2. 25 lat później
Pierwsza noc w nowym otoczeniu nigdy nie należy do tych najprzyjemniejszych, aczkolwiek ku szczęściu Piper, nie trwała ona długo. Można by rzec, że spokój płynący z każdej strony, prowadził do raczej optymistycznej przyszłości, o ile dla wojowników taka istniała.
W Academii wszystko było idealne, nawet rośliny doniczkowe wypełniające korytarze zawierały pełno równo przyciętych liści. Z czasem ciągła perfekcja mogła zostać odebrana jako monotonne i upiorne zjawisko (zwłaszcza jeśli się szło koło nieskazitelnie przezroczystych szyb) czy nawet strach przed popełnieniem jakiegokolwiek błędu, na który nie było tu miejsca.
- Jak ci się tutaj podoba? - dołączyła Olympia w drodze ze śniadania.
Usłyszawszy znajomy głos, twarz Piper przyozdobił maleńki uśmiech. Teraz przechadzka wydawała się mniej samotna, dzięki znajomej osobie u boku.
- Jeszcze ciężko mi to ocenić- stwierdziła cicho wojowniczka.
- Przykro mi, że nie zjadłam z tobą śniadania, ale musiałam pozałatwiać parę spraw. W ogóle to Doughnett ma coś ważnego do ogłoszenia, więc lepiej chodźmy na dół.
- Kto?
- Kevin Doughnett, inaczej mówiąc przywódca Academii- na te słowa, jakby na zawołanie wybrzmiał sygnał symbolizujący zbiórkę na samym dole w centrum fortecy.
Piper podeszła do barierek okrążających przestrzeń o średnicy mniej więcej trzydziestu metrów. Takie same zabezpieczenia tkwiły na wyższych oraz niższych piętrach, co mogło przysporzyć lęk wysokości, lecz dziewczyna wpatrywała się w najniższy możliwy punkt. Na miejscu, w którym stała mównica, a za nią ogromny wyświetlacz, kolejno zbierali się wojownicy tak, aby stać dokładnie przodem do podwyższenia. Tak prezentowało się centrum Academii, do którego chwilę potem dołączyły Olympia i Piper, obserwując wstąpienie przywódcy na mównicę.
Kevin Doughnett był czterdziestoparoletnim wysokim i czarnoskórym mężczyzną z krótko przystrzyżonymi włosami, ale bez zarostu. Nikt go nie widział w niczym innym niż granatowym mundurze wojskowym, który zaznaczał barczystą sylwetkę Doughnetta. Na mundurze można było również dostrzec różne odznaczenia z czasów, gdy sam jeszcze uchodził za wojownika Academii. Stanowiły one piętę achillesową przywódcy, która nieraz była wykorzystywana, najczęściej w celu wydobycia różnych informacji. Ciężko powiedzieć czy Doughnett był świadomy z brania korzyści z jego gadatliwości, ale nawet jeśli, to i tak był zdolny do opowiadania o swoich zasługach godzinami.
- Drodzy wojownicy. Niestety jesteśmy zmuszeni do zmiany waszych harmonogramów. Wspólnie z kadrą trenującą doszliśmy do wniosku, że wypróbujemy szkolenie duetu. Na podstawie waszych wyników z testu egzaminacyjnego oraz postępów, wyselekcjonowaliśmy dwójkę najlepszych wojowników. Nowe i spersonalizowane harmonogramy dotrą do was w ciągu najbliższej godziny tak, abyście zdążyli na drugie zajęcia.
- No tego się nie spodziewałam, ale przynajmniej dodatkowa godzina wolnego- stwierdziła Olympia. - Piper, ale wiesz, że nie musisz chodzić w ubraniach treningowych cały czas?
- Mam tylko zniszczone ubrania, treningowe i mundur- wzruszyła ramiona.
- W takim razie pożyczę ci coś od siebie, a jak będzie luźniejszy dzień to wyjdziemy na zakupy.
- Ale, że wyjdziemy na zewnątrz?- podkreśliła dwa ostatnie słowa.
- A jak inaczej chcesz coś kupić? - zaśmiała się Olympia. - Chodź już, bo inaczej przegadamy cały wolny czas.
Kolejny nowy i zadziwiający fakt dla wojowniczki, czyli swoboda w poruszaniu się poza terenem Academii. Piper była przyzwyczajona do surowych zasad względem wojowników, a tu co rusz natykała się na nowości. Nie mogła również zapomnieć o dobroci otrzymanej już na wstępie.
Ku zdziwieniu Piper, Olympia zajmowała dwu-osobówkę razem z inną dziewczyną. Nie był to jednak negatyw, a wręcz przeciwnie, wystrój jeszcze bardziej przyciągał uwagę. Lewą stronę pokoju tworzyły chmury z sufitem reprezentującym niebo oraz nadwyraz wygodne łóżko również w postaci bialutkiej puchatej chmury. Druga strona była zupełnie obsypana kwiatami- gdziekolwiek się nie spojrzało, widniały różnej kolorystyki.
Przy poruszaniu się po prawej stronie ewidentnie trzeba było uważać, aby chociaż jednego kwiatu nie zdeptać. Jeśli chodziło o łóżko to również nie dało się nie napotkać ani jednego płatka. Można pomyśleć, że było ich za dużo po jednej stronie, a jednak to tylko dodawało uroku dla wnętrza. Naprzeciw łóżek stały dwie szafy udekorowane w ten sposób jak reszta ich części. Jedynie biurko było podwójne stanowiące łącznik pomiędzy dwoma częściami pokoju, którego połowy wyglądały zależnie od obranej strony. Natomiast łazienka w porównaniu do tej, która znajdowała się w pokoju Piper, różniła się jedynie wielkością jaka przystała dla dwóch osób. Biało-czarny marmur na tle złotych dodatków wraz z prysznicem, toaletą i umywalką, nad którą znajdywało się lustro. Naprzeciw niego wisiała półka, która od razu po wejściu osób do łazienki prosiła o atencję. Stał na niej bukiet świeżych kwiatów w białym, skromnym wazonie, który idealnie uzupełniał pomieszczenie. Zapewne postawiony wcześniej przez współlokatorkę Olympii.
- Dobra mam takie coś- jak na ironię odezwała się Olympia.- Tata mi to kiedyś wysłał w paczce, ale nigdy tego nie założyłam.
W rękach trzymała zwyczajne luźne czarne dresy, za którymi wisiał golf z krótkim rękawem tego samego koloru.
- Materiał przepuszcza powietrze i jest idealny na treningi Pomimo, że jest lekko obcisły to wygląda na bardzo wygodny. Ja jednak preferuję nieco jaśniejsze kolory.
- Jesteś pewna? Te ubrania są w idealnym stanie- Piper nie była do końca przekonana.
- Jasne, dla mnie to nie problem, a tobie może pomóc.
- Dziękuję.
Piper dawno nie spotkała tak życzliwej i dobrej osoby jak ta stojąca wówczas przed nią. Zawsze odkąd pamiętała, była zdania, że przyjaciele prowadzili do tragedii oraz zboczenia z trasy dążącej do celu, dlatego nigdy nie zawierała żadnych przyjaźni. Tylko raz zdarzyło się inaczej, ale o tym nie chciała dłużej pamiętać. Może tym razem miało być inaczej? A jednak dziewczyna została przy starych, dobrych odczuciach i nie dając się dalej rozczulać nad emocjami, Piper ruszyła w stronę swojego lokum, uprzednio zabierając ofiarowane jej ubrania.
Po drodze mijała pracowników roznoszących harmonogramy. Niektórzy z uśmiechem na twarzy kroczyli do wyznaczonych pokoi, podczas gdy inni zdawali się być po nieprzespanej nocy. Piper nadal nie potrafiła ocenić, czy choć jeden z tych uśmiechów był szczery czy może był tylko częścią odgrywanej roli. Jeżeli jednak to drugie, pracownicy ukrywali swoje prawdziwe intencje po mistrzowsku. Tak czy inaczej, atmosfera w Academii nie mogła zostać w najmniejszym stopniu porównana do tej panującej w Hordzie, gdzie wszędzie odczuwało się złość, samotność i frustrację. Tak naprawdę tylko rywalizacja robiła za psychiczne spoidło obu fortec. Nagle Piper poczuła delikatny uścisk na ramieniu.
- Numer 18? - przed sobą ujrzała całkiem wysoką i ubraną na biało kobietę z ciemnymi włosami starannie upiętymi w kok.- Twój harmonogram.
Zanim Piper zdążyła podziękować, pracownica odeszła bez słowa, zapewne wręczyć pozostałym wojownikom ich harmonogramy. Z zainteresowaniem spoglądnęła w dół, by dokładnie przyjrzeć się obiektowi trzymanemu w ręce. Zupełnie jak w przypadku numerów pokoi, harmonogram został wygrawerowany na prostokątnym szkle średniej wielkości. Zadziwiająco interesujące wydały się dodatkowo cztery okrągłe dziury u każdego roku szkła. Faktycznie w pokoju u siebie, Piper zauważyła cztery malutkie metalowe słupki wystające ze ściany, ale nie poświęciła im szczególnej uwagi. Teraz to już nawet nie było takiej potrzeby, znając ich powołanie. To samo tyczyło się prostopadłościennego pudełka- towarzyszącemu lampie w kształcie muszli z perłą umieszczonej na szafce nocnej- które okazało się pełnić funkcję zegara, co dziewczyna oceniła po nocnych upadku. Przypominając sobie tamto niefortunne zdarzenie, Piper rzuciła okiem na wyświetlaną godzinę na opasce. Zgodnie z ustaleniami, drugie zajęcia miały się rozpocząć za zaledwie piętnaście minut. W powietrzu dało się czuć panikę otaczającą z każdej strony. Nieznajomość sal treningowych, czy nawet dróg do nich też nie pokrzepiło dziewczyny i tylko podniosło poziom stresu. W każdym razie nie było czasu na zastanawianie się, czy nawet spytanie kogoś o pomoc.
Piper w pośpiechu założyła w pokoju czarny golf i dresy, a białe sneakersy zawiązała tak, aby mięć pewność, że przez przypadek się nie zsuną. Z drugiej strony stresowi akompaniowała ekscytacja w związku z nadchodzącymi zajęciami, aczkolwiek to spowodowało , że wojowniczka poczęła spanikowana biegać po Academii, w celu znalezienia oznakowania swojej treningówki.
- Olympia, gdzie jest T2? - spytała zdyszanym głosem przez opaskę.
- T2? Ale to niemożliwe, ostatni trening jaki się tam odbył, miał miejsce prawie 25 lat temu.
- Po prostu powiedz.
- Na poziomie -2 w części T.
Piper czym prędzej pognała, ujrzawszy wygrawerowaną literę T na szklanym łuku w formie przejścia. Tym razem sal było po 10 na każdym z 9 pięter, ale w przeciwieństwie do centrum Academii, nie były one ułożone wokół pustej przestrzeni ogrodzonej barierkami, lecz obok siebie na długim i prostym korytarzu. Rozwidlenie drogi od szklanego łuku wiodło do dwóch klatek schodowych, toteż dziewczyna się ku nim skierowała. W momencie, gdy stanęła przed drzwiami wyznaczonej sali treningowej, obok których umiejscowiony był grafitowy czujnik z migocącym czerwonym światełkiem, na opasce widniała informacja z 7 minutami do rozpoczęcia. Piper nie była pewna, czy jest gotowa na wejście, ale czas gonił, więc przyłożyła opaskę do czujnika.
Sala T2 nie zawierała różnic w swoim wystroju od tej testowej, z tym wyjątkiem, że była kilka razy większa. Ściany z sufitem pokrywała zamglona biel odznaczająca się przy jasnoszarym podłożu. Pomimo braku użytku pomieszczenia od prawie 25 lat, wydawało się one bić świeżością bez ani krztyny kurzu czy pajęczyn, jedynie atmosfera wiała mrokiem. Natomiast wzrok dziewczyny od razu przykuł mały składzik broni znajdujący się w kącie. Niektórych formatów broni Piper nie była w stanie nazwać, co tylko podsyciło zainteresowanie wojowniczki. A jednak, gdy jej oczy napotkały na swojej drodze łuk, nic już nie miało znaczenia, a świat jakby na chwilę się zatrzymał. Ramiona łuku w kolorze białym towarzyszyły założonej na nich cięciwie. Piper już powoli mdliło od ciągłego napotykania odcieni bieli, lecz perłowy majdan, przyciągał ją coraz bardziej, a zresztą i skutecznie za pomocą swojego wyglądu. W momencie chwycenia grypu z monumentu pełnego bronii, na lewo od dziewczyny otworzyła się klapa w podłodze, wysuwając okrągłą tarczę łuczniczą. Z fascynacją w oczach, Piper sięgnęła po strzałę- piękną i dostojną z przezroczystymi lotkami i nokiem, którą następnie zapięła na cięciwie. Cel nie wydawał się znajdować daleko, ale przy naciąganiu cięciwy, odetchnienie z ulgą i głębszy oddech trochę wojowniczkę uspokoiło. Trzeba było przyznać, że Piper Wavens należała do osób, które posiadały sokoli wzrok, co tylko udowodniła poprzez dźwięk wbitej strzały w sam środek tarczy.
- Masz cela- do uszu wojowniczki dotarł męski głos od strony wejścia. - A więc zakładam, że ty jesteś moją treningową partnerką?
Nie myląc się, Piper ujrzała chłopaka o jasnej karnacji opartego o framugę drzwi. Jego roztrzepane brązowe włosy idealnie komponowały się z hipnotyzującymi zielonymi oczami, które emanowały wówczas ciekawością.
- Partnerką? - zapytała wojowniczka, dostrzegając mężczyznę stojącego za chłopakiem.
- Jak już się domyślacie, jako numery 18 i 72 zostaliście wybrani do partnerowania. Ja nazywam się Adam Leigh i będę was szkolić pięć razy tygodniowo. Na początek zaczniemy od rozgrzewki, dziesięć okrążeń truchtem wokół sali- orzekł stanowczo, po czym odszedł skonfigurować ekran na ambonie stojącej po lewej stronie od wejścia.
Dziesięć okrążeń nie stanowiło małą liczbę, biorąc pod uwagę wielkość sali, a jednak Piper się na tym nie skupiła. Jak to możliwe, że uzyskała jeden z dwóch najlepszych wyników ówczesnych wojowników Academii? Wojownicy Hordy stosowali dość charakterystyczną metodę walki, a dziewczyna nie mogła dać po sobie poznać, że stamtąd uciekła, a więc teraz musiała zachować ostrożność. Już same idee dotyczące konsekwencji brzmiały przerażająco, a co dopiero ich ziszczenie, toteż najlepszym wyborem mogło się stać udawanie nauki walki od zera.
- Mam wrażenie, że skądś cię kojarzę. Znamy się? - spytał chłopak między biegiem.
- Wątpię- odparła sucho Piper.
-W takim razie jestem Jason Leaver, a ty?
- Piper Wavens.
-Wavens? Brzmi znajomo.
To nie był pierwszy raz, gdy ktoś powiedział, że kojarzy jej nazwisko, aczkolwiek Piper nigdy się nad tym dłużej nie rozwodziła, wiedząc, iż ta osoba i tak nie będzie w stanie pamiętać jej tożsamości. To samo tyczyło się obecnej sytuacji- wojowniczka nie zamierzała marnować czasu na zbędne zamartwianie się.
Trening mijał w mgnieniu oka, bez żadnych komplikacji. Dopiero pod koniec zaczęło się robić pod górkę, a dokładniej wtedy, kiedy według poleceń trenera zaczęli walczyć przeciw sobie. To właśnie wtedy plan Piper z niewychylaniem się legł w gruzach. Starając się uchronić przed ciosem, dziewczyna schyliła się, uderzając przy tym Jasona w bok tak, że ten jęknął z bólu. Manewr ten należał do jednych z typowych ruchów Hordy, jednakże chłopak nie wyglądał jakby połączył kropki, nawet jeżeli parę chwil potem takie sytuacje się powtarzały.
- Koniec na dziś. Następne zajęcia są od bendowania- pożegnał się z nimi Leigh, wyłączając ekran. - Macie piętnaście minut przerwy. Piper, ty będziesz miała zajęcia indywidualne, zważywszy na bendowanie wody.
Wywołana wojowniczka kiwnęła głową, podążając wzrokiem za pracownikiem opuszczającym salę.
- A więc to prawda- odezwał się zdziwiony jakby do siebie Jason. - Ty jesteś księżniczką Wodnego Miasta.
- Słucham? Nie wiem o czym mówisz- starała się zabrzmieć przekonująco.
- Dlatego tak nagle zniknęłaś i masz zabandażowany nadgarstek. Byłaś w Hordzie, zgadza się?
- Chyba mnie z kimś pomyliłeś.
- Nie, to na pewno ty, ale dlaczego nikt ciebie nie pamięta? - tym razem w głosie chłopaka oprócz ciekawości dało się słyszeć współczucie.
- Muszę już iść- odpowiedziała, czując zbierające się w oczach łzy.
Rzadko bywały sytuacje, gdzie Piper płakała, czy dawała upust swoim emocjom, ale jeśli chodziło o jej pochodzenie, to nie potrafiła w żaden sposób temu zaradzić. Po niespodziewanej konwersacji z Jasonem, Piper czuła, jak stąpa po kruchym lodzie, który lada moment mógł się załamać i utopić dziewczynę w jej tajemnicach. A jednak po rzuconej klątwie przez Tamarę nikt nie był w stanie jej pamiętać, a przynajmniej tak myślała jeszcze przed godziną. Teraz chciała po prostu jak najszybciej dotrzeć do swojego pokoju z dala od innych ludzi. Najgorsze w tym wszystkim było to, że dziewczyna nie wiedziała jak ma się czuć- czy ma się cieszyć, że w końcu znalazła się osoba, która ją rozpoznaje, czy być sfrustrowana i zła na Tamarę, że ktoś o niej wie, ale nie jest to jej rodzina. Szcześliwie oprócz Piper nie istniał inny mag wody, a więc przynajmniej następne zajęcia mogły się odbyć bez żadnych zakłóceń psychicznych. Już wystarczyło, że jedna osoba poznała prawdę, co wywiercało dziurę w umyśle dziewczyny. Piper zawsze się zastanawiała i wyobrażała sobie, jak ktoś odkrywa jej tajemnicę. Wręcz marzyła o tym, niestety, gdy w końcu to się wydarzyło, nie odczuła ani szczypty radości, a raczej frustracji i rozpaczy. Mimo wszystko trzeba było w dalszym ciągu utrzymywać dobrą minę do złej gry w obawie przed rozpowszechnieniem uzyskanych przez Jasona informacji. Niby Piper się nie przyznała do zarzuconych jej rzeczy, aczkolwiek nie należała do kłamców godnych uszanowania i podziwu, a sam chłopak nie wydawał się być do końca przekonany zaprzeczeniami dziewczyny. Jedynym racjonalnym rozwiązaniem dla tej sytuacji mogło być przeczekanie, aż Jason przestanie drążyć temat lub ewentualne zachowanie dystansu do wojownika, o ile istniała taka możliwość przy wspólnych treningach. Gorzej, że z opowiadań Olympii dowiedziała się, że Jason uchodził za osobę popularną i wielce lubianą, a co za tym szło, mógł wszystko rozpowiedzieć za pstryknięciem palców. Znając swoje uprzedzenie i nieufność względem innych, Piper się przeraziła, ale dalej z pewną miną pokonywała co rusz to nowe korytarze i schody prowadzące w stronę części mieszkalnej.
Piętnaście minut mogło minąć szybko, natomiast z takim harmiderem w głowie, dziewczyna nie była w stanie odpocząć choćby w najmniejszym stopniu. Pierwszy dzień i pierwsze wątpliwości odnośnie przyszłości. Miało być tak pięknie i wreszcie spokojnie, ale niestety szybko się skończyło, pomyślała Piper.
Wchodząc do pokoju, wojowniczka bezmyślnie rzuciła się na łóżko, uwalniając przy tym słone łzy. Teraz już nic ją nie obchodziło, a czuła się tak, jakby ktoś zaburzył jej ciężko składany i odbudowywany światopogląd. Piper niepewnie podniosła głowę znad poduszki, wpatrując się w ścianę typu granatowo-lazurowego ombre. A co jeśli się pomyliła i tak naprawdę nie powinno jej tu być? W momencie, gdy jedna osoba znała już prawdę, los dziewczyny tkwił pod sporym znakiem zapytania.
Wojowniczka po przemyciu twarzy chłodną wodą wyszła ze swojego pokoju na następny trening. Na szczęście teraz mogła być sama, z dala od Jasona, gdyż wojownicy podzieleni byli na podstawie posiadanych symboli. W przeciwieństwie do wcześniejszego treningu, salę udało się znaleźć bezproblemowo jako, że wszystkie treningówki pod literą P znajdywały się blisko pokoi wojowników. Tym razem jednak każde pomieszczenie zamiast cyfry posiadało symbol zależny od zdolności. Symbol kropli zdecydowanie odpowiadał jej mocom, a po dłuższym wpatrywaniu się w niego dało się dostrzec drobinki kurzu. To samo dotyczyło płomyka umieszczonego tuż naprzeciwko, przy czym Piper była świadoma, że moce wody i ognia niemal uchodzą za przeszłość, tak więc tamten widok jej nie wzruszył. Jedyny haczyk stanowił trener od opanowania wody jako, że taki nie istniał. Czy wówczas była by zmuszona do poprowadzeniu sobie samej treningu?
- Mniemam, iż to panna Wavens? - bardziej spytał niż powiedział głos.
- Zgadza się- odpowiedziała Piper, spoglądając ponownie na twarz Adama Leigh.
- A więc zapraszam do środka- uczynił gest ręką, aby przepuścić wojowniczkę przed nim.
Gdzieś z tyłu głowy Piper miała zakorzenioną świadomość tyczącą się możliwości Academii dzięki ogromnym funduszom, natomiast sala, w której płynęła rzeka i mały wodospad z sadzawką otoczone miękką i zieloną trawą szybko wprawiała w zamurowanie. Dziewczyna wręcz musiała na tamten widok zbierać z podłogi swoją szczękę.
- Pewnie zastanawiasz się dlaczego to ja odpowiadam za twoją kontrolę mocy, podczas gdy sam nie zaliczam się do magów wody- zaczął mowić Leigh zupełnie jakby na co dzień posługiwał się telepatią. - Otóż zaczniemy od podstaw, które dotyczą każdej zdolności, abym mógł ocenić twój poziom, a dopiero potem skupimy się na ewentualnych brakach, sztuczkach i dopracowaniach, które wymagać będą specjalisty.
Powaga oraz zapał do pracy tego człowieka niewątpliwie mogły uchodzić za wzór dla reszty pracowników Academii, a już w szczególności dla trenerów w Hordzie. Na widok entuzjastycznego wyrazu twarzy Adama Leigh, Piper poczuła, jak stopniowo opuszcza ją stres. Woda również zdawała się uspokoić, co zdziwiło wojowniczkę. Nie umknęło to uwadze trenera, który chrząknął zaraz po tym wydarzeniu, w celu zdobycia uwagi wojowniczki.
- Podejdźmy do sadzawki- odezwał się Leigh.
Trzeba było przyznać, że jego nastawienie zaskakiwało z każdą sekundą, jak na osobę mającą dotychczas zerową styczność z magiem wody. No właśnie, dla Piper jeszcze jedna kwestia stanowiła zagadkę- skoro była jednym z nielicznych magów wody kiedykolwiek uczęszczających do Academii, to dlaczego sala treningowa była idealnie zachowana. Już nawet nie chodziło o sposób, w jaki umieścili w środku budynku wodę, która, aby spłynąć z wodospadu musiała się wić po ścianach. Natomiast takie rozmyślanie przyprawiało tylko o bóle głowy. Najprościej było się po prostu skupić na treningu i niczym innym.
- Sprawdzimy na jakim etapie jest u ciebie formacja. Spraw, aby niewielka część wody się uniosła i uformowała kwadrat.
Banał. Takie zadania otrzymywała za początków trenowania jako wojowniczka w Hordzie, lecz dyskusja z trenerem nie wchodziła w grę, zwłaszcza już na początku znajomości. Tak więc Piper posłusznie wykonała polecenie i już miała wykonać dla własnej satysfakcji bardziej skomplikowane formacje, gdy ostro skarciła się w myślach. Już i tak pojawiła się w Academii jako jedyny żyjący mag wody, więc co mogło jeszcze bardziej wzbudzać ludzkie podejrzenia, jeżeli nie wzorowe opanowanie? Niepotrzebnie jest wychodzić przedwcześnie przed szereg. Kolejne zadania trenera również zostały wykonane celująco.
Formacje nie wymagały żadnej siły czy nawet umiejętności, kluczem była tylko i wyłącznie koncentracja. Jeśli mag nie skupiał się na wystarczającym poziomie, to jego plany nie miały prawa urzeczywistnienia. Im bardziej skomplikowana formacja, tym bardziej trzeba się skoncentrować, bez żadnych wyjątków. W celu osiągnięcia bezbłędnej formacji, Piper potrzebowała w pełni oczyścić swój umysł. Adam Leigh nie wyglądał na zaimponowanego umiejętnościami dziewczyny, aczkolwiek po jego kamiennym wyrazie twarzy ciężko było cokolwiek określić.
Reszta treningu minęła w podobny sposób, nadal obejmując formowanie struktury wodnej. Można by rzec, że rozwój opanowania wody szedł całkiem mozolnie, ale Piper się tym nie martwiła, zdając sobie sprawę z dokładności z jaką ten proces będzie przebiegał, dbając o najmniejszy szczegół. Tutaj przynajmniej kogoś obchodził jakikolwiek rozwój wojowników.
- Jako, że masz już opanowane podstawy formacji, na jutrzejszym treningu zajmiemy się ich wykorzystaniem- oznajmił trener, po czym zaczął zbierać się do wyjścia.
W związku z zakończeniem pierwszego bloku zajęć, Piper mogła w końcu iść na obiad, aby ,,doładować" swoje siły na nadchodzące godziny. Dziewczyna ponownie spojrzała na plan dnia z wypisanymi zajęciami. Do zakończenia dnia zostały jeszcze strategia, przetrwanie i sprawność, czyli zapowiadało się dosyć przyjemnie. Jedynie przetrwanie budziło wątpliwe skojarzenia, ale nie mogło być tak źle, prawda? Piper po prostu potrzebowała chwilę odsapnąć od otaczających ją nowości, jako, że nie chciała, aby ją całkowicie przytłoczyły. Dotyczyło to także osób, a raczej innych wojowników, zwłaszcza po spotkaniu Jasona. Pomimo wprawy Piper w izolowaniu się od innych, w Academii było to prawie niemożliwe. Zawsze znajdywała się osoba chętna do pogawędki, co niekoniecznie zadowalało, a czasem podchodziło pod denerwujące narzucanie się, a dla introwertyków stanowiło to nieco ponad stresujące sytuacje. Jeszcze ta sprawa z Jasonem. Piper usiłowała o niej zapomnieć ze wszelkich sił, ale z każdą próbą słowa chłopaka wwiercały się coraz mocniej w głowę dziewczyny.
Wojowniczka spojrzała na opaskę z wyświetloną godziną. Była dopiero 14, a Piper już wiedziała, że to będzie długi dzień. Kołem ratunkowym podtrzymującym całe to szaleństwo była myśl o nowych przedmiotach i posiłku. W Hordzie nie było nawet rozpisek zajęć, cały dzień zwyczajnie opierał się na trenowaniu z drobnymi przerwami.
Idąc na stołówkę, dziewczynę prześladował okropny mętlik, jedna emocja przyciągała lub zamieniała się w następną, tym samym powodując niekończącą się kumulację uczuć wywołaną przez natłok wydarzeń. Może chociaż na obiedzie emocjonalny rollercoaster mógł zwolnić do zera, aby Piper odpięła pasy i się od niego uwolniła, a raczej odpoczęła od wszystkiego choć przez chwilę.
~~~
3435 słów
Żyję jeszcze jakby ktoś pytał i od razu przepraszam za błędy, a teraz idę spać bo druga w nocy jest. Pozdrawiam o ile ktoś w ogóle dotrwał do tego miejsca.
c:
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro