Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*1.6*

~Zane~

Wczoraj po całym dniu szukaniu Mechanica byliśmy wykończeni. Oczywiście, nikogo nie znaleźliśmy. Każdy kilkakrotnie sprawdzał pustynię, a Jay nawet poleciał odrzutowcem na złomowisko do Eda i Edny. Bał się, że jego rodzice są w niebezpieczeństwie, jednak powiedział nam, że nikogo tam nie było. Nawet policja przeszukiwała teren. Nikt nic nie znalazł.

- Mieliśmy dzisiaj iść do posiadłości Brookstone'ów - oznajmiłem.

Chyba tylko ja i Pixal nie byliśmy zmęczeni. Reszta wyglądała jakby zaraz mieli zejść z tego świata.

- Daj spokój, Zane. Ledwo żyję - mruknął Jay.

- Widać - skomentowałem.

Pixal tylko pokręciła głową i wyszła z salonu. Może nindroidka wymyśliła nowy plan?

- Zło nie śpi - oznajmiłem, siadając obok Lloyda. - Wyglądacie jak po jakimś ostrym melanżu - stwierdziłem.

- My też nie śpimy - szepnął Kai i spojrzał się na mnie, po czym zmarszczył brwi. - Ja to ci czasem zazdroszczę. Robotem jesteś... Nie męczysz się i w ogóle... - głowa Kai'a ponownie opadła na poduszkę. - Wszystko mnie boli...

Nagle do salonu wszedł Wu, a za nim Pixal. Zdziwił się widokiem reszty. Przeczesał swoją długą, siwą brodę i zmarszczył brwi. Podszedł do Zielonego Ninja i uderzył go bambusową łaską w głowę.

- Ałć - stęknął Lloyd i podniósł się lekko. Kiedy zobaczył zdenerwowanego Wu, podskoczył jak poparzony. - M-mistrz Wu...?

Reszta też podniosła się i stanęła obok Zielonego Ninja. Chociaż muszę przyznać, że widać było, iż niechętnie wstali z wygodnych miejsc na kanapie.

- Wy nie mieliście zajmować się czymś ważniejszym? - zapytał Wu. - Jeśli się nudzicie, mogę wam znaleźć jakieś zajęcie...

- To nie będzie konieczne! - zwołał Lloyd i szybkim krokiem podszedł do drzwi. - My właśnie wychodziliśmy.

- Gdzie? - zdziwił się Mistrz Wu i uniósł jedną brew do góry.

- Musimy znaleźć i złapać tego mordercę, a Pixal wysłanie wpadła na jego trop - wyjaśnił Jay, a my pośpiesznie wyszliśmy na pokład.

- Im szybciej tam będziemy, tym większa szansa, że złapiemy Brookstone'a - oznajmił Lloyd. - A ja nie mam zamiaru sprzątać Perły, kiedy ten morderca grasuje sobie po Ninjago.

- Patrzcie jak szybko zmieniliście zdanie - mruknąłem. 

- Cichaj, blaszaku - Kai poklepał mnie po ramieniu i ruszył za Zielonym Ninja. - Cel: dom Brookstone'a! - zawołał, unosząc rękę do góry.

★-·-·-★

Stanęliśmy przed bramą. Lloyd otworzył ją, a my weszliśmy do ogrodu. Brama ta była dosyć duża i metalowa. Bluszcz owijał się dookoła jej prętów. Wysokie krzewy, które były równo przycięte, otaczały całą posiadłość. Jasnozielona trawa była również ścięta i wyglądała na zadbaną.

Wpuściłem Nyę do środka i zamknąłem za sobą bramę. Rozejrzałem się dookoła. Po naszej lewej stronie zauważyłem małą fontannę z wodą dla ptaków. Idąc przez drogę wyłożoną białymi oraz szarymi kamieniami, w oczy rzuciła mi się stara szopa, która była prawdopodobnie przeznaczona na narzędzia. Zrobiona była z ciemnego drewna i wyglądało na to, że nikt nie chce jej naprawić. Ewidentnie nie pasowała do tak zadbanego miejsca.

Stanęliśmy na tarasie, a Lloyd zapukał do drzwi. Długą chwilę nic się nie działo. Słyszeliśmy jedynie stłumione odgłosy dochodzące z miasta.

- Dom na uboczu... Idealnie miejsce dla mordercy - skomentował Kai, rozglądając się dookoła.

Nagle drzwi otworzyły się tak szeroko i szybko, że usłyszeliśmy jak klamka uderza o ścianę.

- W czym mogę pomóc? - zapytał straszy mężczyzna. Był poddenerwowany i najwyraźniej nie ucieszył go nasz widok.

- Chcielibyśmy rozejrzeć się po domu - powiedział spokojnie Lloyd, robiąc krok do przodu.

- To chyba jakaś pomyłka - mruknął mężczyzna, zastawiając wejście.

- Nie wydaje nam się, żeby to była pomyłka - opowiedział Lloyd.

Mężczyzna westchnął i odsunął się w bok, pozwalając nam przejść. Bez chwili namysłu weszliśmy do środka. Teraz dopiero mogłem lepiej przyjrzeć się mężczyźnie. Miał siwe włosy i ubrany był w starodawne ubrania. Na oko miał z sześćdziesiąt lat. Spostrzegłem również, że mężczyzna jest lekko przygarbiony.

Kiedy weszliśmy do środka, zamknął za nami metalowe drzwi.

- O co chodzi tym razem? - zapytał mężczyzna, przechodząc przez przedpokój.

Urządzony ładnie. Szafka na buty po prawej, a wyżej wieszak z dwoma czarnymi płaszczami. 

- Chcielibyśmy dowiedzieć się czegoś więcej na temat Brookstone'a - oznajmił Kai.

Mężczyzna szybkim ruchem ręki wskazał, żebyśmy przeszli dalej. Weszliśmy więc do przestronnego salonu. Przy oknie stał stół z czterema krzesłami, a na środku pomieszczenia, na szarym, puszystym dywanie mały stolik, ciemnoczerwona kanapa i fotel w tym samym kolorze. Na przeciwko rozsuwanych drzwi, które prowadziły do salonu, wisiał dosyć duży telewizor. Tuż pod nim stała mała komoda. Wykonana była z tego samego drewna co stół i krzesła. Obok niej stała średniej wielkości szafa. Na przeciwko stało pianino, a pomiędzy nimi wisiał obraz.

- Co dokładnie chcielibyście wiedzieć o Cole'u? Nie wydaje mi się, że wiem więcej od poprzedniego spotkania z policją - powiedział mężczyzna.

Rozejrzałem się po pomieszczeniu, by uchwycić szczegóły, których nie zauważyłem wcześniej. Spostrzegłem, że nad jednym z krzeseł wisi kolejny obraz, przedstawiający las.

Zajrzałem do kuchni. Wszystko wyglądało zwyczajnie. Brązowy blat, kuchenka, zlew... Widać wszystko było wymierzone co do centymetra, bo szafki na górze idealnie współgrały z resztą. Tuż przy wejściu stała duża, dwudrzwiowa lodówka.

★-·-·-★

Przyszedł tu na chwilę, ale ninja musieli się zjawić akurat DZISIAJ o tej samej godzinie co oni! To się nazywa mieć szczęście... 

Weszli po schodach, słysząc rozmowę na dole. Brunet otworzył drzwi i wszedł pierwszy.

- Poczekaj tu chwilę - powiedział do chłopaka.

Na strychu było strasznie ciemno, więc musiał odsłonić jedyne małe okienko, które dawało choć trochę światła. Wskazał ręką, by chłopak do niego podszedł. Louis zrobił to, zamykając wcześniej drzwi.

- Jesteś pewien, że nas tu nie znajdą? - zapytał lekko przestraszony.

- W skali od jeden do dziesięciu? Daję dwa - szepnął brunet.

- Świetnie pocieszenie - mruknął Louis. - A tak w ogóle to nie możemy wyjść przez okno? - zapytał.

- Nie przecisnę się, ale ty możesz spróbować. Droga wolna.

- Grubas - szepnął chłopak.

- Słyszałem to - mruknął brunet - nie pozwalaj sobie... Przypominam ci, że to ja jestem tu starszy...

- Wiek to tylko liczba - szepnął chłopak, uśmiechając się lekko i schował się między starą komodą, a ścianą.

- A tak poza tym... Nie jestem gruby. To tylko mięśnie - oznajmił brunet.

- Czekaj, bo ci uwierzę.

- Telefon. Wycisz go. 

- Po co? - zdziwił się Louis, ale wykonał to o co poprosił go czarnowłosy. 

Brunet schował się obok chłopca, słysząc rozmowy dobiegające z piętra niżej. Odległość między meblem, a ścianą była na tyle duża, że mogli swobodnie usiąść na podłodze.

- Po to, żeby nas nie złapali - wyjaśnił brunet. 

Louis przytulił się do ręki czarnowłosego i oboje zastygli w bezruchu, słysząc kroki na strychu. Ściana po lewej, dosyć duża komoda z przodu i jakieś graty po prawej dawały niemal stuprocentową pewność, że nikt ich tu nie dojrzy. Brunet dopiero teraz zauważył, że na komodzie stoi jakaś stara skrzynia, więc raczej nikt nie domyśli się, że jest tu taka wielka przestrzeń. Czarnowłosy zmarszczył brwi i zaczął nasłuchiwać.

- Później idziemy do Mechanica, prawda? - szepnął chłopiec wprost do ucha bruneta tak, żeby tylko czarnowłosy go usłyszał.

- Tak - odpowiedział i objął ramieniem Louisa.
 
- ...iii... mogę iść z tobą? - dopytywał chłopiec.

- Zastanowię się - mruknął brunet.

- Oj... No weź... - szepnął chłopiec.

- Ustalimy to później - wyjaśnił czarnowłosy.

★-·-·-★

Ninja wraz z mężczyzną zaczęli wchodzić po schodach, prowadzących na górę, więc ruszyłem za nimi. Były tu jeszcze jedne schody. Prowadziły one na dół. Najprawdopodobniej do piwnicy.

- Ostatnio - zaczął Lloyd - zauważyliśmy pewnego chłopaka... który... kręci się w pobliżu Brookstone'a... Obawiamy się z policją, że Cole uprowadził tego chłopca - Zielony Ninja urwał na chwilę. - Zane, jak on się nazywał? - zapytał i spojrzał się w moją stronę.

- Louis Wood. Moja baza danych mówi, że ten chłopiec mieszkał w sierocińcu, jednak wszyscy myśleli, iż trzy lata temu uciekł. Teraz jednak, kiedy zauważyliśmy go z Brookstone'm, obawiamy się, że Louis jest w ogromnym niebezpieczeństwie - odpowiedziałem.

- Rozumiem, że nie wiecie nic więcej na ten temat...? - zapytał niepewnie mężczyzna.

Zdziwiło nas to pytanie.

- Niestety nie - odpowiedział Lloyd. - Moglibyśmy tam zajrzeć? - zapytał, wskazując na pierwsze drzwi.

Znajdowały się tu jeszcze cztery inne pomieszczenia. Korytarz, który do nich prowadził nie był zbyt duży, więc ledwo co się mieściliśmy.

- Tam jest łazienka - mruknął starszy mężczyzna. - Ale jeśli czujecie taką potrzebę...

Zielony Ninja otworzył drzwi. Rzeczywiście nic specjalnego tam nie było. Prysznic, pralka, toaleta oraz kosz na ubrania pod oknem upakowane były w dosyć małej - jak na łazienkę - przestrzeni.

Ruszyliśmy dalej.

- A... Co jest tam? - zapytał Jay, wskazując kolejne drzwi.

Starszy mężczyzna westchnął i przetarł twarz dłonią.

- Sypialnia...

Wraz z Lloydem zajrzałem do środka. Prawie całą przestań zajmowało łóżko dla dwóch osób, trzy szafy. Jedna dosyć przestronna, a pozostałe mniejsze. Pod oknem stała szafka nocna. Na komodzie, pomiędzy mniejszymi szafami, stał telewizor, a na środku pokoju fioletowy dywan.

Zielony Ninja zamknął drzwi, a my ruszyliśmy dalej.

- Od razu mówię, że tam śpię ja - mężczyzna  uprzedził kolejne nasze pytanie. Otworzył nam drzwi.

Ten pokój był mniejszy, jednak niemal tak samo urządzony. Chyba jedyną różnicą było łóżko dla jednej osoby.

Zamknęliśmy drzwi.

- No dobrze... A tam? - zaciekawił się Jay i spróbował otworzyć drzwi, jednak były one zamknięte.

- Kolejna sypialnia - odpowiedział mężczyzna.

- Możemy tam wejść? - zapytał Lloyd.

- Nie wydaje mi się... Klucz do tego pokoju ma tylko Cole. Nie zaglądałem tam od dobrych kilku lat...

- A czy jest tutaj jakiś strych? - dopytywał dalej Mistrz Energii.

Starszy mężczyzna wskazał ręką ostatnie drzwi. Weszliśmy po kolejnych schodach. Strych był przestronny. Jedyne światło dawało małe okienko. Były tu różne zamknięte skrzynie i bardzo stare komody.

Rozejrzeliśmy się, jednak niczego nie znaleźliśmy, więc byliśmy zmuszeni zejść niżej.

Zamknęliśmy za sobą drzwi i ponownie weszliśmy do salonu.

★-·-·-★

- Nic a nic... - mruknął Kai.

- Mam dziwne wrażenie, że ten mężczyzna kłamie - powiedziałem, analizując w głowie to wszystko, co mówił nam Charles Wilson.

Od razu po opuszczeniu tego domu, przyszliśmy na Perłę.

- A ten cały Louis... Ile on ma w ogóle lat? - zapytał Lloyd.

- Dwanaście - odpowiedziała Pixal.

- Może damy mu jakieś przezwisko? - zapytał Mistrz Ognia. - "Deebil" brzmi idealnie...

- Kai, przestań - mruknął Lloyd.

Zielony Ninja ewidentnie nad czymś myślał. Oparł się o stół, a jego wzrok zastygł w jednym miejscu.

- Martwię się o tego chłopaka - szepnął w końcu.

- Jak my wszyscy - oznajmiłem. - Dalej nie znamy zamiarów Brookstone'a...

- "Deebila"! - przerwał mi Kai. 

Westchnąłem i pokręciłem lekko głową.

- Kai, to przestaje być śmieszne - mruknął Jay.

Niebieski Ninja usiadł na krześle i zaczął wpatrywać się w sufit. Chwila ciszy pomogła mi obmyślić plan. Może i lekko ryzykowny, ale zawsze warto spróbować.

- Słuchajcie... - zacząłem. - Wiem co powinniśmy zrobić, żeby złapać Brookstone'a.

★-·-·-★

- No jesteście w końcu! Ile można czekać?! - zawołał Mechanic.

- Ninja nas zaskoczyli - odpowiedział brunet, odsuwając się od jednej z rąk złoczyńcy, która zwisała z sufitu. - Musieliśmy przeczekać aż sobie pójdą...- brunet urwał na chwilę - a... Louis zajmij się czymś... - zwrócił się do chłopaka o brązowych włosach.

- Oj no.. ale Cole.... - zaczął Louis.

- Nie Cole'uj mi tutaj teraz. Sam chciałeś tu przyjść - oznajmił brunet, odwracając się w stronę Mechanica.

Chłopak zmarszczył brwi i spojrzał się groźnie na czarnowłosego. Jednak momentalnie usiadł na podłodze i zaczął grać w jakąś grę na telefonie.

- To jak będzie? - zapytał brunet - Przetrzymasz jednego z nich tutaj?

- Jasne... Jasne... - odpowiedział Mechanic, uśmiechając się chytrze.

- A... I... - zaczął brunet. - Musisz mi coś zbudować...

- No chyba cię pogięło! - wrzasnął Mechanic.

- E! E! E! Czekaj... Wszystkie części ci załatwię. Tylko powiedz jakie są do tego potrzebne. Jeśli chcesz za to trochę kasy, nie ma sprawy! Wszystko załatwione!

Mechanic zamyślił się na chwilę.

- Niech ci będzie - powiedział w końcu i uśmiechnął się lekko. - Tylko żeby to nie był jakiś ogromny odrzutowiec...

Zaczęli między sobą coś szeptać, zgarniając przy tym zaciekawione spojrzenia Louisa.

- Masz to załatwione - oznajmił Mechanic. - Zajmę się tym już teraz i zobaczę co da się zrobić.

Brunet uśmiechnął się lekko.

- A wy mi tu nie wracać do wieczora, bo nogi powyrywam - Mechanic skrzyżował ręce na piersi.

Brunet uniósł jedną brew do góry, jednak bez sprzeciwu wyszedł do drugiego pokoju. Po chwili wrócił przebrany w bluzę z kapturem. Uśmiechnął się w stronę chłopca.

- Chodź, Louis, zjemy coś ciepłego, a później kupię ci lody - oznajmił czarnowłosy, otwierając stare drzwi.

Chłopak momentalnie wstał i ruszył za brunetem...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro