3. Poza murami
Następny dzień minął dosyć szybko, nawet przy uciążliwych zajęciach. Jedyny cel na przetrwanie go, należał do podtrzymania pustego umysłu na tyle, by móc się skupić na przedmiotach i niczym innym, ale nawet to się nie udało. Dopiero kiedy Piper już myślała, iż wyjdzie po szóstych zajęciach bez szwanku na psychice, zrozumiała jak bardzo się myliła.
- A więc widzimy się jutro o godzinie 18:30. Nie spóźnijcie się- pożegnał się Adam Leigh.
Piper nie posiadała najmniejszej ochoty do dłuższego przesiadywania na sali treningowej, toteż z impetem chwyciła butelkę z wodą i podążając za drogą trenera, wyruszyła w stronę wyjścia.
- Piper, proszę poczekaj- dziewczyna poczuła jak Jason złapał ją za prawy nadgarstek, tym samym uniemożliwiając jej ucieczkę.
A jednak wojowniczka wyrwała swoją rękę z uścisku chłopaka, bez zamiaru wysłuchania go. Zresztą czemu miałaby posłuchać tego co zamierzał powiedzieć, skoro wydawało się, że Jason już wszystko wie. Natomiast Piper musiała przyznać przed samą sobą, że jak na popularnego chłopaka, Jason sprawiał wrażenie skromnego i dobrego człowieka niedbającego o swoją ,,popularność".
- Nie obchodzi mnie to, czy wszystkim powiesz, ale nie zamierzam tobie grozić, także rób co chcesz- stwierdziła sucho dziewczyna.
- Wcale nie zamierzałem tego rozgłośnić. Ponadto wczoraj wydawało się to dla ciebie ważne i czułem się w stosunku do ciebie nie fair, dlatego pomyślałem, że uczciwie będzie jeśli ty też poznasz jedną z moich wielkich tajemnic- rzekł speszony Jason.
- Nie musisz mi nic mówić. Nie chcę z tobą dłużej rozmawiać.
- Pokażę ci tylko jedno miejsce, a potem będziesz mogła już nigdy się do mnie nie odezwać. Proszę, zaufaj mi, nie mam złych zamiarów.
Nastała chwila niezręcznej ciszy. Dziewczyna miała problem ze zdecydowaniem co dalej. Niby wierzyła w szczere zamiary Jasona, lecz nadal nie darzyła go zaufaniem. Czy jednak nie godząc się na jego propozycję, wyszłaby na egoistkę nie dającą mu szansy?
- Dobrze- odpowiedziała szybko, nie do końca zdając sobie sprawę z wypowiedzianego słowa.
Nadal nie była przekonana do podjętego działania, ale mimo wszystko szła w ciszy za chłopakiem, zupełnie jakby tak miało być. Nieufna natura Piper również nie dawała spokoju z myślą, że to jakaś pułapka, a jednak wątpliwości tłumiło w środku uczucie, które wojowniczka nie była w
stanie dokładnie opisać. Jemu naprawdę zależało na dobrej relacji, zresztą co się dziwić przy wspólnych treningach. Piper nie była do tego przyzwyczajona, a życzliwość osób w Academii ciągle ją zadziwiała. Na razie dziewczyna uczestniczyła tylko w jednym nieprzyjemnym dla niej spotkaniu, ale to się musiało kiedyś wydarzyć.
Wtem wojowniczka spostrzegła, że Jason kierował się w stronę drzwi hangarowych prowadzących na zewnątrz. Niestety okazanie kolejnego braku zaufania zaburzyłoby szanse na dojście do porozumienia, a ich komunikacja zostałaby pogrzebana. Pojawiło się pytanie- jak długo mają iść poza teren fortecy.
- To niedaleko, ale uwierz mi, że warto- Jason jakby wyczuł stan zaniepokojenia towarzyszki.
Idąc wśród świeżego powietrza, Piper chciała tak trwać bez końca, jednak życie toczyło się dalej, a wieczna wolność miała zostać jedynie marzeniem. Tylko że takim niezdolnym do spełnienia marzeniem. Co prawda jej życie i tak było o krok bliżej do upragnionej wartości, zważywszy na to, że zaledwie cztery dni wcześniej wciąż tkwiła w Hordzie. Jest to smutne, ale rzeczywistość nie raz taka bywa.
- To tutaj- rzucił Jason, uchylając gałęzie krzewu, aby Piper mogła pod nimi przejść. - Tylko ja wiem o tym miejscu i oczywiście teraz i ty. To taka jakby moja przestrzeń, gdzie mogę odpocząć od wszystkiego. Tak w skrócie to można tu odetchnąć i być samemu wśród dźwięków lasu i jeziora.
Dziewczyna jednak nie odpowiadała. Widok, który docierał z każdej strony, był oszałamiający- malutka, spoczywająca nad brzegiem jeziora polana otoczona drzewami, krzewami i mniejszą roślinnością. Jednakże w tamtym momencie przyroda się nie liczyła. Oczy Piper napełniły się blaskiem, gdy tylko napotkały na swojej drodze jezioro. Zachód słońca wlewający się w jego barwę, jakby tylko podkreślał jego wyjątkowość. Spokój jaki wówczas panował, był nie do opisania, aż odczuwało się zgubioną gdzieś we wnętrzu nostalgię nad niepamiętnymi wspomnieniami. Tafla wody uzupełniała atmosferę w doskonały sposób, toteż Piper w mgnieniu oka odrzuciła wszelkie dotychczas utrzymane wątpliwości. Nawet nie zwróciła uwagi, gdy jej twarz przywitał niekontrolowany uśmiech.
- Wiesz, nikomu jeszcze nie powiedziałem o istnieniu tej polanki i lepiej, żeby tak zostało. Może to zabrzmi głupio, ale jest ona dla mnie bardzo ważna- starał się sprowadzić Piper na ziemię. - Także możemy się umówić, że ja nikomu nie zdradzę twojej tajemnicy tak długo, jak ty nikomu nie powiesz o tym miejscu. Jak ty uważasz?
- Cóż... no myślę, że to brzmi uczciwie, a więc mogę na to pójść. No i dziękuję, że pokazałeś mi takie piękne miejsce. Jest rzeczywiście wyjątkowe- na ostatnie słowa dziewczyna skierowała swój wzrok z powrotem na jezioro.
Widząc wciąż oczarowany wzrok wojowniczki, Jason uśmiechnął się na wspomnienie swojego pierwszego pobytu na polance. Z jednej strony nie chciał być natrętny i naciskać, ale z drugiej strony czuł, jak zżera go ciekawość. Chciał również pokazać, że można na niego liczyć ze wsparciem.
Piper delektując się szumem wody odbijającej się o skały, usiadła na trawie. Niby jak uciekała z Hordy do Academii to wyczuwała obecność wody gdzieś w pobliżu, ale w obawie o własne życie ani myślała zatrzymać swój bieg. Teraz mogła wreszcie beztrosko spędzić nad nią czas.
- Może chcesz porozmawiać na jakiś temat, bo wiesz jeśli coś ci ciąży, to możesz na mnie liczyć. Umiem dochować tajemnicy- zapewnił ją Jason.
- Sama nie wiem. Nie sądziłam, że ktoś mógłby o mnie pamiętać, więc jest to dla mnie dość nowa sytuacja. Może ty masz jakieś pytania?
- Mam wiele pytań!- usiadł podekscytowany chłopak zupełnie jakby w ciele szesnastolatka nadal znajdowała się cząstka pięcioletniego dziecka. - Przede wszystkim jak to się stało, że wszyscy o tobie zapomnieli?
To były przykre wspomnienia, które z czasem bolały coraz mniej, ale jednak nadal trwały w pamięci. Może gdyby z kimś się podzieliła swoimi doświadczeniami, to faktycznie by jej ulżyło, a cierpienie w jakimś stopniu by ustąpiło.
- To przez doradczynię mojego ojca, Tamarę. Zawsze jej nie lubiłam, ale nie wiedziałam, że jest zdolna do tak dalekiego posunięcia, jakim jest całkowite pozbycie się mnie. Owszem, zdawałam sobie sprawę z odwzajemnionej wrogości do mnie i mojego brata Leonarda, która objawiała się przez całe życie. W zamku na dziale archiwalnej literatury znalazłam kiedyś księgę asterijskich legend, ale parę dni potem, gdy próbowałam ją znaleźć w swojej komnacie, odkryłam, że ktoś ją znalazł i przywłaszczył, jako że w bibliotece jej nie było. Na początku myślałam, że to Leonard, ponieważ znał moją fascynację nad takimi tematami, lecz na moje pytanie nie wiedział o co chodzi. Przypuszczam, że miało to coś wspólnego z Tamarą i moim zniknięciem.
- W jaki sposób trafiłaś do Hordy tuż po... no wiesz.
- Po śmierci mamy? Ciężko stwierdzić. Gdy następnego ranka się obudziłam, straż pod przywództwem Tamary uznała mnie za intruza, która następnie bez mojej zgody wysłała mnie do Hordy. No i tam spędziłam dwa lata, próbując uciec. W ogóle to przepraszam, że byłam dla ciebie oschła, to wynikło z frustracji, że ktoś pamięta mnie ktoś obcy, ale nie moja rodzina.
- Byłem wtedy umysłem na Ziemii, ale jak wróciłem, doznałem ogromnego szoku w momencie dowiedzenia się o śmierci królowej Waterlandu i tym, że nikt nie wie kim jesteś. Szczerze mówiąc dużo myślałem na ten temat, zastanawiając się jak ty musisz to znosić. Czujesz się lepiej, będąc teraz w Academii?
- Tylko odrobinę. W dzieciństwie mój brat zawsze po szkoleniu treningowym, na który nie miałam wstępu jako księżniczka, pokazywał mi wszystkie ruchy, tym samym dostawałam wsparcie, którego już nigdy od niego nie doświadczę- na te słowa Piper poczuła jak jej oczy mimowolnie zrobiły się szklane, jednakże nie przerwała swojej wypowiedzi. - Leo zawsze był dla mnie dobry, opiekuńczy i można było na nim polegać. Wiedział o moim marzeniu odnośnie zostania wojowniczką, ale nigdy takim kosztem jak śmierć bliskiej osoby- głos zaczął jej się znacznie załamywać. - Teraz, będąc w Academii, jestem dumna, że udało mi się osiągnąć wymarzony cel, ale jednocześnie mam poczucie żalu i goryczy, gdy pomyślę, że nigdy nie będę w stanie podziękować bratu za pomoc.
Jasonowi trudno było słuchać takich smutnych przeżyć, a co dopiero musiała czuć Piper, wypowiadając je na głos. Chłopak czuł się po części odpowiedzialny za zdołowanie koleżanki, tak więc siedząc obok niej, przysunął się bliżej, aby się przytulić i choć trochę ją pocieszyć. Na jej trzęsące ramiona zarzucił swoją zieloną rozpinaną bluzę, która miała jej przysporzyć trochę ciepła. Piper zdziwiło zachowanie Jasona, ponieważ dawno nie doznała takiego aktu przyjaznej bliskości, a jednak odwzajemniła gest.
- Przepraszam, nie powinienem pytać- poczuł się głupio.
- Nie ma za co, faktycznie czuję się lepiej i przynajmniej nie jestem już z tym sama.
- Bluzę zatrzymaj jeśli chcesz. Możliwe, że większość twoich ubrań poszła na stracone, a na mnie i tak jest przymała.
Pomimo wczesnej wrześniowej jesieni, wieczorami nie było już tak ciepło, natomiast Piper trzęsła się głównie z emocji. Widać było, że dziewczyna nie do końca sobie z nimi radziła, ale Jasonowi to nie przeszkadzało, wręcz podziwiał ją za wytrzymałość przy takiej sporej dawce cierpień. Piper posiadała raczej niepozorną budowę ciała, ale w oczach chłopaka była niezwykle silna psychicznie, a sam fakt, że dotychczas ze wszystkim tkwiła sama, dowodził jej potędze. Dopiero, gdy Jason zagłębił się w morskich tęczówkach dziewczyny, dostrzegł zakotwiczone pokłady bólu, smutku i rozpaczy. To również wydawało się imponujące- jak dużo człowiek jest w stanie znieść tylko dzięki zakładaniu maski kamiennej twarzy.
- Jeśli jesteś głodna, to wciąż możemy iść na kolację, która będzie jeszcze dostępna przez siedemnaście minut- zaproponował wojownik, zerkając na opaskę. Następnie wstał i wyciągnął dłoń w stronę dziewczyny.
Piper również wstała, ale ręki nie chwyciła. Razem z matką wojowniczki odeszła potrzeba związana z kontaktem fizycznym. Przytulanie czy nawet przybicie piątki poszło w niepamięć. Od tamtego zdarzenia minęły ponad dwa lata, natomiast najdrobniejsza oznaka kontaktu fizycznego stanowiła dla Piper dyskomfort, nie licząc zwarć, przy których było to niemożliwe. Uściśnięcie Jasona zdecydowanie przekroczyło tę granicę, ale może w takim oznaczało to świadectwo przemiany i otwierania się na nowo. Wojowniczka nie była co do tego przekonana, lecz musiała przed samą sobą, że obecność tej osoby, w jakiś sposób działała na nią kojąco. Nade wszystko Piper nie chciała się po raz kolejny przywiązywać do kogoś. Nie jeśli w grę wchodziła utrata tej osoby, zwłaszcza jeśli nie była pewna, czy za drugim razem poradziłaby sobie ze śmiercią kogoś bliskiego, co w przypadku bycia wojownikiem nie podlegało wątpliwości.
- Dzięki za propozycję, ale raczej wrócę do siebie. Czuję się lekko przytłoczona i senna.
- W porządku. Odprowadzę cię.
- Nie trz...- ale zanim Piper zdąrzyła zaprotestować, Jason zaczął iść w stronę fortecy.
Idąc pod pokój 217, gawędzili o treningach, które odbywały się pod kierownictwem Adama Leigh. Jasona mocno zdziwił fakt, że ich trener prowadził również zajęcia indywidualne z opanowania wody. Przy czym dla całej Academii obecność maga wody stanowiła od pokoleń nowość. Dlatego pewnie, aby nie spłoszyć dziewczyny, pracownicy wybrali kogoś, kto miał z nią wcześniej kontakt. Zresztą samo posiadanie wodnych mocy było dla Jasona niewiarygodnie fascynujące. Jako mały chłopiec wśród mieszkańców Green Island, często słuchał narzekania na brak magów wody, którzy ze swoimi zdolnościami już i tak doskonałe uprawy, mogliby ulepszyć. Pamiętał doskonale momenty, gdy zasiadał w salonie na miękkim malachitowym dywanie i wpatrywał się w babcię opowiadającą spektakularne sztuczki magów wody, które ona obserwowała jako dziecko. Teraz Jason miał takie widoki na wyciągnięciu ręki, a jednak czuł się co raz bardziej onieśmielony po wcześniejszej rozmowie z Piper. Nie chciał dodawać węgla do jej żarzącego się smutku, który powoli kończył się tlić.
- No dobra, to w takim razie życzę smacznego. O ile jeszcze zdąż ysz- rzuciła okiem na opaskę.
- Też pójdę już do siebie, ale widzimy się na śniadaniu. To dobranoc- Jason się uśmiechnął i pomachał odchodząc.
Piper odmachała i przyłożyła opaskę do czytnika umieszczonego nad srebrną klamką. Dzięki przytulnej i łagodnej atmosferze panującej w jej pokoju tuż po zamknięciu drzwi, czuła jak zrzuca z siebie cały dotychczas trzymany ciężar i izoluje się od tłumienia czegokolwiek. Drobne łzy tworzyły gorąca strużkę ciągnącą się przez długość policzka, powoli tworząc kałużę na podłożu. Myślała, że jest to żałosne- płakać nad czymś co nie ma sensu, mimo to te łzy były oznaką ulgi, na którą dziewczyna tak długo czekała.
Kładąc się na łóżko, Piper całą sobą chłonęła ciepło otaczające ją za sprawą pościeli. Może faktycznie wystarczyło jedynie wreszcie komuś zaufać i znaleźć sobie przyjaciela, z którym można o wszystkim pogadać, tym samym wyrzekając się dawnych uprzedzeń względem innych osób. Jeszcze raz mocniej przycisnęła do siebie pościel i po chwili zasnęła w niej otulona.
Jason niestety nie miał tyle szczęścia i drogę zagrodziła mu Melissa. Jeżeli normalnie prosperowanie dobrym nie współgrało z dziewczyną, to w tamtej chwili ewidentnie stanowiła ona chodzącą burzę z piorunami.
- Tylko mi nie mów, że byłeś gdzieś przed z tą łamagą!- chłopak poczuł jak jedna z błyskawic trafia prosto w niego. - Jason, mówię do ciebie!
- Słyszę, przestań krzyczeć i powiedz o co ci chodzi.
- Byłeś przed chwilą z tą nową?
- Z Piper? No byłem.
- Ona spowoduje, że się stoczysz. Odpuść ją sobie.
- Bo co? Bo nie było mnie na kolacji i raz nie zjadłem? Dlatego się stoczę? Posłuchaj mnie Melissa, to nie twoja sprawa z kim się zadaję, a poza tym Piper ze mną trenuje, więc to normalne, że dbamy o dobrą relację.
- Pewnie tak naprawdę miała lipną konkurencję na egzaminie- Melissa próbowała przekonać samą siebie.
- Nawet jeśli to i tak jest lepsza od ciebie i w połowie od Jasona- w ich stronę szedł średniego wzrostu chłopak o ciemnobrązowych włosach i oczach. Kilka drobnych kamyczków zgrabnie odbijało się od jego dłoni, by po chwili zostały podrzucone.
- Spike, o czym ty mówisz? - odezwał się zdziwiony Jason.
- Co ty, stary. Nie widziałeś gabloty rekordów? Ta laska pobiła dwa twoje rekordy!
Na te słowa mina Melissy momentalnie zrzedła, ale podążając szlakiem ciekawości, pobiegła za chłopakami. Słowa Spika wydawały się nieprawdopodobne i takiej myśli kurczowo trzymała się Melissa. Piper nie mogła być w niczym od niej lepsza, a już na pewno nie od Jasona. Zawsze pewna siebie wojowniczka czuła się przytłumiona przez przegraną, wpatrując się wprost na gablotę odbijającą buraczaną twarz dziewczyny. To był już drugi raz w ciągu zaledwie paru dni, gdzie ta nowa osoba zalazła jej za skórę z gromkim echem. W dwóch z czterech rubryk odnośnie egzaminu wstępnego zamiast imienia Jasona widniało to należące do Piper, które dla Melissy wydawały się być złowieszczo podkreślone. Jason także stał zaskoczony, z tą różnicą, że w pozytywnym aspekcie.
- Czemu się nie chwaliłeś, że masz taką konkurencję? - spytał rozbawiony Spike.
- Ja... nie wiedziałem- wydukał.
- A ciebie co tak zatkało? Dotarło, że nie jesteś pępkiem świata? - tym razem zwrócił się do zamurowanej dziewczyny.
- To są tylko jakieś głupie nieznaczące tabelki. Jak będę chciała to ją pokonam z łatwością.
Ale chyba nikt w to nie uwierzył. Jason tylko patrzył się na odchodzącą burzę problemów, która mamrotała niezrozumiałe obelgi w stronę Piper. Cały czas zastanawiał się nad tym co powiedzieć, zanim w końcu odezwał się wkurzony na swojego przyjaciela.
- Zwariowałeś?! Teraz ona będzie się wyżywać i uprzykrzać życie Piper!
- Co ty, da sobie radę z Melissą. Już w dzień egzaminu na stołówce było zabawnie.
Niby Jason o tym wiedział, ale z drugiej strony po rozmowie z nowo poznaną wojowniczką nie chciał narażać ją na dalszą garstkę nieprzyjemnych sytuacji. Zwłaszcza teraz, gdy dzielił z Piper jej tajemnicę. Można by to określić jako częściowe poczucie odpowiedzialności nad zagubioną i rozgoryczoną duszyczką. Będzie musiał się postarać, aby dziewczyna polubiła życie na nowo, ale wiedział, że na to zasługiwała. Człowiek, który raptownie zmuszony jest do noszenia ze sobą smutku, ma od losu ciężkie zadanie, ale jeszcze trudniejsze jest wyjście z tego stanu, ponownie witając uprzednio niesłusznie wydalone radość i uśmiech.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro