Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*1.24*

Otaczała go ciemność. Przygnębiająca, okropna ciemność...

Ta pustka dookoła sprawiała, że chciał krzyczeć lub uciekać... Tylko gdzie? Gdziekolwiek byleby nie być tutaj...

Do tego ten rozdzierający ból... Nie wiedział jednak czym jest on spowodowany. Najbardziej bolała go lewa ręka lub prawdopodobnie serce, jednak nie potrafił już tego rozróżnić.

Nie mógł poruszyć żadną częścią ciała. Przeraził się. Nie wiedział co ma teraz zrobić i jak się zachować.

Kiedy chciał się poruszyć, całe ciało bolało go jeszcze bardziej niż wcześniej. Nie wiedział dlaczego.

Próbując przypomnieć sobie, co tak naprawdę się stało, czuł jakby głowa miała mu wybuchnąć. Po chwili jednak przypomniał sobie prawie wszystko. Może bez szczegółów, ale to zawsze coś, prawda?

Przed oczami przeleciało mu kilka scen...

Harumi stojąca na dachu celi z Kamienia Zemsty... Pistolet...Odgłos wystrzału...

W końcu przypomniał sobie już więcej szczegółów.

Harumi stanęła na dachu, celując bronią w ninja. Psychopatka. Jednak w tamtym momencie nie zważał na nic. Coś się w nim odpaliło... Jakiś instynkt czy coś. Teraz już nawet nie obchodziło go co to było. Tak czy siak bez opamiętania rzucił się w stronę ninja.

Dlaczego? Dobre pytanie...

Wracając... Po tym jak usłyszał wystrzał pistoletu, zasłonił ninja swoim ciałem. Nawet nie wiedział gdzie poleciał pocisk. Może w głowę? Może w nogę? Serce czy rękę. Nie miało to dla niego znaczenia, bo uderzył mocno o podłogę i potoczył się gdzieś w bok.

Zanim stracił przytomność usłyszał jeszcze krótkie, ale pełne nienawiści "Zdychaj, śmieciu".

Teraz jednak... Nic. Totalnie nic. Zero. Pustka... Okropna pustka...

Nie wiedział gdzie jest i co z nim będzie. Tego drugiego obawiał się chyba najbardziej...

W końcu po kilkunastu długich, ciągnących się w nieskończoność, minutach... a może godzinach...? Już sam nie wiedział czy minęła chwila, czy może cały dzień. Jednak tak czy siak w końcu usłyszał czyiś głos. Niestety nie potrafił rozróżnić o czym ów "głos" mówi. Teraz był to dla niego niezrozumiały, przytłumiony bełkot.

Po chwili usłyszał kilka różnych głosów, a później krzyk. Dalej nic nie rozumiał i to wywoływało w nim jeszcze większy strach.

Kiedy spróbował poruszyć głową, jego ramię zabolało niemiłosiernie. Niekontrolowanie z jego ust wydobył się jęk. Błagał w myślach, żeby to wszystko się skończyło albo przynajmniej aby ten nieznośny ból ustał.

Jednak nic takiego nie następowało.

Chciał rzucać się, krzyczeć lub zrobić cokolwiek innego, żeby nie musieć już tyle cierpieć. Jednak każda próba kończyła się na niczym. Jedynie co się zmieniło to łzy płynące z bólu, który, jak mu się zaczęło wydawać, z każdą chwilą się nasilał.

"Cole..."

Usłyszał nagle czyiś znajomy głos. Tak... Kojarzył ten głos... No dobra... Ale skąd?

Nagle poczuł, że czyjaś gładka dłoń ociera mu łzę z policzka. Dalej czuł ten ból, jednak teraz jakby... Jakby trochę ustawał? Nie... Na pewno mu się to jedynie wydaje...

"Cole, kochanie, nie płacz już... Wszystko w porządku"

Znowu ten głos... Ponownie czyjaś dłoń, która swoją drogą była strasznie miła w dotyku, dotknęła jego drugiego policzka, ocierając z niego łzę.

Nie wiedział co się dzieje.

Nagle w jego oczy uderzyło oślepiające, białe światło. Kiedy próbował zasłonić ręką twarz, nie mógł tego zrobić. Czuł się zupełnie tak jakby był sparaliżowany.

"Cole..."

Kiedy ponownie usłyszał ten dziwnie znajomy głos, chciał krzyczeć, bo ból ramienia zaczął się nasilać.

"Cole, jestem tutaj..."

Nagle przed oczami pojawiła mu się jakaś postać. Nie potrafił powiedzieć kto to, ponieważ dziwne światło świeciło wprost na sylwetkę tej osoby.

Dopiero po chwili dostrzegł brązowe oczy, które patrzyły się na niego z tą znaną mu, nieograniczoną troskliwością oraz ciemne, wręcz czarne włosy...

"Jestem tutaj..."

Kobieta ponownie dotknęła ręką jego policzka. Uśmiechnęła się delikatnie.

"Jestem tutaj."

Powtórzyła kobieta i zaczęła gładzić go po włosach.

Lily...

To była Lily...

Wszędzie rozpoznałby swoją matkę...

★-·-·-★

*Kai*

Żaden z nas się nie odzywał. Staliśmy tak w ciszy, patrząc jak policjanci siłą zmuszają złoczyńców do tego, żeby ci wsiedli do radiowozów. Większość z nich została już przewieziona do Kryptarium i zostali jedynie nieliczni.

Gayle Plotkara właśnie wypowiadała się na żywo przed kamerami, żeby poinformować mieszkańców Ninjago o tym, że w mieście już jest bezpiecznie. Czasami ten jej głos był strasznie denerwujący, jednak teraz nie zwracałem na to uwagi.

- I co robimy? - zapytałem nagle, chcąc przerwać tą nieznośną ciszę.

- Przynajmniej nie zniszczyli Ninjago - oznajmił Niebieski Ninja. - I nie ma czego naprawiać...

- Jay, błagam. Nie teraz - mruknął Lloyd, rozmasowując skronie.

- Co teraz robimy? - zapytała Nya, jakbym wcześniej nie zadał podobnego pytania.

Jednak nikt nie odpowiedział. Dalej panowała między nami cisza.

- Mistrzu...? - szepnąłem, odwracając się do Wu. - Masz może dla nas jakąś radę? Lekcję? COKOLWIEK? - zapytałem.

Mistrz Wu podparł się na swojej lasce i zaczął nad czymś rozmyślać. Po chwili jednak pokręcił głową.

- Niestety nie, Kai - odparł smutno Wu.

- Jedziemy tam - oznajmił nagle Zielony Ninja, ruszając w jakąś stronę.

- Lloyd - Zane złapał go za kołnierz. - Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł. Przynajmniej w tej chwili... Wróćmy na Perłę. Kiedy dowiemy się czegoś, to tam pójdziemy - oznajmił Mistrz Lodu. - Aktualnie nie widzę innego rozwiązania.

- O-okej... - szepnął Zielony Ninja i kiwnął lekko głową. - No.. dobra...

Chyba wszyscy byliśmy dalej w... szoku? Nawet już nie wiem jak mam to nazwać! Nie mam pojęcia co mam sobie o tym myśleć.

Przetarłem twarz dłonią i ruszyłem za resztą, którzy, jak wspomniał Zane, kierowali się na Perłę. Niby wykonaliśmy "naszą robotę" i Ninjago było już bezpieczne, jednak czułem, że coś jest nie tak jak być powinno...

Kiedy weszliśmy w ciszy na pokład naszego statku, każdy pokierował się w swoją stronę.

Nie wiedząc co mam zrobić, ruszyłem za Lloydem. Zielony Ninja właśnie szedł do naszego pokoju, który, jak kiedyś wspólnie ustaliliśmy, powinien nie być jedynie w różnych odcieniach czerwieni, bo to już nie tylko mój kąt, ale również i Mistrza Energii.

Zielony Ninja wszedł do naszego pokoju, a następnie zamknął za sobą drzwi. Zatrzymałem się i uznałem, że Lloyd wolałby pobyć sam... przynajmniej teraz, więc lepiej będzie jeśli pójdę do salonu.

Stałem akurat obok pokoju Jay'a. Na drzwiach widniał symbol Niebieskiego Ninja. Chociaż wydaje mi się, że nie był on potrzebny, tak jak każdy inny symbol. Przecież każdy wie gdzie jest jego kącik do spania i gdzie ma się kierować. Nawet Pixal, która zajęła pokój Zielonego Ninja, to wie.

Na Perle Przeznaczenia było jeszcze jedno puste pomieszczenie. Nikt tam nie był od kiedy pamiętam. Jednak wiem, kto powinien tam być...

Odwróciłem się i pokierowałem się do salonu. Usiadłem na kanapie i sięgnąłem po pilota.

★-·-·-★

Na Perle było o wiele ciszej niż kiedykolwiek.

Wyłączyłem telewizor i poszedłem do pomieszczenia, w którym powinien siedzieć Lloyd. Otworzyłem drzwi do naszego pokoju i wszedłem po cichu do środka.

Zielony Ninja spał. Blondyn przytulał się do poduszki i oddychał spokojnie. Uśmiechnąłem się mimowolnie i najciszej jak tylko potrafiłem zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem do łóżka. Nakryłem Lloyda kołdrą i przytuliłem go, kładąc się wcześniej obok niego. Oczywiście, starałem się go nie obudzić, jednak chyba mi to nie wyszło. A może Mistrz Energii nie spał?

Zielony Ninja odwrócił się do mnie przodem.

- Gdzie byłeś? - zapytał.

- W salonie - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. - Pomyślałem, że może chciałbyś pobyć sam na sam...

Lloyd pocałował mnie w policzek i przytulił się do mojej piersi. Nie powiedział nic, tylko się lekko uśmiechnął.

- Wszystko będzie dobrze... - szepnąłem.

- Oby... - mruknął Lloyd, odsuwając się ode mnie na chwilę, jednak momentalnie ponownie przytulił się do mojego torsu. - Pojedziemy tam jutro rano, dobrze? Musimy tam jechać. On przecież nas uratował... - powiedział Zielony Ninja.

- Oczywiście, kotku - mruknąłem, po czym ponownie pocałowałem Lloyda w czoło.

- Nie mów tak na mnie.

- Dobrze... - szepnąłem. - Kotku...

- Odezwał się Jeż - mruknął Lloyd, odsuwając się ode mnie lekko i uderzając delikatnie w ramię.

Zaśmiałem się cicho.

★-·-·-★

- Słucham? - zapytał starszy mężczyzna, przykładając słuchawkę telefonu do ucha.

Nie odezwał się więcej, bo to co usłyszał, sprawiło, że zamarł, a jego dłonie zaczęły niekontrolowanie drżeć.

- O-oczywiście... - wydusił. - Za..zaraz będziemy...

Jego oddech przyspieszył.

Nie wierzył w to co słyszy.

Może inaczej... Nie chciał wierzyć. Wolałby aby to był jakiś sen.

Odłożył słuchawkę i tak szybko, na ile pozwoliły mu stare kości, wszedł na górę. Wpadł do pokoju, lekko dusząc.

- Louis, ubieraj się. Idziemy - oznajmił.

- Co? - zdziwił się chłopak, odkładając telefon. - Gdzie? Coś się stało? Coś się stało, Charles? Dyszysz jakbyś przebiegł maraton.

- Ubieraj się. Proszę, pośpiesz się.

- Coś się stało? Coś z Cole'm? - zmartwił się Louis.

- Tak - odpowiedział krótko Charles, wchodząc szybko do sypialni.

Zaczął przeszukiwać wszystkie szafki. W pierwszej ubrania. W drugiej też. W trzeciej również. Westchnął głośno.

- Może pomogę? - zaproponował Louis. - Czego szukasz?

- Cole trzymał tu gdzieś taki... Szary zeszyt... - oznajmił Charles.

Louis podszedł do szafek i zaczął je przeszukiwać. Nie zajęło mu to długo.

- Mam - oznajmił, podając mężczyźnie zeszyt.

Charles przejrzał go na szybko i westchnął z ulgą.

- Co się stało z Cole'm? - zapytał Louis, który był już strasznie przerażony. Nie wiedział co się dzieje i dlaczego Charles nagle zaczął się tak zachowywać.

- Wyjaśnię ci po drodze. Teraz musimy się spieszyć - oznajmił mężczyzna, łapiąc chłopaka za ramię.

Louis nie zadał już żadnego pytania, mimo iż chciał. Bardzo bał się o Cole'a. Nie chciał aby cokolwiek mu się stało... Chociaż po minie Charlesa zrozumiał, że coś stało się Cole'owi... I to chyba było coś bardzo złego...

Oboje zeszli na parter.

★-·-·-★

*Kai*

Kiedy razem z Lloydem leżeliśmy na łóżku, Zane zawołał nas na kolację.

Podniosłem się zdziwiony, że już jest tak późno.

I było. Słońce właśnie zachodziło i dawało światu ostatnie promienie.

Wyszliśmy z Lloydem do kuchni. Oczywiście, trochę zbyt długo zwlekaliśmy, ponieważ to my jako ostatni pojawiliśmy się na kolacji.

- W końcu jesteście - zaśmiał się Jay. - A co wy tam robiliście? - Niebieski Ninja poruszył jednoznacznie brwiami.

- Planowałem to jak cię zamordować - mruknąłem, uśmiechając się lekko.

- CO? - zdziwił się Jay.

- Nic. Zapomnij - powiedziałem. - Ale radzę ci na mnie uważać - dodałem, mając w głowie milion planów na wykręcenie jakiegoś żartu Mistrzowi Błyskawic.

- Mhm... - mruknął Niebieski Ninja, mrużąc oczy. - Mam cię na oku, Kai - powiedział. - Nawet na dwóch oczach.

- No szkoda, że nie na trzech - zaśmiałem się.

- Skąd wiesz... Może i na czterech...

- Ale wam się zebrało na żarty - mruknął Zielony Ninja.

- Od kiedy ty jesteś taki poważny, Lloyd? - zdziwiła się Nya.

Blondyn nie odpowiedział. Usiadł na swoim miejscu i nałożył sobie porcję na talerz.

- On po prostu się za bardzo przejmuje - stwierdził Jay.

- Jak "za bardzo przejmuje"?! - Zielony Ninja nagle wstał. - Tam mógłby leżeć ktokolwiek z nas! - Lloyd wykonał ręką bliżej nieokreślony ruch. - Ja, Jay czy nawet Wu! Nie przejmujecie się tym?! On uratował życie któremuś z nas!

- Lloyd - powiedziałem, łapiąc go za ramię. - Wszystko będzie dobrze...

- Wybaczcie... Po prostu ostatnio... Harumi, Garmadon i ta reszta... - Zielony Ninja położył głowę na stole. - To już chyba trochę za dużo...

- Spokojnie. Rozumiemy cię - oznajmił Zane. - Masz rację. Ostatnio dużo się działo.

- Pojedziemy tam z samego rana - powiedział Lloyd, podnosząc się.

- Nie ma sprawy - uśmiechnąłem się lekko.

Jaki jest wasz ulubiony ninjasek? :3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro