Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*1.21*

*Cole*

No dobra... Muszę przyznać, że trochę się bałem. Trochę bardzo...

Idąc przez lekko oświetlony, długi korytarz próbowałem ukryć strach. Przecież ktoś może mnie obserwować...

Wziąłem głęboki wdech i wyprostowałem się. Przyspieszyłem.

Obawiałem się tego, co może zaraz nastąpić. Niby poinformowano wszystkich o tym, co ma się dziać, ale ta banda debili mogłaby zrobić dosłownie wszystko.

A szczególnie teraz, kiedy mogą dowiedzieć się, że pomagam ninja...

W końcu dotarłem na koniec korytarza. Stanąłem przed wielkimi, ciemnymi drzwiami. Zerknąłem do tyłu. Nie zobaczyłem nic poza ledwo palącymi się pochodniami.

Poprawiłem mały, niezauważalny mikrofon, po czym pchnąłem drzwi. Te otworzyły się z zadziwiającą łatwością.

- Cole! Cole Brookstone! - zawołał głos, którego nie znałem.

Rozejrzałem się po dosyć dużej sali. Na samym środku stał ogromny stół, przy którym siedział jakiś facet. Nie kojarzyłem go, jednak on chyba wiedział kim jestem... Nie podobało mi się to...

Zamknąłem za sobą drzwi i ponownie rozejrzałem się po pomieszczeniu. Byliśmy tu sami.

Zerknąłem na mężczyznę. Na jego szyi wisiał fioletowy wąż, a jego głowę zdobiła czaszka jakiegoś węża... Prawdopodobnie Wężonowca. Do tego miał czarną pelerynę oraz ciemnoczerwone ubranie. Wąs oraz broda przyciął sobie w takim stylu, który już dawno wyszedł z mody. Również miał krzaczaste brwi (chociaż nie oszukujmy się: moje są lepsze). Miał parę zmarszczek, jednak wyglądał na kogoś, kto może ci solidnie przywalić.

- Aa... Ty to kto...? - zapytałem niepewnie, nie wiedząc jak mam się zachować.

- Oj, Cole! Jak możesz mnie nie znać?! Ja cię znam doskonale! - zawołał mężczyzna.

- Powinienem się w takim wypadku bać? - zapytałem.

Mężczyzna zaczął się śmiać. Jednak kiedy już się opanował, wstał i podał mi rękę.

Wow... Ale kulturka...

- Chen - powiedział i uścisnął mi dłoń.

- Ja widzę, że nie muszę się przedstawiać - zaśmiałem się. - Chwila... Czekaj... To ty jesteś tym, który zorganizował ten cały Turniej Żywiołów, tak? - upewniłem się.

- Oho, czyli jednak o mnie słyszałeś?

- Trudno nie słyszeć - wzruszyłem ramionami.

- Odpowiadając na pytanie: Tak. Turniej Żywiołów to moja sprawka - zaśmiał się Chen. - Ha! Ty jesteś Mistrzem Ziemi, który się nie zjawił?

- Nie lubię AŻ TAKIEJ rywalizacji - mruknąłem, próbując się jakoś wykręcić.

Chen nie musi wiedzieć, że dostrzegłem jego podstęp w tym całym pierdzielonym "turnieju".

- Poza tym... Dlaczego jesteśmy tutaj sami? - zaciekawiłem się, zmieniając temat, którego nie chciałem ciągnąć.

- Ci którzy mają taką możliwość, przychodzą wcześniej. Tamci są w więzieniu, więc się trochę spóźnią - wyjaśnił Chen.

- Całkiem zrozumiałe - mruknąłem.

Usiadłem na pierwszym lepszym krześle. Nie zdążyłem się jednak nacieszyć chwilą spokoju, bo Chen chrząknął.

- To miejsce dla Harumi - szepnął Chen tak cicho, jakby ktoś miał nas podsłuchiwać.

Westchnąłem i wstałem.

- No dobra... To.. Gdzie mam niby usiąść? - zapytałem.

- Gdziekolwiek - oznajmił Chen.

On chyba ma coś z łbem. Zresztą... tak jak każdy tutaj.

- Gdziekolwiek? - powtórzyłem jego słowa.

- Gdziekolwiek byle nie tu - Chen wskazał krzesło, które podobno "miało należeć do Harumi".

Westchnąłem i podszedłem do kolejnego pierwszego lepszego krzesła.

- Idealnie - skomentował Chen.

Nie usiadłem jednak od razu.

Zaciekawiony nowym miejscem, o którym nigdy nie słyszałem, zerknąłem do góry.

Nad nami nie było w sumie nic ciekawego. Jedyne co zobaczyłem to ciemność, ponieważ na suficie nie było żadnej pochodni ani żadnego żyrandola.

No dobra... Połączmy fakty.

Jestem w jakiejś sali i nawet nie wiem gdzie się znajduję. Być może dalej jestem pod miastem. Kto wie...

Ninja wiedzą o tym... "zebraniu". Jedyne czego nie wiedzą to miejsce gdzie ma się ono odbyć, ponieważ mówiąc im o tym, ja sam nie miałem pojęcia gdzie mam iść.

Ale mówiąc szczerze... Nie spodziewałem się czegoś tak wielkiego!

Jestem ciekaw, kto przyjdzie i ile nas będzie...

- Cole Brookstone... - odezwał się kobiecy głos, wytrącając mnie z zamyślenia.

Nienawidziłem kiedy ktoś używał mojego nazwiska... A szczególnie kiedy tym "kimś" była O N A.

Dziewczyna poprawiła swoje białe włosy i ruszyła po woli w naszą stronę. Była dosyć niska. Miała na sobie ciemne ubranie, a przy pasie zauważyłem srebrny miecz. Dziewczyna nie była jakaś zniewalająca czy coś... Ale muszę przyznać, że konkursu piękności to by na pewno nie wygrała. Nie wiem co Liptonek w niej widział, ale serio musiał się mocno uderzyć w łeb.

Dopiero teraz zorientowałem się, że Harumi zeszła ze schodów, które prowadziły... w sumie sam nie mam pojęcia gdzie.

- Mistrz Ziemi i człowiek, który zrezygnował z bycia Czarnym Ninja... No proszę, proszę...

Nie odpowiedziałem. Zacisnąłem dłoń na krześle, jednak nie zamierzałem się do niej odwracać.

- Szczerze? Nie sądziłam, że tu przyjdziesz... - powiedziała, zbliżając się do mnie. - Jedna z naszych rozmów z Ultra Violet skupiała się bardziej na tym, że jesteś kłamliwym szczurem i VAR nie jest dla ciebie... - mruknęła.

Nawet kiedy stanęła tuż za mną, nie odwróciłem się. Wiem, że lepiej nie stać plecami do swojego wroga, bo jeszcze ci nóż wbije, ale w tym momencie miałem to po dziurki w nosie.

- A jednak przyszedłem - mruknąłem.

- Zadziwiające, prawda? - zapytała.

- Być może... - powiedziałem, zerkając na nią przez ramię.

- Słyszałam od Ultra Violet, że już w Kryptarium składałeś przysięgę... Ale nie martw się... - zanim się zorientowałem, Harumi znalazła się tuż obok mnie. - ...dzisiaj złożysz ją po raz drugi...

Nie zdążyłem zareagować, bo dziewczyna dotknęła gładką dłonią mojego policzka.

- Ale mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza... - dokończyła.

- Zależy co - warknąłem. - Czy to, że bezwstydnie próbujesz się do mnie dobrać, czy to, że będę składał przysięgę po raz drugi - syknąłem, odtrącając rękę Harumi. - Bo mam, kurwa, nadzieję, że to drugie.

- Oh, Cole, nie udawaj takiego świętego - mruknęła, a jej ręka ponownie powędrowała w stronę mojej twarzy.

- Posłuchaj - warknąłem, łapiąc jej przedramię. Nie zrobiłem tego jakoś mocno, bo chcąc czy nie chcąc muszę póki co mieć dobrą reputację wśród tych debili... - VAR to nie jakaś organizacja, w której każdy się pierdoli z każdym, tylko podbijamy Ninjago.

No dobra... Może trochę mnie poniosło... Nie powinienem tego mówić, bo dopiero teraz przypomniało mi się, że w pomieszczeniu jest ktoś jeszcze... Chen w milczeniu przyglądał się całej sytuacji i gdyby Harumi tylko zechciała, mógłbym mieć ostro przechlapane u Garmadona, bo ta idiotka miała już świadka... A wtedy albo kulka w łeb, albo dwie... JAK NIE TRZY!

Odsunąłem się od Harumi. Ta najwyraźniej nie wiedziała co ma powiedzieć, bo stała i milczała. Pewno jej jakiś idiotyczny plan, który prawdopodobnie wiązała ze mną, nie wypalił.

- Masz charakterek... Nie to co Zieloniutki - zaśmiała się, okrążając mnie.

Nic nie powiedziałem, bo nagle ogromne drzwi otworzyły się, a do pomieszczenia wszedł zdyszany Killow. Za nim Ultra Violet, Pythor, Mechanic i Aspheera. Tuż po nich weszli jacyś inni złoczyńcy, których tylko kiedyś widziałem w Kryptarium.

- Wybaczcie za spóźnienie, ale ninja nas trochę powstrzymali - mruknęła niezadowolona Ultra Violet.

- Nikt was nie śledził? - zapytała Harumi, w końcu odsuwając się ode mnie.

- Chyba nie - odpowiedział Killow.

Wszyscy zaczęli zajmować swoje miejsca, więc ja również usiadłem. Po mojej lewej stronie na krzesło wślizgnął się Pythor. Mechanic zajął swoje miejsce po mojej prawej stronie.

Wszyscy zaczęli między sobą rozmawiać, więc przez chwilę panował chaos.

- Ssssłysszałem, że Garmadon ma ssssię pojawić pod koniecsss - syknął Pythor.

- Niewątpliwie - mruknąłem, rozglądając się po "gościach".

Nagle zapadła cisza. Zdziwiony taką nagłą zmianą zerknąłem na Harumi. Białowłosa wlazła na stół i zaczęła chodzić po nim to tu, to tam.

- A więc... - powiedziała nagle. - Zapewne wiecie dlaczego was wszystkich tutaj zebrałam...

Harumi uśmiechnęła się chytrze.

- I bardzo cieszy mnie fakt, że się tutaj zjawiliście...

No mnie to nie cieszy...

Harumi nagle stanęła na stole tuż przede mną.

Wolałbym alby nie skupiała się na mnie. Nienawidzę być w centrum uwagi, bo szczerze mówiąc, czuję się nieswojo... A szczególnie w obecności tych debili.

- Ale nasz VAR może gościć tutaj kogoś jeszcze... Kogoś kto mógł zostać Czarnym Ninja, jednak zrezygnował z tego! Wybrał lepszą ścieżkę! Mamy tutaj gościa, który nie tylko został mianowany dowódcą jednego z oddziałów... - zaczęła, jednak ja nie pozwoliłem jej dokończyć.

- Chciałbym zrezygnować z tej roli - oznajmiłem, podrywając się z miejsca.

Gdy tylko to powiedziałem, wszyscy zgromadzeni zaczęli szeptać coś między sobą.

- Co ty wyprawiasz? - syknął Mechanic. - Chcesz zmarnować taką okazję?

Harumi posłała mi zdziwione spojrzenie.

Ha! Nie spodziewałaś się tego, co?!

- Skąd nagle taka zmiana? - zapytała, uciszając wszystkich szybkim ruchem ręki.

- Uważam, że dowództwo nad większą ilością ludzi powinien przejąć ktoś o wiele bardziej doświadczony niż ja - wyrecytowałem, umyślnie zerkając w stronę Ultra Violet.

Dobrze wiedziałem, że tylko jej nie przypadła rola dowodzenia, mimo iż bardzo tego pragnęła. Moje dołączenie do VAR'u zabrało jej możliwość wykazania się przed Garmadonem.

- Co masz na myśli...? - zapytała Harumi tym swoim głosem, który sprawiał, że aż chciałoby się jej napluć prosto a twarz.

- Jako Mistrz Ziemi mógłbym wspomóc VAR w nieco inny sposób - mówiłem. - Chcąc czy nie chcąc ninja mogą mieć większe zaufanie do osoby, która posiada Moc Żywiołu. Gdybym tylko zechciał, mógłbym owinąć sobie ninja wokół palca, a wtedy łatwiej byłoby wpakować ich w pułapkę, czyż nie? - zapytałem, nawet nie patrząc się wprost w oczy Harumi.

- A więc chcesz złapać ninja, tak? - zaśmiała się Harumi. - I uważasz, że sobie z nimi poradzisz?

- Niewątpliwie.

- Nie rozśmieszaj mnie - prychnęła Harumi.

- Aktualnie niestety jestem całkowicie poważny. Słyszałem, że ninja chcieliby mieć Mistrza Ziemi w swojej drużynie - zacząłem wciskać im kolejną wyssaną z palca historyjkę - A to zwiększa moje szanse na zdobycie ich zaufania. Dzięki temu moglibyśmy zrealizować jeden z naszych celów o wiele szybciej. W przeciwnym wypadku ninja będą jedynie nam zawadzać i uniemożliwiać wygraną. Gdybym zaoferował im pomoc, mogliby się bardziej zająć mną. Wtedy łatwiej byłoby realizować poszczególne cele, które wyznaczy nam Garmadon - wyrecytowałem.

- Niech ci będzie - westchnęła Harumi. - Ale pamiętaj - warknęła - co grozi za zdradę VAR'u.

- Nigdy nie odważyłbym się na zdradę - skłamałem.

- Od teraz twoim zadaniem jest informowanie nas jeśli ninja by coś podejrzewali. Możesz uczestniczyć w ich akcjach... A w razie potrzeby, możesz działać na własną rękę, ale jedynie z solidnym powodem. Czy to zrozumiałe? - zapytała.

- Oczywiście - odpowiedziałem niemal natychmiast.

- Siadaj - warknęła.

Wykonałem polecenie.

- Ty masz łeb jak sklep - zaśmiał się do mnie cicho Mechanic.

- A więc... Zwolniło nam się jedno miejsce dowódcy... - oznajmiła Harumi. - I dobrze wiem kto powinien objąć tą rolę... - mruknęła, dalej chodząc po stole. - Ultra Violet... Od dzisiaj przejmujesz obowiązki, którymi miał się zajmować Cole...

Ultra Violet jedynie skinęła głową i w ogóle się nie odezwała.

- Killow, Ultra Violet, Mechanic, Pan E...

Gdy tylko Harumi to powiedziała zerknąłem na postać w hełmie, która siedziała obok Killowa. Olbrzym prawie zasłaniał "Pana E" ręką. W sumie... Ciekawe dlaczego akurat taka nazwa. Chociaż obiło mi się o uszy, że to robot... Ciekawiło mnie czy to prawda.

- ...wam przypadło za zadanie zajmować miasto. Mechanic zajmie się północną częścią miasta. Ultra Violet dostanie jedną z największych grup, aby stopniowo zajmować Centrum. Twój pierwszy cel: Wieża Borga - Ultra Violet ponownie kiwnęła głową. - Pan E będzie likwidować wszelkie ruchy oporu wśród ludzi. Killow, ty zajmiesz się obrzeżami Ninjago.

Na te słowa trochę mi ulżyło. Mój dom stoi na skraju miasta i trochę obawiam się o Louisa i Charlesa. Nie chciałbym żeby przeze mnie cokolwiek im się stało...

Ale to i dobrze, że Killow będzie tam urzędował, bo wystarczy z nim pogadać i załatwione. Spojrzałem się na olbrzyma. Coś mi się wydaje, że on jako jedyny mnie w jakimś większym stopniu lubi.

- A kiedy moja obiecana zemsssssta?! - zawołała Aspheera.

- Cierpliwości, kochana - mruknęła Harumi. - Zemścisz się na Wu, gdy tylko Cole wszystko załatwi.

Czułem jak wszyscy, a przynajmniej większość, zwraca głowy w moją stronę.

Nagle drzwi otworzyły się z hukiem. Stanęła w nich postać o czerwonych oczach. Widząc ten charakterystyczny hełm, wręcz czarną skórę oraz cztery ręce mimowolnie zacisnąłem dłoń na krześle.

- Wszystko w porządku? - szepnął Mechanic.

- C-co? - zdziwiłem się. - A. Tak. Po prostu... Trochę gorzej się czuję... - odpowiedziałem, udając, że zaczynam ciężko oddychać.

Wiedziałem, że taka wymówka przyjedzie zawsze i wszędzie.

Mechanic poklepał mnie po ramieniu.

★-·-·-★

- Cole! - Louis przytulił się do mojego torsu - Martwiłem się - mruknął.

Zaśmiałem się, po czym potargałem jego włosy.

- Pewno teraz idziesz do ninja, co? - zapytał Charles.

- Pójdę tam jutro rano - odpowiedziałem, zaglądając do kuchni.

Charles coś gotował, a zapach roznosił się już chyba po całym domu.

- Dlaczego? - zaciekawił się Louis.

- Tak dla bezpieczeństwa - oznajmiłem. - Nie chcę, żeby ktoś zaczął coś podejrzewać.

- Chcesz coś zjeść? - Charles zmienił temat.

- Nie pogardzę ciepłym obiadem - oznajmiłem.

- Grubas - zaśmiał się cicho Louis, siadając na kanapie w salonie.

- Mówiłeś coś? - zapytałem, zerkając w jego stronę.

- Co?! Nie! Nic a nic! - zachichotał, przytulając poduszkę.

Zaśmiałem się i wszedłem po schodach. Otworzyłem drzwi do sypialni. Szybko przebrałem się w bluzę i dresy. Zdjąłem mini mikrofon i położyłem go na stoliku nocnym.

Szybko zszedłem na dół.

- Co oglądasz? - zapytałem Louisa, który dalej siedział na kanapie w salonie.

- Wiadomości - oznajmił chłopak.

- Trzymaj - powiedział Charles, podając mi talerz z zupą.

- Uwielbiam cię - zaśmiałem się, siadając przy stole. - Louis, a ty jadłeś? - zmartwiłem się, bo widać było po nim, że jest strasznie chudy.

- Taak - mruknął Louis. - Myśl bardziej o sobie!

Zerknąłem na Charlesa, chcąc usłyszeć potwierdzenie.

- Tak, tak. I Louis ma rację. Powinieneś martwić się o siebie - stwierdził Charles.

- A tam, a tam - mruknąłem, wkładając sobie kolejną łyżkę do ust.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro