*1.23*
Brunet zerknął do góry, spojrzał się w oczy prawie dwa razy większemu olbrzymowi. Pociągnął prawą rękę, jednak Killow nie rozluźnił uścisku.
Czarnowłosy miał nogi jak z waty.
Nie widziało mu się oberwać od tego wielkoluda...
- No dobra, ale puść moją rękę - mruknął Cole.
Killow nie zrobił tego. Stał dalej i mierzył groźnie wzrokiem bruneta.
- Wyjaśnij mi, co ty odwalasz?! - zapytał w końcu lekko zdenerwowany olbrzym.
Czarnowłosy przełknął ślinę i ponownie spróbował pociągnąć prawą rękę, jednak dalej bez skutku.
- Ja... - zaczął brunet, próbując na szybko wykombinować jakąś wymówkę. Nic jednak nie przychodziło mu do głowy. -... Emm... Ja... - szepnął, widząc, że Killow wykrzywił twarz tak, że wyglądał jeszcze groźniej niż wcześniej.
- Oszukiwałeś nas - warknął. - Tylko dlaczego?!
- Nie wiem, okej?! - ryknął brunet, nareszcie uwalniając rękę z uścisku olbrzyma.
- Ale jak "nie wiesz"?! - warknął Killow. - Kolejne twoje kłamstwo?!
Brunet nie odpowiedział. Odwrócił się na pięcie i ruszył korytarzem do wyjścia.
- Jeszcze z tobą nie skończyłem - warknął Killow, ponownie łapiąc czarnowłosego za rękę. Tyle, że tym razem mocniej.
- Ale ja tak - mruknął Cole. - Puść mnie.
Głos bruneta również zabrzmiał mniej przyjaźnie niż wcześniej.
- Dlaczego to robiłeś? - zapytał Killow.
Czarnowłosy już chciał odpowiedzieć coś w stylu "nie muszę ci się ze wszystkiego tłumaczyć" lub "a co cię to obchodzi", jednak się powstrzymał.
Opuścił lekko głowę i zamarł w bezruchu.
- Dlaczego?! - ryknął Killow. - Zaufaliśmy ci, ale ty zachowałeś się jak ostatnia świnia, oszukując nas! Dlaczego?! Odpowiedz.
- Bo nie wiem jak mam to wszystko pogodzić! - warknął brunet. - Z jednej strony wy, VAR... Z drugiej ninja... Louis, Charles... i... No wiesz... Ja po prostu chcę żeby byli bezpieczni i nie mieli przeze mnie problemów, tak?! Ale nie wiem jak to zrobić, jasne?! - czarnowłosy zmarszczył krzaczaste brwi. - Ale wy i tak tego nie zrozumiecie, bo nikt tego nie rozumie! - ryknął brunet, wyrywając się olbrzymowi.
- Na tak... Ich bezpieczeństwo - mruknął Killow, krzyżując ręce na piersi. Zapewne olbrzym przypomniał sobie ich rozmowę przed tym jak Harumi go "zdemaskowała". - A pieniądze? Skąd niby chcesz zdobyć? - zapytał Killow.
- Nie wiem - odpowiedział Cole, chociaż wiedział doskonale.
Przez chwilę zastanawiał się co zrobić, żeby Killow już przestał go męczyć.
- Chciałbyś dostać drugą szansę? - zapytał nagle olbrzym.
Bruneta zdziwiło to pytanie. Dlaczego miałby niby dostać "drugą szansę"?
- Nie wiem - powtórzył, uświadamiając sobie, że jednak ci idioci potrafią go jeszcze czymś zaskoczyć.
Nagle Killow ruszył bez słowa korytarzem do wyjścia, a brunet, nie wiedząc co dalej robić, poszedł za nim.
★-·-·-★
*Lloyd*
Otworzyłem oczy i lekko się podniosłem.
-Lloyd? - usłyszałem głos Kai'a.
Szatyn pogładził mnie po głowie, a następnie przytulił.
- Co się stało? - zapytałem, nie pamiętając co się ze mną działo i gdzie jestem.
Podniosłem się i rozejrzałem dookoła.
Tuż obok mnie stał Kai. Byli tu też Zane, Jay, Nya, Wu, Pixal oraz komisarz i kilkudziesięciu policjantów. Staliśmy w dosyć dużej, prostokątnej celi zrobionej z Kamienia Zemsty.
Wstałem, po czym przycisnąłem się do krat. Wszyscy byliśmy uwięzieni w celi na dachu jakiegoś wysokiego budynku. Nic nowego, ponieważ Garmadon zawsze tak robił, kiedy starał się podbić Ninjago. Zawsze jakimś magicznym cudem sprawiał, że na samym szczycie budynku pojawiało się coś, co nigdy nie powinno się tam znaleźć.
Zerknąłem na wszystkich krzątających się po dachu złoczyńców. Zauważyłem Chena, Aspheerę, Ultra Violet, Mechanica, Harumi i Garmadona. Oczywiście, byli tu też inni złoczyńcy, których nie kojarzyłem. Po chwili zorientowałem się, że stoi też tutaj Brookstone.
- Ile byłem nieprzytomny? - zapytałem, odwracając się do moich "towarzyszy" w celi.
- Ze dwa dni... - odpowiedział Komisarz. - Tuż po tym jak nas... oraz was... złapali, wzięli się ostro do roboty. Zajęli już chyba z połowę Ninjago. Reszta to tylko kwestia czasu.
- Mieszkańcy już wiedzą, że jesteście tutaj. Wszyscy są przerażeni - oznajmił jeden z policjantów.
Nagle do mojego ojca podszedł Pan E. Robot uklęknął tuż przed nim, jakby Garmadon był jakimś królem, czy kimś ważniejszym od Pierwszego Mistrza Spinjitzu.
- Ciszy mnie to - odezwał się nagle Garmadon.
- Kolejna część miasta zajęta! - zawołała Ultra Violet, podpierając się na ramieniu Brookstone'a, ponieważ to on stał najbliżej. - Musimy to jakoś uczcić! - wrzasnęła, podnosząc rękę do góry.
Złoczyńcy zaczęli się nie wiadomo z czego śmiać.
Nie zważając na okrzyki, zacząłem przeszukiwać wszystkie swoje kieszenie w poszukiwaniu czegokolwiek, co pomogłoby w wydostaniu się.
- To nic nie da Lloyd - powiedział smutno Kai, łapiąc mnie za ramię. - Zabrali nam wszystkie sprzęty...
- Nie możemy się stąd wydostać... - oznajmił komisarz.
- Już po nas - zmartwił się Niebieski Ninja.
- Spokojnie, Jay. Z każdej sytuacji jest jakieś wyjście - uspokoiła go Pixal.
Zauważyłem, że Niebieski Ninja ma owiniętą głowę bandażem. Mistrz Błyskawic siedział przy kratach i zerkał przerażony na złoczyńców.
Zacząłem chodzić po celi, starając się wykombinować jakiś plan... Cokolwiek, żeby zdołać się wydostać. Jednak nic nie przychodziło mi do głowy.
Totalna pustka...
- Lloyd... - szepnął Kai, przytulając mnie. - Opanuj się trochę. Kiedy byłeś nieprzytomny, sprawdziliśmy wszystkie możliwe drogi ucieczki... Nie wymyślisz nic na siłę...
Kai umilkł.
Przez dłuższą chwilę staliśmy tak w ciszy. Czerwony Ninja gładził mnie po głowie i próbował mnie uspokoić.
- Lloyd... - zaczął Kai, jednak ja go nie słuchałem.
Odsunąłem się od Czerwonego Ninja.
- Na pewno musi być jakiś sposób, żeby się stąd wydostać - stwierdziłem.
Zacząłem grzebać przy kłódce od drzwi do naszej celi. Niestety nie przemyślałem tego i zwróciłem na siebie uwagę większości złoczyńców.
- Nawet nie próbuj się wydostać, bo i tak nic ci to nie da - zaśmiała się Harumi.
Spojrzałem na nią groźnie. W jednym momencie ten uśmieszek Harumi przypomniał mi to, jak bardzo jej nienawidzę. Tyle zła ile wyrządziła... I jeszcze jej mało! Co ona chce tym osiągnąć?!
Mimowolnie mój wzrok powędrował na Brookstone'a. Brunet oszukał naszą drużynę i teraz również jego chytry uśmieszek sprawiał, że chciałem mu przywalić.
- NO I CO?! - wrzasnąłem, nie mogąc już opanować złości, która się we mnie zebrała. - Dumny jesteś z siebie?! - zawołałem w stronę czarnowłosego.
Jako odpowiedź brunet zaśmiał się, jednak zauważyłem, że unika kontaktu wzrokowego. Postanowiłem, że to zmienię.
- Nawet nie masz odwagi się na nas spojrzeć, co?! - zawołałem.
Brookstone nie odpowiedział. Udał, że już się nami nie interesuje.
- Patrz się na mnie, jak do ciebie mówię! - ryknąłem w jego stronę.
Nie zrobił tego.
Stał dalej odwrócony do mnie bokiem. Po chwili zauważyłem, jego usta poruszają się tak, jakby coś mówił.
- Lloyd - Kai podszedł do mnie i złapał mnie za ramię.
- Pierwszy Mistrz Spinjitzu podarował ci Moc Żywiołu, a ty co?! - wrzasnąłem w stronę Brookstone'a, nie zważając na to co ma mi do powiedzenia Czerwony Ninja. - Zamiast używać Mocy w słusznej sprawie, chcesz sprzymierzać się z N I M I?!
- Oj zostaw go już, Lloyduś - mruknęła Harumi. - Nie przekonasz go już... Cole już wybrał stronę, po której chce stać, prawda Cole? - zapytała Harumi, zbliżając się do naszej celi.
Brunet kiwnął głową.
- Ta Moc Żywiołu to tylko jakaś pomyłka... - mruknęła Harumi. - Cole stoi po naszej stronie i mimo, że przez chwilę były... Małe komplikacje... To już się nie powtórzy, prawda Cole? - zapytała, odwracając się w stronę bruneta.
- Oczywiście - mruknął czarnowłosy.
- Jakie "oczywiście"?! - krzyknąłem, na co podeszła do mnie reszta osób siedzących w celi. - Ty sobie jaja robisz?! Masz Moc Żywiołu! Moc Ziemi! Powinieneś stać po naszej stronie! Powinieneś być ninja! Czarnym Ninja! Władasz ziemią! Człowieku, ogarnij się! Czy ty naprawdę nie widzisz?! - wrzasnąłem. - Powinieneś wybrać inną ścieżkę! - gdy tylko to powiedziałem, brunet zacisnął dłonie w pięści. - Bo Pierwszy Mistrz Spinjitzu chciał, abyś został ninja! Dlaczego nie skorzystałeś z tej okazji?! Dlaczego? Wiesz co mógłbyś osiągnąć?!
- Dosyć! - zawołała Harumi. - Przestań chłopakowi robić wodę z mózgu...
- On już chyba tego rzekomego mózgu nie ma - warknąłem, uderzając pięścią o kraty.
Brunet skrzyżował ręce na piersi i odwrócił głowę w stronę Pythora. Zaczął rozmawiać z Wężonowcem, w ogóle nie przejmując się tym, co przed chwilą tu zaszło.
- Ty lepiej usiądź, Jay - usłyszałem głos Pixal.
Nindroidka złapała za ramię Niebieskiego Ninja i przykucnęła tuż przed nim.
Nagle na dach weszło kilku złoczyńców. Nie kojarzyłem ich, ale wiele ran na twarzy wskazywało na to, że nie są zbyt przyjaźni.
Prowadzili związanych policjantów.
Nagle komisarz przycisnął się do krat i wypowiedział pod nosem prawdopodobnie imiona i nazwiska tych policjantów.
- Zaprowadzić ich tam gdzie reszta - mruknął Garmadon i machnął niedbale ręką.
Mechanic otworzył naszą celę i zanim zdążyliśmy cokolwiek zrobić, wepchnął kolejnych policjantów i zamknął karty, śmiejąc się jak dziwak.
Rozwiązaliśmy skrępowanych policjantów i pomogliśmy im wstać.
Po chwili usiadłem obok Kai'a i położyłem głowę na jego ramieniu. Czerwony Ninja zaczął gładzić mnie po włosach.
Słońce zaczęło zachodzić, a ja spostrzegłem, że większość złoczyńców schodzi z dachu.
Zamknąłem oczy i przytuliłem się do piersi Kai'a.
★-·-·-★
Brunet szepnął coś do Ultra Violet.
- Te! Ludzie! Nasz Cole wrócił! - zawołała Ultra Violet.
- Co? - zdziwili się złoczyńcy, stojący na dachu. Najwyraźniej nie rozumieli, tak jak my, o co chodzi Ultra Violet.
- No co, co? - Brookstone wzruszył ramionami. - Chcę się trochę zabawić.
Ultra Violet podeszła do Harumi, Mechanica i reszty tych debili. Powiedziała coś do nich, jednak nie mogłem tego usłyszeć.
- Ha! Ha! - zaśmiali się niektórzy.
- Należy nam się za wygraną! - zawołała Ultra Violet.
- To kto z nas...? - zaczął Mechanic, jednak Ultra Violet nie dała mu dokończyć.
- Oczywiście, że ja! - zawołała, wyciągając pistolet. - Jeden ninjasek na minusie nie zrobi nikomu różnicy!
W jednym momencie zrozumieliśmy o co chodzi złoczyńcom. Postanowili, że wyśmienitą zabawą będzie strzelanie do "żywego celu", czyli jednego z nas...
- Nie no! - sprzeciwił się Brookstone. - Przecież to ja dałem pomysł!
- No niech się chłopak wykaże! Niech zaprezentuje nam co potrafi - mruknęła Harumi do Ultra Violet, zabierając jej pistolet.
- No ale...! To nie jest sprawiedliwe! - sprzeciwiła się Ultra Violet.
- Niech Cole zaprezentuje nam swoje strzeleckie umiejętności - mruknęła Harumi, podając brunetowi naładowany pistolet, który chyba wcześniej należał do policji...
- Jeden, prawda? - zapytał czarnowłosy.
- Taa - mruknęła nieco niezadowolona Ultra Violet.
- No to...! Którego wybierasz?! - zaśmiała się Harumi.
Na te słowa wszyscy momentalnie cofnęliśmy się o krok do tyłu. Chociaż wiedzieliśmy, że jesteśmy zamknięci w celi, więc nic nam to nie da.
- Tylko nie Zieloniutkiego - mruknął Garmadon, który stał na uboczu, zaciekawiony tym, co zaraz nastąpi.
- Hmm... - brunet udał zamyślenie, oglądając pistolet z każdej strony. - Może Jeżuś... - mruknął, zerkając na nas z chytrym uśmieszkiem.
- Co?! - zawołaliśmy jednocześnie.
- Nie zrobisz tego! - zawołałem, przyciskając się do krat.
- Z wielką przyjemnością się z tobą o to założę - mruknął Cole.
Kilku złoczyńców oraz Mechanic podeszli do krat. Otworzyli celę i siłą wyciągnęli z niej Kai'a. Chciałem się sprzeciwić i rzucić się na nich, jednak zagrożono mi mieczem.
- Ty zostajesz, Zieloniutki - warknął Mechanic, zamykając celę.
- Kai! - krzyknąłem, przyciskając się do krat.
To nie może być prawda! To musi być jakiś koszmar! Kai. Nie może. Zginąć.
Czerwony Ninja jak na zawołanie zaczął się szarpać, jednak mężczyźni szybko go unieruchomili.
Brookstone wycelował bronią w Kai'a i uśmiechnął się chytrze. Przez chwilę szatyn i brunet utrzymywali ze sobą kontakt wzrokowy, jednak Kai zmarszczył brwi i zaczął się ponownie szarpać. Czarnowłosy przewrócił oczami i opuścił broń.
- Przestań się ruszać, Jeżuś, bo chcę trafić między oczy - mruknął brunet, celując w Czerwonego Ninja.
- Tylko naszych nie traf - powiedziała Ultra Violet, czekając niecierpliwie na to co się zaraz stanie.
- Spokojna twoja głowa... - mruknął Cole, zamykając jedno oko. - Przestań się tam ruszać - warknął w stronę Kai'a. - Trzymajcie go lepiej.
Czerwony Ninja najwyraźniej musiał zdenerwować złoczyńców, bo jeden z nich uderzył go mocno pięścią w twarz.
- Kai! - krzyknąłem, przyciskając się do krat. Z moich oczu popłynęło kilka łez.
Przecież Kai nie może zginąć! Nie! Nie pozwalam mu!
Mężczyźni siłą zmusili Czerwonego Ninja do tego aby ten stał prosto i się nie ruszał.
- Kai! - wrzasnąłem ponownie, jednak chyba nikt nic sobie z tego nie robił.
Nagle do moich uszu dobiegł odgłos wystrzału. Zacisnąłem oczy, z których zaczęło płynąć coraz więcej łez i upadłem na kolana. Ktoś podbiegł do mnie i złapał za ramiona.
- Kai... - powtórzyłem cicho.
Przez chwilę nikt nic nie mówił. Zapadła cisza.
- A mówiłem wam, że nie jestem dobry w celowaniu? - zaśmiał się nagle brunet, na co otworzyłem oczy.
Kai stał sobie dalej na swoim miejscu. Cały i zdrowy.
Nagle usłyszeliśmy jak coś metalowego uderza o podłogę, więc odwróciliśmy się w stronę dźwięku. Kłódka leżała sobie w najlepsze na ziemi.
Kurna, Brookstone strzelił w kłódkę!
Teraz cela, w której siedzieliśmy była otwarta, a my mogliśmy wyjść. Byliśmy wolni. No... Prawie, bo zostało jeszcze ich pokonać...
- Jak mogłeś nie trafić z kilku metrów?! - wrzasnęła Ultra Violet, ruszając w stronę Brookstone'a, żeby zabrać mu broń. - Daj, ja to zrobię za ciebie - warknęła.
- Nie sądzę - mruknął Cole, odwracając się do Ultra Violet. - Ani kroku dalej - warknął, celując pistoletem w jej stronę. - Tym razem trafię... Obiecuję... - zaśmiał się.
Jak na zawołanie wybiegliśmy z otwartej celi. Ja podbiegłem do Kai'a, który jednym, szybkim szarpnięciem wyrwał się mężczyznom jednego uderzył w twarz pięścią, a drugiego kopnął prosto w nos.
- Kai! - zawołałem, przytulając się do niego.
- Nic mi nie jest, Lloyd - Czerwony Ninja pogładził mnie po głowie. - Ale zajmijmy się czymś poważniejszym - powiedział, biorąc od nieprzytomnych mężczyzn pierwsze lepsze dwa miecze. Jeden podał mi, a drugi zachował dla siebie.
- Jak mogłeś znowu nas oszukać?! - zawołała Ultra Violet. - Zdradziecki śmieć - syknęła pod nosem.
Brunet, nie przejmując się tym, wyjął swój sztylet, po czym zaatakował Ultra Violet.
Nie zważając na nic, ruszyłem w stronę Garmadona. Zaatakowałem go, jednak bądź co bądź mój ojciec był o wiele, wiele starszy ode mnie i miał większe doświadczenie w walce niż ja... Do tego mój marny mieczyk mógł go jedynie połaskotać.
Nagle Garmadon uderzył mnie jedną ze swoich dodatkowych rąk, a ja upadłem. Mój miecz odleciał gdzieś w bok.
- Lloyd! - zawołał Kai, kiedy mój ojciec stanął tuż nade mną.
Nie wiedząc co zrobić, zakryłem twarz ręką i próbowałem się po woli cofać.
- Zawsze chciałem to zrobić! - zawołał ktoś.
Nagle usłyszałem jak coś, razy cztery, uderza o podłogę. Zdezorientowany odsłoniłem twarz i zamiast Garmadona zobaczyłem Brookstone'a, który właśnie powalił mojego ojca.
- Świetne uczucie! - zawołał brunet.
Nagle usłyszałem, że coś ponownie uderza o podłogę. I znowu... I znowu...
Spojrzałem się zdezorientowany na innych złoczyńców. Ci prawdopodobnie widząc, że ich "MiStRz" "poległ", poddali się, więc policjanci, korzystając z okazji, zaczęli ich momentalnie skuwać kajdankami.
((Nie umiem opisywać scen walk ;-;))
Wstałem i rzuciłem się Kai'owi na szyję. Chyba zrobiłem to zbyt szybko, bo oboje się przewróciliśmy.
- Śmieciu, jak mogłeś nas znowu oszukać?! - wrzasnęła Ultra Violet, próbując się wyrwać policjantom.
Zaczęła wyzywać bruneta i bluźnić na niego tak wymyślnymi obelgami, że lepiej ich tutaj nie przytaczać...
Kiedy razem z Kai'em podnieśliśmy się z podłogi, zerknąłem na Cole'a. Brunet stał z rękoma skrzyżowanymi na piersi i nie przejmując się tym co krzyczała do niego Ultra Violet, patrzył się na to, jak kilka policjantów unieruchamia wszystkie ręce Garmadona.
Po chwili czarnowłosy podstawił mojemu ojcu nogę tak, że ten prawie się przewrócił. Garmadon posłał brunetowi nieufne spojrzenie, jednak nie skomentował tego co zrobił Cole.
- Zdechniesz, śmieciu - Ultra Violet dalej wyzywała bruneta, jednak chyba już nikt nie zwracał na to uwagi.
Nagle na dach celi wlazła Harumi. Nikt wcześniej nie zauważył jej "zniknięcia". Jednak aktualnie liczyło się coś innego... Harumi z dachu celi, zrobionej z Kamienia Zemsty, celowała pistoletem wprost w nas. Ten błysk w jej oczach i psychopatyczny uśmiech utwierdziły mnie w przekonaniu, że ta dziewczyna ma nierówno pod sufitem.
Jednak to nie było teraz ważne! Harumi celowała w nas pistoletem!
Wszyscy wiedzieliśmy, że jest już zbyt późno na zabranie jej broni, więc kiedy usłyszeliśmy wystrzał było zbyt mało czasu na jakiekolwiek działanie. Skuliliśmy się, jednak ja miałem pewność, że kula trafi kogoś z nas. Poczułem, że Kai przytula mnie do siebie.
Nic się nie stało.
Kiedy usłyszałem jak coś (a może raczej ktoś) uderza o ziemię, przestraszyłem się i oderwałem od Kai'a. Zdziwiłem się, kiedy zauważyłem, że każdy z nas -Kai, Zane, Jay, Nya, Wu oraz Pixal - stoi cały i zdrowy. Oni byli równie zdziwieni co i ja.
- Nie ten, ale też może być - warknęła Harumi, próbując przeładować broń, jednak policjanci ściągnęli ją z dachu celi, skrępowali ręce i zabrali pistolet. - Zdychaj tam, śmieciu - zawołała.
Przez chwilę zdziwiło mnie to, do kogo ona mówi? Przecież nikogo tam nie było...
Zamarłem, widząc lekki ślad krwi. Inni chyba byli równie zdezorientowani co i ja, jednak to Zane zareagował najszybciej. Biały Ninja podbiegł do leżącego we krwi... Brookstone'a... Wydawałoby się, że czarnowłosy nie oddycha, jednak zauważyłem, że brunet lekko się poruszył.
Dopiero teraz połączyłem kilka faktów...
- Cz-czy o-on nas... Uratował? - zapytał Kai, jednak nikt nie miał czasu odpowiedzieć, bo podbiegliśmy do Zane'a.
.
Jestem na siebie autentyczne zła :(
W mojej głowie wyglądało to jakoś... Lepiej?
Ale coś mi się wydaje, że to przez perspektywę...
Ah... Lloyd musiał to zniszczyć >:/
No cóż ¯\_(ツ)_/¯
❤️🖤💜Miłego dnia/nocki 💜🖤❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro