tres
Jungkook przekręcił kluczyk, a drzwi momentalnie odskoczyły. Zawsze zamyka drzwi wejściowe na dwa razy i dałby sobie rękę uciąć, że dziś zrobił tak samo.
Wszedł nieśmiało do mieszkania, rozglądając się tak, jakby był w nim pierwszy raz.
- Jimin? - zawołał, modląc się w duchu, żeby to faktycznie głos Jimina mu odpowiedział. - Jimin, przyszedłeś mi wyżerać z lodówki?
Swoje czarne trampki ściągnął, pocierając piętą o piętę i ruszył w głąb mieszkania, ślizgając się na skarpetkach, jak małe dziecko.
Przeszedł przez salon i kuchnię, ale oba pomieszczenia były puste. Może jednak nawiedza go już Alzheimer, może jednak nie przekręcił kluczyka dwa razy, kiedy wychodził rano do szkoły.
Zrzucił plecak na podłogę i ruszył ku swojej sypialni. Nie miał ochoty na nic. Chciał tylko się położyć i przespać ten okropny dzień, jakim jest pierwszy września. Okropny z dwóch powodów: po pierwsze tego dnia zaczyna się szkoła, co już jest faktem dobijającym, a po drugie - pierwszego września osiemnaście lat temu przyszedł na świat mały Jungkook (wtedy jeszcze Jiwoo, po tej aktorce).
Urodziny to najgorszy dzień w całym roku. Z wielu przyczyn. Tak wielu, że Jungkook mógłby wypełnić nimi szesnastokartkowy zeszyt w kratkę.
A tegoroczne były już w ogóle tragiczne. Jungkook czuł się tak, jakby wszystko leciało mu dzisiaj z rąk. Jakby cały świat postanowił być przeciwko niemu, razem z Namjoonem, Yoongim i całą resztą.
Był w tak podłym humorze, że sam się sobie dziwił, że jeszcze niczego nie rozwalił.
Urodziny Jungkooka można uznać za coroczną miesiączkę chłopaka. Bo tak się wtedy zachowywał, jakby miał okres. Albo i gorzej. Jakby miał dwanaście okresów jednego dnia.
Przekręcił lekko gałkę klamki i zanim jeszcze zdążył do otworzyć drzwi na szerokość swojej głowy, natychmiast je zamknął.
- Niespodzianka! - rozległ się stłumiony głos zza drzwi.
- Idź sobie - odpowiedział Jungkook, czując jednocześnie ogromne szczęście i równie ogromny smutek.
- Dopiero przyszedłem - powiedział Tae, wciągając młodszego do pokoju siłą.
- Taehyung, proszę cię - zaskomlał Jungkook, spuszczając nisko głowę.
Starszy złapał go mocno za ramiona i pobujał się z nim na boki, uśmiechając się przy tym szeroko.
- Wszystkiego najlepszego - powiedział radośnie, tuląc do siebie solenizanta. - Spełnienia wszystkich marzeń i tak dalej.
Jungkook uśmiechnął się lekko, spoglądając na Taehyunga spode łba, tak, jakby Taehyung był zbyt uroczy, by Jungkook mógł go zabić z zimną krwią.
Fiolet nadal trzymał się pojedynczych pasemek włosów chłopaka, a Jungkookowi nagle zaczął podobać się ten kolor.
- Czemu mi nie powiedziałeś? - zapytał młodszy, obejmując lekko starszego.
- Bo wtedy nie byłoby niespodzianki.
- Zabiję Jimina, jeśli się dzisiaj pokłócimy - mruknął pod nosem brunet.
- Czemu niby mielibyśmy się kłócić? I skąd wiesz, że to Jimin dał mi klucze, których, nawiasem mówiąc, nie mam zamiaru już oddawać?
- Jesteś zbyt oczywisty, Taehyungie - uśmiechnął się Kook, kierując się w stronę łóżka. Wizyta Taehyunga wcale oznaczała zmianę planów chłopaka. - A pokłócimy się pewnie dlatego, że zawsze w moje urodziny muszę się z kimś pokłócić. To tradycja.
- Wiesz co, Jungkookie?
Młodszy mruknął, dając Taehyungowi znak, że go słucha.
- Całe dwie noce poświęciłem na całowaniu własnej ręki, tylko dlatego, żeby dzisiaj nie wyjść na jakąś miłosną pokrakę, więc może zamiast się kłócić, to... no wiesz... - zaproponował Tae, rumieniąc się tak mocno, jak nigdy. - Znaczy, samo całowanie! - dopowiedział szybko.
Jungkook zachichotał, zakrywając usta jedną dłonią, a Taehyung dopiero teraz zwrócił uwagę na ten uroczy nawyk.
- Całowałeś się z ręką... poważnie?
- Jak najbardziej - powiedział z powagą Tae, pokazując młodszemu wierzch swojej dłoni. - Ale nie było to zbyt przyjemnie, więc raz ją za karę ugryzłem - ciągnął, obrysowując palcem ślad zębów pod lewym kciukiem.
- Jesteś nienormalny - skomentował Kook, kładąc się po przekątnej łóżka. Jedną nogę zarzucił na wezgłowie, a drugiej pozwolił swobodnie zwisać z boku łóżka.
Taehyung nie pozwolił mu odpoczywać zbyt długo, bo nim Jungkook zdążył choćby zamknąć oczy, ten już ciągnął go za rękę.
- Idziemy świętować, a nie spać!
- Mówiłem... ja nie świętuję w urodziny - westchnął Jungkook, zakrywając sobie twarz ramionami. - Poświętujemy w twoje, jak będziesz chciał.
- To ty jesteś nienormalny - skwitował Tae, zrzucając chłopaka siłą. - Ubieraj się, idziemy do parku.
Jungkook poddał się, kiedy wylądował twarzą na podłodze. Wstał szybko i równie szybko wyszedł z sypialni, wymijając Taehyunga popisowym łukiem.
Wsunął z powrotem swoje buty, nie fatygując się z ich wiązaniem. Przeglądnął się w lustrze, które wisiało na korytarzu i mając na uwadze dość chłodne wrześniowe wieczory, zarzucił na siebie cienki, czarny cardigan.
- Gdzie jest dla mnie prezent, skoro świętujemy moje urodziny? - zapytał, kiedy w przedpokoju pojawił się Taehyung, już gotowy do wyjścia.
- No tutaj - odpowiedział zaskoczony blondyn, obrysowując rękami swoje ciało.
Jungkook przewrócił oczami i wyszedł z mieszkania, trzaskając Taehyungowi drzwiami przed nosem. Starszy zatrzymał się w ostatniej chwili, szczęśliwie unikając zmiażdżenia sobie nosa. Uśmiechnął się, uważając zachowanie Jungkooka za co najmniej dziecinne i wrócił na moment do sypialni chłopca.
Wyciągnął spod łóżka ozdobną torebkę sporych rozmiarów, zajrzał do środka, upewniając się, że wszystko jest idealnie ułożone i dopiero wtedy opuścił mieszkanie, zamykając za sobą drzwi na klucz.
Zbiegł szybko ze schodów, omijając co drugi stopień, by na samym dole wpaść na stojącego do niego plecami bruneta.
- Złaź ze mnie - warknął Jungkook, poruszając całym swoim ciałem na boki, żeby wyrwać się z uścisku. - Już myślałem, że się rozmyśliłeś i zostajemy na górze.
Taehyung zignorował docinki młodszego i tuląc się znowu do jego pleców, podłożył mu rączkę czerwonej torebki prawie pod sam nos.
- Też cię kocham - mruknął, okręcając się razem z Jungkookiem równo o 360 stopni. - Nie wiedziałem co wybrać, bo najchętniej wykupiłbym ci połowę sklepu.
- O nic cię nie prosiłem - burknął Kook, stawiając torbę na ziemi.
- Jungkook, staram się być miły, więc mógłbyś to docenić - zmienił nagle podejście Taehyung. - Jak będziesz tak wydziwiał, to przysięgam, że po wrócę do domu najbliższym pociągiem. Wcale nie muszę wysłuchiwać twojego narzekania.
Jungkookowi zrobiło się trochę głupio, ale nawet nie myślał o tym, żeby przestać się dąsać.
- To sobie wracaj... i zabieraj ze sobą te śmieci - powiedział, kopiąc prezent w stronę starszego.
Nie można powiedzieć, że te słowa nie zabolały Taehyunga. Spędził on prawie 3 miesiące, zastanawiając się nad idealnym prezentem dla swojego chłopaka, ale chociaż wiedział, jak drażliwy potrafi być Jungkook, to on sam zaryzykował odwiedzenie go.
- Nie mam pojęcia, co ci się stało - powiedział spokojnie Tae, nie patrząc na Jungkooka. - Nie musisz mi tego mówić, ale chodź się ze mną przejść. Tylko przejść, okej?
- Przepraszam - powiedział cicho Jungkook, zanim złapał starszego za rękę i wyprowadził go na świeże powietrze, zbierając po drodze prezent z podłogi. - Ale uprzedzałem cię, prawda?
- Nieważne, otwórz - uśmiechnął się Taehyung, trącając bok torby.
- Jak się gdzieś zatrzymamy.
- To poczekaj - rozkazał starszy i pobiegł (dosłownie) w stronę piekarni, znajdującej się już za ich plecami.
Jungkook skorzystał z okazji i przycupnął na murku, otaczającym jeden z przyblokowych skwerków.
Wyciągnął z błyszczącej torby po kolei aloes tak mały, że bez problemu mieścił się w dłoni chłopaka, zwijany, magnetyczny kalendarz, lampkę w stylu vintage, zrobioną z ciemnych, metalowych rurek, różową opaskę na oczy, niebieskiego pluszowego króliczka i magazyn Playboy'a.
Zaśmiał się cicho, przeglądając kolejne strony czasopisma, nawet nie czując, jak jego policzki przybierają różowego odcienia.
- Mały zboczeniec.
Jungkook omal nie dostał zawału, kiedy Taehyung nagle zjawił się obok niego, nakrywając go na przeglądaniu takiej gazety.
- Sam mi ją dałeś - usprawiedliwił się młodszy, chowając twarz za gazetą (pozwalając, żeby wszyscy inni widzieli mogli przypatrzyć się pani na okładce).
- Śpieszyłem się i musiałem pomylić gazety. Dla ciebie miał być komiks, a to coś dla Hoseoka, ale widzę, że jesteś zadowolony.
Jungkook uderzył starszego gazetą tak mocno, że jedna z kartek wyleciała i wylądowała na chodniku, tuż pod stopami starszej pani, wyprowadzającej dwa ujadające yorki.
Taehyung wybuchnął śmiechem i zmusił młodszego do podniesienia papieru, zanim te psy zdążyłyby go pogryźć.
***
Chłopcy siedzieli na ławce, rozmawiając o błahostkach, takich jak ilość ludzi w parku, czy prawdziwym kolorze futerka wiewiórek.
Taehyung opierał się plecami o ramię Jungkooka i co jakiś czas rwał na kawałki kolejną kromkę chleba, by zwabić do siebie całe stada gołębi. Był w siódmym niebie. Tylko on, Jungkook i kilkadziesiąt ptaków, podrygujących na każdy jego ruch.
- Jungkookie... - zaczął, przeciągając końcówkę imienia młodszego.
Jungkook mruknął tylko, dając starszemu znak, że go słucha.
- Już nic - westchnął Tae, rzucając na ziemię całą garść okruszków.
- Jak zacząłeś mówić, to teraz skończ - powiedział Kook, opierając głowę o tył głowy starszego.
Taehyung westchnął jeszcze raz i poprawił swoją pozycję, by teraz leżeć na kolanach młodszego. Musiał przymrużyć oczy, bo promienie słoneczne, przedzierające się przez korony drzew, raziły boleśnie jego źrenice.
- Po prostu chciałem powiedzieć, że podoba mi się tu - wydusił w końcu, wtulając się w brzuch młodszego.
- Wiesz, Tae... - zaczął Jungkook, krępując się trochę. - Bo ja nadal jestem nastolatkiem, a ty tak się średnio ułożyłeś i ten...
- Wszystko potrafisz zniszczyć - burknął Tae, osuwając się na kolana bruneta.
- Też cię kocham - prychnął Kook, lekko uderzając starszego w łopatkę.
- To mam dalej całować się z ręką czy już mogę z tobą? - zapytał otwarcie Taehyung, przewracając się na plecy i znów mrużąc oczy, ale tym razem nie z winy Słońca.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro