Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*1.12*

*Lloyd*

- Wstajemy, Liptonek - usłyszałem głos Brookstone'a.

Niechętnie otworzyłem oczy. Rozejrzałem się dookoła, żeby moje oczy przyzwyczaiły się do światła. Po chwili zauważyłem, że złodziej wyciąga sztylet. Przeraziłem się na początku i cofnąłem się do ściany najbardziej jak tylko umiałem. Jednak Brookstone jedynie zaczął przecinać sznur, który krępował moje nogi.

- Podnieś się - mruknął, pomagając mi wstać, bo przecież sam ze związanymi nadgarstkami nie dałbym rady.

- Zero sztuczek - warknął i zerwał taśmę z moich ust. Trochę zabolało...

Podniosłem głowę do góry. Albo ja jestem taki mały, albo on jest jakimś przerośniętym olbrzymem. Chociaż stawiam, że to pierwsze, bo nawet Kai jest ode mnie wyższy...

- I kto to mówi? - mruknąłem, na co ten złapał mnie boleśnie za ramię.

Brookstone nie odpowiedział. Złodziej zaprowadził mnie do drugiego pokoju. Pchnął na Mechanica, a ten złapał mój nadgarstek. Drugą, mechaniczną rękę, która przypominała miotacz ognia, przyłożył do mojej głowy.

- Ani drgnij - szepnął wprost do mojego ucha.

- Pilnuj go - warknął brunet, po czym zwrócił się do mnie. - A tylko spróbuj się szarpać - mruknął, przychylając się lekko tak, aby jego twarz była na wysokości mojej.

- To co mi zrobisz, co?! - syknąłem. - Zabijesz mnie?! Zamordujesz jak swoich rodziców?!

Brookstone wyprostował się. Nie skomentował tego, co powiedziałem. Milczał.

- Czyli co - prychnął Mechanic - oni też? Śmieszne...

Nie rozumiem co dla nich niby jest śmieszne... Morderstwo jest śmieszne? Zostawienie własnego ojca, żeby się wykrwawił jest śmieszne?! Nie jest, a ci złoczyńcy uznają to za powód do śmiechu!

Złodziej dalej się nie odzywał. Patrzył się wzrost w moje oczy, jednak wydawałoby się, że bez żadnych emocji. Uczucia ponownie z niego uleciały.

- Cole... - zaczął niepewnie cichy głosik.

Brookstone oderwał ode mnie wzrok i odwrócił głowę w stronę Louisa. Chłopak stał oparty o ścianę. Opuścił głowę i wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać.

Złodziej podszedł do Louisa. Złapał go za ramię i po chwili zniknęli mi z pola widzenia.

- Co? Cieszysz się, że tutaj jesteś? - zaśmiał się Mechanic.

- Zamknij się - warknąłem.

★-·-·-★

- Co się stało? - zapytał Cole, kucając przed Louisem.

Chłopak wtulił się w jego ramię, a z jego oczu zaczęły płynąć łzy.

- Jeśli co powiem, to uznasz to za głupie i zaczniesz się śmiać...

- A czy ja kiedykolwiek się z ciebie śmiałem? - zapytał brunet.

Louis nie odpowiedział.

- Więc co się stało? - zapytał ponownie Cole.

- N-nie ch-chcę wrócić d-do sierocińca - wyznał.

Cole zaczął gładzić go po głowie.

- Wiem... Wiem... - szepnął. - Staram się jakoś wszystko jakoś poukładać, ale... - urwał na chwilę.

- Ale to nie jest takie proste... Rozumiem to... - powiedział Louis.

- Będzie dobrze - próbował pocieszyć chłopaka Cole. - Będzie dobrze - powtórzył. - Rozumiesz?

- Mhm - szepnął Louis.

- Poradzisz sobie. Wiem to.

- A mogę iść z tobą? - zapytał Louis.

- Nie - odpowiedział stanowczo brunet. - To zbyt niebezpieczne.

- No ale...

- Nie ma mowy - powiedział Cole, uśmiechając się lekko.

★-·-·-★

Brookstone wyprowadził mnie ze starego salonu do gier. Mechanic został w środku, a Louis zniknął gdzieś między budynkami.

Złodziej zaczął mnie gdzieś prowadzić.

- I co teraz?! Zamordujesz mnie gdzieś i zostawisz??

- Nie muszę cię zabijać - mruknął Brookstone.

- To może torturować, co?! - warknąłem.

- Zamknij się.

- NIE, NIE ZAMKNĘ SIĘ! - krzyknąłem i zacząłem się szarpać.

Brookstone najwyraźniej się tego nie spodziewał, bo zdołałem się wyrwać z jego uścisku, który był dosyć lekki.

Złodziej momentalnie wyjął sztylet, złapał mnie za kołnierz i przyłożył swoją broń do mojego gardła.

- Jeszcze jeden ruch, a podziurawię ci tchawicę - warknął.

- Ha... Ha... Czekaj, bo ci uwierzę - mruknąłem, chociaż muszę przyznać, że trochę się przestaszyłem.

Brookstone zmarszczył brwi i odsunął się lekko ode mnie. Wciągnął głośno powietrze i pokręcił zrezygnowany głową.

- Dlaczego trafiam na takich debili - mruknął pod nosem. - Idziemy - warknął już nieco głośniej.

Brookstone złapał mnie za kołnierz i pchnął do przodu. Zaczął prowadzić mnie przez jakieś uliczki.

Dookoła panowała złowroga cisza, która zapowiadała coś niedobrego...

- Puść go, Brookstone - usłyszałem nagle.

Złodziej zatrzymał się i przez to, że dalej trzymał mnie za kołnierz, ja również musiałem się zatrzymać.

Brunet zamarł i zerknął do tyłu. Po krótkiej chwili ponownie złapał mnie za kołnierz i stanął za mną, po czym przyłożył mi sztylet do szyi.

Zacząłem się szarpać, jednak uścisk bruneta był zbyt mocny. W tym momencie nie mogłem nic zrobić.

- Puść go - powtórzył Kai.

Obok Czerwonego Ninja stał Jay, Wu oraz Nya. Nie było przy nich Zane'a, więc podejrzewałem, że chcą otoczyć złodzieja.

Brookstone po kilku długich chwilach, pchnął mnie do przodu. Prawie upadłem, jednak, na szczęście, udało mi się utrzymać równowagę.

Jay, Zane oraz Nya zaatakowali bruneta niemal w tym samym momencie.

- Lloyd! - zawołał Kai, podbiegając do mnie.

Czerwony Ninja uwolnił moje skrępowane ręce i przytulił się do mnie.

- Nawet nie wiesz jak ja się o ciebie martwiłem.

Brookstone uderzył Jay'a w brzuch, a Mistrz Błyskawic upadł na Nyę. Biały Ninja posłał dwie kule lodu w stronę bruneta, jednak złodziej szybko ich uniknął.

- Ja się nim zajmę... - oznajmił Wu, zdejmując swoją pelerynę, by mieć lepsze pole manewru.

Brookstone posłał mordercze spojrzenie Mistrzowi.

Wu zaatakował złodzieja. Brunet odpychał każdy cios Mistrza. W końcu Wu uderzył złodzieja bambusowym kijem w brzuch. Brookstone zgiął się w pół i jęknął cicho.

- Wygląda na to, że tym razem uczeń nie może być mistrzem - powiedział Wu, wytrącając jeden sztylet złodziejowi.

- Dobra! Dobra! Już! - warknął Brookstone, odrzucając drugą broń. - Macie mnie... - mruknął niechętnie. - Ale...

Brunet wyprostował się i spojrzał się wprost w oczy Mistrza Wu.

Nagle dookoła Brookstone'a zaczęły krążyć brązowe cząsteczki. Mimowolnie cofnąłem się do tyłu. Zauważyłem, że reszta też to zrobiła.

- ON ZNA SPINJITZU?! - zawołał przerażony Jay.

Brązowe tornado odepchnęło Mistrza Wu, a następnie pognało w naszą stronę. Zanim zdążyliśmy cokolwiek zrobić, spinjitzu Brookstone'a wciągnęło Kai'a. Czerwony Ninja niemal w tym samym momencie uderzył o ścianę.

- Ninja-GO! - krzyknąłem.

W jednym momencie poczułem nagły napływ energii, jednak ten szybko mnie opuścił, ponieważ moja twarz spotkała się z czyimś butem. Upadłem i poczułem, że z mojego nosa leci krew. Wytarłem rękawem czerwoną ciecz. Zane pomógł mi wstać.

- Dzięki - szepnąłem.

Nagle przed naszą dwójkę wybiegł Jay, a z jego rąk wystrzeliły pioruny. Te trafiły Brookstone'a, który bronił się przed Mistrzem Wu. Złodziej upadł do tyłu. Wu, korzystając z okazji, wycelował kijem w bruneta.

- Cholera - syknął Brookstone pod nosem.

- Kai! - zawołałem, podbiegając do Mistrza Ognia. - Jesteś cały? Nic ci nie jest? - dopytywałem, oglądając jego zadrapaną twarz.

- Przeżyję - mruknął Czerwony Ninja.

- Każdy może popełnić jeden błąd... dwa... Ale musi z tego wyciągnąć jakieś wnioski na przyszłość... - zaczął Wu.

Podeszliśmy do Mistrza i złodzieja, który już zdołał się podnieść. Zane nie chcąc, żeby brunet ponowne uciekł, związał mu ręce za plecami. O dziwo, złodziej w ogóle nie protestował.

- Skąd znasz spinjitzu? - warknął Kai.

- A ty, Jeżuś, używasz tego mózgu czasem czy nie? - syknął brunet. - Domyśl się.

Zane już chciał coś powiedzieć, jednak złodziej momentalnie odwrócił się w jego stronę.

- Zamknij się, Tosterze - warknął.

- Skąd znasz spinjitzu? - powtórzył Czerwony Ninja.

- Z dupy - warknął brunet. - To jak? - zapytał po chwili. - Kiedy stacja Kryptarium? Mam tego dość...

- Ja dobrze wiem co trzeba zrobić najpierw - odezwał się nagle Wu, na co Brookstone wytrzeszył oczy.

- Co takiego, Mistrzu? - zapytałem, widząc wyraźny strach bruneta.

Trochę krócej, bo weny mi brakuje. W następnym rozdziale będzie lepiej. (To nie tak, że gram w Five Nights at Freddy's Security Breach (⁠⌐⁠■-■⁠) heh-)
Jest moc <⁠(⁠ ̄⁠︶⁠ ̄⁠)👍

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro