Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wujek osiwieje


Eliksir nasenny przestał działać koło południa. Rose niepewnie otworzyła oczy i przyjrzała się zasłonom swojego łóżka. Miała wrażenie, że dalej tkwi w tamtej piwnicy, ale widok tego znajomego, bordowego materiału ją uspokoił. Była w swoim drugim domu, całkowicie bezpieczna.

Nigdzie się nie śpiesząc, umyła się i ubrała ciepło. Samo zasznurowanie wysokich kozaków zajęło jej piętnaście minut, ale zupełnie inna czynność zabrała jej blisko godzinę. Stojąc przed lustrem w ich maleńkiej łazience, wyjęła nożyczki i bez zastanowienia ścięła pierwsze pasmo włosów, które zwinęło się i sięgnęło zaledwie do ramion. Przez chwilę zastanawiała się czy tego właśnie chce i ostatecznie stanęło na tym, że jej niegdyś długie, sięgające poniżej łokci włosy, były teraz krótkie i jeszcze bardziej puszyste. Przyglądając się swojemu dziełu, posprzątała podłogę, po czym wzięła swój płaszcz i wyszła z dormitorium. Kierowana głodem poszła do kuchni, a później nie chcąc siedzieć wśród ludzi i narażać się na ich ciekawskie spojrzenia, i pytania, budzące złe wspomnienia, wyszła z zamku. Chciała zapomnieć i już nigdy nie wracać do wydarzeń z tamtej doby. Marzyła by to wszystko odeszło w niepamięć, ale nie zamierzała ingerować w swoje wspomnienia magią.

Długi spacer wydał się jej najlepszym rozwiązaniem. Lekki wiaterek zabrał ze sobą wszystkie ponure myśli, sprawiając, że poczuła się znacznie lepiej.

- Gdzie zgubiłaś resztę włosów Legolasie?- Rose drgnęła przestraszona. Siedziała na brzegu i nie zauważyła nadchodzącego Scorpiusa.

- Chyba mnie denerwowało- chłopak usiadł koło niej.

- Wyglądasz ładniej niż wcześniej- Rose mimo woli uśmiechnęła się szeroko, odgarniając niesforny kosmyk za ucho.- Dziwnie nie siedzieć teraz na zajęciach. Że też McGonagall się na to zgodziła.

- Wujek potrafi przekonać każdego. W końcu ojciec go nie zabiła za związek z moją ciocią. Pewnie wyjaśni mu też, że przyjaźń to nic złego i nie straci mnie przez to.

- Myślałem, że masz coś innego na myśli mówiąc o odwadze- oznajmił, wpatrując się w jezioro.- Ja nie żartuję Rosie i nie boję się rekcji mojego ani twojego ojca- czując na sobie wzrok dziewczyny, spojrzał w jej oczy. Ujął jej zmarzniętą dłoń, a ona odruchowo splotła z nim palce.

- Bo miałam coś więcej na myśli, ale tego mu nie wyjaśni nawet wujek Harry. Postępuje właściwie?

- Z całą pewnością.

Odgarnął delikatnie jej włosy i pocałował Rose. Rudowłosa przysunęła się do niego, odwzajemniając ten czuły gest. To był pierwszy pocałunek, po którym wiedziała, że nie będzie czuła zażenowania ani wyrzutów sumienia. Chciała tego i ją uszczęśliwiło, więc, co miało pójść nie tak?

Można powiedzieć, że Scorpius zapomniał, że jest więcej niż jedna osoba, którą należy przekonać do szczerości ich uczuć.

- Malfoy!!!- ku nim szedł wściekły Albus. Phoebe próbowała go dogonić, ale nie zdążyła tego zrobić. Młodzi ledwo wstali, gdy blondyn otrzymał kolejny w tej historii celny cios, tym razem prosto w nos.- Moja kuzynka?! Ze wszystkich dziewczyn w szkole to musiała być ona?!

- Albus przestań!- chłopak odtrącił dłoń kuzynki.

- Jak mogłeś mi to zrobić? Nie pozwolę ci jej zeszmacić!!!

- Zeszmacić?- Scorpius dziwnie brzmiał ze złamanym nosem.- Za kogo ty mnie masz? Zależy mi na Rosie bardziej niż ci się wydaje, ja ją kocham!

Rose poczuła falę ciepła w okolicach serca i już miała się uśmiechnąć do blondyna, gdy Albus powalił go na ziemię kolejnym ciosem. Usiadł na dawnym przyjacielu i zaczął go okładać pięściami. Rose i Phoebe nie dały rady go odciągnąć, a Scorpius nawet nie próbował walczyć. Wiedział, że opór mógłby jeszcze pogorszyć jego sytuację i zaprzepaścić szansę na odzyskanie przyjaciela. Dlatego jedynie bronił się przed ciosami.

Dopiero Hugo, mimo to, że dwa lata młodszy, zdołał odciągnąć Albusa od blondyna. Wracał właśnie z opieki nad magicznymi stworzeniami, więc nic dziwnego, że otoczył ich wianuszek czwartoklasistów. Po chwili pojawił się przy nich stary gajowy Hagrid.

- Cholibka, co tu się dzieje dzieciaki!?

- Ten drań dobierał się do mojej kuzyni!

- A czy ja wzywałam pomocy?- zapytała, pomagając wstać Scorpiusowi.- Ja go naprawdę lubię Albusie! Chcę z nim być, a ty powinieneś to zaakceptować albo się nie wtrącaj. To nic złego kochać i być kochanym.

- Skoro tak to nie ma tu dla mnie miejsca!- wyrwał się z uścisku kuzyna i odszedł.

- Cholibka, a to historia- Hagrid rozejrzał się.- Nic ci nie jest?- Scorpius wciąż patrzył w ślad za przyjacielem.

- Przeżyję- zapewnił.

- Zabierz go Rose do szpitala, a wy marsz na obiad, nie ma się na, co gapić!- rozgonił czwartoklasistów.

- Ja z nim porozmawiam- obiecało Phoebe. Rose wyjęła z kieszeni chusteczkę i delikatnie przyłożyła do jego krwawiącego nosa.

- Teraz wiem, że to u was rodzinne- zażartował.- Ale niezależnie od wszystkiego było warto dostać tych kilka ciosów.

- Jesteś głupi- chłopak się uśmiechnął, pokazując rząd umazanych krwią zębów.- Poczekaj aż mój ojciec się dowie.

- Jeśli będę miał ciebie to przeżyje wszystko.

Rose podała mu kolejną chusteczkę i ruszyła w stronę szkoły, łapiąc go za rękę. Pielęgniarka trochę pomarudziła na zachowanie młodzieży, ale i tak pomogła Scorpiusowi. Dzięki maściom sińce zaczęły znikać, a wprawnie wykonane zaklęcie, poskładało jego nos. Chłopak uśmiechnął się z ulgą. Wiedział, że to jeszcze nie koniec problemów, ale był szczęśliwy.

Po Rose nie było tak tego widać. Martwiła się o swojego kuzyna, ale w tamtej chwili nie mogła nic zrobić. Albus potrzebował czasu by zrozumieć, że chłopak, któremu ufał przez tyle lat, nie chce zniszczyć ich przyjaźni tylko być z dziewczyną, która opanowała jego serce.

- Masz wątpliwości?- Rose się zatrzymała i spojrzała na Scorpiusa.

- Nie skąd- uśmiechnęła się.- Cieszę się, ale też martwię o Albusa, powinien był się dowiedzieć w inny sposób.

- Spójrz na mnie- chłopak ujął jej twarz.- On to zrozumie. Jesteś jego ukochaną kuzynką, musi tylko zrozumieć, że trochę się pozmieniało.

- Że mnie kochasz?- jego policzki się lekko zarumieniły.- Nie wiem czy potrafię już teraz powiedzieć to samo z taką szczerością jak ty.

- Poczekam aż znajdziesz i na to odwagę- Rose walnęła go pięścią w brzuch.- Jesteś urocza, gdy się wściekasz.

Scorpius objął ją w tali i pocałował. Gdy się odsunął, Rose złapała go za kołnierzyk i przyciągnęła do siebie. To było cudowne uczucie.

- Jeśli przez to stracimy puchar to sama cię oskóruję rudzinko- ostrzegła ją Roxanne, która wyszła zza zakrętu.- Ale tak poza tym to się cieszę. Wujek osiwieje jak nic- ewidentnie ją to bawiło. O dziwo Rose też się zaśmiała i wtuliła w chłopaka. Była szczęśliwa. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro