Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Niech szczęście Ci sprzyja.

Postawienie pierwszych kroków już w środku budynku było niezwykle odważne, zwłaszcza w takiej jak jej sytuacji. Nie wielu zdecydowałoby się na podjęcie takiego ryzyka, a jednak w jej przypadku była to najrozsądniejsza opcja.

Razem z innymi rekrutami, dziewczyna szła za głosem przewodniczki ubranej w granatowy kombinezon. Wszystko wokół wydawało się niezwykle upodabniać do Hordy, a zarazem ogromnie różnić. Stres narastał, co dodatkowo nie poprawiało nastroju żadnemu z rekrutów. W przeciwieństwie do innych dziedzin Academii, rekruci na wojowników mieli tylko jedną szansę na dostanie się i zostanie pełnoprawnym wojownikiem Academii, co gorsza nie mieli praktyk, a co za tym szło, nikt nie wiedział, jak będzie wyglądał ich egzamin wstępny.

- Tutaj znajduje się centrala, ale wstęp tylko dla upoważnionych. Zależy od dostępów, które otrzymujecie po przejściu rekrutacji- powiedziała Olympia Featherhead. - A więc teraz nasze drogi się rozchodzą. Każdemu z was dopisana jest nazwa sali treningowej, do której zaprowadzą was wojownicy. W razie pytań macie tutaj tablicę, po ukończeniu egzaminu okaże się na niej wynik. Niech szczęście wam sprzyja, a numer 18 idzie ze mną.

Przewodniczka wskazała ręką na czarny i prostokątny wyświetlacz umieszczony na ścianie tuż przy rozkładzie fortecy. Inni wojownicy Academii zaczęli szukać przypisanych im rekrutów. Wszyscy ubrani byli w granatowe kombinezony, a jednak odróżnienie stałych wojowników od rekrutów nie stanowiło większego wyzwania. Rekruci w przeciwieństwie do tych drugich, na twarzy wymalowane mieli przerażenie i niepokój. Tylko jedna osoba zdawała się być spokojna, o lazurowych oczach pełnych iskierek podekscytowania i rywalizacji.

- Jak odczucia przed testem?- zagaiła Olympia.

- Nie stresuję się- odpowiedziała rekrutka o numerze 18.

- W twoim przypadku to bardzo dobry znak.

- To znaczy?

- Twoja sala egzaminacyjna ma numer 18. Nikt ze wcześniejszych rekrutów zdających w niej test się nie dostał. Mówi się, że jest to pechowa treningówka.

- Ile osób przechodzi rekrutację na wojownika?

- Jedna, ta najlepsza. W Academii liczy się jakość, nie ilość.

- Nie brzmi to jak zbyt skuteczna taktyka strategiczna.

Dziewczyna czekała na odpowiedź ze strony przewodniczki, ale zamiast tego natknęła się na minuty milczenia. Minuty, ponieważ rekrutka również nie była chętna do rozpoczęcia krótkiej i zbędnej pogawędki. Zatem liczenie kolejno mijanych płyt białego marmuru pokrywających podłoże stanowiło bardzo interesujące zajęcie.

- To twoja sala egzaminacyjna. Niech szczęście ci sprzyja- Olympia obdarowała ją oschłym spojrzeniem, a następnie ruszyła w innym kierunku.

Wchodząc na salę, dziewczyna poczuła ciarki. Pomieszczenie nie było duże, a wręcz maleńkie jak na treningi. Jego powierzchnia wynosiła nie więcej niż dziesięć metrów kwadratowych, natomiast ściany, jak i podłoga z sufitem prezentowały sobą czerń. A jednak pomimo braku oświetlenia, wnętrze nie wydawało się być w stu procentach ciemne.

Nagle w środku dało się słyszeć komunikat odnośnie egzaminu, który tak głośno rozbrzmiał, że spowodował wzdrygnięcie u rekrutki.

- Test odbędzie się w czterech etapach kolejno: najpierw szybkość, potem zręczność, następnie siła i jako ostatnie inteligencja. Do zakończenia testu, rekruci zmuszeni są pozostać na sali. Niech szczęście wam sprzyja.

Jak dziewczyna wcześniej myślała, że pomieszczenie było nawet ciemne, tak teraz nie widziała już nic. Nawet stwierdzenie czy ma zamknięte, czy otwarte oczy stanowiło problem. A co jeśli Academia odkryła skąd jest, a dziewczyna znajduje się w pułapce? Na tę myśl rana na lewym przedramieniu zapiekła pod bandażem. Aczkolwiek z rozmyślania wyrwała ją dla kontrastu oślepiająca jasność. Test rozpoczął się od szybkości, poprzedzony dźwiękiem wystrzału. A więc już się zaczęło, pytanie tylko jak wygląda monitoring egzaminów. Czy dzięki granatowemu kombinezonie rekrutów, ludzie odpowiadający za egzamin mieli wgląd nawet na tętno albo co gorsza- myśli?

Rekrutka rozejrzała się wokół, aby ocenić swoją sytuację. Nie spodziewała się jednak, że widok przejdzie jej najśmielsze oczekiwania. Piękną zieleń lasu, która ją otaczała z pewnością można było określić jako niesamowitą. Drzewa wyrastały niemal wszędzie. Jedynie pod stopami rekrutki znajdowała się jezdnia, zupełnie taka, jak ta na Ziemii służąca jako autostrada z biegnącą przez środek białą przerywaną linią. Dziewczyna rozejrzała się jeszcze raz, aby utwierdzić się w przekonaniu, że jest sama. Nawet jezdnia rozprzestrzeniająca się zarówno przed, jak i za nią, zdawała się samotna.

Dobrym pomysłem wydało się zbadanie terenu, w celu określenia możliwych zagrożeń, lecz w momencie zrobienia kroku, droga ruszyła w jej stronę. Zdziwiona rekrutka postawiła kolejny krok, który tylko przyspieszył ruch drogi. Nagle dziewczyna przypomniała sobie istotę pierwszej części- szybkość.

Academia była znana z wzorowego szkolnictwa wojowników, a więc na szybkości nie mogło się skończyć, biorąc pod uwagę ich intelekt.

Doszukując się drugiego dna, rekrutka stwierdziła, że w grę wchodziła również wytrzymałość, a więc nie mogła zacząć od sprintu. Zatrzymanie się również nie było dobrą opcją w związku z poruszającym się podłożem, które nie zamierzało zwolnić ani na sekundę, co potwierdzało również teorię z wytrzymałością. Idąc tym tokiem rozumowania, doszła do wniosku, że to od niej zależy długość tego testu, nie mogła jednak pozwolić by myśl o rywalizacji zaprzepaściła szansę na dostanie się do Academii. Stopniowo marsz zamienił się w trucht, a trucht w męczący bieg, gdyż droga mogła zostać porównana do nieskończonego tunelu. Z tym wyjątkiem, że istniał koniec, koniec równy poddaniu się i okazaniu słabości, a o przegranej nie było mowy.

Z czasem dziewczyna zaczęła tracić siły, a bieg na tempie. Nie mogła nawet sprawdzić, czy choć parę osób spośród rywali zdołała dotychczas wyprzedzić, tak więc wiara w siebie oznaczała jedyną nadzieję. Odczuwając porażkę, musiała się ostatecznie zatrzymać, a wraz z nią całe otoczenie. Następnie wybrzmiały dwa wystrzały- jeden w ramach zakończenia pierwszego etapu i drugi, sygnalizujący rozpoczęcie fazy zręcznościowej. Wojowniczka nie wiedziała na co się szykować, natomiast czuła, że spryt oraz refleks będą miały największe znaczenie.

Spojrzała ostatni raz na drzewa, przypominające jej wolność i z tym też skojarzeniem uśmiechnęła się sama do siebie. To było uczucie, którego dawno nie odczuła, doznała je dopiero, docierając do Academii, co również było ironią losu, będąc obecnie zmuszoną do pozostania na sali do czasu ukończenia testu. Dziewczyna nawet nie zauważyła, gdy gałęzie z krzakami znalazły się zaledwie parę centymetrów od jej twarzy, a jezdnia jakby nigdy nie istniała.

- Nie no znowu?- powiedziała do siebie, czując, że ziemia porusza się w tym samym kierunku co wcześniej.

Tym  razem jednak przed nią co rusz pojawiały się gałęzie i korzenie lub krzewy z trującymi liśćmi bądź kolcami, a przynajmniej tak wydedukowała po otrzymaniu jednym liściem w lewy policzek.

-No dobra. Chcecie to się zabawimy- rzekła z chytrym uśmieszkiem na twarzy, choć tak naprawdę nie miała pewności, że ktokolwiek ją usłyszy. Ale przecież musieli ją obserwować, skądś brały się potem wyniki.

W miarę jak przeszkody ukazywały się ze zwiększoną częstotliwością, dziewczynie szło co raz lepiej. Ze zwinnością omijała napotkane rośliny raz z prawej, a raz z lewej strony, do czasu, gdy ból i pieczenie policzka wzrosło tak bardzo, że na moment zapomniała uniknąć kolejnej przeszkody, co spowodowało uderzenie kolczastym odgałęzieniem w kostkę, rozszarpując skórę. Teraz ból występował również w ranie ciętej, z której pomału sączyła się krew, czego nie można było uznać szczęśliwym zakończeniem drugiego etapu. Stopniowe rany mogły wieźć do porażki, przez co najlepszą decyzją było skupienie się na celu, ignorując przytłaczający ból. Rozdrabnianie i użalanie się nad sobą w żaden sposób nie spowodowałoby uleczenia, wręcz niosło za sobą dekoncentrację, toteż i utratę zapewnionej lepszej przyszłości.

Spoglądając na drobną kałużę krwi, rekrutka z goryczą zrozumiała, że w ten sposób zakończyła się dla niej połowa tamtego stresującego doświadczenia. Odgłos kolejnych dwóch wystrzałów z pewnością nie zaliczał się do tych pokrzepiających, na co również wskazywało niezadowolenie i zawód nad samą sobą.  Dla rekrutki jedno było pewne: nie ma dużo siły, ale jeżeli schemat każdej fazy opierał się w identyczny sposób, to silna psychika mogła oznaczać przepustkę do wygranej.

Niefortunnie dla egzaminowanej dziewczyny, otoczenie znowu się przeistoczyło, z tym wyjątkiem, że tym razem nie występowała ani jezdnia, ani las. Przed rekrutką widniała zwykła kropka o czerwonym kolorze, umieszczona w niedalekiej odległości na ścianie, a przy obu rękach znajdowały się dwie szklane misy pełne fioletowej cieczy, które zwisały z nieskończonego sufitu. Wojowniczka wpatrując się w ciemny punkt, wyciągnęła swoje ręce w bok, aby unieść misy w górę, ale w momencie zetknięcia z nimi dłoni, linki podtrzymujące naczynia zniknęły, a ogarniającą białą pustkę sali zastąpiły kopie dziewczyny, które przyuważyła kątem oka. Czyli miała rację- każda faza posiadała drugie dno, po prostu trzeba było się w nią bardziej zagłębić. Zupełnie tak jak w tym przypadku, gdzie  liczyła się siła nie chodziło tylko o tą fizyczną, ale także psychiczną. Inaczej mówiąc, trzeci etap powiązany był z silną wolą i walką ze sobą. Kopii było setki, natomiast każda znikała, gdy zrzucały z rąk naczynia.

Po chwili ciszę przytłumił odgłos stłuczonego szkła z prawej strony rekrutki. Nie dając się rozproszyć, wojowniczka skupiła się na trzymaniu mis, opierając się krążącym w jej głowie pokusom, dającym do zrozumienia, że nic by się nie stało, jakby choć na chwilę spuściła wzrok z kropki. Ona jednak nie była tego pewna, a na samą myśl o porażce, przeszły ją ciarki.

Misy zdawały się przybierać na wadze z każdą sekundą, a siły kurczyć do rozmiarów mikroskopijnych. Dodatkowo kapiący pot z czoła  wskazywał na zmęczenie, lecz dziewczyna ani myślała odpuścić. Ona nie, natomiast jej kopie chyba tak, co stwierdziła po głuchej ciszy, której i tak nie dało się zaufać po gromkim hałasie zbitego szkła.

Na teście wszystko mogło uchodzić za rozwiązanie lub przeszkodę, zważając na brak jakiegokolwiek polecenia. Zła interpretacja otoczenia od razu niosła za sobą klęskę. Słowo ,,interpretacja" dudniło rekrutce w głowie niczym echo odbijające się od dna studni. Moment przełomu nastąpił natychmiastowo- skoro trzeci etap dotyczył walki z samą sobą, a teraz tkwiła bez żadnego swojego sobowtóra, mogła już to zakończyć. To do niej należał wybór odnośnie końca etapu teraz, jak i we wcześniejszych fazach. Bez chwili zastanowienia zrzuciła z dłoni misy, by rozejrzeć się po sali. Nie zobaczyła jednak ani jednej wersji siebie, ani odłamków szkła. Czerwony punkt zniknął z jej pola widzenia. Kolejny raz dzieliła swoją obecność jedynie z samotnością.

W ten sposób dziewczynie nasunęły się pytania do dalszego działania, ale zanim zdążyła znaleźć odpowiedź na choćby jedno z nich, spostrzegła kawałek papieru leżący u jej stóp. Delikatnie się więc schyliła, chwytając karteczkę w ręce.

-Niech szczęście ci sprzyja- przeczytała na głos bez domysłu.

W pomieszczeniu dało się słyszeć kolejne dwa wystrzały, które w mgnieniu oka przekształciło się w nicość. Wojowniczka starała się trzymać strach na wodzy, ale tak jak na początku testu, teraz nie widziała nic, a spadanie w ciemność bez dna lekko stanowiło temu przeszkodę. 

Rozum zaczął się gubić, a serce przeraźliwie łomotać. Zresztą w tamtej chwili ciężko było rozróżnić sen od jawy, wiele osób postradałoby zmysły bez możliwości ratunku. A jednak to była ostatnia część jej próby- inteligencja. Każdy etap tworzył coraz trudniejszą łamigłówkę, po której i tak rekruci nie byli pewni swoich wyników. 
To właśnie było w tym wszystkim najgorsze- nieopuszczające poczucie niepewności względem każdego działania. Motto Academii ze szczęściem nie dało się rady w żaden sposób połączyć ze spadaniem lub inteligencją. Czy wobec tego była to jedynie zagrywka ze strony Academii, mająca na celu zbicie rekrutów z tropu?
Dziewczyna postawiła właśnie na tę opcję. Mogła w ten sposób ukończyć test, bądź w dalszym ciągu doszukiwać się rozwiązania.

Za głosem intuicji rekrutka zamknęła oczy, wyobrażając sobie jak leży na ziemi w początkowym stanie sali. Nie musiała nawet długo czekać, jako że z transu wyrwało ją poczucie podłogi, znajdującej się pod jej plecami. Niechętnie rozejrzała się dookoła, stwierdzając ze zdziwieniem zmianę wystroju z czerni w oślepiającą i przytłaczającą biel. Niepokój, który ją wówczas ogarniał, zdawał się tylko przybierać na sile.

Dziewczyna odruchowo chwyciła w dłoń wcześniej zranioną kostkę, ale żadnego skaleczenia nie odczuła. To samo zresztą dotyczyło policzka- jak wcześniej był opuchnięty, tak teraz tkwił w stanie nienaruszonym. Rekrutka z przerażeniem i zdezorientowaniem poczęła się rozglądać za wskazówkami dotyczącymi wyjścia zanim postradałaby zmysły w obcym dla niej miejscu. Nie musiała się długo nad tym trudzić, bo do jej uszu doszedł dotychczas znienawidzony odgłos, tym razem tylko jednego wystrzału. A więc skończyła i nareszcie mogła usunąć się z tak piekielnego pomieszczenia, natomiast w triumfie przeszkodził jej głos rozsądku. Nawet gdyby udała się w stronę wyjścia, to nie miała się gdzie podziać. Jeszcze gorzej, że nie znała terminu ukazania wyników testu, a brak dachu nad głową ewidentnie nie polepszał sytuacji dziewczyny.

- Żyjesz?- sprowadziło ją na ziemię pytanie Olympii uchylającej drzwi do sali.

- Yyy tak. Zamyśliłam się-
odpowiedziała rekrutka podnosząc się z ziemii wciąż w lekkim szoku.

- A więc jak poszło?

-Nie wiem i wolę nic nie zakładać, póki nie będę zaznajomiona z rzeczywistym rezultatem.

Rekrutka nie widziała mimiki twarzy Olympii, ale po jej zdziwionym tonie głosu rozpoznała, pierwszy raz była w sytuacji, gdzie rekrut nie raczył się odezwać na temat rezultatu. Natomiast przewodniczka również nie zamierzała więcej się dopytywać, wiedząc jaki był to stres, gdy sama odnajdywała się jako rekrutka.

- Wyniki powinny być już niedługo, tuż po obiedzie, na który teraz zmierzamy- przerwała niezręczną ciszę Olympia. - Znaczy wiesz, jeśli nie jesteś głodna to nie musimy iść.

Tego rekrutka się nie spodziewała. W Hordzie obecność na każdym posiłku stanowiła obowiązek, pomimo małej ilości jedzenia. Wręcz go brakowało w kwestii wojowników. Tylko inni pracownicy otrzymywali dostatek żywności podczas, gdy ci pierwsi wprowadzali w życie zasadę ,,kto pierwszy, ten lepszy", niemal zabijając się o choćby jedną kromkę chleba, równie zaschniętą jak współczucie i emocjonalność tamtejszego społeczeństwa. Nie raz bywało, że ktoś nie otrzymał jedzenia w ogóle, lecz Hordę niezbyt to obchodziło, zważywszy na traktowanie swoich wojowników jako nic nieznaczące istnienia lub marionetki do pozyskania celu. Dla nich nie liczyło się nawet czy owa marionetka nie miała urwanej ręki, gdyż dopiero w momencie kompletnej niewydolności odkładano ją na półkę, aby się wiecznie kurzyła. Rekrutka słyszała z opowieści Patricka, że nikt nie widział potem osób, które odmówiły wykonania jakiegoś polecenia Hordy, natomiast domysły krążyły wokół budzącej przerażenie części eksperymentalnej. W tamtym miejscu zostanie wojownikiem równało się z uprzedmiotowieniem, na które nikt nie mógł zaradzić.

- Wszystko w porządku? Nadal mi nie odpowiedziałaś.

- Nie jestem głodna, ale ty możesz iść.

- Na pewno? Pora obiadu kończy się za trzydzieści minut.

- Dam sobie radę.

- Ale jeśli się przejmujesz wynikiem, to myślę, że dobrze ci poszło. Poczekaj tu na mnie, a ja za chwilę wrócę.

Piętnaście minut zdawało się trwać wieczność. Rekrutka siedziała na podłodze, opierając się plecami o ścianę. Już wcześniej dostrzegła porażające podobieństwa oraz różnice pomiędzy Hordą a Academią, ale teraz to się nasilało.

W Academii wszystko emanowało życiem i energicznością, czego w Hordzie zdecydowanie nie można było odnaleźć. Natomiast jeśli chodziło o wygląd fortec, to musiała przyznać, że były one zadziwiająco konstrukcyjnie podobne. Academia posiadała raczej jasne wnętrze z przeróżnymi szklanymi bądź kryształowymi elementami, które idealnie się wybijały na tle licznych roślin. Horda zaś odznaczała się mrokiem, o czym świadczył grafitowo-czarny wystrój. Nie oznaczało to jednak, że w Hordzie nie znajdywały się na przykład szklane drzwi, ponieważ takich było pełno, ale mimo wszystko ich gust przewyższała stal. To samo zresztą tyczyło się Academii- w niektórych miejscach ściany pomalowane były w kolorze indygo, czyli stanowiącym symbol temu miejscu. Jedyne ziarenko podobieństwa tkwiło w podziale fortec. Inaczej mówiąc każdy skrawek nosił swoją nazwę, co bywało niekiedy przytłaczające nawet, jeśli w przeciwieństwie do Hordy, tu istniała szansa na jakąkolwiek wolność i swobodę.

Nagle zauważyła rekruta, kierującego się w stronę wyjścia z fortecy. Biorąc pod uwagę jego przygnębioną minę, nie można było powiedzieć, że oznaczało to dumę z wyniku testu. Czy w takim razie przyjęty rekrut został już ogłoszony? Aczkolwiek na widok pytającego spojrzenia dziewczyny, rekrut przybrał wrogi wyraz twarzy i przyspieszył tempo swojego chodu. Spowodowało to, że skonfundowana rekrutka się podniosła, a następnie ruszyła w stronę miejsca, z którego początkowo rekruci rozeszli się do wyznaczonych sal egzaminacyjnych.
Znalezienie właściwych dróg nie należało do prostych zadań, a jednak znalazłszy swój cel, odkryła z zawodem, że na tablicy koło jej numeru nie widniał żaden symbol.

Z takim też poczuciem, rekrutka stwierdziła, że przejdzie się na stołówkę, aby znaleźć Olympię. Pech chciał, że pomieszczenie to było ogromne, a ludzi mnóstwo. Nie tracąc więc chwili, podeszła do jednej z lad i chwyciła jabłko. Krążąc po stołówce, dziewczyna starała się patrzeć po twarzach osób wokół, w celu napotkania tej konkretnej. Na szczęście nikt więcej nie wydawał się być do niej wrogo nastawiony, a wręcz przeciwnie, wojownicy przypatrywali jej się z zainteresowaniem w taki sposób, jakby czegoś od niej oczekiwali. Niektórzy nawet szeroko pokazywali uśmiech, ale dziewczynę to nie ruszało.

Zrezygnowana poszukiwaniami rekrutka zasiadła przy najbliższym stoliku, aby chociaż w spokoju spożyć wcześniej chwycony owoc.

- Co ty wyprawiasz?! - wytrąciło ją z równowagi uderzenie dłonią o blat.

Zdezorientowana rekrutka spojrzała na sprawcę, by po chwili ujrzeć dziewczynę o brązowych falowanych włosach oraz migdałowych oczach przykrytych grudami tuszu do rzęs. Jej usta zdawały się odbijać każdy promień światła, natomiast zbyt mocno pomalowane brwi podkreślały jej ciemną karnację.

- Jem? - odrzekła zniesmaczona rekrutka.

- To jest moje miejsce, więc radziłabym tobie się z niego szybko usunąć.

- A kim ty jesteś?

- Żartujesz sobie?! Jestem Melissa Fahringale- żachnęła się.

- W takim razie przykro mi Melissa, ale nie widzę nigdzie twojego imienia, a to chyba oznacza, że to miejsce jest wolne.

- A więc ty jesteś nowa? Jeśli tak, to tym razem dam ci tylko ostrzeżenie. Lepiej ze mną nie zadzieraj, bo nie skończy się to dla ciebie dobrze, a uwierz mi, umiem czyjeś życie zamienić w prawdziwy koszmar.

- Nie boję się ciebie- odpowiedziała ze spokojem dziewczyna, biorąc kolejny gryz jabłka.

- To lepiej zacznij!

- Biorąc pod uwagę twoje traktowanie innych, grożąc im, świadczy to o tym, że raczej nie masz wielu ludzi po swojej stronie. Nawet te dwie dziewczyny stojące za tobą, wyglądają na zastraszone. Przykro się na to patrzy. Z tych racji, dochodzę do konkluzji, że raczej nie mam się czego bać.

- Ty mała...

- I przy okazji skończyłam jeść, więc nareszcie możesz usiąść.

-Pożałujesz tego!

- Również miło poznać- pożegnała się i odeszła.

Tymczasem rekrutka powolnym krokiem ponownie zmierzała w stronę wyników. Pomimo pozornego spokoju, w środku trzęsła się ze stresu na myśl o niepowodzeniu. Dodatkowo nie znała Academii, przez co dojście na miejsce mogło jej zająć wieki, zupełnie jak w przypadku drogi na stołówkę.

Jej zdekoncentrowanie sprawiło, że nawet nie zauważyła obecności Olympii.

- Tyle ciebie szukałam. Ponoć nieźle dogadałaś Melissie. I bardzo dobrze, należało się.

- Myślę, że bardziej stwierdziłam fakty.

- Uważaj na nią, bo niektóre osoby zniszczyła psychicznie. Na szczęście ona nie może używać mocy przeciw innym na terenie Academii. No chyba, że na treningach za pozwoleniem trenera. Jak twój wynik?

- Dopiero idę w stronę tablicy.

Wcześniej tabela z numerami była prawie pusta, nie wliczając nielicznych wyników. Czerwone iksy przy numerach, tliły się gniewnie, jakby tylko odstraszając oraz uwypuklając porażkę. W tabeli znajdywał się tylko jeden zielony ptaszek, triumfujący koło numeru 18. A jednak rekrutka pomimo zaskoczenia, wciąż starała się wyglądać na opanowaną.

- Wow, gratuluję! - wykrzyknęła uradowana Olympia. - Wiedziałam, że dasz sobie radę.

- No... to... co teraz? - wykrztusiła skołowana dziewczyna.

- Teraz zaprowadzę cię do twojego pokoju i muszę ci powiedzieć, że masz ogromne szczęście jeśli chodzi o jedynkę. To zdarza się bardzo rzadko.

Rekrutka nie miała pojęcia co odpowiedzieć. W Hordzie nie było mowy o prywatności, a w pokojach spało po kilkanaście osób, bez względu na wiek czy płeć.

Dopiero teraz dało się zauważyć olbrzymi rozmiar fortecy. W części z pokojami dla wojowników widniały numery ścienne tuż koło każdych z drzwi, dzięki czemu rekrutka zauważyła liczby wykraczające nawet 300. Wszędzie krzątały się osoby ze społeczności Academii, zajęte swoimi obowiązkami, co tylko podsycało ekscytację wśród nowych osób.

- To tutaj. Wkrótce dostaniesz swój ekwipunek, a gdybyś czegoś potrzebowała, to zadzwoń do mnie przez opaskę. Jestem pod oznakowaniem 89, a teraz naciesz się.

Dziewczyna przyjrzała się jeszcze raz szkle z wygrawerowanym numerem 217 umieszczonym po lewej stronie drzwi. Po niedługiej chwili  zdecydowała się pchnąć klamkę, by ponownie przeżyć niedowierzanie.

Cały pokój przykrywała żarząca biel i pomimo niewielkości, wydawał się być niezwykle przytulny. W trakcie drogi do niego, Olympia napomniała, że po otrzymaniu opaski, pokój automatycznie dostosuje się do mocy oraz charakteru osoby w nim mieszkającej, dlatego kwestia wystroju nie stanowiła problemu dla żadnego z wojowników.

Dziewczyna nadal stała w wejściu jak wryta z rozdziawioną buzią, zupełnie nie dowierzając swoim oczom. Czuła się jak we śnie, z którego lada moment mogła zostać wybudzona, a strach przed utratą tego widoku powodował, że rekrutka non stop skanowała wzrokiem każdy skrawek pomieszczenia. A jednak prywatna łazienka stanowiła szczyt marzeń, jako że w Hordzie toalety występowały dwie na pięć pokoi liczących dwanaście osób. Dodatkowo łóżka, o ile można je było tak w ogóle nazwać, stanowiły zwykłe metalowe prycze z nędznymi materacami bez zalążka pościeli.

Rekrutka z impetem rzuciła się na łóżko, czując jak niebiańsko wygodny i miękki materac układa się pod jej ciężarem.

Niestety tę piękną chwilę przerwało pukanie dochodzące od drugiej strony drzwi. Dziewczyna niechętnie wstała i podeszła sprawdzić, kto miał zostać sprawcą. Niedoczekanie odpowiedź nie nadeszła, a jedynie pustka wypełniająca próg pomieszczenia. Zostały natomiast domysły, że był to jeden z pracowników lub wojowników, którzy najwyraźniej pomylili pokoje. I już miała zamknąć drzwi, gdy jej uwagę przykuły przedmioty leżące centralnie przed jej stopami. Wojowniczka jednak wpatrywała się najpierw chwilę w podłogę zanim je podniosła, zupełnie jakby czegoś oczekiwała. Zapewne był to wyczekiwany ekwipunek, co dało się stwierdzić po wyglądzie- czarny kombinezon z paskiem koloru morskiego, biegnącym po obu stronach ubrania, natomiast numer ,,18" widniał w dwóch miejscach: jeden mniejszy na wysokości lewej strony klatki piersiowej i drugi większy na plecach. Oba w kolorze czarnym na tyle widoczne, by nie zlewały się z resztą stroju.

Nie obyło się również bez wcześniej wspomnianej opaski, która obecnie błyszczała na tle kombinezonu. Znalazły się także koszulki z białego materiału o rękawach połączonych równie koloru morskiego liniami przy rozcięciu szyjnym. Nawet buty otrzymała w dwóch wersjach- jedne, zwykłe bialutkie treningówki i drugie, czarne na grubej podeszwie i wiązane za kostkę, które świetnie współgrały z parami także czarnych dresów.

Rekrutce wydawało się, że nic już jej nie mogło zadziwić, a jednak, gdy tylko zapięła opaskę na lewym nadgarstku, jej pokój diametralnie zmienił swój wygląd. Jak wcześniej była zszokowana, tak teraz zamurowało ją całkowicie.

Pomieszczenie wyglądało obłędnie- dotychczas białe barwy zostały prawie całkowicie zastąpione odcieniami niebieskiego, począwszy od błękitu i kończąc na granatowym, które pięknie tworzyły ombre. Pościel przybrała motyw fal, natomiast ściany gdzieniegdzie oświetlały lampy w kształcie muszelek. Nawet podłoga zdawała się wyglądać jak uginający się piasek przyjemny w dotyku, a jednak to była tylko iluzja.

Niewątpliwie najpiękniejszym i najbardziej przykuwającym uwagę elementem był sufit. Patrząc na niego, człowiek automatycznie czuł, jak się rozpływa pełen harmonii. Nie ominęło to również dziewczyny, która wpatrując się w falującą wodę z kwiatami lotosu, totalnie straciła kontakt z rzeczywistością. Poczuła się jakby zawisła głową w dół tuż nad wodą i miała zostać w takiej pozycji już na zawsze. Rekrutka cieszyła się się z nieustającego przypływu endorfin. Mogła stać i wpatrywać się tak bez końca.

Dodatkowo ściany pomimo ciemnej kolorystyki dawały odczucia bezpieczeństwa i przytulności. A jednak mieniąca się lazurowo-błękitna tafla z kwiatami skierowanymi do góry nogami przewyższała wszystko.

Nagle dziewczyna oprzytomniała, ciągle przebywając w letargu i wybrała numer Olympii.

- Cześć, czy mogłabyś mi powiedzieć, gdzie dostanę swój plan dnia?

- Jasne, już za chwilę do ciebie wpadnę. Przy okazji trochę głupio mi spytać po takim czasie, ale no nie chcę na ciebie mówić ,,osiemnastka", więc może powiesz jak masz na imię? - wojowniczka usłyszała przez opaskę zawstydzony głos Olympii.

- Rzeczywiście, zapomniałam się przedstawić. Nazywam się Piper Wavens.

~~~
3596 słów

Cześć, jest to pierwszy rozdział opowiadania, które piszę w ramach szkolnego projektu. Mam nadzieję, że przyjmie się choć odrobinę w dobry sposób i przyjemnie się go będzie czytało. Jeżeli dotrwaliście do tego momentu to zachęcam do pozostawienia gwiazdki albo komentarza, abym znała feedback. Z góry przepraszam jeśli są błędy i zachęcam do dalszego czytania, jak tylko wstawię następny rozdział.
Miłego dnia/nocy czy życia ogółem.
:)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro