Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tajemnica firmy C&A || One-shot ||

Auto przejechało przez jezdnię z taką prędkością, że jego oczy zarejestrowały tak naprawdę tylko i wyłącznie smugę czerwieni przemykającej w kącikach jego oczu, a głośna praca głośnika od razu dotarła do jego uszu. Skrzywił się czując jak jego zadowolony z siebie uśmieszek maleje by całkowicie zostać zastąpiony niezadowolonym grymasem. Miał wrażenie, że nigdy nie będzie w stanie przywyknąć do miasta. Wszystko było głośne, szybkie, sto razy bardziej wyraziste niż wcześniej. Na swój sposób jednak to lubił. Było wiele nowych nieprzewidywalnych rzeczy, które mógł zbadać. O wiele częściej również zdarzały się zabawne sytuacje. Był przyzwyczajony do tego, że jego rodzina zawsze dawała radę uniknąć jego małych zasadzek jednak nie sądził, że ludzie w mieście nawet nie zauważą, kiedy w takową wpadną. Najlepszy w tym wszystkim natomiast był fakt, że popełniali te same błędy cały czas w kółko zupełnie tak jakby spodziewali się, że jak raz mu się uda to już tego nie powtórzy. Naiwne myślenie, ale to właśnie dzięki niemu miał okazję oglądać jak niektórzy robią z siebie błaznów. Nie trzeba więc było ukrywać, że zazwyczaj mało kto wytrzymał z nim i jego dręczeniem zbyt długo. Rekordzista, który tego dokonał dotrwał przez dwa tygodnie. Później tak wybuchł, że plątał się w słowach czego Jack nie mógł odpuścić.

Tak więc przemierzał chodnik sam rozkoszując się późną porą i faktem, że o tej godzinie nie lata praktycznie żaden komar, a klimat wydawał się nawet lepszy. Nie musiał świecić latarką naokoło żeby się nie potknąć, na każdym rogu były jakieś całodobowe sklepy lub stacje benzynowe oraz nie groziło mu, że ktokolwiek się zaniepokoi widząc go chodzącego po nocy. Jedynym minusem tej sytuacji było to, że nie znał tej okolicy aż tak dobrze. Nie był to jednak problem którego nie mógłby rozwiązać. Energicznie skoczył na najbliższe schodki nawet nie patrząc dokąd dokładnie otworzył drzwi i po prostu wszedł ściszając nieco muzykę lecącą mu w słuchawkach widząc, że w sklepie nie ma kasy samoobsługowej. Westchnął tylko i zaczął przeglądać półki z przekąskami na szybko. Uniósł na moment wzrok wyczuwając na sobie spojrzenie kasjera. Ten jednak nawet się nie speszył widząc jak został przyłapany na gapieniu się i po prostu kontynuował to.

Jack uśmiechnął się pod nosem specjalnie lawirując pomiędzy ciasnymi i nielicznymi alejkami nieco dłużej niż było to konieczne tylko i wyłącznie by dostrzec irytację starszego nieco mężczyzny wykrzywiającą zmarszczki na jego twarzy. W końcu powolnym ruchem chwycił puszkę energetyka o smaku arbuza, małego czekoladowego batonika plus zupkę chińską, którą planował zjeść jak najszybciej się dało. Spojrzał w ekran swojego telefonu sprawdzając godzinę i mrugając oczami widząc jak w powiadomieniach wyskakuje mu na jego oczach link do artykułu podesłanego przez jednych z jego znajomych ze szkoły, którzy byli na niego skazani przez fakt, że nie chciało się im przenieść do innej klasy, z resztą, nie było nawet takiej możliwości.

Sięgnął do kieszeni wyciągając z niej drobne czytając jednocześnie jeszcze nie wchodząc na stronę tytuł strony. Jego oczy od razu otworzyły się szerzej. Spakował zakupy do torby przewieszonej na jego ramieniu ignorując starszego, który już szykował się do powiedzenia czegoś. Położył pieniądze na blacie nie przejmując się zbytnio tym czy jest tam zbyt mała czy zbyt duża suma. Po prostu wybiegł nie zważając na krzyki za nim. Od razu poczuł jak tego żałuję, kiedy jego słaba kondycja spowodowana dniami siedzenia w miejscu oraz jedzeniem śmieciowego jedzenia dała o sobie znać. Zatrzymał się pochylając się i opierając dłonie o swoje kolana. Dyszał przez moment dopiero po minucie wyprostowując się i uspokajając oddech na tyle żeby móc na spokojnie przeczytać to co było tam napisane.

— Firma C&A jesr głównie znana z oprogramowań, które udostępniała po taniości wraz z naprawdę dobrą jakością na przestrzeni lat. Ich ceny nigdy nie wzrastają, a klientów tylko i wyłącznie przybywa. Stawki cenowe ewentualnie zwiększają się tylko i wyłącznie, kiedy do sprzedaży dochodzi coś nowego, jednak i tak jest to bardziej niż korzystna cena za taki materiał. Z małej krajowej marki w zaledwie rok rozrosła się w światowe imperium posiadając naprawdę wiele umów o współpracy między innymi firmami chociaż swoją działalność nieoficjalnie rozpoczęli ponad dziesięć lat temu, sam twórca za to stał się jednym z najbogatszych ludzi w ponad kilkunastu krajach, interes dosłownie kwitnie coraz bardziej z dnia na dzień nawet na moment nie przestając nikogo zadziwiać — Jack mamrotał pod nosem czytając by lepiej zapamiętać informacje. Szybko jednak się zorientował, że to tylko kolejny materiał wychwalający i reklamujący firmę, znając życie napisany na życzenie jednego z kierowników jak reklamę. — Shit.

Chwycił się za skroń biorąc kolejny głęboki oddech po którym jego tętno się uspokoiło. Życie już dawno zdołało go nauczyć, że nic nie jest idealne, a jeśli tak to wygląda to zdecydowanie jest to fałszywe bądź gnije od środka. Zupełnie tak jak owoce w sklepie. Szczycą się swoją wielkość i połyskiem, swoim kuszącym nienagannym wyglądem obiecującym dobre, wręcz idealne doświadczenia dla kubków smakowych. Kiedy jednak weźmie się pierwszy kęs czasami od razu jest się zmuszonym wypluć miąższ do kosza. Czuł, że coś z tym wszystkim jest nie tak, ale nie wiedział dokładnie co. Nie znał się na tym jak działają takie wielkie firmy i szczerze mówiąc robił to bardziej dla siebie i traktował badanie jej jako takie małe hobby. Zmarszczył brwi żałując, że już nie ma kontaktu z jedną dziewczyną z jego wsi. Podobno jakiś czas temu kiedy miał jakieś czternaście lat dostała się do C&A na staż by mogła podpatrzeć co i jak. Od tamtego czasu jednak o niej nie słyszał co tylko komplikowało sprawę.

Widząc, że znajduje się niedaleko wynajmowanej przez niego kawalerki ruszył w jej stronę mając w zamiarze podłożenie komórki do kieszeni, kiedy ta zaczęła wibrować dając mu znać o tym, że ktoś próbował się do niego dodzwonić. Kiedy tylko zobaczył jaki numer telefonu wyskoczył na ekranie od razu opuścił słuchawkę z jego słuchawek i odebrał połączenie.

— Dostałeś informację, teraz masz zareklamować moją stronę na jednym z swoich streamów — Odezwał się głos po drugiej stronie bez żadnych ogródek na co od razu uśmiechnął się szeroko.

— A dlaczego miałbym to robić? W tym co mi wysłaliście nie było niczego czego sam bym nie wiedział — zaczął grzebać w przegrodach torby szukając kluczy do drzwi.

— Doczytałeś to gówno do końca? — Zapytali zdenerwowani.

— Nie? Dlaczego miałbym poświęcać swój cenny czas by naczytać się jakiejś reklamy?

— Kurwa idioto. Gdzieś mniej więcej na końcu jest napisane, że niektórzy pracownicy znikali podczas pracy tam — Słysząc to Jack się zatrzymał.

— Kontynuuj — powiedział z ociąganiem.

— Nie będę nadwyrężać swojego cennego głosu tylko dla ciebie, sam to przeczytaj — prychnęli już spokojniej. — Tak czy siak oczekujemy reklamy. Osobiście cię przypilnuje — na tym połączenie się zakończyło, brunet za to stał w miejscu mrużąc oczy na tą nową informację. Wszedł do klatki schodowej przeskakując co dwa schodki dziękując jednocześnie bogom za to, że nie mieszkał za wysoko.

Sprawnym ruchem przekręcił klucze przez co stuknęły o siebie wydając charakterystyka dźwięk. Zaraz po tym zamknął się od wewnątrz przez zamek u góry tam gdzie klamki nie było i nawet nie zdejmując butów wszedł do pokoju, który pierwotnie miał być malutkim salonem o niewiele większych rozmiarach niż jego sypialnia w które mieściło się tylko jedno łóżko oraz szafa z małym biurkiem, a które zostało przerobione w miarę możliwości na jego studio gdzie nagrywał odcinki i prowadził transmisje. Szybko otworzył batona i otworzył puszkę by postawić to na blacie zaraz koło klawiatury w którą momentalnie zaczął klikać w momencie w którym odpalił się laptop.

Jeszcze raz otworzył link z wiadomości tym razem przewijać mniej więcej do końca. Nie zostało tam podane żadne z nazwisk, tak naprawdę była to tylko przelotna wzmianka praktycznie zgubiona w burzy informacji. Nie oznaczało to jednak, że był to koniec. Nawet niewinnie wyglądające zdanie może być użyteczne jeśli nie ma podanych konkretów. Tak więc wpiął frazę w wyszukiwarkę i zaczął szperać i sprawdzać każdy możliwy link jaki był tylko możliwy. Nawet nie zorientował się kiedy wieczór minął, a zaczął się nowy dzień w którym powinien być już gotowy by pójść do szkoły. Ignorował również fakt, że dzwonek w komórce dzwonił już od jakiś dziesięciu minut cały czas powtarzając sobie w głowie, że jak tylko skończy to go wyłączy. Musiał w końcu jednak zrobić sobie przerwę czując jak jego oczy pieką niemiłosiernie. Czuł się tak jakby zaraz miały mu wypaść gałki z oczodołów i w żadnym wypadku nie było to przyjemne.

Wstał przeciągając się i czując jak kości w kręgosłupie mu "pękają". Skierował się w stronę swojej sypialnie mając zamiar przespać resztę dnia i dopiero nazajutrz tłumaczyć się rodzicom dlaczego nie poszedł na zajęcia kiedy tak się zarzekał, że jak zostawią go samego to stanie się bardziej odpowiedzialny, kiedy dostrzegł coś białego leżącego na wycieraczce koło drzwi. Zdezorientowany podszedł tam monotonnym krokiem z wiszącymi rękoma wzdłuż sylwetki. Jego rodzina kiedy chciała się z nim skontaktować zazwyczaj dzwoniła lub pisała maile wiedząc, że skrzynkę pocztową sprawdza raz na rok, po za tym było to również zwyczajnie wygodniejsze niż czekanie przez następne półtora czy dwa tygodnie aż list dotrze do odbiorcy. Dlatego jak już mógł podejrzewać, że były to rachunki, ale nie zgadzało się tu natomiast to, że dopiero zaczął się nowy miesiąc, a za poprzedni zapłacił wcześniej. Pochylił się łapiąc papier między palce i zaczął go obracać. Po momencie spojrzał na nadawcę i poczuł jak krztusi się swoją własną śliną.

Zmrużył powieki wyprostowując się po czym na jego twarzy wykwitł uśmiech pomimo tego, że miał wrażenie, że jego rysy twarzy przez zmęczenie ogarniające jego ciało nie będą w stanie się unieść.

***

— Przysięgam, pewnego dnia cię udusze — Robin spojrzeli na niego z niedowierzaniem. — Ale najpierw zrobisz mi tą cholerną reklamę.

— A ty ciągle o tym samym — zaśmiał się. — Blagajcie mnie tak dalej — przez ten komentarz natomiast jego kąciki ust opadły gdy został uderzony w potylicę.

— To nie jest śmieszne, co żeś znowu odjebał? I przysięgam, że jeśli powiesz, że włamałeś się im na jakiś serwer to zepchnę cię z dachu szkoły następnym razem jak będziesz chciał zapalić — wskazali na niego palcem.

Robin byli w miarę wysokimi postacią chociaż Jack nadal był od nich o głowę wyższy. Mieli krótkie różowe włosy z czarnymi pasemkami przez to, że farba zaczynała powoli schodzić, jedna strona głowy za to była ogolona, w dolnej wardze natomiast mieli mały metalowy kolczyk. Na tym jednak kończył się ich wyróżniający wygląd. Nie nosili makijażu chyba, że ktoś nałożył go na nich siłą, a ich ciuchy były o wiele na nich za duże i całe szare przez co wyglądało jakby nosili kilogramowe worki na cement zszyte razem.

Jack za wiele się od nich nie różnił pod tym względem jeśli nie brać pod uwagę fakt, że specjalnie codziennie zaplątał małe pasemka włosów w warkocze by potem je związać i nie martwić się o nie przez następny tydzień.

— Spokojnie, gdybym to zrobił to na pewno by mnie nie wykryli. Spokojna twoja głowa — przeskoczył nad szparą w chodniku nie mogąc się powstrzymać. — Przecież wiesz, że nie tak łatwo mnie złapać. Gdyby tak było nie wyszlibyście tak łatwo z aresztu — staną przed nimi pochylając się i wskazując na ich pierś palcem podziwiając jak na twarzy osoby naprzeciwko pojawia się złość. Szybko jednak wzięli wdech wsadzając ręce do kieszeni i wymijając go mimo iż na ich twarzy nadal widniała jasna chęć dania mu policzka.

— Pierdol się, następnym razem nic ci nie powiem, pierdol się tą swoją reklamą. Znajdziemy lepsze źródło — wywrócili oczami sięgając gdzieś głębiej by wyciągnąć paczkę papierosów i ogień.

— Oj no nie bądźcie tacy — podskoczył uwieszając się na ich ramieniu przez co skręt upadł im na ziemię zanim został nawet podpalony.

— Po prostu daj mi już spokój — prychnęli strzepując jego rękę z jego ramienia odchodząc nie zostając już zatrzymanymi przez ciemno-okiego.

— Oh no dalej, co złego może się stać —  wywrócił oczami teatralnie obracając się w tył zupełnie tak jak postaci w kreskówkach, które oglądał w dzieciństwie.

Uniósł głowę do góry wyjątkowo zauważając, że niebo wyjątkowo jest bardziej czyste od smogu i chmur dzięki czemu było widać ładny błękit. Drzewa i krzaki były gdzieś w połowie rozkwitu, a po bokach trawnika nie było widać zbyt wielu śmieci co nie zdarzało się zbyt często jak na tą okolicę przez którą przechodzi gromada młodzieży idąc do lub wracając ze szkół i uczelni. Wsadził ręce do kieszeni swojej fioletowej bluzy wyczuwając pod opuszkami plastikową maskę królika na pół twarzy w tym samym odcieniu co jego ubranie, którą zazwyczaj zakładał, kiedy nagrywał. Zazwyczaj dorzucał do tego jeszcze kaptur i związywał włosy w kucyka. Nikt z jego oglądających nie wiedział jak wyglądał co tak naprawdę tylko bardziej nakręcało spirale na jego filmy. Uśmiechnął się szeroko odsłaniając przy tym zęby.

— Coś czuję, że zapowiada się wspaniały dzień — mruknął pod nosem odchodzące w stronę parku.

***

Szczerze mówiąc spodziewał się, że tak pełna sukcesów korporacja będzie miała zdecydowanie większy budynek gdzieś w centrum niż na uboczu, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że ich produkty można było kupić tylko przez stronę internetową bądź bezpośrednio w ich sklepach i głównej siedzibie w której właśnie się znajdował. Kiedy tylko przekroczył próg budynku został uderzony prosto w twarz eleganckim lecz ciemnym wystrojem. Ściany były wyłożone deskami pomalowanymi na szaro na których wisiało kilka kolorowych obrazów dla kontrastu, a podłoga była ułożona w dwukolorowe romby, jak można się było spodziewać czarno-białe. Naprzeciw natomiast rzucała się w oczy wielka lada z kamienia za którą stała kobieta w średnim wieku, opaloną skórą i bujnymi brązowymi kręconymi włosami spiętymi w wysokiego kucyka. Uśmiechnęła się w jego stronę by za moment kliknąć coś w klawiaturę od komputera i przejść w jego stronę najwyraźniej go rozpoznając. To zaświeciło w jego głowie czerwoną lampkę mówiąc mu wprost, że coś było nie tak. Nawet nie chodziło o to, że rozpoznała go bez nawet jednej sekundy zawahania. Po prostu wisiało coś w powietrzu co potrafił naprawdę dobrze wyczuć. Atmosfera pełna napięcia.

— Pan pewnie na spotkanie z panem Brownem, mam rację? Już pana do niego zaprowadzam, czeka na Pana w swoim gabinecie.

Uśmiechnął się szerzej gdy opanował go lekki dyskomfort po czym ruszył za kobietą próbując nie zastanawiać się zbyt wiele nad panującą aktualnie sytuacją. Kiedy ta tylko ruszyła automatycznie wręcz ruszył w krok za nią nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

— To bardzo miło z pana strony, że zdecydował się pan pojawić. Już od dłuższego czasu szukamy kogoś takiego jak pan.

Kiedy mówiła jego aparat słuchowy powoli zaczął się wyłączać. Zaczęło się to tak naprawdę momencie w którym nazwała go "panem" mimo iż wyraźnie była starsza od niego i to raczej powinno działać na odwrót (nie jest to tak, że faktycznie by ją tak nazywał gdyby miał okazję przebić się przez jej słowotok). W miarę tego jak szli wystrój wnętrza zaczął się powoli zmieniać, można było wręcz powiedzieć na jego podstawie, kiedy zaczynała się, a kiedy kończyła strefa przeznaczona dla oczu nieupoważnionych przez bycie zatrudnionych tutaj. Kolor ścian powoli zaczął się przeradzać z białego na szary, a z szarego na czarny. Nawet obrazy, które dodawały wcześniej jakiegokolwiek koloru teraz stały się o wiele dziwniejsze z setkami oczami na nich co sprawiało, że czuł się obserwowany. Nie komfortowi chociaż nawet nawet dziecko by się domyśliło, że nie po to one tam wisiały. Nawet podłoga zdawała się obracać całkowicie przeciwko niemu kiedy weszli na jakąś wymyślną wykładzinę, która tak zapadała się pod jego stopami, że miał wrażenie, że zaraz tam wpadnie jak Alicja do króliczej nory.

Na samą tą myśl uśmiechnął się nieco bardziej do siebie. Lubił króliki. Wyglądały niewinnie, nikt by je o nic nawet nie posądził, zawsze były ulubieńcami nie ważne ile razy boleśnie potrafiły ugryźć. Uniósł głowę pewniej i schował swoje ręce za plecami z nową pewnością siebie rozglądając się dookoła nawet się nie krępując. Nie zauważył momentu w którym recepcjonistka przestała mówić, a za to obsesyjnie zaczęła sprawdzać godzinę na swoim zegarku chociaż mu to nie umknęło. Nie uważał tego za jakoś bardzo szczególne, w końcu zostawiła swoje stanowisko pracy bez opieki. Ale czy w takim razie nie lepiej by było po prostu kogoś po niego wysłać, kiedy czekał by w recepcji? Wydawało się, że to właśnie w taki sposób funkcjonowania w firmach, przynajmniej tak było w filmach, które oglądał.

W końcu zatrzymali się przed pewnymi konkretnymi drzwiami obitymi brązową skórą co od razu przykuło jego uwagę przez fakt, że jego ojciec miał podobne do wejścia jego gabinetu.

— Tutaj musi pan wejść sam, niestety nie mogę panu towarzyszyć. Mam nadzieję, że do zobaczenia później — ukłoniła się lekko już po kilku sekundach całkowicie znikając mu z oczu.

— Coooooś zdecydowanie jest nie tak — skrzywił się słysząc jak jego własne myśli się powtarzają. Postanowił jednak już tego więcej nie przedłużać by jak najszybciej wrócić z powrotem do domu i usiąść do wypracowania, które jest na jutro i powinno mieć najmniej pięć stron. Czy już wspominał, że mieli na to ponad miesiąc, a nawet nie zaczął?

Bez pukania wszedł do środka naciskając na klamkę. Wystrój pomieszczenia od razu przykuł jego uwagę. Głowy zwierząt porozwieszane po ścianach, niski żyrandol, który w ogóle nie pasował do rozmiaru pomieszczenia. Wszystko wyglądało na tyle staro, że przez chwilę można było pomyśleć, że cofnęło się w czasie o najmniej dwadzieścia lat. Jedyną technologią za to, którą zdołał dostrzec był stary komputer i headset postawione na ciężkim drewnianym biurku na którym znajdowało się również wiele papierów, a bezpośrednio za nim siedział człowiek ubrany w czerń, który jak tylko zwrócił na niego swoją uwagę uśmiechnął się i wstał ze swojego miejsca. Coś kazało mu uciekać, ale został na swoim miejscu bez nawet zachwiania się zbyt ciekawy tego co ma nadejść niż przestraszony.

— Miło mi, że postanowił się pan pojawić — Się Wyciągnął do niego rękę jednak nie pochwycił jej w uścisku, po prostu się na nią patrzył czując satysfakcję z tego jak brew starszego zadrgała sygnalizując o jego niezadowoleniu. — Dobrze, skoro pan tak stawia sprawę utne oficjalną część tego spotkania, zechciałby pan usiąść? — Wskazał na fotel naprzeciwko swojego miejsca z czego tym razem Jack postanowił skorzystać. Zasiadł w nim poprawiając swoje włosy czując materiał z którego został wykonany fotel nieprzyjemnie się ocierał o jego skórę. — Więc, panie Jack. Słyszałem, że interesuje się pan naszą firmą.

— To tylko takie hobby, lubie szukać skandali tam gdzie wszystko wydaje się być zbyt idealne — Odpowiedział opierając głowę o ręce uśmiechając się do niego szeroko, wręcz wyzywająco. Przez chwilę panowała cisza przez którą miał wrażenie, że zostanie wyrzucony na zbity pysk. Starszy jednak zaczął się niespodziewanie i niekontrolowanie śmiać co całkowicie wybiło go z rytmu

— No proszę, masz tupet młodzieńcze. Lubię to. Powiedz mi, ile masz lat?

— Szesnaście — Powiedział z ociąganiem i ostrożnością.

— Wybornie! Co ty na to żeby zacząć u nas staż, co? Załatwię wszystkie sprawy jeśli chodzi o szkołę, jeśli będzie też taka potrzeba inne sprawy. Co ty na to? — Zaproponował, a nastolatek niemalże fizycznie poczuł jak jego źrenice się zwężają jak u wystraszonego zwierzęcia.

— Dlaczego? — Zapytał tylko będąc pewnym, że zaczął się pocić.

— Masz naprawdę wielki talent do technologii, wiesz o tym? — Przeszedł koło blatu by zacząć go okrążać. — Obserwowaliśmy cię od dłuższego czasu. Widziałem twoje filmy, byłem na kilku transmisjach. Masz potencjał chłopcze, potrzebujesz tylko kogoś kto pomoże ci go oszlifować. Jesteś jak diament, ale bez pomocy nie zdołasz wyciągnąć z siebie swojego pełnego blasku. Po za tym czy nie wspominałeś, że lubisz skandale? — Stanął przed nim by się pochylić przez co zaczął żałować zajęcia tego miejsca. — Uwierz mi, zapewnimy ci tyle rozrywki, że na żadnym kroku nie będziesz się w stanie od niej uwolnić. Będziesz dostawał wynagrodzenie za swoją pracę, zafundujemy ci również nowy sprzęt i mieszkanie. Co ty na to? — Po raz kolejny wyciągnął w jego stronę rękę.

— Deal — Odpowiedział szybko bez myślenia nawet nad tym. Miał przeczucie, że gdyby odmówił wydarzyłoby się coś złego. A jedyne co teraz chciał to wrócić do domu. Położyć się w łóżku i ściskać poduszkę całkowicie ignorując zaległe obrazki. Mimowolnie się jednak uśmiechnął szeroko nie mogąc się doczekać dręczenia ludzi z nowymi mozliwosciami.

— Idealnie — abiznesmen wyszczerzył się prosto w jego twarz pokazując złote zęby, a on już doskonale wiedział, że podjął najgorszą decyzję w całym swoim życiu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: