Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*1.10*

*Cole*

- Wsiadaj - warknął komisarz, wpychając mnie do radiowozu.

Momentalnie zacząłem grzebać przy kajdankach. Możliwe, że uda mi się uwolnić skrępowane ręce. Przynajmniej tyle...

Nagle drzwi kierowcy otworzyły się, jednak nikt nie wsiadł do samochodu. Zerknąłem zaciekawiony w stronę komisarza. Obok niego zauważyłem Czerwonego Ninja. Dzięki temu, że drzwi były otworzone, mogłem usłyszeć całą rozmowę.

- Stało się coś? - zapytał komisarz.

- Tak jakby - zaczął niepewnie Jeż. - Jest kilka rzeczy, o których chciałbym się dowiedzieć od tego tutaj - wskazał mnie szybko ręką. - Myślę, że reszta drużyny też, więc jakby była taka możliwość... - urwał na chwilę. - To... Może moglibyśmy my również go przesłuchać? - zapytał.

Oj tak, tak Jeżuś... Nagadam ci takich głupot o twoim ojcu, że spadniesz z krzesła... Opowiem ci wszystko z takimi wymyślonymi szczegółami, że uwierzysz we wszystko... Uwierzysz tak jak rodzice Rudzielca... Będę mógł ci wmówić prawie wszystko... A tylko niech komisarz się zgodzi...

Szatyn spojrzał się na mnie. Starałem się wyglądać najgroźniej jak to tylko możliwe, chociaż Louis często mi mówił, że słabo mi to wychodzi. Być może i tak jest, jednak chyba mi się udało, bo Mistrz Ognia momentalnie odwrócił wzrok.

- Wydaje mi się, że damy radę to jakoś załatwić - komisarz wsiadł do radiowozu. Zamknął drzwi i odpalił samochód.

No jasne, że załatwimy! Z chęcią popatrzę sobie na te ich zdziwione twarze, kiedy będą wierzyć w każde moje najmniejsze kłamstwo.

Po krótkiej chwili ruszyliśmy na komisariat. Dobrze wiedziałem co zaraz będzie. Cholerne przesłuchiwania... Przecież ja chyba nie wyrobię! Będą chcieli wyciągnąć ze mnie jak najwięcej...

Zerknąłem na komisarza. Był skupiony na drodze, więc korzystając z jego nieuwagi, znowu zacząłem grzebać przy kajdankach, próbując uwolnić nadgarstki. Jednak zrobiłem to chyba zbyt energicznie, bo komisarz to usłyszał. Poprawił lusterko, żeby lepiej mnie widzieć, jednak nie odezwał się słowem.

Odczekałem chwilę, żeby w razie czego nie narażać się komisarzowi. Kiedy uznałem, że mężczyzna nie jest mną zbytnio zainteresowany, odwróciłem się. Tuż za naszym radiowozem jechały jeszcze dwa.

No cóż... Chyba jestem w kropce...

Znowu szarpnąłem rękoma. Trochę zabolało, bo zakuto mi ręce za plecami. Ponownie komisarz spojrzał się na mnie.

- A spróbuj jeszcze raz tak zrobić - warknął.

Wyprostowałem się i wbiłem wzrok w drogę. Mijaliśmy park oraz wysokie budynki. Odchyliłem lekko głowę do tyłu i cicho westchnąłem.

Nie jest dobrze skoro ninja się mną zainteresowali... Przechlapane. I to bardzo. Bardziej niż bardzo...

Zbliżam się do końca... Wielkimi krokami.

Czuję to.

★-·-·-★

- Wysiadaj - warknął komisarz.

Wraz z drugim policjantem siłą zmusili mnie do wyjścia z radiowozu, chociaż aż tak bardzo się nie sprzeciwiałem.

- Głowa nisko - mruknął mężczyzna. Włosy opadły mi na twarz, kiedy przechyliłem się do przodu, aby komisarz nie był jeszcze bardziej zdenerwowany niż teraz. Chociaż muszę przyznać, że humor mu się poprawił po tym jak mnie złapali.

Weszliśmy na komisariat. Nic specjalnego. Same nudy. Dużo policjantów i zero drogi ucieczki... Niedobrze.

Komisarz wraz z dosyć wysokim policjantem o blond włosach zaczął prowadzić mnie przez dosyć długi korytarz. Siłą zmusili mnie do tego, żebym usiadł na krześle obok jakiś drzwi, chociaż tym razem nawet się nie opierałem.

Rozejrzałem się dookoła. Policjanci chodzili to tu, tam. Niektórzy trzymali różne papiery, a inni kubki z prawdopodobnie kawą. Było dosyć wcześnie, więc w sumie nie dziwię im się. Taka ciężka robota z idiotami i debilami jak ja, którzy łamią prawo, na pewno musi być trudna...

W sumie... Co mi szkodzi...?

Poderwałem się z miejsca, jakbym chciał uciec, jednak w sekundę opadłem na miejsce. Zdezorientowany policjant, który mnie pilnował wyjął broń i wycelował nią w moją stronę. Kilka osób również wyciągnęło pistolety.

Dobra... Chyba lekko przesadziłem... Lepiej nie rzucać się w oczy tyłu osobom. Jednak oni też są strasznie czujni...

- Haa! Haa! Nabrał się - wyszczerzyłem się głupio, chociaż gdzieś w środku czułem, że popełniłem kolejny błąd...

Policjant jedynie westchnął i schował pistolet. Inni również wrócili do swoich zajęć.

- Jeszcze raz tak zrobisz, a dostaniesz kulkę w nogę - warknął, zbliżając się do mnie. Zacisnął dłoń na moim ramieniu, abym w ogóle nie mógł wstać. - Wtedy nie uciekniesz - próbował mnie zastraszyć, jednak wiedziałem, że nie może tego zrobić, bo prawo mu zabrania.

Minęło kilkanaście długich minut, aż w końcu podszedł do nas kolejny policjant. Ten był niższy, miał bujne, zadbane, brązowe włosy. Wydawał się całkiem pogodny i wesoły. Trzymał teczkę z jakimiś papierami oraz długopis. Wszedł do pokoju tuż obok mnie.

W końcu wprowadzono mnie do pokoju przesłuchań. Nic specjalnego... Dwa krzesła, małe biurko oraz lustro weneckie, a po drugiej stronie pewno stoi jakiś brodaty, zniszczony przez życie dziad, który popija kawę, bo wstał o pierwszej w nocy, by zdążyć do roboty. Nie dziwię się, że robią wszystko, żeby nikt go nie widział...

Usiadłem na krześle. Miejsce na przeciwko zajął młody szatyn. Drugi policjant stał przy drzwiach i pilnował żebym nie uciekł. Mógłbym to zrobić... Ale wolę nie ryzykować.

Młody policjant zaczął uważnie przeglądać papiery. Czekałem cierpliwie na to co powie i jaki temat poruszy. Oczywiście, nie liczyłem na to, że zacznie rozmawiać o smakach lodów, które lubię czy co sądzę o władzy w Ninjago...

- A więc... - zaczął w końcu, zerkając w moją stronę -... chciałbyś coś powiedzieć na swoją obronę?

- To znaczy? - udałem zdziwionego.

Mógłbym zapierać się, że nic nie zrobiłem. Jednak wiedziałem, że to nie ma najmniejszego sensu. Wszyscy bardzo dobrze wiedzą o moich kradzieżach, więc udawanie, że nie mam pojęcia o co im chodzi byłoby nierozsądne.

- Rozumiem, że nie masz żadnego usprawiedliwienia na swoje czyny...?

- A no nie - mruknąłem.

- Rozumiem... - szepnął, zapisując coś na kartce.

Mężczyzna zaczął zadawać mi jakieś, według mnie zbędne, pytania. Przecież oni i tak większość wiedzą!

Czekałem na jedno. Wolałbym aktualnie porozmawiać z ninjasami i nawciskać im jakieś bzdury. Oni nie wiedzą co się szykuje, a ja, jak na razie, nie zamierzam im nic mówić. Trafienie do Kryptarium to jedna z najlepszych rzeczy jaką może mnie aktualnie spotkać... Noo... Oprócz wolności... Jednak po głębszym zastanowieniu wolałbym nie widzieć tych krzywych mord w więzieniu...

Mężczyzna najwyraźniej zauważył, że nie jestem zbytnio zainteresowany rozmową, bo przestał gadać. Zapadła przyjemna cisza, na którą czekałem.

- Zamierzasz się nie odzywać? - zapytał w końcu, jednak ja tylko się na niego gapiłem. - To może jeszcze raz... Gdzie schowałeś ukradzione pieniądze?

- W dup... - zatrzymałem się na chwilę. - Nie mam. Wszystko wydałem - skłamałem.

Policjant westchnął i zapisał coś na kartce.

- Porozmawiajmy teraz o twoim ojcu - zaczął.

- Nie macie żadnych dowodów na to, że go zabiłem - mruknąłem.

- Czyli przyznajesz się do popełnionego przestępstwa? - zapytał policjant z nutką nadziei w głosie.

On chyba również chciał skończyć tą rozmowę.

- A czy ja powiedziałem coś takiego? - zdziwiłem się. - Długo będziecie mnie tu trzymać? - zmieniłem temat.

- Tyle ile to jest konieczne - mruknął policjant. - Wróćmy do twojego ojca - powiedział przeglądając kolejne papiery.

Nic nie powiedziałem.

- A czy długo będziecie mnie TU trzymać? - wskazałem krzesło, na którym siedziałem.

- Zobaczymy czy będziesz współpracował, czy nie - powiedział spokojnie mężczyzna, czytając kartki. - Wróćmy do tematu twojego ojca...

Westchnąłem głośno. To będzie trudne kilka godzin...

★-·-·-★

Policjant wyprowadził mnie i zaczęliśmy iść przez długi korytarz. Tyle dobrego, że skuli moje ręce z przodu, a nie z tyłu.

Teatralnie zetknąłem w stronę okna.

- Czekaj... Widzisz to? - zapytałem policjanta za mną, udając starach.

- Niby co? - zapytał mężczyzna, również zerkając w stronę okna.

- Gówno - powiedziałem, uderzając go nogą w krocze.

Policjant syknął z bólu. Upadł na kolana. Muszę przyznać, że nawet ja poczułem ten ból... Nie chcąc tracić czasu ruszyłem w stronę okna. Policjanci którzy stali najbliżej wyciągnęli pistolety.

- STÓJ! Zatrzymaj się! - krzyczeli.

Nie zamierzałem tego zrobić, więc ci bez chwili namysłu wystrzelili w moją stronę. Miałem szczęście, że uniknąłem kul, które rozbiły szybę. To ten moment.

Rzuciłem się w stronę okna i dzięki temu, że byliśmy na parterze mogłem swobodnie zeskoczyć. Zraniłem się w ręce, jednak nie przejmowałem się tym teraz.

Zacząłem uciekać i schowałem się w najbliższej małej uliczce. Zacząłem grzebać przy kajdankach. Tym razem udało mi się uwolnić nadgarstki. Wdrapałem się po parapetach na najbliższy budynek.

- Łooł... - szepnąłem do siebie, dysząc. - Teraz tylko odzyskać niektóre rzeczy i będzie cacy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro