*1.15*
*Kai*
Przewróciłem się na drugi bok tak, żeby nie obudzić Lloyda. Udało się. Zielony Ninja dalej smacznie sobie spał.
Wczoraj w południe zabrali z Perły Brookstone'a. To dobrze ale... Zdziwiło mnie to, co chciał otrzymać w zamian za informacje o moich rodzicach. Myślałem, że powie coś w stylu "powiem ci, ale później musisz mnie wypuścić". Jednak nie. On chciał czegoś zupełnie innego...
Odwróciłem się w stronę Lloyda i zacząłem gładzić go leciutko po głowie.
Próbowałem przywołać w pamięci każde słowo Brookstone'a, żeby nie zapomnieć o żadnych szczegółach naszej rozmowy.
- Powiem wszystko co wiem o twoim ojcu, ale najpierw musisz mi coś obiecać - powiedział wtedy Brookstone.
- Jeśli myślisz, że cię wypuszczę, to grubo się mylisz - odpowiedziałem.
- Ależ ja wcale tak nie myślę.
- No to... Czego chcesz w zamian? - zapytałem go.
- Jeśli to prawda, że Louis jest na komisariacie, to twoim zadaniem jest zagadanie do komisarza. Masz załatwić mi spotkanie z Louisem - powiedział Brookstone.
W tamtym momencie nie wiedziałem co mam mu odpowiedzieć.
- To jak? - zapytał.
- No dobra... Postaram się coś załatwić... Ale nic nie obiecuję!
- O nie! Tak to my się nie bawimy.
- Niech już ci będzie - mruknąłem.
- Kai? - z moich rozmyślań wyrwał mnie głos Zielonego Ninja. - Już nie śpisz?
Podniosłem się i zerknąłem w stronę Lloyda.
- Tak jakoś wyszło... - odpowiedziałem, lekko się uśmiechając.
Mistrz Energii podniósł się i zerknął w stronę okna. Było bardzo wcześnie, a słońce dopiero co wychylało się zza horyzontu.
Zielony Ninja ponownie przytulił się do mojej piersi. Uśmiechnąłem się i pocałowałem Lloyda w czoło.
- Kai, jest jeszcze wcześnie - szepnął Mistrz Energii. - Spróbuj się przespać...
- No dobra - powiedziałem i zacząłem gładzić puszyste włosy Lloyda. Muszę się przyznać, że uwielbiałem to robić.
- Ty chyba masz jakiś fetysz do moich włosów - mruknął.
- Bardzo dobrze wiem, że ci się to podoba - powiedziałem.
- Możliwe... - szepnął, a ja dałbym sobie rękę uciąć, że Lloyd właśnie się uśmiechnął.
- Możliwe, że na pewno - zaśmiałem się cicho.
- Cichaj, Jeżyku - mruknął Zielony Ninja, uderzając mnie lekko w ramię.
- A spróbuj mnie jeszcze raz tak nazwać - powiedziałem, marszcząc brwi. Jednak czułem, że uśmiech nie schodzi mi z twarzy.
- Czyli jak nazwać, Jeżyku? - zapytał, odsuwając się od mojej piersi.
Bez ostrzeżenia zacząłem łaskotać Lloyda. Wiedziałem, że Zielony Ninja próbuje być przy nas poważny, bo przecież jest liderem drużyny, ale ja właśnie mu to skutecznie uniemożliwiałem. Lloyd zaczął się śmiać, jednak zawzięcie próbował mnie powstrzymać.
- Ostrzegałem - powiedziałem.
- Stop! Dosyć! Przestań! - zawołał, na co ja spełniłem jego prośbę.
- Ostrzegałem cię - powtórzyłem.
- Koniec tego! - powiedział Lloyd - Jeżyku... - dodał po chwili.
- Grabisz sobie... - mruknąłem, na co Zielony Ninja usiadł, lekko dysząc.
- Wiem - powiedział, po czym pocałował mnie w policzek.
★-·-·-★
Po treningu całą piątką poszliśmy do salonu, żeby odpocząć. Ja z Lloydem oczywiście zajęliśmy nasze ulubione miejsce na fotelu, a Zane, Jay oraz Nya musieli usiąść na kanapie.
Położyłem brodę na głowie Zielonego Ninja, kiedy ten umiejscowił się na moich kolanach. Najwyraźniej Mistrz Energii uwielbiał na nich siadać. Nie przeszkadzało mi to. Cieszyłem się kiedy Lloyd był przy mnie, a ja widziałem, że ten jest bezpieczny.
- Umieram - mruknął Jay, łapiąc się za głowę. - Padam z nóg...
- Widać - skomentował Zane.
- Ej... słuchajcie - do pomieszczenia weszła nagle Pixal. Wiedzieliśmy, ze zazwyczaj gdy nindroidka do nas przychodziła, była to jakaś ważna sprawa... - Słyszałam o czymś, co pewno was zdziwi. Mówią o tym w telewizji od rana, ale skoro ćwiczyliście, to pomyślałam, że was poinformuję.
Nindroidka usiadła na kanapie obok Zane'a.
- I na pewno to was choć trochę rozzłości... - dodała Pixal.
- Jeśli powiesz nam, że Brookstone znowu uciekł, to ja chyba oszaleję - powiedziałem, przechylając głowę do tyłu.
- Na szczęście nie - zaśmiała się nindroidka. - Z tego co wiem, Brookstone właśnie powinien siedzieć w Kryptarium.
- W końcu - skomentował cicho Jay.
- No to... Co takiego chciałaś nam powiedzieć? - zapytał Lloyd.
- Nie zgadniecie na ile lat sąd skazał Brookstone'a - powiedziała Pixal, krzyżując ręce na piersi.
- Dożywocie! - zawołałem nagle, jednak sądziłem, że to i tak będzie błędna odpowiedź.
- Niestety nie - mruknęła nindroidka.
- Dziesięć lat! - zaczął zgadywać Jay.
- Za dużo - powiedziała Pixal. - Trzy lata - oznajmiła.
- Co tak mało?! Za morderstwo i kradzieże?! - zdziwił się Lloyd.
- I tutaj przechodzimy do tej złej wiadomości... Nie udowodniono mu niczego poza kradzieżami... - oznajmiła nindroidka - To najwyższy wyrok jaki mógł na razie dostać. Jeśli po tych trzech latach policja znajdzie jakieś dowody, które wskazują na Brookstone'a, ten posiedzi dłużej.
- To chyba są jakieś żarty - powiedziałem, na co Pixal zabrała pilota ze stołu i włączyła telewizor.
- Muszę przyznać, że ta decyzja sądu wywołała naprawdę duże oburzenie wśród większości mieszkańców. Uznają, że wyrok nie był sprawiedliwy - powiedziała nindroidka, a na ekranie pojawiły się wiadomości z Ninjago. Rzeczywiście mówili w nich o Brookstone'ie...
- Ja też tak sądzę - mruknąłem.
- Chociaż wydaje mi się, że tutaj chodziło o to, żeby zamknąć go w więzieniu jak najszybciej - dokończyła Pixal, przełączając program.
★-·-·-★
- No proszę, proszę! Brookstone w Kryptarium! Myślałem, że nigdy tego nie dożyję! - zawołał jakiś więzień, kiedy strażnicy prowadzili Cole'a prawie tuż przy celach.
Brunet wymusił uśmiech, chociaż wcale nie chciał reagować na te komentarze. Czuł, że więźniowie próbują zwrócić na siebie jego uwagę. Nie widział po co, jednak zbytnio go to nie interesowało.
- A już myślałem, że wszyscy żartują sobie, mówiąc o tym, że tu jedziesz! - zaśmiał się kolejny więzień.
- Ta... Ta... Żartem jest moje życie - mruknął pod nosem. - Twoje też - dodał, zerkając na więźnia.
Na szczęście nikt nie go nie usłyszał, ponieważ w całym pomieszczeniu panował straszny chaos. Ciekawiło go czy takie poruszenie spowodowało to, że trafił do Kryptarium. Przecież to chyba nic ciekawego, że kolejny debil - aka "ten zły" - trafia do więzienia przez tych "dobrych", których wszyscy traktują jak bóstwa...
Strażnicy otworzyli jakąś celę i zdjęli mu kajdanki.
- Masz szczęście, że na razie będziesz tu siedział sam - zaśmiał się jeden z mężczyzn.
- Jak chcesz możesz już nazywać to więzienie swoim domem - powiedział drugi strażnik i wepchnął bruneta do środka.
- Nie na długo... - mruknął pod nosem, kiedy mężczyźni zniknęli mu z pola widzenia.
Rozejrzał się po celi. Była ona mała. Idealnie na dwie osoby. Ściany jeszcze dosyć nowe i nienaruszone przez żadnego więźnia. Dwie prycze to jedyne czym się może nacieszyć przez kolejne kilka dni... Usiadł na jednej z nich. Może jakimś cudem uda mu się stąd wyjść bez urazu kręgosłupa...
Po chwili zerknął w stronę innych cel. Zauważył Ultra Violet, Mechanica, kilku Wężonów i prawdopodobnie Pythora. Oczywiście, ten wielki olbrzym z Niezniszczalnej Armii również rzucił mu się w oczy. Takiego wielkoluda chyba nikt nie mógłby przegapić.
W sumie pamiętał jak kilkanaście lat temu wśród złoczyńców było głośno o Niezniszczalnej Armii, Wężonach czy takich Synach Garmadona oraz o samym Garmadonie... W tamtym czasie dosłownie każdy o tym mówił.
Przetarł twarz dłonią i położył się na pryczy. To chyba jedyna rzecz, jaką może w tej chwili zrobić...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro