12.
Wróciłam do rezydencji i od razu wpadłam na Jeffa, który chciał mnie przytulić.
-Sorki Jeffuś śpieszę się.- Wbiegłam do pokoju Toby'ego. Widziałam, że jest nie gotowy.- TOBY.- Chłopaka spadł z łóżka, a później spojrzał na mnie z wyrzutem. Rzuciłam w niego rzeczami.- Ubieraj to i zaraz masz być gotowy.Chłopak pokiwał głową, a ja pobiegłam się przebrać. Ubrałam na siebie moją nową niebieską sukienkę i szpilki. Włosy zostawiłam rozpuszczone ale je pofalowałam i wyszłam z pokoju. Przed czekał na mnie bracik. Przytuliłam go.- Zajebiście wyglądasz.
-Ty również siostrzyczko.- Zarumieniłam się i wyszłam z rezydencji. Poszliśmy do parku. Chodziliśmy i wspominaliśmy. Usiedliśmy na naszej starej ławce i czekaliśmy na Lucy i Rogera. Kiedy w końcu przyszli rzuciłam się na Lucy z piskiem i okręciłyśmy się wokół własnej osi, a chłopaki wpatrywali w siebie oczy ze zdziwieniem.
-T-Toby...- Odezwał się Roger ze smutkiem. Toby spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Rzucił się na Rogera. Wiedziałam, że będzie zadowolony. Razem z Lucy zaczęliśmy się śmiać, a oni z nami. W tym samym czasie zaczęliśmy się ścigać do jeziorka w parku. Wygrał Toby za co się uśmiechnął, a później Roger. My z Lucy na szarym końcu.
-Jestem mistrzem.- Zawołał Toby.
-Bo dużo biegasz po lesie.- Powiedziałam z uśmiechem upadając na kolana i opierając się plecami o plecy Lucy.
-Bo jestem najlepszy- Spojrzałam na Lucy i wybuchnęłyśmy niepohamowanym śmiechem. Usłyszeliśmy szelest krzaków. Spojrzałam na Toby'ego.
-Stańcie za nami.- Lucy i Roger tak zrobili. Toby wyciągnął z mojej torebki nóż i rzucił w krzaki. Po chwili usłyszałam krzyk tak dobrze mi znany. Spojrzałam na Toby'ego i nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać.- JEFF WYŁAŹ.- Wkurzyłam się, a chłopak wyszedł z raną po nożu.- CZY TY NAS ŚLEDZISZ??- Byłam zła na niego jak nic. Nie panowałam nad sobą.
-A co mam robić. Moja dziewczyna spotyka się z kimś innym, a ode mnie się oddala.- Byłam w szoku. Zagotowało się we mnie.- WIESZ CZEMU MAM DO CIEBIE DYSTANS.- Krzyknęłam na niego.
-No dlaczego??- Zapytał. Nie był ani zdziwiony, ani zaskoczony.
-Zabiłeś 5-letnią kuzynkę Lucy. Ty naprawdę nie masz serca.- Toby stał zaskoczony. Kiedy to usłyszał rzucił się na Jeffa. Przytuliłam Lucy, a Roger pomógł Toby'emu. Kiedy trzymali go wprost moich oczy. Widziałam ten obłęd w nich.
-Serio. No co ty nie powiesz. Jestem mordercą tak jak wy. Ale wiesz co. Tobą się też fajnie było zabawić. Jakby nie Off i Candy byłabyś już dawno moja. Dekle musieli się wtrącić. Przepraszam ty jesteś MOJA.- Ostatnie słowo wycedził przez zęby.
-NIE JESTEM RZECZĄ. Z NAMI KONIEC.- Wykrzyczałam mu w twarz. Odwróciłam się do niego plecami i chciałam odejść.
-Nie możesz ze mną zerwać księżniczko.- Wkurzyłam się. Odwróciłam się do niego i przywaliłam mu z pięści w nos. Skulił się.
-Właśnie to zrobiłam.- Chciałam odejść ale w tym momencie usłyszałam śmiech. Toby puścił Jeffa i spojrzał w kierunku śmiechu. Zresztą jak wszyscy. Naszym oczom ukazała się postać chłopaka ze skrzydłami i rogami o czerwonych krótkich włosach i czerwono-złotych oczach. Za nim były wielkie skrzydła anielskie. Nie mogłam uwierzyć.
-Ktoś ty??- Zapytał Toby.
-Jestem Dark. Syn Zalgo.- Ukłonił się i wrednie uśmiechnął.
-Toby, a Zalgo nie jest odwiecznym wrogiem Slendermana.- Toby już chciał mu powiedzieć ale nie zdążył, bo ja się wtrąciłam.
-Tak. A Zalgo to też...- Nie powiedziałam i spojrzałam na Toby'ego.- Jest moim ojcem.- Spuściłam głowę.- Jeff stał jak spanikowany i po chwili uciekł.
-Właśnie i dlatego przybyłem ci coś zaproponować??- Uśmiechnął się, a ja spojrzałam na niego.- Przyłącz się do świata piekieł. Będziesz wśród swoich. Nie jesteś taka jak oni. Jesteś taka jak ja. Taka jak ojciec.- Wtuliłam się w Toby'ego.
-Tu jest mój świat. Toby jest moim bratem i chcę być blisko niego.- Powiedziałam na co demon zadowolony nie był.
-Jeszcze się spotkamy Lily.- Tak jak się pojawił tak również zniknął. Pogadaliśmy jeszcze z naszymi przyjaciółmi i wróciliśmy do rezydencji. Byłam załamana. Kiedy wróciliśmy Slender zawołał mnie jeszcze z Toby'm do siebie. Poszliśmy i zapukaliśmy. Kiedy było pozwolenie na wejście weszliśmy, a Slendy jak zawsze siedział za biurkiem.
~Usiądźcie.-Zrobiliśmy to o co nas prosił.~ Opowiedzcie co się stało w parku.- Toby zaczął opowiadać. Nie pominął sprawy z Jeffem na co Slenderman się wkurzył.~ Lily mam do ciebie propozycję.- Spojrzałam na niego w miejsce gdzie powinny być oczy.~ Zostaniesz moim proxy.- Byłam w szoku. Spojrzałam na Toby'ego, który się uśmiechał. Zgodziłam się. Slender swoją macka złapał mnie za rękę i na moim nadgarstku pojawiło się kółko z iksem w środku. Powiedział mi jakie są moje zadania i że od dzisiaj cała nasza czwórka ma razem pokój. Poszliśmy do Masky'ego i Hoodie'ego. Weszliśmy bez pukania, a chłopaki rozmawiali w łóżkach.
-Puka się.- Odezwał się Masky.
-Oj Masky. Mamy wam coś do powiedzenia.- Powiedział Toby z wielkim uśmiechem.
-Od dzisiaj jestem proxy.- Powiedziałam. Oboje wyszli z łóżek. Dopiero teraz zauważyłam, że ani Hoodie, ani Masky nie mają zakrytych twarzy. Oboje mnie przytulili i gratulowali. Spojrzałam na chłopaków. Masky był niebieskookim wysokim brunetem, a Hoodie, niebieskookim blondynem. Masky jest o rok starszy od Hoodie'ego, ale tylko Hoodie jest osobą mogącą rozdzielić Toby'ego i Masky'ego przy kłótni. No i ja. Porozmawialiśmy jeszcze trochę i razem z Tobym wyszliśmy od nich z pokoju.
-Lily śpisz dzisiaj u mnie.- Wziął mnie na barana i wszedł do pokoju. Położył mnie na łóżku i poszedł się przebrać. Ja zrobiłam to od razu jak Toby wszedł do łazienki. Położyłam się na łóżku i zasnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro