Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*2.10*

Brunet leciał z tyłu. Prowadzili Wu oraz Lloyd. Jay, Kai oraz Nya lecieli tuż za nimi, a Zane i Cole jako ostatni.

Brunet ziewnął, po czym podrapał swojego smoka po głowie. Przyznał sobie w duchu, że trochę za tym tęsknił...

Nagle do uszu Cole'a dobiegł dziwnie znajomy i niepokojący dźwięk... Do tego zaczęło mu się nieco kręcić w głowie... Znał to uczucie... Zacisnął na chwilę oczy i skupił się na wszystkim co go otaczało.

I nagle wszystko ustało.

Względnie.

Brązowe tęczówki bruneta nagle przybrały zielonkawy odcień.

Nikt tego jednak nie spostrzegł...

A byli już w połowie drogi do Stixu...

★-·-·-★

Kai

Zerknąłem na Brookstone'a. Leciał za nami jak gdyby nigdy nic. Wydawał się jakiś nieobecny...

Może znowu coś kombinuje...

Nie podoba mi się to...

- Aby sprawnie nam poszło, podzielimy się na grupy. Kai, Zane i Cole sprawdzą centrum Stixu. Nya i Jay wschodnią i północną część, a ja i Mistrz Wu zachodnią i południową. Jakby ktoś coś znalazł, to ma poinformować resztę - oznajmił Zielony Ninja, na co westchnąłem głośno. Chciałem unikać bruneta.

Ponownie zerknąłem na Brookstone'a. Nie wydawał się, jakby informacja Lloyda do niego dotarła.

- Ej, Brookstone! - zawołałem, na co wszyscy odwrócili się w stronę bruneta. - Żyjesz tam?! Słyszałeś w ogóle co mówił Lloyd?!

- Zamknij się już, JeżuDebilu, mam cię dość - warknął Cole zerkając na mnie groźnie.

Zacząłem go przedrzeźniać, na co spotkałem się z dezaprobatycznym wzrokiem Lloyda, a mój smok z Mocą Żywiołu Cole'a.

- Przesadzasz! - wrzasnąłem w jego stronę, na co ten uśmiechnął się chytrze.

- Ty zacząłeś!

Nagle Zielony Ninja przyspieszył, a my pognaliśmy za nim. Miasto Six było już w zasięgu wzroku.

Lecieliśmy tak jeszcze jakiś czas, aż w końcu nasze smoki wylądowały. Jakiś mężczyzna, który akurat przechodził, rozpoznał nas i przywitał się.

- Całkiem tu spokojnie - odparła Nya.

- Rozdzielamy się, kochani! - zawołał Lloyd, wzbijając się wraz z Wu, w powietrze.

Jay i Nya również polecieli w swoją stronę. Nie chcąc zwlekać wraz z Zane'm wzbiliśmy się w powietrze, a Brookstone ruszył za nami niechętnie.

- Jeszcze z Jeżem kazali mi się tu kręcić - warknął pod nosem.

- Mówiłeś coś? - zerknąłem na bruneta groźnie.

- Cmoknij się w dupę.

W centrum nie chciałem zwracać na siebie uwagi smokami, więc zsiedliśmy z nich, a one same wyparowały. Zaczęliśmy przeszukiwać okolice, zajrzeliśmy nawet do sklepu Ronina. Pusto.

- Na smokach byłoby szyybcieej - mruknął Cole.

- Kiedy nie ma Lloyda, słuchasz się mnie, jasne? - warknąłem w stronę bruneta, zatrzymując się. - I masz robić co ci mówię.

- Ha! W twoich snach, idioto! - zawołał Cole, krzyżując ręce na piersi.

- Jeśli będziesz sprawiał kłopoty to... - zacząłem groźnie, jednak Brookstone mi przerwał.

- To co? - droczył się. - Poskarżysz się Herbatce? O jeju!

- Przeginasz.

- To jedyne słowo, które znasz? - zaśmiał się, klepiąc mnie po głowie. - Groźny Jeżuś, już spokojnie.

- Zaraz ci przywalę - warknąłem.

- Ohoho...! Tylko na to czekam, wiesz?

Nawet nie spostrzegłem, że Zane się od nas oddalił.

- Masz trzy sekundy na ogarnięcie dupy.

- A co ty? Mamusia, która nie umie poradzić sobie z dzidziusiem i musi odliczać do trzech, żebym się przeestraszył?? Zabawne. Poza tym co ty chcesz mi, Jeżusiu, zrobić, że mam "ogranąć dupę", hę? - Nachylił się lekko i stanęliśmy oko w oko.

- Zajmij się tym, czym masz się zająć - warknąłem.

- A jeśli nie? - zaśmiał się brunet.

- Dostaniesz w pysk.

- Już się ciebie boję! Jeżuś chce być zastępcą Herbatki i za bardzo się rządziiiii!

- Jeśli usłyszę chociaż jedno bezsensowne słowo to...

- ...zlobis mi kuku - brunet zaczął specjalnie seplenić. - A ja się booję Jeżusia, któly nie umie pływać!

Złapałem bruneta za kołnierz, a ten uśmiechnął się zwycięsko.

- Dlaczego ci tak zależy, żeby wyprowadzać ludzi z równowagi, co?! Zamknij mordę i słuchaj co ci mówię, a wrócisz w jednym kawałku.

- Ale mi grozisz - prychnął Cole. - Uważasz, że nie umiem się bić?

- Uważam, że jesteś debilem i nie umiesz myśleć - warknąłem, puszczając go.

- Ależ nie jestem tobą, Jeżusiu-Debilusiu.

Momentalnie moja dłoń poszybowała w stronę twarzy bruneta. Ten jednak szybko zablokował cios i z uśmiechem uniósł brwi.

- Agresywny jesteś. Nie sprzedają tu meliski czy jakichś ziółek? - brunet udał, że się rozgląda, a ja zabrałem dłoń.

- Jeśli już skończyliście się kłócić, to chodźcie coś zobaczyć - odezwał się zza rogu Zane.

- Dobrze, dobrze, Tosterku - na słowa bruneta, Zane spojrzał na mnie tak, jakby również miał go dość. Nic dziwnego... Coś mi się wydaje, że on to robi specjalnie.

Podszedłem do Zane'a. Biały Ninja wskazał coś ręką. Był to jakiś budynek... Ale podejrzewam, że Zane'owi chodziło o coś co znajduje się w środku. Stał tam Morro oraz kilka innych duchów. Szybko schowaliśmy się za rogiem budynku.

- Lloyd? - próbowałem skontaktować się z blondynem przez słuchawkę.

Nagle brunet, który stał obok mnie, nachylił się do mojego ucha.

- Co się stało, Kai?! Znaleźliście Morro?!

- Powiedz Herbatce, że jego martwy koleżka postanowił, że zacznie coś odpierdzielać - powiedział głośno Cole, na co odepchnąłem go od mojego ucha.

- Spadaj, debilu - warknąłem. - Lloyd, potrzebujemy waszej pomocy. Musimy zaatakować Morro z zaskoczenia - zwróciłem się do Zielonego Ninja.

- Nie wydaje mi się! MUAHAHAHA!

Zza ściany tuż za nami zaczął wydobywać się czyiś rechot. Nagle Cole zniknął sprzed moich oczu. Nie widziałem jak to się stało, ale po chwili połączyłem fakty. W pomieszczeniu za nami były jakieś duchy. Usłyszały nas... I wypchnęły bruneta do przodu z całej siły, przenikając przez ścianę, a ten nie zdążył nic zrobić i uderzył z całej siły o budynek przed nami, wybijając sporą dziurę w deskach i wpadając do środka.

Razem z Zane'm wyciągnęliśmy bronie i zaczęliśmy walczyć z pięcioma latającymi dookoła duchami. Jakiś człowiek obok krzyknął i zaczął uciekać. Ktoś inny pobiegł tuż za nim gdzieś się z schować, a ja zadałem cios duchowi. Ten zamienił się w zielony dym.

- Zane! Moc Żywiołu! - krzyknąłem, po czym wraz z Białym Ninja skierowaliśmy ogień i lód w stronę duchów.

Zetknięcie naszych mocy spowodowało, że wytworzyła się woda, która momentalnie zabiła trzy kolejne duchy.

- Kai! Plecy! - zawołał nagle Zane.

Za mną stał ostatni duch, który już szykował się, by zaatakować. Sięgnąłem po swoją broń, jednak wiedziałem, że nie zdążę się obronić.

Nagle duch zamienił się w zielony dym. Zerknąłem na bok. W wybitej dziurze stał Brookstone i wyglądał tak, jakby prostował się tuż po celnym rzucie.

- Nie ma za co Jeżu debilu - powiedział, wycierając sobie krew z polika. Zauważyłem, że jest bardziej pokiereszowany, ale co się dziwić. Zderzył się ze ścianą chyba z prędkością światła.

Kiedy brunet zabrał swój sztylet ze ściany, który wbił się w nią, po zabiciu ducha, pobiegliśmy w stronę gdzie widzieliśmy Morro. Nie było go tam.

Spróbowałem zawiadomić resztę, ale z jakiegoś powodu nie mogłem.

Nagle tuż nad nami lampki, oświetlające miasto zaczęły świecić się na zielono. Wszędzie dookoła zaczęła panować cisza, która nie miała zwiastować niczego dobrego.

Usłyszałem śmiech, jednak nie wiedziałem z której strony się wydobywa.

- Ej, tylko się nie zsikaj w majty - skomentował Brookstone, kiedy zauważył, że obracam się dookoła w poszukiwaniu jakiegoś ducha.

- Zamknij się - warknąłem.

Nagle niebo tuż nad nami pociemniało, a chwilę później otworzył się portal... Portal do Przeklętej Krainy... Portal, przez który zaczęły wylatywać duchy... Portal, który miał sprowadzić na nasz świat zagładę...

- Ka... Ny... A-a... Zan-n...! K-k...w-w...e-ek? - usłyszałem w słuchawce Lloyda. - Morro nas...

Nagle wszystko się urwało.

- LLOYD? LLOYD! - zawołałem, jednak nikt mi nie odpowiedział.

- Możesz sobie nawoływać - nagle spod desek wyłonił się jakiś duch. - Morro już ich złapał. Teraz czeka tylko na was! A ja mu was oddam z przyjemnością!

Wrayth. Mistrz Łańcuchów...

- Ale brzydal - zaśmiał się Cole, rzucając w stronę ducha, sztylet. Ten jednak nie trafił, bo Wrayth zablokował go swoim łańcuchem.

Nagle pojawiło się więcej duchów. Zaczęliśmy walczyć, jednak z każdą chwilą pojawiało się ich więcej. Na miejscu jednego zabitego ducha, pojawiało się dwóch kolejnych. Kątem oka zauważyłem Łowcę Dusz, który celował w moją stronę. Cofnąłem się do tyłu.

Nagle Zane upadł. Zerknąłem za siebie. Jeden z duchów, który nas otaczał, trzymał w dłoni kilka kabelków.

- Zane! - krzyknąłem.

Nagle usłyszałem dźwięk strzały. Łowca Dusz puścił cięciwę. Strzała poszybowała w moją stronę...

Nagle coś mną szarpnęło. Uderzyłem plecami o ścianę, która swoją drogą była tak słaba, że przeleciałem przez nią i wpadłem do środka.

Stąd już nie ma ucieczki... To pułapka...

To koniec.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro