Bieg
Biegli w stronę Madagaskaru Kuby. Zajęło im to dłuższą chwilę, ale w końcu dotarli na miejsce. Taco ledwo co oddychał.
-Mordo, co ty odwalasz?-zapytał przerażony Kuba.
-Znów ta astma mnie kłuje- zanucił pod nosem.
-A, dobra. Szkoda, że jednak żyjesz, skrrrt
- Jak to szkoda?
-Yyy - Que nie zdążył dokończyć bo nagle z piasku wysunęła się blada dłoń i chwyciła go za nogę.
- Taco Hemingwayu ty nędzniku, zabiłeś mnie- odezwał się przeraźliwy głos. Wtedy też uświadomił sobie, że złapał nie tą osobę.
-A sory pomyłka- wymamrotało widmo, które okazało się być niesławnym Tymkiem i rzuciło się na Fifiego.
-Przecież ty nie żyjesz...- zaczął zaskoczony Taco
- Śmierć to za mało żeby mnie zabić. Teraz pragnę zemsty.
- Ale typie, na ci nic nie zrobiłem.
- Mhm, i na pewno nie ty mi zrobiłeś włama na fb i napisałeś ze mam smoll pipi. Ehh cała Polska nie dała mi przez to spokoju.
-Co? To nie byłem ja. Moge ci to udowodnić, zobaczymy z jakiego urządzenia włamano się na twoje konto.
-Ej moge pomówić na chwile z Fifim?- wtrącił się Quebo
-No dobra skoro musisz- odparł Tymek i dał im chwile na rozmowe.
-Stary, nie możesz mu pomoc- zaczął Quebo
- Niby czemu?- spytał Taco
- Bo wtedy się dowie ze to ja mu wbiłem na konto.
-Ale jak to...
-Przepraszam, chciałem żebyś go przebił w odsłuchaniach na spotify...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro