Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*1.7*

No dobra...
Muszę przyznać, że to będzie jeden z moich ulubionych rozdziałów 😁😁
Myślę, że wam też się spodoba!
~ FioletowyNinja 💜🖤❤️

~Jay~

Wczoraj praktycznie niczego nowego się nie dowiedzieliśmy. Brookstone, jak na razie, przestał się wychylać. Może to i lepiej, ponieważ możemy dopracowywać zasadzkę na złodzieja, którą wymyślił Zane. Jednak teraz nawet nie wiemy gdzie podziewa się Brookstone...

Przez to, że ostatnio sporo się działo w Kryptarium, martwię się o rodziców. Złomowisko to najbliższe miejsce i często zdarzało się, że złoczyńcy "odwiedzali" Eda i Ednę... i nie były to miłe spotkania...

Oczywiście, zacząłem błagać resztę, a najbardziej Lloyda, żeby się dzisiaj tam wybrać. Zielony Ninja stanowczo odmawiał. Na szczęście miałem jeden argument, dzięki któremu przekonam resztę i nasz Mistrz Energii nie będzie miał wyjścia...

- Może zagadam do rodziców o jakieś darmowe części do naszych pojazdów - powiedziałem lekko się uśmiechając. - Lloyd, no błagam! Pojedźmy tam dzisiaj! Martwię się o nich!

- To dlaczego sam nie polecisz? - zapytał Kai.

- A jakby się coś stało?! Sam nie dam rady! No błagam!

- Jay, aktualnie mamy lepsze rzeczy do roboty. Nowy plan Zane'a może się udać, a my musimy się przygotować.

- Może się udać... O ile nie oszaleję - mruknął Kai. - Ale w sumie zjadłbym ciasto Edny... - zaczął Czerwony Ninja.

- Błagam, Lloyd! - zawołałem.

- Niech ci będzie - westchnął. - Ale nie zabawimy tam długo. Sprawdzimy czy wszystko w porządku na złomowisku i wracamy.

- I zjemy ciasto - dodał Kai, na co Lloyd ponowie westchnął.

★-·-·-★

- Jay! - zawołała Edna, tuląc mnie. - O! I przyprowadziłeś kolegów z drużyny.

- Synu! - mój ojciec oderwał się od pracy nad starym autem.

Ninja również przywitali się z moimi rodzicami.

Dopiero teraz zauważyłem mężczyznę, który pomagał mojemu ojcu przy pracach nad starym samochodem. Aktualnie naprawiał podwozie, więc mogliśmy zauważyć tylko część jego brzucha oraz nogi. Co jakiś czas słyszeliśmy jak grzebie coś metalowymi narzędziami.

- Kto to? - szepnąłem, wskazując mężczyznę.

- A tam! - mój ojciec machnął niedbale ręką. - Pomaga mi trochę i dorabia sobie na złomowisku - odpowiedział.

- Chodźcie do środka - powiedziała Edna, wskazując drzwi do przyczepy. - A właśnie, Jay. Pomożesz mu? Za chwilę przyjdziecie do nas - Edna uśmiechnęła się w moją stronę.

- Jasne - odpowiedziałem. Lubiłem poznawać nowych ludzi.

Kiedy moi rodzice oraz ninja weszli do przyczepy, stanąłem obok mężczyzny.

- W czymś ci pomóc? - zapytałem, opierając się o maskę starego samochodu.

- Nie. Dam sobie radę - odpowiedział znajomy mi głos. Zmarszczyłem lekko brwi.

Nagle mężczyzna wyszedł spod maski samochodu. Złapał mnie za kołnierz i zbliżył swoją twarz do mojej.

- Ciebie też miło wiedzieć, Jay'uś - mruknął, uśmiechając się chytrze.

- C-co ty t-tu robisz?! - zapytałem przerażony i spróbowałem naelektryzować swoje dłonie, jednak moja Moc Żywiołu nie zadziałała.

Brązowe tęczówki uważnie mi się przyglądały, a krzaczaste brwi uniosły się. Momentalnie zacząłem się szarpać, jednak uścisk wcale się nie rozluźnił.

- A co? - zapytał Brookstone, udając zdziwienie. - Nie cieszysz się na mój widok?

Już miałem krzyknąć, by zawołać resztę, jednak brunet zakrył mi usta dłonią.

- Csiiii - szepnął, dalej się uśmiechając. Pokazał mi dziwnego pilota z jednym, czerwonym guzikiem. - Jeden nieodpowiedni ruch... a całe złomowisko wyleci w powietrze - powiedział tak spokojnie, jakby w ogóle nie przejmował się tym, że chce pozbawić życia niewinnych ludzi. - Przygotowałem się na to, że tu przyjdziecie... - oznajmił.

Przestałem się szarpać. Wizja śmierci rodziców przez moją głupotę, wywoływała strach, który mnie, jednym słowem, paraliżował, a ten chamski uśmieszek Brookstone'a sprawiał, że z każdą sekundą chciałem jeszcze bardziej, by ten złoczyńca zgnił w więzieniu.

- Grzeczny Rudzielec - mruknął. - Radzę ci powiedzieć reszcie tej waszej bandy, że mają się do mnie i do Louisa nie zbliżać... - kiedy to powiedział, moim oczom ukazał się chłopiec o brązowych włosach - ...bo złomowisko zrobi... jedno, wielkie... Bum!

Brookstone puścił mnie i przyczepił pilota do swojego pasa.

- A tylko spróbujecie użyć Mocy Żywiołu czy innych tych waszych sztuczek... Pożałujecie tego - warknął. - A. I jeszcze jedno - znowu złapał mnie za kołnierz. Jego dłoń zacisnęła się na materiale. - Dla twoich rodziców jesteśmy starymi znajomymi ze szkoły. Zrozumiałeś, czy mam ci powtórzyć?

"Przyjaciółmi ze szkoły"? To może jeszcze braćmi?! Czułem się jak kukiełka, która ma wziąć udział w jakimś marnym teatrzyku dla dzieci...

- Tak - mruknąłem.

- Tylko spróbujcie wygadać coś o mnie, a nigdy rodziców już nie zobaczysz - warknął, puszczając mnie.

Nagle drzwi do przyczepy otworzyły się z tak dobrze znanym mi zgrzytem. Moi rodzice oraz ninja wyszli i spojrzeli się na nas zdziwieni. Miny moich przyjaciół mówiły jedno. Nikt nie spodziewał się spotkać Brookstone'a na złomowisku. Teraz jednak złodziej ma asa w rękawie... A raczej przy pasie... a moi rodzice są w ogromnym niebezpieczeństwie... Taki psychol jak Brookstone jest zdolny do wszystkiego.

Po moim błagalnym wzroku ninja chyba zrozumieli, że coś jest nie tak... A może byli tak zdziwieni i zdezorientowani, że nie potrafili nic zrobić.

Nagle Brookstone szturchnął mnie w ramię. Zmusiłem się do uśmiechu. Po chwili złodziej objął mnie ramieniem. Chciałem się szarpać, a najchętniej to przywaliłbym mu z pięści w twarz, jednak wiedziałem, że jeśli chciałbym cokolwiek zrobić, ten może wysadzić złomowisko. Nie mogłem do tego dopuścić!

- Te twoje teatrzyki są żałosne - syknąłem tak cicho, żeby tylko on mógł mnie usłyszeć.

- Wiem - odpowiedział. Po chwili zwrócił się do moich rodziców. - Patrzę...a tu proszę! Jay! Ile to już lat, stary?! - potargał mi rude włosy i zaśmiał się cicho. Z kilometra można było wyczuć ten udawany śmiech.

Ninja dalej stali wpatrzeni w tą nic nie wartą scenkę. Nie wiedzieli co się dzieje i dlaczego nagle złodziej podaje się za mojego przyjaciela, którym nie jest i nie będzie.

- Dziesięć - mruknąłem pod nosem, wbijając wzrok w piasek.

- Dziesięć lat! Jak to szybko mija! W ogóle się nie zmieniałeś, wiesz? - powiedział.

- To... Wy się znacie? - zdziwił się mój ojciec.

- No oczywiście! - odpowiedział Brookstone z udawanym zachwytem, a ja nawet nie zdążyłem nic zrobić. - Jak można nie znać mojego kumpla ze szkoły?

Widząc zdziwienie reszty, wypatrzyłem moment, w którym moi rodzice nie skupiali się na mnie i pokręciłem głową na nie. Ci musieli zrozumieć o co chodzi, bo Lloyd zrobił krok do przodu. Jednak Zielony Ninja zauważył mój wyraźny strach i to, że Brookstone boleśnie zacisnął dłoń na moim ramieniu. Mistrz Energii zatrzymał się.

- To świetnie! - moja mama wyglądała na zadowoloną. - Wejdźcie do środka - powiedziała wskazując na otwarte drzwi. - Nie będziecie przecież stać na zewnątrz.

W końcu Brookstone puścił mnie, a ja mogłem podejść szybkim krokiem do ninja. Ed i Edna weszli do przyczepy.

- Nic ci nie jest? - zapytał Zane. - O co w ogóle chodzi? O czym on gada?

- I CO ON TU ROBI?! - zdziwił się Kai.

- To tylko jego durnowate gierki. Słuchajcie. Moi rodzice są w wielkim niebezpieczeństwie - powiedziałem przestraszony.

- Jak to? - zdziwiła się Nya. - Łapiemy go i po sprawie! - Mistrzyni Wody wskazała ręką złodzieja, który aktualnie rozmawiał z chłopcem o imieniu Louis.

- Nie. On powiedział, że jeśli będziemy próbować go dorwać, to wysadzi złomowisko - szepnąłem przerażony. - Nie możemy na to pozwolić...

- Dobrze, Jay'uś, że ostrzegłeś już resztę. Cieszę się, że się rozumiemy - uśmiechnął się chytrze, a następnie wraz z chłopcem wszedł do przyczepy.

- Jay, spokojnie. Zrobimy wszystko, żeby twoi rodzice byli bezpieczni - uspokoił mnie Zane, łapiąc mnie za ramiona.

Kiwnąłem głową i niechętnie weszliśmy do środka.

Moja mama od razu zaczęła częstować wszystkich swoim czekoladowym ciastem. Zerknąłem na Brookstone'a. Siedział na fotelu na przeciwko kanapy. Uśmiech nie schodził mu z twarzy, kiedy chyba już po raz trzeci odmawiał ciasta od Edny.

- Zostawimy was samych. - oznajmiła po chwili - Pewno macie wiele sobie do opowiedzenia po tylu latach - powiedziała Edna, zamykając za sobą drzwi.

- Jasne - szepnął opryskliwie złodziej.

- Co ty tu nagle robisz? - zapytał Lloyd, kiedy byliśmy już sami.

Brookstone podłożył sobie ręce pod głowę i usiadł bokiem na fotelu.

- Pracuję, a co? Jay'uś jest zazdrosny? - gdy tylko złodziej to powiedział, zmarszczyłem brwi i zerknąłem w stronę chłopca. Dałbym mu może ze dwanaście lat. Brookstone najwyraźniej to zauważył - To chyba moja jedyna legalna robota - mruknął.

- I dlaczego wybrałeś akurat moich rodziców?! - niekontrolowanie krzyknąłem, wstając z kanapy.

Na moje szczęście Kai oraz Lloyd przytrzymali mnie, bym nie zrobił czegoś, co mogłoby zdenerwować złodzieja. Każdy ruch może skończyć się tragicznie, a w tym momencie liczy się jedynie życie moich rodziców...

- Bo tylko oni są tacy naiwni - powiedział.

Z każdą kolejną sekundą jeszcze bardziej chciałem mu przywalić. Ten cham robi wszystko, żeby nas zdenerwować. Wiem, że ten złodziej chce wyprowadzić nas z równowagi.

- Jak udało ci się ich oszukać? - warknął Lloyd.

Brunet znowu się zaśmiał.

- Wystarczyło przyjąć nazwisko matki. Ed i Edna są bardzo łatwowierni - prychnął. - ZA BARDZO łatwowierni.

- Kradniesz i jeszcze naciągasz rodziców Jay'a. Na co ci tyle kasy, co? A czekaj...! Wiem! Na narkotyki - warknął Kai.

Brookstone wstał.

- Ogromną macie wyobraźnię i kreatywność - skomentował, podchodząc do stołu, na którym moja mama położyła ciasto czekoladowe.

- Co masz na myśli? - zdziwił się Zane.

- Pomyślmy - mruknął, udając zamyślenie - Najpierw morderca, później złodziej - wyliczał - teraz jeszcze narkoman... Może dodacie do tego pijaka, pedofila, nekrofila, włamywacza, podpalacza, gwałciciela... MOŻE JESZCZE ZOOFILA?! Nie za dużo tego przypadkiem?

- Chyba coś ci się przegrzało w mózgownicy - warknąłem, zerkając spode łba na złodzieja.

- Chyba tobie, Rudzielcu - powiedział, pakując sobie ciasto czekoladowe do ust.

- Nie masz gdzie uciec - powiedział nagle Kai. - Wpakowałeś się w pułapkę. Wiesz, że to twój koniec, prawda? O wolności możesz sobie tylko pomarzyć.

Brookstone uniósł jedną brew.

- Posłuchaj mnie, Jeżu - mówił spokojnie Brookstone, zbliżając się do Czerwonego Ninja. - Aktualnie to JA rozdaję karty. Gracie na MOICH zasadach.

Złodziej stanął oko w oko z Mistrzem Ognia. Oczywiście, brunet był wyższy i zerkał na Kai'a groźne. Złapał go za kołnierz i zbliżył jego twarz do swojej.

- Czy tego chcesz, czy nie, Jeżu, ucieknę. Wiesz dlaczego? Bo nawet nie zauważasz tego, że razem z policją chodzicie po drogach, które wam wyznaczyłem i wyznaczam. Cały czas krążycie w kółko i nic wam to nie daje, i nie da - brunet zaśmiał się kpiąco. - Każdy wasz jeden krok dodaje mi dwa i zbliża do mojego celu bardziej niż myślicie... Te wszystkie gierki, teatrzyki... one są tylko po to, żeby was zniechęcić do dalszego działania... Może to nie działa, ale mam to głęboko, bo was łatwiej wkręcić niż dziecko...

- Wiesz... Każdy jeden twój krok zbliża cię do Kryptarium - warknął Kai.

- Też mi nowość - prychnął. - Ale nie musisz się martwić, Kai'uś. Na to też się przygotowałem...

- Po tym jak wyjdziecie ze złomowiska, damy ci dwadzieścia minut. Po tym czasie wzywamy policję. Tym razem nam się nie wymkniesz - powiedziała Nya.

- Dziesięć minut - warknął Lloyd. - Dziesięć minut jak najbardziej wystarczy.

- Dwie godziny - zaczął się nagle targować.

- No to pięć minut - mruknął Lloyd.

Prawie o głowę wyższy złodziej podszedł do blondyna.

- Godzina - warknął brunet, marszcząc krzaczaste brwi.

- Pół... - powiedział, nieznoszącym sprzeciwu tonem, Zielony Ninja - ...pół godziny.

Brookstone uniósł brwi i odsunął się lekko od Zielonego Ninja.

- Niech wam będzie - warknął po chwili namysłu. Nie sądziłem, że pójdzie aż tak łatwo. Jednak zdziwiło mnie to, że Brookstone w ogóle się na to zgodził... Chyba nie jest takim idiotą i wie, że od złomowiska do Ninjago są ponad dwie godziny pieszo. - Ostro się targujesz, Liptonek - mruknął. - Tatuś cię nauczył?

Zielony Ninja drgnął lekko na słowa złodzieja, a ja zauważyłem, że ręka blondyna zmierza w stronę tego dziwnego pilota, który należał do Brookstone'a.

- Co ty masz do mojego ojca, co? - warknął.

- Wiele - mruknął złodziej i momentalnie chwycił przedramię Mistrza Energii. Zielony Ninja jęknął z bólu, kiedy Brookstone boleśnie zacisnął dłoń na jego ręce. - Nie dotyka się cudzych rzeczy, Liptonek - powiedział nad wyraz spokojnie. - Nikt ci o tym nie mówił? Poza tym nawet nie próbujcie mi tego zabierać. Louis ma drugie takie fajne cacko, więc nic wam to nie da. Prawda młody? - brunet odwrócił głowę w stronę chłopca.

- Co? A tak - powiedział Louis, pokazując nam identyczne urządzenie, które było przypięte do pasa złodzieja.

- Zapamiętam - powiedział Lloyd.

- Czyżby dobra pamięć po tatusiu? - zapytał kpiąco Brookstone.

- Mój ojciec, moja sprawa - warknął Lloyd i szarpnął ręką, jednak złodziej w ogóle się tym nie przejął.

- Zostaw go - powiedział groźnie Kai i zasłonił ręką swojego chłopaka.

- Bo co mi zrobisz? - zaśmiał się Brookstone, jednak puścił nadgarstek Zielonego Ninja. Lloyd rozmasował czerwoną od uścisku rękę. - Pobijesz mnie? Nie sądzę. Obrazisz się i wygadasz się rodzicom Jay'a? Nie wydaje mi się - warknął.

- A ty co niby możesz zrobić, co? - mruknął Kai.

- Wysadzić złomowisko - spokojny ton bruneta sprawiał, że chciałem dać mu w ryj. Jak on w ogóle może nie przejmować się tym, że chce zabić niewinnych ludzi?!

- Ty również tu zostaniesz i nie uratujesz się od wybuchu - oznajmił Zane.

- A myślisz, Tosterek, że kto rozstawiał wszystkie bomby? No oczywiście, że ja! Dobrze wiem, gdzie jest ich więcej, a gdzie mniej. Wiem którą stroną uciekać i gdzie ewentualnie można się schować.

Czyli Brookstone mówił prawdę. Przygotował się na to, że tu kiedyś przyjdziemy. Niestety to "kiedyś" jest właśnie dzisiaj...

- A ty dokąd? - warknął Kai, kiedy brunet podszedł do drzwi z zamiarem otworzenia ich.

- Popracować trochę, Jeżuś. Kasy nigdy za wiele - powiedział z uśmiechem. - Trzeba wykorzystywać zaufanie Eda i Edny, skoro nadal je mam! Bardzo dobrze wiem, że gdy tylko odwrócę się choć na chwilę, wykorzystacie to i wygadacie im o tym, kim naprawdę jestem. Ale no cóż. Mówi się trudno - wzruszył ramionami. - A. I jeszcze jedno. Jeśli któryś z was zbliży mi się do Louisa, to nogi powyrywam - warknął, na co chłopiec, słysząc swoje imię, podniósł zdziwiony głowę.

Brookstone zniknął za drzwiami. W pomieszczeniu zapadła chwilowa cisza. Zielony Ninja chcąc wykorzystać chwilę spokoju od złodzieja, podszedł do fotela, na którym siedział Louis. Lloyd kucnął przed chłopcem. Podeszliśmy powoli do Mistrza Energii.

- Nazywasz się Louis, prawda? - zapytał Zielony Ninja.

- Yy... - chłopiec spojrzał się niepewnie na zamknięte drzwi. - ...t-tak.

- Wszystko już w porządku - powiedziałem. - Nie musisz się bać...

Chłopiec opuścił lekko głowę i schował telefon. Skulił się na fotelu jeszcze bardziej. Wyglądał na przerażonego.

- Musisz nam pomóc w schwytaniu Cole'a. Możesz dać mi to urządzenie? - zapytał Lloyd i wyciągnął rękę w stronę wskazanego przedmiotu.

- Wybaczcie, ale nawet jeśli bardzo tego chcę, nie mogę tego zrobić - szepnął i skulił się na fotelu najbardziej jak mógł.

- On ci zabronił, prawda? - dopytywał Kai, na co Louis pokiwał tak leciutko głową, że prawie w ogóle nie dało się tego zauważyć.

Nagle drzwi szybko się otworzyły. Brookstone wychylił się przez nie i zajrzał do środka.

- Dobra, Louis, idziemy, bo inaczej nie zdążymy nic załatwić - zawołał. Gdy tylko nas zauważył, zmarszczył brwi i zmierzył nas wzrokiem.

Chłopiec momentalnie schował swój telefon i ze spuszczoną głową podszedł do Brookstone'a. Ten jeszcze raz spojrzał się na nas groźnie i zamknął drzwi.

Wyszliśmy na zewnątrz. Brookstone żegnał się z moimi rodzicami, a kiedy już, wraz z chłopcem, miał zniknąć za bramą, zatrzymał się i puścił mi oczko.

- Jeszcze się zobaczymy - powiedział na tyle głośno, bym mógł go usłyszeć.

Nie miałem pojęcia czy jest to coś w rodzaju groźby, czy jego żałosne gierki.

Gdy tylko złodziej zniknął, podszedłem do bramy wejściowej. Patrzyłem jak odchodzą. Po chwili brunet zaczął iść tyłem. Uśmiech nie schodził mu z twarzy, kiedy tłumaczył coś Louisowi. Wiedziałem, że musimy go złapać jak najszybciej. Jednak musimy dać mu te obiecane pół godziny. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby złomowisko zostało znoszone.

Po krótkiej chwili podbiegłem do rodziców i rzuciłem im się na szyje. Przytuliłem ich najmocniej jak tylko mogłem.

- Tak się ciszę, że nic wam nie jest - powiedziałem.

- Dlaczego miałoby nam coś być, Jay? - zapytała Edna. Rozpoznałem po jej głosie, że zmartwiła się moim zachowaniem.

Odsunąłem się od nich, kiedy ninja podeszli do mnie i rodziców.

- O co chodzi? - zdziwił się mój ojciec.

- Ten człowiek nie jest tym za kogo się podaje. Cole Brookstone, bo tak naprawdę się nazywa, jest poszukiwany przez policję za kradzieże i podejrzewane morderstwo - wyrecytował Zane.

Moi rodzice zrobili przerażone miny i spojrzeli się na siebie.

- Ale to niemożliwe... - zaczęła Edna.

- A jednak - przerwał jej Lloyd.

- To... Dlaczego go nie łapaliście? - zapytał cicho mój ojciec.

- Bo groził nam, że was skrzywdzi - wyjaśniłem niemal od razu. - A ja nigdy nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś wam się stało. - Znowu przytuliłem rodziców najmocniej jak tylko mogłem.

- A co takiego wam powiedział, że mu zaufaliście? - zapytała Nya.

- Gdy pierwszy raz od nas przyszedł, oznajmił, że potrzebuje pieniędzy na leki, ponieważ jest nieuleczalnie chory na jakąś rzadką, dziedziczną chorobę. Zaproponowaliśmy mu więc pieniądze za pomoc w naprawach... - wyjaśniła Edna.

- Kłamał - mruknął Lloyd. - Zane, jak czas?

- Około połowa - odpowiedział niemal natychmiast nindroid.

- Powiadom policję, teraz - odparł stanowczo Zielony Ninja.

- Chwila, a ten chłopak..? - zapytał Ed. - Cole mówił, że to jego brat.

- Również skłamał - powiedziałem. - Nic ich nie łączy.

- Wydawał się taki przyjazny, pewny siebie, pomocny... - szepnęła Edna, łapiąc się za głowę.

- No właśnie... "Wydawał się" - mruknął Kai, który strasznie się niecierpliwił.

- Zostało plus minus osiem minut - oznajmił nagle Biały Ninja.

Nagle mój ojciec wyjął coś ze skrzyni, która stała obok. Zamurowało mnie. Ed trzymał pilota, który wyglądał identycznie jak ten, którym groził nam złodziej. Ojciec złapał się za kark.

- Wiesz, Jay... - zaczął - ...to miało być dla ciebie...

- DLA MNIE?! - zdziwiłem się. Przecież jak pilot, który uruchamia bomby na złomowisku "ma być dla mnie".

- Noo... Zbliżają się twoje urodziny... Chcieliśmy ci zrobić prezent...

- P-prez-zent? - wydusiłem.

- To właśnie tym nam groził - mruknął Lloyd.

- Słucham...? - zdziwił się Ed. - Tym?! I co wam niby powiedział?

- Że może wysadzić tym całe złomowisko... - odpowiedział Kai.

- To nie jest możliwe - odpowiedziała Edna. - Przecież Cole pomagał ci, Ed, w organizowaniu wszystkiego, prawda? To miał być prezent dla ciebie na urodziny, Jay. Kiedy zauważyliśmy was z daleka, Ed dał do Cole'owi na przechowanie. Żebyście tego nie zobaczyli - wyjaśniła Edna. - Wtedy jeszcze mu ufaliśmy...

- Cholera! - warknął Kai - Oszukał nas! Lecimy!

- Ja zostanę z rodzicami - oznajmiłem, kiedy ninja weszli do do swoich pojazdów.

Wszyscy oddalili się od złomowiska w mgnieniu oka.

- Mamo... Tato... Jeśli Brookstone znowu tu przyjdzie, dajcie mi znać, proszę... - szepnąłem.

- Oczywiście, kochanie - rodzice przytulili mnie.

Jaka ulga, że jak na razie są bezpieczni...

★-·-·-★

- Wooow! To było niezłe! - zawołał brunet.

- Wiem - odpowiedział Mechanic. - Jesteś tak bezmyślny, że trzeba ci dupsko ratować.

- Oj no daj już spokój. Wiem, że robisz to dla darmowych części i kasy.

- Jak ty dobrze mnie znasz - mruknął Mechanic.

Brunet uśmiechnął się lekko i oboje weszli do opuszczonego lokalu.

- I co ty byś zrobił, gdyby mnie nie było? - zaśmiał się cicho Mechanic.

Nagle usłyszeli syreny radiowozu, które po chwili ucichły. Brunet przełknął głośno ślinę.

- Powiedzmy, że umierałbym ze strachu.

- Ja też... - wtrącił się Louis.

- A właśnie, młody... - zaczął brunet i kucnął przed chłopcem -... W najbliższym czasie będziesz siedział u Charlesa. Nie będę mógł cię nigdzie zabierać - oznajmił smutno.

- Co?! Ale dlaczego?! - zawołał Louis.

- Doszły mnie słuchy, że ninja oraz policja planują zasadzkę i chcą mnie dorwać. Trzeba im w tym przeszkodzić - powiedział brązowooki, uśmiechając się lekko. - Postaram się wszystko załatwić jak najszybciej, jasne?

- Mhm... - mruknął chłopak, na co brunet wstał i potargał mi włosy.

Ponad 3000 słów! Jak na razie mój rekord! :D
Jestem z siebie dumna. ❤️🖤💜

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro