Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*1.26*

*Jay*

Próbowałem właśnie przejść kolejny, najtrudniejszy według mnie, poziom w jednej z moich ulubionych gier.

Już prawie mi się udało, jednak Zielony Ninja zasłonił ciałem ekran, przez po moja postać umarła.

- Lloyd! - zawołałem. - Przez ciebie przegrałem!

- Zagrasz sobie innym razem - oznajmił Mistrz Energii, całkowicie wyłączając telewizor.

Odrzuciłem kontroler i skrzyżowałem ręce na piersi. No super! Prawie wygrałem! Naprawę Lloyd nie mógł poczekać z tą jego "ważną sprawą" jeszcze minutę albo dwie?

Nagle do salonu weszła reszta - Kai, Zane, Nya oraz Pixal. Cała czwórka zajęła miejsca obok mnie na kanapie.

- Powinniśmy poważnie porozmawiać - oznajmił nagle Lloyd.

- O czym? - zapytał Kai.

Zielony Ninja wziął głęboki wdech.

- O tym co dalej... - gdy tylko Lloyd to powiedział, zmarszczyłem brwi, nie wiedząc o co mu chodzi. - Rozmawiałem z Mistrzem Wu...

- A właśnie - przerwała Zielonemu Ninja Nya - gdzie on teraz jest?

- Poszedł po herbatę - oznajmił Lloyd.

- Jak zwykle... - zaśmiałem się. - Jego świat kręci się wokół herbaty...!

- Kontynuuj, Lloyd - poprosił Zane.

- A więc... Rozmawiałem z naszym Mistrzem i oboje ustaliliśmy, że potrzebne jest zdanie całej drużyny. Musimy ustalić... Co dalej...

- Co masz na myśli? - zdziwił się Kai.

- Chodzi o Czarnego Ninja. Wiecie, że przez tyle lat naszej znajomości drużyna cały czas była niekompletna. Wu zawsze nam powtarzał, że przez jakiś czas tak musi być...

- Chcesz powiedzieć, że mamy przyjąć Brookstone'a do drużyny?! - zawołał Kai.

- Już widzę wasze pozytywne nastawienie - mruknął Lloyd pod nosem. - Poza tym... Nie musimy tego robić, tak? Chcemy z Wu dowiedzieć się co wy o tym sądzicie.

- Ja nie sądzę! Ja wiem! - zawołał Kai, na co Lloyd uniósł brwi.

- Niby co "wiesz"? - zapytał Zielony Ninja.

- No w sumie to nic.

- Widać - skomentowałem.

Zaczęliśmy się cicho śmiać, jednak przez poważną minę Lloyda przestaliśmy.

- Wu mówił mi, że bardzo chciałby aby drużyna była w komplecie - oznajmił Lloyd.

Zapadła cisza. Żadne z nas się nie odezwało...

- Jak myślicie? - zapytał nagle Zielony Ninja. - Jesteśmy w stanie dać mu szansę czy to całkowicie odpada?

- No nie wiem, nie wiem... - mruknął pod nosem Kai.

- Już ustaliliśmy, że ty niczego nie wiesz - powiedziałem, uderzając szatyna lekko w tył głowy. - Więc się nie odzywaj.

- Wydaje mi się, że to dobry pomysł, ale... - zaczął Zane - ...jeśli coś odwali od razu wylatuje.

- Też mi się wydaje, że tak powinniśmy zrobić - oznajmiła Nya, na co ja, Kai oraz Pixal również się zgodziliśmy.

- No dobra - szepnął pod nosem Lloyd. - Niech tak będzie - wzruszył ramionami. - To wszystko. Możecie wrócić do tego co tam robiliście - Zielony Ninja machnął ręką i ruszył w stronę pokładu.

Zadowolony włączyłem telewizor i złapałem za kontroler. Odpaliłem grę, żeby od nowa męczyć się z tym trudnym poziomem.

★-·-·-★

Wszedłem do salonu i momentalnie spostrzegłem czarne, kwadratowe pudełko leżące na stole. Rozejrzałem się dookoła, by upewnić się, że nikogo w pobliżu nie ma. Podkradłem się do dosyć dużego pudła. Może i nie było ono aż takie ogromne... Ale jakieś trzy opakowania od gier na pewno by się tu zmieściły.

Usiadłem na kanapie i otworzyłem pudełko. Zmarszczyłem brwi, kiedy zauważyłem w nim symbol Żywiołu Ziemi oraz czarno-pomarańczowe ubranie.

- Jay! - zawołał za mną Lloyd, na co podskoczyłem przestraszony.

- Co jest?! - zapytałem, odwracając się do tyłu.

- Nie grzeb tam, bo ci łapy uschną - powiedział. - I nie bądź taki ciekawski.

- Co tu robi strój Czarnego Ninja? - zapytałem.

- Domyśl się, geniuszu - mruknął Kai, który właśnie wszedł do salonu. Czerwony Ninja prawdopodobnie usłyszał naszą szybką wymianę zdań z Lloyem.

- Widzę tylko, że coś planujecie - mruknąłem. - I trochę mi się to nie podoba... - oznajmiłem.

- Ale my nic nie planujemy - oznajmił Lloyd. - Chcemy tylko przekazać to Charlesowi. Cole jest w szpitalu, a kiedy wróci, dostanie strój. Musi w końcu zrozumieć, że skoro posiada Moc Ziemi, to jego przeznaczeniem jest zostać ninja...

- I może w końcu przestanie być takim chamem - dodał Kai.

- Kiedy planujecie tam iść? - zapytałem.

- Całą piątką... albo czwórką... zależy czy Nya zostanie na Perle z Pixal, czy nie, idziemy tam dzisiaj po obiedzie - powiedział Zielony Ninja.

- Cooo?! Ale mi się nie chce... - mruknąłem. - Kai, przekonaj swojego chłopaka, żebym został na statku.

- Wybacz. Nie mogę - Czerwony Ninja wzruszył ramionami. - Poza tym to potrwa tylko chwilę.

★-·-·-★

Zielony Ninja zapukał do drzwi. Wiedzieliśmy, że Cole jest w szpitalu, więc przekażemy TO Charelsowi. Przecież znają się z brunetem i jakby coś to starszy mężczyzna przekaże wszystko czarnowłosemu.

Nagle drzwi otworzyły się. Stanął w nich oczywiście Charles. Starszy mężczyzna był lekko zdziwiony naszym pojawieniem się.

- Eemm... - Charles zerknął przez ramię na schody prowadzące na górę. - C-cole nie może teraz rozmawiać... - oznajmił.

- To on jest w domu? - zdziwiłem się.

Chwila... Przecież Zielony Ninja mówił nam, że brunet powinien być w szpitalu i nie wyjdzie tak prędko... Nie podoba mi się to...

- T-tak... Ale naprawdę nie może z wami teraz rozmawiać...

- Dlaczego? - zaciekawił się Zane.

- Śpi.

- Jest... Południe - oznajmił Kai tak, jakbyśmy tego nie wiedzieli.

- Tak... Ale wiecie jak to szpital wykańcza ludzi... Więc jeśli to nic ważnego, to lepiej byłoby abyście przyszli kiedy indziej...

- Wolelibyśmy załatwić to już dzisiaj... - oznajmił nagle Lloyd.

- No dobrze... - Charles odsunął się tak, żebyśmy mogli wejść do środka.

Zrobiliśmy to, a starszy mężczyzna wskazał abyśmy usiedli w salonie. Nya zajęła miejsce na fotelu, a ja, Kai oraz Lloyd na kanapie. Zane jako, że był robotem mógł stać obok nas bez zbędnego przemęczenia się.

- Chcecie coś do picia? - zaproponował Charles, na co my jednogłośnie odmówiliśmy.

Zaczęliśmy rozmawiać ze starszym mężczyzną, licząc, że brunet niedługo się obudzi, bo nie widziało mi się spędzić tutaj kolejnych kilku godzin... Wolałem siedzieć na Perle i grać w gry.

- Cole? Już wstałeś? - zapytał nagle Charles, przerywając naszą rozmowę, a my lekko zdziwieni, odwróciliśmy się na swoich miejscach.

W końcu, po tym straszliwie długim czekaniu, śpiąca królewna się obudziła!

- Jak widać - brunet rozłożył ręce.

Czarnowłosy wszedł do kuchni i otworzył lodówkę. Stał przy niej chwilę, aż w końcu sięgnął po coś. Zamknął lodówkę i zmierzył nas wzrokiem.

- Co wy tu ZNOWU robicie? - zapytał.

- Sądziliśmy, że będzie tutaj tylko Charles, bo ty podobno miałeś być w szpitalu... - zaczął Lloyd, jednak brunet mu przerwał.

- Ale jednak nie jestem - brunet wzruszył ramionami, krojąc coś nożem.

- Jesteś to upartym osłem - zaśmiał się Charles i wstał. Starszy mężczyzna ruszył do kuchni. - Co ty tam znowu jesz?

- Nic takiego - Cole odsunął talerz, na którym przed chwilą coś kroił.

Usłyszałem jedynie jak Charles westchnął. Starszy mężczyzna wrócił na swoje miejsce przy stole.

- Dalej nie wiem dlaczego żeście się tu pojawili - oznajmił brunet.

- Przyszliśmy ci coś dać - powiedział Lloyd i wstał.

Blondyn pokierował się w stronę kuchni, więc i my wstaliśmy.

- Co? - zdziwił się Cole, odwracając się do nas przodem.

Na blacie kuchennym stał talerz z ciastem czekoladowym, a jeden jego kawałek właśnie wyglądał w ustach bruneta.

Mistrz Energii podał brunetowi pudełko, w którym znajdował się strój ninja (Wiem, bo sprawdziłem!). Podeszliśmy do blondyna.

Cole zerknął na nas nieufnie, ale wziął pudełko od Lloyda.

- Czyżby bomba? - zapytał.

- Nie - odpowiedział lekko zdziwiony Lloyd.

- Ah, więc jadowite pająki albo węże...?

- Co? Nie - powiedział Lloyd.

- Podejrzane... - mruknął pod nosem Cole.

- Po prostu to otwórz - powiedział zniecierpliwiony Kai.

Cole uniósł brwi i zerknął na nas nieufnie. Zmierzył każdego z nas wzrokiem. Po chwili otworzył pudełko, a ja prawie zacząłem śmiać się jak opętany, kiedy zobaczyłem jego zdziwioną twarz.

- Ah...! Już rozumiem! To jest jakiś żart - powiedział nagle Cole.

- Niestety nie. Jesteś Mistrzem Ziemi i potrzebujemy cię w naszej drużynie - oznajmił Lloyd.

- Te, Toster, oni coś brali? - szepnął w stronę Zane'a. - Pili coś? Alkohol jakiś? Może narkotyki brali?

- Skąd nagle taka myśl? - zdziwił się nindroid.

- Ja ich nie poznaję. Ktoś się za nich przebrał, tak?

- O co ci chodzi? - zapytał Kai.

- A może to Wu im coś nagadał? - zapytał cicho brunet.

- Nie wydaje mi się - oznajmił Zane. - Jesteś jedynym Mistrzem Ziemi, a nam potrzebny jest Czarny Ninja.

- Nie, dzięki - mruknął Cole, wpychając pudełko wprost w ręce Lloyda. - To robota nie dla mnie. Poza tym muszę zostać tutaj. Chodzi o Charlesa - szepnął tak cicho, jakby obawiał się, że starszy mężczyzna to usłyszy. Jednak brunetowi się nie udało.

- Świetnie sobie radzę - powiedział nagle Charles, który dalej jako jedyny siedział w salonie. - Nie potrzebuję umięśnionej niańki.

- Nie utrudniaj mi teraz życia! - zawołał Cole.

- To ty mi utrudniasz życie - oznajmił starszy mężczyzna. - Nie zapomnij wziąć leków przed kolacją - powiedział nagle, na co brunet westchnął głośno.

- Co? - zdziwiłem się.

- J-jakich leków? - zapytał Lloyd.

- Nie interesuj się, Liptonek - Cole poklepał Zielonego Ninja po głowie, co wyglądało tak śmiesznie, że o mało co nie zacząłem chichotać pod nosem. Do tego doszła jeszcze ta mina Kai'a. Nazywam ją "NTLBO". Tłumacząc na nasze: "Nie Tykaj Lloyda Bo Oberwiesz". - To tylko witaminki - zaśmiał się brunet.

- "Witaminki" - prychnął z salonu Charles.

- Nie odzywaj się tam - mruknął Cole.

- Ty już nawet kłamać nie potrafisz - oznajmił starszy mężczyzna.

- Jest coś o czymś powinniśmy wiedzieć? - zapytał nagle Lloyd. - Coś nie tak?

- Powinniście, to stąd iść - mruknął Cole, kierując się w stronę schodów, które prowadziły na górę.

- Jesteś na coś chory, że leki bierzesz? - zapytał Kai.

- Nie interesuj się, J e ż u ś.

Weszliśmy do salonu i zobaczyliśmy, że Charles wstał i spojrzał się na czarnowłosego. Chyba jego zachowanie zdziwiło starszego mężczyznę...

- Czyli nic tu po nas... - mruknął Lloyd, odkładając pudełko na stół. - Proszę mu powiedzieć, że jeśli zmieniłby zdanie, to niech przyjdzie na nasz statek - oznajmił Zielony Ninja.

Charles jedynie kiwnął głową.

- O co chodzi? - zapytał Mistrz Energii, kiedy Cole zniknął nam z pola widzenia. - O jakich lekach pan wspominał? - dopytywał Lloyd. - Jest coś o czymś powinniśmy wiedzieć?

Charles zerknął na swój kubek z herbatą.

- Wybaczcie... ale to trochę trudne... Wolałbym o tym nie mówić bez Cole'a... - szepnął mężczyzna.

Charles zerknął na schody.

- Czy coś się dzieje? To jest związane z tym co mówił lekarz, prawda? Z tym, że Cole ma zostać w szpitalu dłużej, tak? - Lloyd nie dawał za wygraną.

- Dokładnie tak... Tylko, że Cole postanowił nikogo nie słuchać i wypisać się na własną rękę... - oznajmił Charles.

- Ekhem... Ja tu dalej jestem - warknął nagle brunet.

Zerknęliśmy na schody. Czarnowłosy opierał się o ścianę na półpiętrze i patrzył na nas z góry. Skrzyżował ręce na piersi i zmarszczył krzaczaste brwi.

- Uparty osioł - mruknął pod nosem Charles.

- Słyszałem to - powiedział czarnowłosy.

- Emm... Cole - szepnął nagle starszy mężczyzna, wskazując swoją twarz.

Brunet chyba momentalnie zrozumiał o co chodzi, bo przyłożył sobie rękę do nosa i wszedł na górę.

Nie wiedziałem co się dzieje, jednak Charles nagle ruszył po schodach za Cole'm, a reszta poszła za nim, więc, niewiele myśląc, zrobiłem to samo. Starszy mężczyzna popędził do łazienki, w której paliło się światło. Otworzył drzwi, po czym wszedł do środka, więc stanęliśmy w drzwiach.

Cole pochylał się nad zlewem. Charles złapał bruneta za ramiona.

- A mówiłem ci, uparty ośle, że tak będzie? Ale ty jak zwykle zawsze wszystko wiesz lepiej - mruknął starszy mężczyzna.

Cole tylko pokręcił lekko głową, a ja dostrzegłem, że jego usta są całe zakrwawione. Ciemnoczerwona ciecz skapywała do białego zlewu i zostawiała na nim ślady.

Chyba nie tylko ja to zauważyłem, bo Zane szybkim krokiem podszedł do bruneta.

- Co się dzieje? - zapytał nindroid.

Biały Ninja spojrzał na twarz bruneta. Dopiero teraz przypomniała mi się sytuacja z Perły Przeznaczenia...

Coś mi się tutaj nie zgadza i bardzo mi się to nie podoba...

★-·-·-★

Brunet siedział w salonie. Przy twarzy trzymał chusteczkę, która już trochę przesiąknęła krwią.

- Okej... - zaczął Lloyd. - Wygląda na to, że w tym domu dzieje i działo się o wiele więcej niż myśleliśmy... - mruknął pod nosem.

- Czy ktoś może nam to wszystko wyjaśnić?! - zawołał Kai.

Cole przez chwilę milczał, aż w końcu westchnął cicho.

- Najlepiej będzie jeśli po prostu stąd pójdziecie... - mruknął czarnowłosy, opierając czoło o dłoń.

Żaden z nas nie odpowiedział, jednak nikt nie ruszył się ze swoich miejsc, więc ja również stałem obok Kai'a i czekałem.

- Najpierw musisz nam wyjaśnić kilka spraw - powiedział nagle poważnie Lloyd.

- Nie możesz tego trzymać dla siebie, bo jeszcze wpędzisz kogoś w kłopoty - oznajmił cicho Charles. - Tak jak robił to twój ojciec...

- Ale mój ojciec nie żyje - warknął brunet w stronę starszego mężczyzny.

- No właśnie... - mruknął Charles.

- Wyjaśnij nam to. Bez żadnych kłamstw - powiedział poważnie Lloyd.

Po chwili Cole wciągnął głośno powietrze i wyprostował się.

- No więc... - zaczął nieco niechętnie Cole. - Jay'uś, czy twoi rodzice mówili ci o tym, co im powiedziałem, żeby mi zaufali?

Zdziwiłem się tym pytaniem, które było skierowane w moją stronę.

- Yyyy... - zacząłem, próbując przypomnieć sobie to, co działo się na złomowisku. - N-no tak... - powiedziałem nieco niepewnie - Edna coś wspominała, ale... już nie pamiętam o czym dokładnie mówiła... - zerknąłem na Zane'a błagalnie, aby on uratował mnie z tej nieco dziwnej sytuacji.

- Edna powiedziała nam, że wspominałeś im o tym, że potrzebujesz pieniędzy na leki, ponieważ jesteś nieuleczalnie chory na jakąś rzadką, dziedziczną chorobę... - wyrecytował natychmiastowo nindroid.

- I jak myślicie? Kłamałem czy nie? - warknął nagle Cole.

Zapała cisza.

- Proszę bardzo! Już wiecie dlaczego mój ojciec nie żyje i dlaczego kradłem! - Cole chciał wstać, jednak Charles położył mu rękę na ramieniu.

- Pierwsza sytuacja wydaje się logiczna... Druga nie do końca - oznajmił Zane. - Po co kradłeś skoro i tak miałeś oraz masz majątek ojca? Przecież to są ogromne sumy.

Cole przez chwilę się nie odzywał, jednak Charles uderzył go lekko w ramię.

- Po tym jak mój ojciec zginął, uznano, że jestem jedynym podejrzanym, bo Charlesa nie było wtedy w domu - zaczął Cole. - Policja chcąc mnie złapać, odcięła mnie od konta bankowego i innych rzeczy... W tamtym momencie naprawdę potrzebowałem pieniędzy, a Charles, tak jak ja, nie miał dostępu do niczego i on również pozostał bez żadnych środków na życie. Więc uznałem, że kradzież będzie najlepszym sposobem... To miało być jednorazowe... Nie chciałem tego kontynuować, ale wtedy zjawił się Louis... Nie mogłem go przecież zostawiać na pastwę losu. W końcu ustaliliśmy, że Charles, aby mieć dostęp do pieniędzy mojego ojca, założy mi proces w sądzie. I tak nie zamierzałem się wtedy tam pojawiać, ale i beze mnie się udało. Wiedziałem, że podejrzane będzie, jeśli nagle zaczną znikać tak wielkie sumy z konta, które kiedyś należało do mojego ojca, a nie chciałem, żeby ktoś zaczął podejrzewać Charlesa. Wtedy właśnie poszedłem na złomowisko. Jednak te pieniądze były zbyt małe... I stało się. W drugim napadzie pomogła mi Ultra Violet. To było kilka lat przed Synami Garmadona. Postanowiłem sobie, że postaram się skończyć z tym jak najszybciej i w razie co oddam się w ręce policji, i urwę wszelkie kontakty ze złoczyńcami, jednak wtedy pojawiliście się wy i wszystko zjeb... zepsuliście... A resztę już chyba wiecie - mruknął Cole, zerkając na zakrwawioną chusteczkę.

Spojrzałem się w stronę Lloyda. Zielony Ninja milczał. Miałem mętlik w głowie i nie wiedziałem co mam o tym wszystkim sądzić.

Zapadła cisza.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro