Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12.

Wróciłam do rezydencji i od razu wpadłam na Jeffa, który chciał mnie przytulić. 

-Sorki Jeffuś śpieszę się.- Wbiegłam do pokoju Toby'ego. Widziałam, że jest nie gotowy.- TOBY.- Chłopaka spadł z łóżka, a później spojrzał na mnie z wyrzutem. Rzuciłam w niego rzeczami.- Ubieraj to i zaraz masz być gotowy.Chłopak pokiwał głową, a ja pobiegłam się przebrać. Ubrałam na siebie moją nową niebieską sukienkę i szpilki. Włosy zostawiłam rozpuszczone ale je pofalowałam i wyszłam z pokoju. Przed czekał na mnie bracik. Przytuliłam go.- Zajebiście wyglądasz. 

-Ty również siostrzyczko.- Zarumieniłam się i wyszłam z rezydencji. Poszliśmy do parku. Chodziliśmy i wspominaliśmy. Usiedliśmy na naszej starej ławce i czekaliśmy na Lucy i Rogera. Kiedy w końcu przyszli rzuciłam się na Lucy z piskiem i okręciłyśmy się wokół własnej osi, a chłopaki wpatrywali w siebie oczy ze zdziwieniem.  

-T-Toby...- Odezwał się Roger ze smutkiem. Toby spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Rzucił się na Rogera. Wiedziałam, że będzie zadowolony. Razem z Lucy zaczęliśmy się śmiać, a oni z nami. W tym samym czasie zaczęliśmy się ścigać do jeziorka w parku. Wygrał Toby za co się uśmiechnął, a później Roger. My z Lucy na szarym końcu.

-Jestem mistrzem.- Zawołał Toby. 

-Bo dużo biegasz po lesie.- Powiedziałam z uśmiechem upadając na kolana i opierając się plecami o plecy Lucy. 

-Bo jestem najlepszy- Spojrzałam na Lucy i wybuchnęłyśmy niepohamowanym śmiechem.  Usłyszeliśmy szelest krzaków. Spojrzałam na Toby'ego. 

-Stańcie za nami.- Lucy i Roger tak zrobili. Toby wyciągnął z mojej torebki nóż i rzucił w krzaki. Po chwili usłyszałam krzyk tak dobrze mi znany. Spojrzałam na Toby'ego i nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać.- JEFF WYŁAŹ.- Wkurzyłam się, a chłopak wyszedł z raną po nożu.- CZY TY NAS ŚLEDZISZ??- Byłam zła na niego jak nic. Nie panowałam nad sobą. 

-A co mam robić. Moja dziewczyna spotyka się z kimś innym, a ode mnie się oddala.- Byłam w szoku. Zagotowało się we mnie.- WIESZ CZEMU MAM DO CIEBIE DYSTANS.- Krzyknęłam na niego. 

-No dlaczego??- Zapytał. Nie był ani zdziwiony, ani zaskoczony. 

-Zabiłeś 5-letnią kuzynkę Lucy. Ty naprawdę nie masz serca.- Toby stał zaskoczony. Kiedy to usłyszał rzucił się na Jeffa. Przytuliłam Lucy, a Roger pomógł Toby'emu. Kiedy trzymali go wprost moich oczy. Widziałam ten obłęd w nich. 

-Serio. No co ty nie powiesz. Jestem mordercą tak jak wy. Ale wiesz co. Tobą się też fajnie było zabawić. Jakby nie Off i Candy byłabyś już dawno moja. Dekle musieli się wtrącić. Przepraszam ty jesteś MOJA.- Ostatnie słowo wycedził przez zęby. 

-NIE JESTEM RZECZĄ. Z NAMI KONIEC.- Wykrzyczałam mu w twarz. Odwróciłam się do niego plecami i chciałam odejść. 

-Nie możesz ze mną zerwać księżniczko.- Wkurzyłam się. Odwróciłam się do niego i przywaliłam mu z pięści w nos. Skulił się.

-Właśnie to zrobiłam.- Chciałam odejść ale w tym momencie usłyszałam śmiech. Toby puścił Jeffa i spojrzał w kierunku śmiechu. Zresztą jak wszyscy. Naszym oczom ukazała się postać chłopaka ze skrzydłami i rogami o czerwonych krótkich włosach i czerwono-złotych oczach. Za nim były wielkie skrzydła anielskie. Nie mogłam uwierzyć. 

-Ktoś ty??- Zapytał Toby.

-Jestem Dark. Syn Zalgo.- Ukłonił się i wrednie uśmiechnął. 

-Toby, a Zalgo nie jest odwiecznym wrogiem Slendermana.- Toby już chciał mu powiedzieć ale nie zdążył, bo ja się wtrąciłam. 

-Tak. A Zalgo to też...- Nie powiedziałam i spojrzałam na Toby'ego.- Jest moim ojcem.- Spuściłam głowę.- Jeff stał jak spanikowany i po chwili uciekł. 

-Właśnie i dlatego przybyłem ci coś zaproponować??- Uśmiechnął się, a ja spojrzałam na niego.- Przyłącz się do świata piekieł. Będziesz wśród swoich. Nie jesteś taka jak oni. Jesteś taka jak ja. Taka jak ojciec.- Wtuliłam się w Toby'ego. 

-Tu jest mój świat. Toby jest moim bratem i chcę być blisko niego.- Powiedziałam na co demon zadowolony nie był. 

-Jeszcze się spotkamy Lily.- Tak jak się pojawił tak również zniknął. Pogadaliśmy jeszcze z naszymi przyjaciółmi i wróciliśmy do rezydencji. Byłam załamana. Kiedy wróciliśmy Slender zawołał mnie jeszcze z Toby'm do siebie. Poszliśmy i zapukaliśmy. Kiedy było pozwolenie na wejście weszliśmy, a Slendy jak zawsze siedział za biurkiem. 

~Usiądźcie.-Zrobiliśmy to o co nas prosił.~ Opowiedzcie co się stało w parku.- Toby zaczął opowiadać. Nie pominął sprawy z Jeffem na co Slenderman się wkurzył.~ Lily mam do ciebie propozycję.- Spojrzałam na niego w miejsce gdzie powinny być oczy.~ Zostaniesz moim proxy.- Byłam w szoku. Spojrzałam na Toby'ego, który się uśmiechał. Zgodziłam się. Slender swoją macka złapał mnie za rękę i na moim nadgarstku pojawiło się kółko z iksem w środku. Powiedział mi jakie są moje zadania i że od dzisiaj cała nasza czwórka ma razem pokój. Poszliśmy do Masky'ego i Hoodie'ego. Weszliśmy bez pukania, a chłopaki rozmawiali w łóżkach. 

-Puka się.- Odezwał się Masky. 

-Oj Masky. Mamy wam coś do powiedzenia.- Powiedział Toby z wielkim uśmiechem. 

-Od dzisiaj jestem proxy.- Powiedziałam. Oboje wyszli z łóżek. Dopiero teraz zauważyłam, że ani Hoodie, ani Masky nie mają zakrytych twarzy. Oboje mnie przytulili i gratulowali. Spojrzałam na chłopaków. Masky był niebieskookim wysokim brunetem, a Hoodie, niebieskookim blondynem. Masky jest o rok starszy od Hoodie'ego, ale tylko Hoodie jest osobą mogącą rozdzielić Toby'ego i Masky'ego przy kłótni. No i ja. Porozmawialiśmy jeszcze trochę i razem z Tobym wyszliśmy od nich z pokoju. 

-Lily śpisz dzisiaj u mnie.- Wziął mnie na barana i wszedł do pokoju. Położył mnie na łóżku i poszedł się przebrać. Ja zrobiłam to od razu jak Toby wszedł do łazienki. Położyłam się na łóżku i zasnęłam. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro