Rozdział II
Severin wrócił na miejsce zbrodni, ale ciała już nie było. Znikło w niewyjaśnionych okolicznościach. Jedyna pozostałość, która została po zwłokach, powiewała na wietrze. Czerwona wstążka to unosiła się, to opadała, oddalając się od niemieckiego skoczka, który tchnięty przeczuciem zaczął biec za tasiemką. Kilka razy potknął się i wywalił wprost w zaspy. Śnieg wsypał mu się za kołnierz zielonej kurtki, do spodni, butów... a potencjalnego materiału dowodowego nie złapał. Wkurzony kopnął w drzewo i zaczął podskakiwać na jednej nodze, kiedy uraził palce o pień. Wytrzepał biały puch z ubrań i zaszczękał zębami, kiedy owiał go zimny wiatr. Mokre rzeczy potęgowały tylko odczucie chłodu. Miał już wracać do hotelu, kiedy jego uwagę przykuł skrawek materiału, który wisiał na gałęzi. Chwycił go ostrożnie przez wełnianą rękawiczkę i schował do kieszeni. Po czym udał się do swojego pokoju hotelowego, aby się przebrać i schować czarny kawałek materiału do pudełka ze szpargałami, które chował pod łóżkiem, by żaden dowcipniś nie śmiał mu ukraść. Trzymał tam same cenne rzeczy. Zdjęcia, gazetki, zestaw małego chemika, koktajl mołotowa, sweter od babci, a teraz też niepozorny, odderwany od całości kawałek materiału, który mógł być niezastąpiony podczas śledztwa.
Blondyn szedł szybko, co chwilę odwracając się. Bał się. Ale jemu na swoim życiu nie zależało. Chciał tylko, aby Kamil był bezpieczny.
Odetchnął tylko z ulgą, kiedy znalazł się w swoim pokoju i zatrzasnął za sobą drzwi. Wypuścił z płuc długo wstrzymywane powietrze i zsunął się bezwładnie na podłogę. Miał ochotę schlać się do nieprzytomności. Jak na jego standardy istniał o jeden trup za dużo, by jego zdrowie psychiczne było w normie.
Nie miał jednak na to czasu. Wziął szybki, aczkolwiek gorący prysznic, przebrał się i ruszył na poranny trening, który zarządził Werner Schuster.
Dziwne uczucie, jakoby sama kostucha na niego czekała, nie opuszczało go do końca dnia.
***
Peter jak codzień poszedł do piwnicy, by w tajemnicy przed Goranem zjeść sobie ogórki kiszone. Był nieświadomy niebezpieczeństwa i kiedy schylił się do beczki, by wyciągnąć swój ulubiony przysmak, zamarł. Usłyszał kroki i trzaśnięcie drzwiami. Nieopacznie wgryzł się w warzywo, które natychmiast wypluł, gdy usłyszał szept:
— Smacznego, Peter. Mam nadzieję, że ogóreczki z arszenikiem w sosie z cyjanku ci smakowały.
Ale było już za późno.
Peter nie bał się śmierci. Nie. Trucizna rozchodziła się po jego ciele, skutecznie go uśmiercając. Świat stawał się coraz bardziej odleglejszy. Sił ubywało, a on opadał na zimną marmurową posadzkę.
Tym co go uśmiercało, była świadomość, że za jego śmiercią stała osoba, którą znał i ufał...
Ale tę tajemnicę zabrał ze sobą do grobu.
***
— Norweg, Słoweniec, Czech czy Polak, następnym trupem będziesz ty. — Morderca mruczał pod nosem, obserwując swoją najnowszą ofiarę.
Jednak na razie musiał odłożyć plany morderstwa, bo do drzwi jego pokoju zapukał Alex Stöckl, który poszukiwał Fannemela, a nie przeszło mu przez myśl, by szukać w...
Kostnicy.
-----------------
Kolejny rozdział dziś. Dzieje się i dziać się będzie.
Pozdrawiam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro