3
Chwilę później ocknął się w piwnicy. Rozejrzał się dookoła i choć zdawało mu się, że znajduje się w tym samym pomieszczeniu, nie dostrzegł nigdzie lustra. Chwycił się za głowę, która bolała tak, jakby dzień wcześniej wypił zbyt wiele szklanek whisky. Zacisnął powieki i wciągnął więcej powietrza do płuc.
– Emily?! – zawołał, gdy przypomniał sobie, po co wszedł do domu.
Odpowiedziała mu jedynie cisza. Po krótkiej chwili zdał sobie sprawę, że razem z lustrem zniknął także jego telefon. Przeraził się, że nie jest w domu sam i nie wiedział, czego się spodziewać. Czy ktoś mnie ogłuszył? Czy to była Emily? Ale nie, to nie możliwe – myślał.
Wrócił na górę i od razu zaczął biec w stronę głównych drzwi, by udać się prosto do samochodu. Nie zamierzał dłużej zostawać w tym domu. Chciał wezwać policję i jak najszybciej znaleźć się u siebie. Martwił się o Emily, lecz w tej chwili obawiał się o własne bezpieczeństwo, a przebywanie w miejscu, w którym jego siostra dokonała brutalnego morderstwa tylko potęgowało uczucie strachu.
Daniel zatrzymał się w połowie drogi do wyjścia, gdyż coś dziwnego rzuciło mu się w oczy. Nie dostrzegał kurzu, który jeszcze chwilę temu pokrywał każdy mebel. Rozejrzał się wokół, lecz wszystko zdawało się inne, szare i bez wyrazu, zupełnie jakby kolory straciły swoją intensywność. Daniel spojrzał na swoje dłonie, które również nie były takie same, jak zapamiętał. Przyglądał się im podejrzliwie przez dłuższą chwilę, po czym zawołał:
– Co tu się dzieje do diaska?!
Niemal w tym samym czasie dotarł do niego dźwięk przekręcania klucza w drzwiach. Podszedł bliżej, podejrzewając, że to Emily, jednak w tej chwili ktoś wpadł na niego i przepchnął z całej siły do jednego z pokoi.
– Emily?! Co ty tu... – zaczął, lecz dziewczyna zatkała mu usta dłonią i przerażonym wzrokiem wskazała miejsce, z którego dochodziły dźwięki.
– Ona musi tu gdzieś być – oznajmiła kobieta o starczym głosie.
– Widziałam, jak stąd wychodziła – rzekł ochrypły mężczyzna.
– Przecież i tak niczego nie znajdzie. Lustro jest bezpieczne, a ona prędzej utraci zmysły niż je odnajdzie – odezwał się kolejny.
– Wiesz, co się stało ostatnim razem – odpowiedziała mu kobieta.
– Straciliśmy Ingrid – odrzekł z pogardą. – Wielkie mi co! I tak nie potrafiła przypilnować głupiego dzieciaka!
– Jak możesz tak mówić, Richardzie?! – wzburzyła się kobieta.
– Richard ma rację. Nie potrafiła utrzymać tej smarkuli z dala od drzwi. O mały włos, a wszystko by się wydało! – skwitował drugi.
– Nie mogę was słuchać! Przydajcie się na coś i sprawdźcie miasto! – rozkazała.
Chwilę później do rodzeństwa przestały docierać jakiekolwiek głosy. W domu zapanowała cisza. Emily otworzyła drzwi i wychyliła się. Gdy upewniła się, że zostali sami podeszła do Daniela.
– Pozwól, że ci to wyjaśnię – poprosiła.
– Nie mogę się doczekać. Kim są ci ludzie?!
– To są strażnicy lustra, przez które tu weszliśmy. Nie chcą dla nas dobrze. Jeśli nas znajdą, zatrzymają nas, dopóki nie utracimy zmysłów i nie zabijemy siebie nawzajem.
– O czym ty w ogóle mówisz? – wzburzył się Daniel.
– Im dłużej przebywasz po drugiej stronie lustra, tym bardziej świrujesz! Nie widzisz, jaka tu panuje aura? Wszystko jest takie...
– Brzydkie – dopowiedział. – Nic nie rozumiem. Dlaczego mówili o babci?
– Babcia także była strażniczką lustra. Kiedyś podsłuchałam, jak rozmawia z nimi w piwnicy. Opowiadali o tym miejscu. Widziałam, jak wrzucają tu kolejnych ludzi, ale oni nigdy... nigdy nie wracali. – Emily zrobiła dłuższą przerwę, jakby chciała wygrzebać z pamięci okropne wspomnienie. – Weszłam do środka i zaczęłam ich śledzić, ale im dłużej tu byłam, tym gorzej się czułam. Zupełnie jakby nagle... ktoś wyssał ze mnie całe szczęście – tłumaczyła. – Ty na pewno też to czujesz. Tę nienawiść, ten ból, który zaczyna cię wypełniać.
Daniel sprawiał wrażenie, jakoby nie dowierzał jej słowom, jednak bał się przyznać, że w jego głowie wszystko zaczyna nabierać sensu. Czy to dlatego Emily ją zabiła? – zastanawiał się. Choć próbował wmówić sobie, że wszystkie negatywne uczucia oraz szare obrazy są jedynie efektem halucynacji spowodowanej urazem głowy, nie mógł stwierdzić iż historia opowiadana przez siostrę jest całkowicie nierealna. Wręcz przeciwnie, przypomniał sobie czas, gdy jedynie nadludzkie siły były w stanie przekonać go o chorobie siostry, która z małej dziewczynki nagle stała się morderczynią.
– Jak się wydostałaś?! – zapytał, próbując uspokoić mętlik panujący w jego umyśle.
– Poszłam za nimi i znalazłam drugie lustro, w sypialni naszej babci. Przeszłam przez nie i...
– To było wtedy, gdy...
– Gdy ją zabiłam? – rozgniewała się. – Tak – odpowiedziała sama sobie. Wyglądała na bezbronną i przepełniona gniewem. – Nasza kochana babcia okazała się potworem, który gotów był mnie zabić, żebym tylko nie zdradziła tajemnicy luster.
– Emily, nie musisz... To znaczy... możemy kiedy indziej.
Emily wpatrywała się w Daniela, lecz jej wzrok zdawał się pusty, wypełniony strachem i żalem. Daniel obwiniał się, że nigdy wcześniej nie wysłuchał siostry. Obawiał się, że to, co usłyszy doprowadzi go do szaleństwa. Nie mógł sobie wybaczyć, że zostawił ją ze wszystkim samą, że nigdy nie dał jej szansy. W końcu ona także w jednej chwili straciła całą rodzinę.
– Przestraszyła się, kiedy mnie zobaczyła. Zaczęła krzyczeć, była przerażona i... trzymała w ręku nóż. Zagroziłam jej, że zniszczę lustra, ale ona tylko zaśmiała mi się w twarz. Wyznała, że lustra da się zniszczyć tylko u źródła, a niszcząc te, zniszczę tylko drogę ucieczki. Oznacza to, że lustro, które prowadzi do wyjścia, można zniszczyć w świecie rzeczywistym, a prowadzące do tego świata...
– Tylko w tym świecie – dokończył za nią Daniel.
– Szybko zrozumiałam, że mówi mi to tylko dlatego, że za chwilę zginę. Zbliżała się do mnie z nożem, a ja... chciałam się jedynie bronić – wyznała, a po jej policzkach pociekły łzy.
– Co się wtedy naprawdę stało? – zapytał Daniel, czując, że słowa te powinny wybrzmieć z jego ust już dawno temu.
– Sięgnęłam wazon i rzuciłam w nią. Nie trafiłam, ale wazon rozbił się, a ona poślizgnęła się na szkle. Upadła na...
– Boże... Emily... – zaczął Daniel, chowając twarz w dłoniach.
– Wezwałam karetkę i zadzwoniłam do mamy. Przez okno zobaczyłam koleżankę babci, Muriell. Dzwoniła gdzieś... Chwilę później policja powiadomiła mnie o wypadku rodziców. Wpadłam w szał, bardzo chciałam się z tobą skontaktować, ale...
– Ale kochany brat knuł już, jak się ciebie pozbyć – odezwała się kobieta, która chwilę temu kłóciła się z dwojgiem mężczyzn i po chwili pojawiła się w pokoju.
– Muriell – rozpoznał ją Daniel – i Richard, i Edmund – dodał, gdy poznał także męską część przyjaciół babci.
– Brawo! Zawsze miałeś dobrą pamięć, w porównaniu do Emily – rzekła z pogardą kobieta. – Choć myślę, że nigdy nie zapomni ci czterech lat w szpitalu psychiatrycznym.
Daniel zasłonił Emily swoim ciałem i wyszedł na przód, ignorując zaczepkę.
– Czego chcecie?
– Jak już sobie wyznajemy prawdę, to wasz ojciec nigdy nie był dobrym kierowcą... Wystarczy rzucić na drogę wózek, a on już zjeżdża na drzewo...
– T–to byliście wy?! – wydarł się rozwścieczony Daniel.
– Spodziewałam się tego – odparła Emily.
– Musieliśmy jakoś zapobiec naszej tragedii. Tak samo, jak teraz. Nie wydostaniecie się stąd. Jeszcze godzina i oboje postradacie rozum. – Kobieta roześmiała się głośno i wraz z dwoma mężczyznami zamknęła drzwi do pokoju na klucz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro