Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*1.19*

~Dwa dni później~

*Kai*

- Dalej nie mogę uwierzyć, że on jest na wolności! - mruknąłem.

- Kai, nie rozmawiamy teraz o Brookstone'ie. Mamy ważniejsze rzeczy do załatwienia - oznajmiła Pixal.

- Jak myślisz, co to oznacza? - zapytał Lloyd.

- Nie mamy bladego pojęcia - powiedział Zane, klikając coś na klawiaturze. - To może być praktycznie wszystko.

- Gdziekolwiek nie pójdziesz tam jedno i to samo trzyliterowe słowo - oznajmiła Pixal. - W Centrum, całe ściany... To na pewno nie jest sprawka jakichś chuliganów... czy coś...

- Ale, że w jeden dzień tyle tego się pojawiło? - zdziwił się Jay.

- To oznacza, że jest ich sporo... - mruknąłem.

- Może to znowu coś w stylu Synów Garmadona? - powiedziała Nya.

- O NIE! Lepiej nie! - zawołał Jay.

- A może zapytamy o zdanie naszych "kolegów" w Kryptarium? - powiedziałem.

- Znowu?! Ja naprawdę nie chcę tam jechać! - mruknął Jay.

- Ultra Violet, Killow, Mechanic... Oni raczej nie są nastawieni do rozmów z nami... - oznajmił Zane.

- "V A R" - szepnął pod nosem Zielony Ninja stukając rytmicznie palcami w stół. - Co to w ogóle oznacza?

- Gówniana nazwa, prawda? - powiedziałem.

- Kai, skup się - mruknął Lloyd. - To wygląda na coś o wiele poważniejszego niż sądziliśmy na początku...

- Może Borg coś o tym wie? - wypalił nagle Jay.

- Nie wydaje mi się - powiedziała Pixal. - Skoro to może być coś w rodzaju ruchu oporu wśród złoczyńców, powinniśmy zwrócić się do kogoś, kto może znać temat.

- Jakieś pomysły? - zapytała Nya.

- Ultra Violet, Mechanic, Killow odpadają - oznajmił Lloyd.

- Pyhtor nas tylko zwyzywa, Aspheera będzie gadała jedynie o zemście... i zmarnujemy na nich czas - powiedziałem, krzyżując ręce na piersi.

- A Garmadon? - zapytał nagle Jay. - Może on coś wie?

- Nie wydaje mi się, żeby cokolwiek nam powiedział - mruknął Lloyd.

Dobrze wiedziałem, że Zielony Ninja nienawidzi rozmawiać o ojcu. Nie dziwiło mnie to. Po tym co zrobił Garmadon też nie chciałbym go znać...

- Czy jest jeszcze ktokolwiek, kto może coś o tym wiedzieć? - mruknął do siebie Jay, rozmasowując skronie.

Nagle spojrzeliśmy się na sobie porozumiewawczo.

- Brookstone! - zawołaliśmy jednocześnie.

- NO TAK! - wrzasnął Jay. - Jak go przyciśniemy, to się wygada!

- Dobra. Już wiemy co robić! Pixal, sprawdzić czy pojazdy są sprawne - zawołał Lloyd. - Gdyby Brookstone, nawet przypadkiem, powiedział nam coś, co jest przydatne, musimy być gotowi. Przed tym powiadom Wu. Mistrz również musi wiedzieć co się dzieje.

- Jasne - odpowiedziała nindroidka.

Wybiegliśmy na pokład, by później pokierować się do miasta Ninjago...

★-·-·-★

Zielony Ninja zapukał do drzwi.

Zapadła chwilowa cisza.

- Nigdy nie pomyślałbym, że będziemy go prosić o pomoc - mruknąłem.

- Aktualnie nie możemy nic więcej zrobić - oznajmił Lloyd. - Też nie chcę tu być, ale musimy jakoś zacząć działać.

Blondyn ponownie zapukał do drzwi. Tym razem głośniej i energiczniej.

Znowu nic.

- Dlaczego jak jest potrzebny to znika, ale jak nikt go nie chce to pojawia się wszędzie - mruknął Jay.

Nagle drzwi otworzyły się. Stanął w nich brunet, który miał na sobie czarne dresy i bluzę. Wyglądał trochę inaczej... Jego bujne, czarne włosy wydawały się być jeszcze bardziej potargane. Przez chwilę wydawało mi się, że Brookstone jest strasznie blady, jednak to chyba przez światło.

- Czego znowu?! Czy wy nie możecie mi dać w końcu świętego spokoju?! - warknął.

- Nie - powiedział szybko Lloyd, przeciskając się bez zaproszenia do środka.

- Nie no! Jeszcze mi się na chatę pakują! Co za ludzie! - mruknął do siebie. - Nawet nie dacie się porządnie wyspać - powiedział brunet, ziewając.

- Jest prawie południe - powiedziałem.

- I co z tego? - mruknął w moją stronę.

- Musisz nam pomóc - oznajmił Zane.

Teraz już wszyscy weszliśmy do środka. Brunet chyba już wiedział, że nie odpuścimy, więc nawet nie protestował.

- Niby w czym? - w głosie Brookstone'a można było usłyszeć zdziwienie.

Brunet zamknął drzwi i spojrzał się na nas zdezorientowany.

- Kurde... Jak świetnie się na was patrzeć, wiedząc, że nie chcecie mnie już wpakować do Kryptarium - zaśmiał się.

- To jak? Pomożesz nam? - zapytał Lloyd, nie zważając na to co przed chwilą powiedział brunet.

Nigdy nie sądziłem, że to pytanie padnie do takiego kogoś jak Brookstone... Chyba naprawdę jesteśmy zdesperowani... Albo po prostu chcemy dowiedzieć się co znaczy ten napis, który pokrył większość ścian w Ninjago... Jeśli Brookstone nie będzie widział co to, to nie mam pojęcia co zrobimy dalej...

- Zależy w czym - mruknął brunet, przeciągając się.

Ominął nas, po czym wyszedł do kuchni. Oparł się o blat i skrzyżował ręce na piersi. Jego twarz wyglądała na zmęczoną.

- Wiesz co to jest? - zapytał Zielony Ninja, wyjmując kartkę z czarnym napisem.

- Papier - stwierdził Cole.

- Brawo, geniuszu, ale my teraz nie mamy czasu na twoje dziwne gierki - powiedziałem. - Chcemy się jedynie dowiedzieć co to jest.

Brunet podszedł do Lloyda i wziął od niego kartkę. Zaczął przyglądać się literom napisanym na papierze. Po chwili podszedł do szafki i wyciągnął z niej kalendarz. Zaczął coś liczyć.

- Emm.... Halo? My tu dalej jesteśmy! - zawołałem.

- Możecie sobie iść - mruknął pod nosem brunet. - Bo mam dla was przykrą wiadomość. Spóźniliście o jakieś dobre pięć miesięcy.

-Do czego? - zapytał Jay.

Cole zmarszczył brwi i podniósł prawą rękę z kartką do góry. Wskazał palcem napis.

- Pięć to wy macie IQ - szepnął pod nosem, podając kartkę Lloydowi.

- Czyli wiesz co to jest? - zapytał z nadzieją Zane.

- Być może... - mruknął, biorąc czajnik do ręki.

- Nie chcemy herbaty - wypalił Lloyd, na co Brookstone posłał mu zdziwione spojrzenie. - Nie mamy na to czas...

- Nie myślę o was, idioto, tylko o sobie - oznajmił. - Nie dałbym wam nawet pół złamanej kostki cukru, jeśli chcecie wiedzieć...

- Cieszy mnie to, że w ogóle myślisz - warknąłem pod nosem.

Brookstone zerknął w moją stronę, jednak nic nie odpowiedział.

Dalej zastanawiało mnie to, kto mógł wpłacić za takiego debila kaucję... Po chwilowym namyśle uznałem, że prawo w Ninjago jest trochę dziwne... Kradł pieniądze, trafił do więzienia, a następnie wyszedł po kilkunastu dniach prawdopodobnie z kradzieży...! Cały wysiłek i trud, który my oraz policja włożyliśmy w to, żeby ten były złodziej poniósł karę za swoje czyny, poszły w błoto!

- Kai, ogarnij się. Chociaż na chwilę - powiedział do mnie Lloyd. - To jak? - Zielony Ninja zwrócił się do Cole'a - Pomożesz nam i powiesz co to jest ten cały V A R?

Brunet odwrócił się do nas plecami i oparł dłońmi o blat.

- A co ja z tego będę miał, co? - mruknął, zerkając na nas przez ramię.

- A czy ty zawsze musisz cokolwiek otrzymać w zamian?! - zawołałem. - Nie możesz zrobić czegokolwiek od siebie?!

- Wybacz, Jeżuś. Życie kosztuje - powiedział, otwierając szafkę tuż nad nim. Wyjął z niej szary kubek i postawił na stole. - Nie ma nic za darmo..

- No dobra... - mruknął Lloyd. - Najpierw nam pomóż, a później jakoś ci to wynagrodzimy - powiedział Zielony Ninja. Widziałem, że blondyn próbuje wykombinować coś na szybko, skoro już wiedzieliśmy, że Brookstone dobrze wie o co chodzi z tym V A R'em.

- "Jakoś"! - prychnął czarnowłosy, odsuwając się od blatu. - Wiesz, Liptonek, co jedyne mogę dostać za... No nie wiem... na przykład sprzedanie wam nazwisk większości uczestników? Jedynie kulkę w łeb - warknął. - Więc chyba się nie opłaca... Za to, że z wami rozmawiam - rozłożył ręce - już również należy mi się kulka w łeb. A może nawet dwie!

Nie wiedzieliśmy jak zareagować. Po minie Jay'a i Nyi wywnioskowałem, że nie mają bladego pojęcia o co chodzi czarnowłosemu.

- Kula w czaszce należy mi się również za to, że podsunąłem paru osobom pomysł na pisanie tego gówna na ścianach - brunet wskazał energicznie kartkę, którą trzymał Lloyd.

- Czekaj... To ty kazałeś to wszędzie rysować? - zdziwiłem się.

- A myślisz, że jaki debil zgodziłby się na pisanie nazwy tajnej organizacji na ścianach?! - brunet popukał się a czoło.

Zamrugałem zdezorientowany.

- Kto, oprócz ciebie, należy do tej sekty aka organizacji? - zapytałem.

- Łatwiej byłoby wymienić tych co nie należą - prychnął Cole.

- No to tych też wymień - powiedział Zane.

- Hmmm... No dobra... - brunet udał zamyślenie. - Fugi-Dove... i... - zatrzymał się na chwilę.

- I...? - powtórzyłem zniecierpliwiony. - I kto jeszcze?

- Chyba tylko Fugi-Dove - stwierdził Cole.

- Co?! - zawołaliśmy jednocześnie.

- No co, co? Garmadomek aka szefuńcio, Ultra Violet, Killow, Mechanic, Pythor, Aspheera, Pan E, Chen ale chyba bez Clausa, Harumi aka ex Liptonka - wyliczał na palcach Cole.

- Jaka Harumi? Jaki Chen? - zdziwił się Lloyd.

- No co? Trudno zmierzyć się z realiami VAR'u? - zaśmiał się brunet.

- Przecież on kłamie - powiedziałem. - Harumi nie żyje.

- Jak chcecie to mogę przestać i w ogóle się odzywać, ale wtedy powiedzcie "pa pa" Ninjago - oznajmił Cole. - A! Odnośnie tego ostatniego... Żyje i ma się nad wyraz dobrze.

- Wymieniaj dalej - poprosił Zane.

- A więc! Wszyscy od Synów Garmadona, Skales i reszta węży... A nie... Chwila. Oni chyba się w to nie mieszają - mruknął brunet. - Całe Kryptarium i ten... Ten wielki z Niezniszczalnej Armii... Plus wszyscy, których nie złapaliście.

- Tylko tyle? - powiedział Jay.

- AŻ tyle. - Cole uśmiechnął się chytrze po czym wlał gorącą wodę do kubka. - Macie przesrane. No chyba, że chcecie mieć szpiega w ich szeregach - puścił do nas oczko, uśmiechając się jeszcze szerzej.

- A dlaczego chcesz to niby zrobić, co? Dlaczego nagle chcesz nam pomóc? - dopytywałem. - Lloyd on nas oszukuje - szepnąłem do Zielonego Ninja. - Sprzeda nas Garmadonowi i tyle będzie...

Będę szczery: Za nic mu nie wierzyłem.

- Bo chcę zagrać na nosie Garmadomciowi - zaśmiał się Cole.

- Rozwiń - mruknął Lloyd, lekko niezadowolony, że brunet przekręca imię jego ojca.

- Długa historia - Cole machnął niedbale ręką.

- Taak? Z chęcią ją poznam - warknął Zielony Ninja.

- Nie wydaje mi się - mruknął brunet. - Wiesz co Aspheera lubi najbardziej? - zaśmiał się, po czym wypił łyk herbaty, której zapach roznosił się już po całej kuchni.

- Zemsta? - zapytał Zane.

- Brawo, Tosterek - Brookstone klasnął w dłonie. - Świetnie łączysz fakty!

- Za co ty niby chcesz się zemścić na moim ojcu? - zdziwił się Lloyd.

- To już moja sprawa - mruknął Cole, stukając rytmicznie w blat.

- Słychać was w całym domu... - usłyszeliśmy czyiś głos na schodach. - Naprawdę nie możecie rozmawiać ciut ciszej?

Zamarliśmy, kiedy w naszą stronę zaczęła kierować się znana nam osoba.

- Chcesz herbaty? - zapytał brunet jak gdyby nigdy nic.

- Nie - odpowiedział chłopak o brązowych włosach i przetarł dłonią oczy.

- Co on tutaj robi?! - zawołałem wskazując chłopca ręką.

- Stoję - odpowiedział Louis...

Tak, Louis, który powinien być w sierocińcu, a nie w domu przestępcy, który teraz jeszcze należy do jakiejś sekty!

Chłopak podszedł do Cole'a i usiadł na blacie.

- I gdzie się pchasz? - zapytał Cole, jednak na jego twarzy dostrzegłem lekki uśmiech.

- W sierocińcu nie ma takich wygodnych blatów - oznajmił Louis.

- Człowieku, co on tutaj robi? - zapytał Jay.

Wszyscy byliśmy lekko zdezorientowani. Przyszliśmy jedynie prosić o pomoc, a tu na jaw wychodzą takie... rzeczy...

- Proszę, pochwał się i opowiedz im co ZNOWU odwaliłeś - Cole zwrócił się do Louisa.

Chłopak opuścił lekko głowę i zaczął uważnie oglądać swoje ręce.

- A co tu dużo opowiadać - szepnął pod nosem Louis.

- To co? Ja mam to zrobić? - zapytał brunet.

Mimo, że jego postawa wyglądała dosyć groźnie, głos miał wyjątkowo łagodny.

- Yyy... Nie! - zawołał Louis.

- No więc... - Cole przechylił się w bok i wziął jabłko, które leżało na misce. Potarł je o swoją bluzę, a następnie ugryzł. - Proszę, wyjaśnij im dlaczego nagle tutaj jesteś.

- Bo... Bo sierociniec to nie miejsce dla mnie... - powiedział cicho Louis.

Chłopak skulił się o zaczął gładzić blat.

- Niestety w tym momencie nie masz gdzie się podziać - oznajmił spokojnie Zane. - A Cole... Nie jest odpowiednim kandydatem na rodzinę zastępczą - wyjaśnił nindroid.

- Widzisz? Nie tylko ja ci to mówię - brunet zwrócił się do chłopaka.

- No to na co kradłeś?! - zawołał Louis, uderzając lekko Cole'a w ramię.

- Znasz odpowiedź - mruknął brunet, odwracając głowę w stronę okna.

- My tu dalej jesteśmy - szepnąłem.

- Tam są drzwi - Cole wykonał bliżej nieokreślony ruch ręką.

- E! E! E! Ty jeszcze nie opowiedziałeś nam wszystkiego - oznajmił Lloyd.

- Oj no aż tyle informacji... - zaczął brunet. - Będzie kosztowało o wiele więcej niż sądziłem... Prawda, Louis? - Cole odwrócił głowę w stronę chłopca.

Momentalnie zrozumieliśmy o co chodzi.

- Nie możemy się na to zgodzić - oznajmił Lloyd. - Policja go szuka.

- No to zróbmy tak! - zaczął nagle Cole. - Ja wam załatwię wszystko co chcecie jeśli chodzi o VAR, a wy sprawicie, że Louis nie wyląduje w sierocińcu, a ja nie pójdę do Kryptarium za uczestnictwo w tej akcji. Wszystkim pasuje? - brunet rozłożył ręce. Nikt nie zdążył nic powiedzieć, bo Cole znowu zaczął gadać. - No i świetnie! Załatwione!

- Do tego musisz nam jeszcze powiedzieć wszystko co wiesz i co planuje Garmadon - oznajmił Lloyd.

- Śpiewaj co wiesz - powiedziałem.

- Od śmierci ojca obiecałem sobie, że nie będę śpiewać - Cole uśmiechnął się chytrze i uniósł ręce do góry.

- A miesiąc temu to co niby robiłeś...? - zapytał nagle Louis.

- Cicho tam - szepnął brunet.

- Bo jeśli to nie był śpiew, to co? - zaśmiał się chłopak.

- Cicho tam - powtórzył Cole już nieco głośniej. - Nie odzywaj się przy sprawach dla dorosłych.

- Od kiedy śpiew to "sprawa dla dorosłych"? - chłopak nie dawał za wygraną.

- Nie odzywaj się, bo to może się dla ciebie źle skończyć - mruknął Cole, marszcząc brwi.

- Te twoje groźby nie są straszne. I nigdy nie były - oznajmił.

- Wiem - szepnął brunet.

- My... Nie mamy trochę czasu na te wasze pogaduchy - mruknął Lloyd.

- Louis, zmykaj na górę. To nie są sprawy dla ciebie - oznajmił Cole.

- No ale...! - chłopak próbował zaprotestować.

- Nie ma żadnych "ale" - powiedział brunet.

- No dobra... - mruknął niezadowolony Louis i pomaszerował na górę po schodach. - Jeszcze tu wrócę...!

- Niewątpliwe. Przyjdź jak zgłodniejesz - oznajmił Cole. - Dobra. Co jeszcze chcecie wiedzieć? - zwrócił się do nas.

- A więc... - zaczął Lloyd.

No więc tak.
Jam być polsacik :3
Módlmy się żebym do końca ferii zimowych zdążyła dokończyć to opowiadanie
🛐🛐🛐🛐🛐🛐🛐

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro