Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9

Następnego ranka nie było tak wesoło. Okazało się, że było blisko do świąt. Stresująca atmosfera, pokłócone rodziny i rozłamy w nich sprawiły, że nad ulicami miasta panoszyło się mnóstwo Ayakashi. Wyglądało to upiornie, zważywszy na to, że zaczął już padać śnieg i miał to być cudowny czas dla innych, nie obdarowywanie się nienawiścią!

Biegłam z Yukine i Yato w stronę jednej z burz. Była nad szeregowcem. Zapewne to tam działo się nieprzyjemnie.

— Sekki! Hiki! — w lewej ręce mojego Boga pojawiło się nagie ostrze oplecione bandażami, a w prawej drugie wysuwające się, czyli ja! Informowaliśmy wraz z Yukine o nadchodzących zjawach, które raz po raz niszczyliśmy. Niestety, brunet zmęczył się dość szybko i pozwoliliśmy Bishamon dokończyć resztę. Akurat obok nas się pojawiła.

— Okej, Yuki, Rei — pojawiliśmy się obok Boga i zobaczyliśmy, jak burza powoli znika — załatwione. Zostały jeszcze dwie burze, są blisko siebie. Ale się zmęczyłem — wytarł spocone czoło i westchnął głośno, wypuszczając powietrze w tak zwanym "dziubku".

— Może nie powinieneś się tak męczyć? — zapytał spokojnie Yukine, chowając ręce w kieszeni spodni. Fakt, miał rację i mój bóg, a nawet chłopak, powinien się do tego ustosunkować.

— Nie, to w naszych rękach jest pokonanie tych zjaw, żebyśmy mieli spokojne święta — rzekł hardo i wskazał palcem w stronę jednej z nich, która wydawała się być najbliżej. — Kierunek, zachód! Marsz, brygado!

Uniosłam brwi zażenowana. No tak, wszystko fajnie, ale czemu musi stroić z siebie takiego przygłupa?

— Skąd wiesz, że tam jest zachód? — rzuciłam z cynicznym uśmieszkiem, a ten zarechotał, najwidoczniej dumny z siebie.

— Jestem Bogiem, nie od pięciu minut, a od tysięcy lat! Znam kierunki świata, mała!

Bóg wszechwiedzący. Nie kontynuowałam rozmowy, by nie tracić zbędnego czasu na przekomarzanie się. To, że byliśmy w związku... tak naprawdę, pocalowaliśmy się tylko raz i nadal odnosimy się tak, jak wcześniej. Chociaż minął dzień, to mógłby mnie chociaż przytulić, prawda? Niestety, nie mogłam się tym nacieszyć, bo od rana wyjątkowo unikał mojego towarzystwa. Nie wiem czemu, ale podświadomie czułam, że to, co wydarzyło się dzień temu, nie było do końca szczere. Naprawdę pięknie to zrobił, ale... czy on tego chciał? Pojęcia nie mam.

Szłam tak nadumana, aż usłyszałam swoje imię. Ponownie zmieniłam się w miecz, jednak ne wydłużyłam się do mojej standardowej długości. Yato musiał to zauważyć, bo lekko mną potrząsnął.

Gdy walczył mną, stałam się bardziej tępa niż zwykle. Jakoś nie miałam siły się bardziej naostrzyć. Wiedziałam, że mu nie pomagałam, ale chyba dopadła mnie migrena...

— Co ty tu znowu robisz, walnięta babo? — krzyknął w stronę blondynki, wokół której nagle wytworzyła się okropna, czerwona aura. Na jego miejscu zwiałabym szybciej, niż widziałabym swoje nogi.

— Jak nie widzisz, pomagam ci, Yatogami — wycedziła to tak przeraźliwie, że przeszły mnie dreszcze. Zobaczyłam wnet Yukine, który spoglądał na ten obrazek z rozbawieniem.

Szkoda mi go, mam nadzieję, że chociaż nas przed jego końcem odwoła — spojrzał na mnie, a my zgodnie zachichotaliśmy, doprowadzając Yato do ogromnej frustracji.

Na szczęście udało się nam szybko rozprawić i z następną burzą. Nad miastem zrobiło się jasno i przyjemnie. I zaczął znowu padać śnieg.

— Zobacz, Yukine — wskazał palcem na spadające płatki śniegu. Rok tak szybko zleciał, żem się prawie wzruszyła. Naprawdę, przecież znalazł mnie na początku kwietnia. Jeszcze cztery miesiące... — tyle już czasu jesteśmy razem, czyż to nie wspaniałe? Pamiętam doskonale, jak cię ujrzałem po raz pierwszy — patrzył na niego z bananem na twarzy, po czym zaczęli rozmawiać w najlepsze.

Szłam za nimi, rozglądając się wokół siebie. Nie wiedząc czemu, czułam spokój, chyba musiałam lubić tę porę roku. Coś koniecznie chciało mi wyjść zza głowy. Niby coś pamiętałam, ale jednak nie mogłam sobie tego przypomnieć. Nieprzyjemne uczucie. Mam nadzieje, że to nie jest już nic z mojej przeszłości. Wyciągnęłam rękę przed siebie i widziałam, jak drobne okruchy z nieba okalały moją bladą skórę, od razu się topiąc.

Tak, to było coś, co kochałam. Bez dwóch zdań.

Nagle zaczęłam w głowie słyszeć jakieś słowa. To była jakaś piosenka. Ciężko było mi przypomnieć, kto był jej wykonawcą, ale za to wszystkie słowa same płynęły mi na język.

Love is like a cloud... Holds a lot of rain... — zanuciłam, patrząc w górę. — Love hurts. Oh, love hurts.

Byłam pewna tłumaczenia. Zerknęłam w stronę Yato. Musiał pewnie nie słyszeć. Może to i dobrze, angielski zapewne też zna.

Dotarliśmy do domu, po czym zjadłam szybko obiad i weszłam na górę. Myślałam o zbliżających się świętach. W Japonii również były, chociaż w krajach chrześcijańskich to było co innego. Tutaj nie było tego aż tak czuć...

Usiadłam przy stoliku, na którym Yukine odrabia zawsze lekcje. Spojrzałam w notatki. Matematyka. Równania różniczkowe, właściwie jej początki. Wyrwałam jedną z ostatnich stron i zaczęłam robić zadania. Szło mi naprawdę dobrze, aż nie wierzyłam i sprawdzałam odpowiedzi, które się zgadzały z tym, co robiłam. Niesamowite!

Gdy skończyły się wypisane od Hiyori zadania, odłożyłam kartkę i siedziałam chwilę w milczeniu. Ciekawe co reszta robiła... znowu wychodzę od nich praktycznie bez słowa i nie robię nic w kierunku ich lepszego poznania.

Odzwyczaiłam się?

Spojrzałam przez okno. Coraz bardziej prószył śnieg, na co lekko się uśmiechnęłam. Yukine musiał mieć widocznie szczęście, gdyż został zauważony przez Yato. Ja również... chociaż to płatki wiśni mnie okalały.

Złapałam się za koszulkę i ścisnęłam materiał. Dlaczego... dlaczego nagle zaczęłam ronić łzy? Czy to wzruszenie, czy też zazdrość? Nie wiedziałam, ale czułam doskonale, że coś jest nie tak.

Grudzień... co ten miesiąc dla mnie znaczył?

Poczułam dłoń na moim ramieniu. Wiedziałam, że to Yato, nikt inny tak nie pachniał.

— Yato... — zaczęłam, ale nie umiałam skończyć. Co mam mu niby powiedzieć?

— Spokojnie. Wiem, o co ci chodzi.

— Miałabym teraz 17 lat, prawda? — spytałam pusto, nie chcąc myśleć o tym, że gdybym nie umarła, wszystko inne potoczyłoby się inaczej. Rodzice, którzy by mi pomogli, na pewno chcieli mnie odzyskać. Może miałam nawet rodzeństwo... czy innych członków rodziny.

— Kochanie... — te słowa lekko mną wstrząsnęły. Jednak nie miałam racji co do jego wcześniejszego wywodu. — Nie chcę, żebyś o tym myślała. Będzie cię to boleć. Nie pozwolę na to, rozumiesz? — ścisnął moje ramię i odwrócił mnie tak, że stałam na wprost niego. Schylił się i spojrzał mi w oczy — Trudno mi to mówić, ale teraz masz nowe życie. Tamto nigdy nie wróci. Nie możesz już nad tym myśleć. Nie powinnaś. Teraz my jesteśmy twoim życiem i rodziną.

Zaczęłam czuć się jakoś dziwnie. Obraz powoli mi się rozmazywał. Nie wiedziałam, co się dzieje. Jakbym straciła znowu rachubę.

Co u licha? Czemu tu tak ciemno? Czekaj, widzę światło. Dokąd ono prowadzi?

Wyciągnęłam rękę w jego stronę. Coś mnie od tego odrzuciło, ale mleczna biel powoli wypełniła obszar mojego widzenia. Jasne, jaskrawe światło... nic nie widzę. Co się dzieje? Słyszę jakieś pikanie...

Otworzyłam oczy. Miałam coś na twarzy, jakąś maskę. Chciałam wstać i poczyniłam ku temu kroki. Wszędzie jakaś głupia aparatura.

— Co ja mam z tym zrobić? — zapytałam samą siebie. Było tu pusto. Tylko jedna lampa dawała światło na mnie.

Spojrzałam w róg pokoju. Yato! To on! Ale... dlaczego jestem tutaj? Przecież wcześniej byliśmy w domu Kofuku...

— Cieszę się, że się obudziłaś. Cóż, sprawdziłem, czy żyjesz, potrącenie nie było zbyt mocne dla twojego ciała, chociaż ten tydzień spędziłaś w śpiączce. Na mnie już pora — zaczął otwierać okno, a ja szybko wyciągnęłam rękę w jego stronę.

— Yato, czekaj!

— Hmm? Skąd znasz moje imię? Jesteś moim wyznawcą?! — zachłysnął się wręcz sławą, która sprawiła, że kilka minut był nieobecny, myśląc pewnie, że niegdyś będzie mieć ponad 2 miliardy wierzących...

Ale... czy ta śpiączka była wymysłem? Czy to, co się w niej działo to tylko moja głupia wyobraźnia? Przecież jeszcze 4 miesiące... on naprawdę, ale to naprawdę nic nie wie?

Zamurowało mnie. Jak ja w ogóle miałam na imię? Nie pamiętałam tego...

— Dobrze, ja spadam! — uciekł i tyle po nim było. Szybko wstałam i nachyliłam się nad łóżkiem. Na ramce od aktów było moje imię i nazwisko. Lara Spiegel.

Przetarłam czoło. Cholera. Więc ten sen był tylko moim wymysłem. Yato. Spotkamy się kiedyś?

THE END

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro