Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

Kobieta rzeczywiście miała rację - gdy ponownie otworzył oczy był zregenerowany jak nigdy wcześniej w życiu. Tym razem usiadł bez problemu, a następnie mógł w końcu spokojnie się rozejrzeć. Najpierw zauważył, że na drzewie, gdzie wczoraj zasnęła kobieta, nikogo nie ma. Musiała już zapewne dawno temu wstać. Przebiegł on wzrokiem jednak całą okolicę i nigdzie jej nie było. Zdziwił się, czemu go nie pilnuje, skoro tak bardzo mu nie ufa. Choć przypuszczał, iż nie planowała wychodzić, ale ktoś inny teraz wtargnął do lasu lub też coś ją zaniepokoiło, a ona musiała to sprawdzić. Cokolwiek było przyczyną jej nieobecności oznaczało to, że prawdopodobnie jest tu sam. Siedząc tak, przez głowę nagle przeszła mu pewna myśl. Skoro ona jak tylko wróci, to go stąd i tak wyrzuci, toteż czemu nie miałby wykorzystać okazji, by lepiej poznać ten ogród? Bardzo prawdopodobne, iż nie będzie mu dane drugi raz tu wejść, a możliwe, że jeszcze czegoś dowie się o niej, tym miejscu lub pogromcach.

Nie mógł marnować czasu, bo nie wiedział, za ile wróci, więc wstał najszybciej, jak potrafił. Na początku poszedł do tego największego drzewa, na którym spała wcześniej kobieta. Było ono wyjątkowo potężne. Jego majestatyczne gałęzie sięgały tak wysoko, że miał wrażenie, iż to one podtrzymują niebo. W jednym miejscu splatały się, tworząc swego rodzaju skomplikowane łoże. Zapewne to właśnie tam spała ta kobieta. Całe drzewo pokrywały złote kwiaty, z których spadały na ziemię kaskady błyszczącego pyłku. Z ciekawością podszedł do jednej z nich i nabrał w ręce trochę tej dziwnej substancji. Była ona lekka, sypka i lśniąca. W dotyku przypominała bardzo drobny oraz delikatny piasek. Chcąc sprawdzić coś jeszcze, zamknął ręce, pozostawiając tylko mały otwór, przez który mógł zajrzeć do środka. W ten sposób potwierdził, że ta substancja rzeczywiście świeci własnym blaskiem. Teraz żałował, iż przespał całą noc, bo widok wtedy musiał być niewyobrażalnie piękny.

Drzewo to miało ze wszystkich najpiękniejsze kwiaty i było najbardziej zadbane. Wyraźnie można było dostrzec, że jest ono dla niej bardzo ważne. Trudno się jednak temu dziwić, skoro tu zyskała swoją moc, ale czemu wybrała do spania miejsce, gdzie zginął jej ktoś bliski? Musiał to być pewnie bardzo bolesny wybór. Jeżeli więc go dokonała, naprawdę nie miała dokąd wrócić. Myśląc o tym w taki sposób, doszedł do wniosku, że to jedyne miejsce, które przypomina jej chociaż trochę rodzinę. Edmund rozumiał żal po stracie, ale nie pojmował, czemu siedziała tu w kompletnym zamknięciu, odcinając się od zewnętrznego świata. W tym momencie przypomniał sobie, że właśnie szuka w tym ogrodzie odpowiedzi na takie pytania.

Rozejrzał się wokoło, by znaleźć jakąś wskazówkę, gdzie ich szukać. Teren ten jednak był ogromny i przeszukanie go teraz całego zdawało się niemożliwe. Musiał wybrać więc miejsce, które wyglądało na najbardziej interesujące. Wszędzie rosły niesamowite, kolorowe drzewa czy krzewy i wszystkie były intrygujące, ale jego uwagę przyciągnęło coś wręcz przeciwnego. Jeden koniec ogrodu wydawał się wyjątkowo ciemny w porównaniu do reszty. Drzewa rosły tam o wiele rzadziej i miały bardzo niewiele kwiatów, a ich barwa była zdecydowanie bardziej stonowana. To miejsce w porównaniu do całości wyglądało jak jedna nieplanowana, czarna plama atramentu z pióra artysty, która tworzyła skazę na jego idealnym dziele.

Po chwili zastanowienia ruszył właśnie w tym kierunku. Gdy tak spokojnie tam zmierzał, poczuł pewną różnice w podłożu. Trawa, która dotychczas wszędzie była jaskrawa i miękka, tu nagle stawała się ciemna oraz sztywna. W porównaniu do reszty, to miejsce wyglądało na zaniedbane. W jednym miejscu gałąź zagrodziła mu drogę. Chciał ją po prostu delikatnie odsunąć, ale ona po tym ruchu nagle pękała i została mu w ręce. Zdziwiony przyjrzał się jej bliżej. Była wyjątkowa lekka jak na swój rozmiar oraz pusta w środku. Drzewo, z którego pochodziła wyglądało na chore. Miało bardzo mało liści, a jego kwiaty były na skraju przekwitnięcia. Dodatkowo bez problemu mógł stwierdzić, że ta gałąź jest zdecydowanie martwa. Zastanawiało go coraz bardziej czemu osoba tak pieczołowicie dbająca o to miejsce dopuściła do czegoś takiego. Gdy przeszedł, jednak za drzewo zobaczył coś czego nie mógł wcześniej dostrzec z oddali.

Znajdowały się tam niewielkie, czarne drzwi. Nie wyglądały one, jednak na wyjście z tego ogrodu, tylko jak bariera dzieląca go od innego pomieszczenia. To, co je otaczało, wyglądało wręcz niepokojąco. Cała roślinność była tam chora lub martwa, a ich stan stawał się gorszy, czym bliżej rosły drzwi. Miejsce to miało zupełnie inną atmosferę niż reszta ogrodu. Wywoływała ona u niego dziwny rodzaj lęku. Patrząc na to, czuł, że nie powinno go tu być. Skoro jednak zaszedł tak daleko, nie mógł się teraz tak po prostu zatrzymać. Podszedł więc bliżej. Teraz mógł zauważyć, iż trawa tuż przed drzwiami jest nie tylko wysuszona, ale i też praktycznie czarna. Edmund spojrzał w górę i zauważył, że pomieszczenie posiada zadaszenie. Dziwiło go to, ponieważ cała reszta terenu była odsłonięta.

Stał pełen wątpliwości przed niewielkimi, całkowicie czarnymi, ale masywnymi drzwiami. Gdy w końcu zdecydował się sięgnąć w kierunku klamki, nagle przez głowę przeszło mu mnóstwo myśli, co potwornego może tam znaleźć. Przestraszony własną wyobraźnią szybko cofnął rękę. Bo tak właściwie po co jej to pomieszczenie i czemu ta okolica tak dziwnie wygląda? Z jakiego powodu je ukryła, skoro jest tu sama? Po chwili wątpliwości doszedł jednak do wniosku, że cokolwiek tam znajdzie, może mu to pomóc zrozumieć jej oraz jego sytuację. Równie dobrze mogło się okazać, iż pozory mylą, a w środku nie ma nic złego. Choć swoje serce wypełnił złudną nadzieją, to z tyłu jego głowy wciąż czaił się strach. Nie zważając na to, drugi raz sięgnął w kierunku klamki i już miał ją przekręcić, gdy nagle poczuł, jak ktoś kładzie mu rękę na ramieniu. Po jego ciele przebiegł zimny dreszcz, a serce podeszło mu do gardła. Nie zdążył się odwrócić, jak po chwili usłyszał cichy głos szepczący mu do ucha:

- A co ty tutaj robisz?

To zdecydowanie była ona. Nie zdołał nawet zareagować. Jej uchwyt zaczął się wzmacniać i nagle szybkim ruchem odwróciła go w swoją stronę. Spojrzała na niego swoim pustym wzrokiem, a następnie znów się odezwała głosem pełnym pogardy:

- Widzę, że się już lepiej czujesz. Skoro masz siłę, by tak sobie tu wędrować bez żadnego pozwolenia, to na pewno dasz radę także opuścić to miejsce na własnych nogach. Radzę ci się jednak pospieszyć, zanim stracę cierpliwość.

Złapała go za marynarkę i pociągnęła w swoim kierunku.

- Za mną!

Następnie go puściła, a on, nie mogąc nic zrobić, poszedł za nią. Odwrócił się jeszcze ostatni raz i spojrzał na te tajemnicze drzwi, których zagadki nie było mu dane poznać. Szli w milczeniu przez jakiś czas, aż w końcu dotarli do bramy. Była potężna oraz majestatyczna. Ona także została stworzona z misternie poprzeplatanych ze sobą gałęzi ozdobionych pięknymi kwiatami. Kobieta zbliżyła się do niej i już miała zamiar ją otworzyć, gdy nagle Edmund przerwał swoje milczenie.

- Czekaj - powiedział spokojnym głosem. - Czy skoro już cię nigdy nie zobaczę, mogę ostatni raz coś powiedzieć?

Spojrzała na niego niechętnie i miała mu zaprzeczyć, ale, widząc jego szczery i smutny wzrok, postanowiła tym razem odpuścić. Westchnęła głęboko i odpowiedziała:

- Niech ci będzie, ale się streszczaj.

- Pójdź ze mną.

- Słucham?!

- Czekaj, daj mi dokończyć. Ja po prostu coś w końcu zrozumiałem. Kilka lat temu w lesie podobnym do tego spotkałem kogoś niesamowitego, kto uratował moje życie. Pragnąłem tą osobę za wszelką cenę odnaleźć, lecz nagle o niej zapomniałem i żyłem tak, jakby się nic nie wydarzyło. Dopiero jak przyszedłem do tego lasu, te wspomnienia mimowolnie wróciły, a po tych wszystkich wydarzeniach w końcu zrozumiałem czemu. Nie mam pojęcia jakim cudem mogłem to zapomnieć, ale teraz wiem jedno. To byłaś ty! Wszystko się zgadza, twoja postać wilka, umiejętności i te zielone oczy!

- Możliwe, że coś takiego mogło mieć kiedyś miejsce, ale co to ma wspóln...

Nie zdążyła dokończyć, bo podekscytowany Edmund przerwał jej w połowie.

- Jeszcze nie rozumiesz? To przeznaczenie! Spotkałem cię kilka lat temu i z niewiadomych przyczyn zapomniałem, ale los pchnął mnie znowu w twoim kierunku i trafiłem tutaj. To nie może być przypadek! Już dwa razy ocaliłaś mi życie, za co jestem ci niezmiernie wdzięczny, ale czemu właściwie to zrobiłaś, skoro mnie nie lubisz? Ja wiem, dlaczego. Coś kazało ci mnie ocalić z niewiadomych przyczyn. To musiało być przeznaczenie, które po cichu chce, abyśmy zaczęli współpracować!

- Przeznaczenie?! Wierzysz w tą brednie, którą wmawia się dzieciom. Nie bądź śmieszny. Ono nigdy nie istniało i nie będzie. To wszystko był zwykły przypadek i nic więcej. Uratowanie ciebie było tylko moją decyzją, której teraz zaczynam żałować! Wyduś w końcu z siebie, czego ty właściwie ode mnie chcesz!

- Jak to czego? Współpracy! Oboje jesteśmy pogromcami i naszym celem jest walka z demonami. Wiem, że jestem nie doświadczony, ale mogłabyś mnie wszystkiego nauczyć. Opuść ze mną to miejsce. Połączmy swoje siły i umiejętności, by chronić innych!

- Kogo masz na myśli, mówiąc "innych" ? - powiedziała kobieta przez zaciśnięte zęby.

- No jak to kogo? Chodzi mi oczywiście o ludzi.

- NIE!!! - krzyknęła głosem pełnym nienawiści.

Edmund teraz zrozumiał, że to, co wcześniej uznawał za jej złość, tak naprawdę było niczym. Dopiero teraz ogarnęła ją prawdziwa wściekłość.

- Ty chcesz pomagać ludziom! Tym wstrętnym kreaturom, które za nic mają normalne wartości i potrafią zniszczyć komuś życie za jeden błąd! Oni nic nie rozumieją, a kogoś osądzają! Nie słuchają, tylko mordują! Dla nich nic warte są wyjaśnienia, prośby i błagania! Nie mają pojęcia, co to jest miłość, wdzięczność oraz zaufanie, a twoją wiarę w cokolwiek zmiażdżą, nie oglądając się nawet na ciebie! A ty chcesz im pomagać?!

Kobieta była wściekła jak nigdy dotąd. W pewnym momencie nerwowym ruchem złapała końcówkę swojego warkocza, a następnie ukryła go pod płaszczem w taki sposób, że on nie mógł jej dostrzec.

- Co ty wygadujesz, przecież też jesteś człowiekiem! - powiedział zszokowany, ale i także zdenerwowany Edmund, bo tymi słowami podważyła jego wiarę w ludzkość.

- Nie jestem! Już zapomniałeś, co ci mówiłam! Nasze ciało różni się od ludzkiego, więc nic mnie z nimi nie łączy!

Teraz była tak mocno wzburzona, że z powodu emocji zaczęły jej się trząść ręce.

- A kim niby byłaś przed przemianą!?

- Na pewno nikim wartościowym.

Te słowa na chwile wstrząsnęły Edmundem, ale nie zdążył nic powiedzieć. Kobieta machnęła jedną ręką i brama gwałtownie się otworzyła.

- Wynoś się stąd! - krzyknęła z całej siły.

W tym momencie coś złapało go za nogę, a następnie wyrzuciło za drzwi, które się natychmiast za nim zamknęły. Edmund wstał szybko z ziemi i podbiegł do nich, krzycząc:

- Nie możesz wiecznie uciekać przed zewnętrznym światem! Nie wiem, co cię tam spotkało, ale i tak nie odpuszczę i będę tu siedział, dopóki ze mną nie porozmawiasz!

Przystawił ucho do bramy, by usłyszeć jakąś odpowiedź, jednak ona nie nadeszła. Chociaż w pewnym momencie wydawało mu się, że zza tej bariery dobiegł do niego dźwięk zatrzaskiwanych drzwi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro