głowę. Z każdą chwilą głos Banshy się nasilał. Przeraźliwy krzyk w mojej głowie stawał się coraz głośniejszy. Próbowałem z nim walczyć, jednak z każdą chwilą czułem, że słabnę.
Coś było nie tak...
Nagle poczułem jakby ogromna fala energii przeszyła moje ciało od góry do dołu. Bałem się otworzyć oczy, więc przez chwilę klęczałem tak czekając na to co się stanie za chwilę.
Kiedy poczułem jak coś odbija się o moją rękę otworzyłem oczy, a kolejna fala energii, która chyba stała się silniejsza, sprawiła, że czułem się, jakby coś rozrywało mnie od środka.
Dookoła mnie nikogo nie było... Jedyne co widziałem to unoszące się do góry... Tornado? Może coś w rodzaju Spinjitzu?
Nie wiem...
Czułem się okropnie.
Jakby wszystko w środku pulsowało... i chciało wydostać się na zewnątrz...
Nagle jakąś skała poszybowała w moim kierunku. Wydawałoby się jakby moje ciało przyjęło ją... Tak po prostu...
Do tego z jakiejś niejasnej przyczyny nie byłem już duchem...
Dziwne...
Kolejna fala energii jakby wystrzeliło z mojego ciała, a więcej skał wpadło wprost na mnie.
Zamknąłem oczy, chcąc w środku, że to co się teraz dzieje nie jest prawdą. Może jakiś sen lub po prostu mam zwidy... Czy coś...
Jednak nie... To wszystko co mnie otaczało było jak najbardziej prawdziwe. Nawet to, że słyszałem czyiś krzyk.
Chwilę tak stałem, nie widząc co ze sobą zrobić. Moc, którą w sobie czułem, obezwładniła mnie. Nawet jakbym bardzo chciał, nie mógłbym zrobić nawet kroku.
Do tego moje ciało było jakieś dziwne... Jakby... Nie było moje...
Nagle wszystko zniknęło... Ale tak naprawdę to nie do końca...
Jak wcześniej słyszałem wiatr, krzyki czy inne dźwięki, których już, nie pamiętałem, zniknęły. A cała ta moc i energia, którą przed chwilą czułem, opuściła mnie - równie szybko jak się pojawiła.
Coś ciężkiego spadło obok. Podejrzewałem, że jest to jeden z kamieni, które krążyły dookoła wraz z pomarańczowym wirem.
Jednak przez jakąś chwilę wszystko co mnie otaczało zlało się w jedno. Kolana się pode mną ugięły, a ja bezwładnie runąłem w dół.
Nie miałem nawet siły, by się podnieść.
Wszystkie myśli krążyły po mojej głowie i zlewały się nagle w jedno:
Co się właściwie tutaj wydarzyło?
Czułem się jakby wszystkie wnętrzności miały przewrócić się do góry nogami. Jakby ktoś połamał mi osobne kości. Jakby ktoś zgniótł jak śmiecia i wyrzucił do kosza.
Nawet jeśli żadna konkretniejsza myśl nie mogła przemknąć się do mojej głowy, ja jakimś cudem widziałem, że to co się tutaj wydarzyło, w niezbyt dalekiej przyszłości przyniesie nieoczekiwane oraz niechciane skutki.
- Cole... - usłyszałem zmartwiony głos Wu.
Nie miałem siły nawet odpowiedzieć.
Ten okropny ból nie ustawał. Wydawało mi się jakby ten tylko się nasilał.
To było prawdopodobnie zbyt wiele.
Co będzie dalej...?
Straciłem przytomność...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro