Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pomocna dłoń kluczem do szlabanu

Rozmawiając o wakacjach i związanych z nimi przygodach, dziewczyny zasiedziały się nieco dłużej niż powinny, przez co na środowe śniadanie dotarły chwilę przed ósmą akurat, gdy profesor Darma, opiekunka ich domu, rozdawała plan lekcji.

- Nie jest tak źle- oznajmiła Rose, nakładając sobie jajecznicę.- Mam dzisiaj stworzenia, zielarstwo, wolną godzinkę, transmutację i zaklęcia. Tylko trzy lekcje z Malfoy'em i tym zdrajcą.

- Ja zaczynam od antycznych run, cały dzień z tym słodziakiem- rudowłosa nie wiedziała czy ma się cieszyć, a może zwymiotować słysząc swoją najlepszą przyjaciółkę.

- Ja mogłam spokojnie dłużej pospać. Mamy tylko zielarstwo i transmutację- zauważyła Teresa patrząc na Sussan. W szóstej klasie wybrały te same przedmioty, a że było ich tyko pięć to nie miały zbyt wiele do robienia.

- Zabijcie mnie lepiej- jęknęła niewyspana Camila. Jako jedyny wybrała sobie aż osiem przedmiotów i teraz nie miała nawet jednej godziny wolnej w planie.- Zaczynam od alchemii, udało się zebrać dość dużą grupę.

- To chyba dobrze, zawsze chciałaś uczęszczać na te zajęcia. Poza tym dasz sobie radę, a jak będzie trzeba to pomożemy ci tyle ile damy radę nawet, jeśli to oznacza zarwanie kilku nocy- obiecała jej Rose, a reszta potaknęła.

Camila im wierzyła. Od pierwszej klasy wspierały się w nauce i jeśli trzeba było to naprawdę nie spały całą noc by nadgonić materiał i pomóc współlokatorkom. Dzięki swojej ambicji i niezłomnej przyjaźni, zakończyły ubiegły rok z bardzo dobrymi wynikami egzaminów końcowych. Hermiona była dumna ze swojej córki, cieszyła się, że chociaż pod tym względem ją przypomina, bo charakter miała zdecydowanie bardziej zbliżony do Rona.

Nadzieja, że szósty rok będzie łatwy i spokojny, prysła już w pierwszych minutach lekcji. Nauczyciele uprzedzili ich, że nie będzie łatwo i od razu zadali im sporą prace domową w celu przypomnienia sobie materiału z poprzednich lat. Nawet Rose poczuła się lekko przybita, gdy zanotowała, że ma napisać dwa obszerne wypracowania z zielarstwa i transmutacji.

Wchodząc do Sali od zaklęć wiedziała, że to nie będzie tak łatwe jak dawniej i wcale się nie myliła. Nowy nauczyciel Haper, który zatrudnił się przed trzema laty, oznajmił, że nadszedł czas na zaklęcia niewerbalne. Bez możliwości wypowiedzenia odpowiedniej formułki, magia nie była aż tak łatwa jak dawniej.

- Nie podbijesz mi drugiego oka?- zagadnął stając naprzeciwko Rose.

- Już dostałeś to, na co zasłużyłeś- zapewniła go spokojnym głosem. Albus uśmiechną się.- Mam nadzieję, że lekcja dotarła i nie będę musiała się powtarzać.

- Znam konsekwencję, już więcej czegoś takiego nie zrobię- obiecał, chociaż cała sytuacja trochę go bawiła, mimo siniaka, który wciąż widniał na jego twarzy.- Dawaj rudzielcu, rozśmiesz mnie.

Kuzynostwo zabrało się do ćwiczeń. Tego dnia mieli ćwiczyć proste zaklęcie rozweselające, ale mimo to nie szło im zbyt dobrze. Wielu przyłapywało się na tym, że coś mamroczą pod nosem i musiało zaczynać jeszcze raz. Rose popisała się jednak swoją samodyscypliną, dzięki czemu mogła się uśmiechnąć dumnie, gdy Albus zaczął głośno chichotać bez opanowania. Nauczyciel nagrodził ją pięcioma punktami i poszedł pomóc innym. Kolejna porcja wysiłku pomogła w rzuceniu przeciwzaklęcia.

- Nasza kujonka- oznajmiła, Phoebe, gdy wyszli z klasy.

- Odrobina szczęścia...

- Nie obchodzi mnie twoje zdanie Malfoy!- przerwała mu.- Ale skoro musisz i w to wtykać swój długi nos, to ćwiczyłam tą umiejętność już wcześniej.

- Radziłbym ci najpierw nauczyć się panować nad swoim zachowaniem, a później martwić się zaklęciami niewerbalnymi.

- To nie twój interes jak się zachowuję!

- Mój, jeśli ktoś bije moich przyjaciół to chyba jednak mam prawo do głosy ty wariatko!

- Hej!- Albus stanął między nimi.- Uspokójcie się. Scorpiusie dzięki za troskę, ale potrafię sobie poradzić z moją kuzynką. Już sobie wszystko wyjaśniliśmy- oznajmił spoglądając to na przyjaciela to na dziewczynę.- Bez rozlewu krwi?

- Kijem bym go nie tknęła- posłała ostatnie, pełne pogardy spojrzenie blondynowi i odeszła, a w ślad za nią jej przyjaciółki, które szczerze mówiąc, miały ochotę wybuchnąć śmiechem. Większość sporów tej dwójki je bawiło, ale mimo to zawsze stały po stronie rudowłosej.

- Naprawdę nie wiem stary czy ci pogratulować odwagi czy zacząć się o ciebie bać. Już dawno temu doszedłem do wniosku, że powinniście się trzymać od siebie z daleka. Rose nie przestanie szukać pretekstu by coś ci zrobić, bo to córeczka tatusia, a wujek Ron...

- Nienawidzi mojej rodziny bardziej niż Voldemorta, tak wiem- dokończył za przyjaciela.- Ja osobiście nic do niej nie mam, poza tą całą agresją, powinna zacząć ćwiczyć samokontrolę- Albus o tym wiedział, ale nigdy tego głośno nie powiedział. Rose miała problemy z agresją odkąd skończyła 13 lat, ale ostatnimi czasy zaczęła nad tym panować, zwłaszcza przez te wakacje, wyłączając jeden incydent. Jej matka twierdziła, że to sprawa hormonów i z czasem samo minie.

- Może powinna zacząć trenować coś poza Quiddichem, jakiś mugolski sport. Jak się wyżyje to powinna być spokojniejsza- Scorpius wzruszył ramionami.- Albo znajdźmy jej chłopaka.

- Chcesz skazać jakiegoś biedaka na śmierć?

- Liczyłem, że zdejmie zły urok, jak w bajkach. Pocałunek, puf i Rose jest potulna jak baranek- to określenie nie pasowało Scorpiusowi do Weasley'ówny. Zawsze była pełna energii i wątpił, że to się kiedyś zmieni.- Tylko, kto byłby na tyle szalony?

- Na mnie nie patrz. Ja sobie cenie swoje zdrowie psychiczne i życie.

- Ciebie i tak by nie chciała- weszli do dormitorium, które dzielili jeszcze z trzema, wiecznie nieobecnymi Ślizgonami. Chcieli się przebrać przed obiadem w wygodniejsze ubrania. Mugolskie stroje stały się zdecydowanie popularniejsze po wojnie i uczniowie chętnie się w nie przebierali w wolnych chwilach.- Nigdy by się na to nie zgodziła, bo ty nazywasz się Malfoy, a ona jest córką Ronalda Weasley. Gdyby ona się, chociaż do ciebie uśmiechnęła, wujek dostałby zawału.

- Spokojnie, nie planuję pomniejszyć ci rodziny, jest tak wielka, że i tak się już pogubiłem, kto do niej należy. Chociaż jakby się zastanowić, te jej nogi...

- Ej, to moja kuzynka!- Scorpius się zaśmiał.- Jest wysoka to ma długie nogi, a że trenuje to jest szczupła i koniec tematu.

- Z twojego punktu widzenia jest wysoka, bo różni was osiem centymetrów, ale dla mnie jest malutka- Albus wycelował w niego palcem i przybrał groźną minę, podobną do tej, która czasem gościła na twarzy jego ojca.

- Nie zadrzyj głową o sufit i trzymaj ręce z daleka od nóg mojej kuzynki.

Po chwili obaj zaczęli się śmiać. Mimo żartów, Albus wiedział, że nie ma powodu do zmartwień. Nie wierzył, że istnieje, chociaż cień szansy, że Rose i Scorpiusa połączy coś romantycznego. Co prawda nie wiedział, że jego przyjaciel może z ręką na sercu przyznać, iż dziewczyna jest ładna, a nawet atrakcyjna. Nie miało to jednak większego znaczenia dopóki ona patrzyła na niego w taki sam sposób jak przez wszystkie poprzednie lata. Z nienawiścią.

Niestety w głowie młodego Malfoya zrodziła się myśl, że dobrze byłoby zażegnać ten bezsensowny spór. Spora część Slitherinu go nie lubiła, bo był synem zdrajcy, który wydał wielu ich krewnych. Rose robiła to tylko dlatego, że jej ojciec uważał jego rodzinę za ludzi podłych, chociaż nie wszyscy tacy byli. Scorpius miał dobry kontakt z resztą rodziny Albusa, nawet Hugo go lubił, a była przecież bratem Rose. Denerwowało go, że ta jedna, mała, wredna, ruda istota nie chce mu dać szansy.

Nie miał jednak pomysłu jak ją do siebie przekonać. Rose była specyficzną osobą. Nikt nie przypuszczał, że gdy kilka dni później pomoże jej pozbierać książki, które rozsypały się z głośnym hukiem, dziewczyna znajdzie powód by się wściec i rzucić w niego klątwę. Z tego wszystkiego rozpoczął się krótki pojedynek, przerwany przez rozgniewaną dyrektorkę.

- Co to ma znaczyć?! Jesteście tu chyba dość długo by znać regulamin i wiedzieć, że używanie czarów na korytarzu jest zabronione! Odbieram waszym domom po dwadzieścia punktów. I to jeszcze prefekci! Po naszej ostatniej rozmowie panie Malfoy spodziewałam się czegoś więcej, a już na pewno nie czegoś takiego. Dziecinne zachowanie. Z takim podejściem radziłabym zapomnieć o tytule prefekta naczelnego i dobrej przyszłości, bo wasze występki są odnotowywane...

- To moja wina- Scorpius w pierwszej chwili pomyślał, że się przesłyszał, ale nie tylko on patrzył ze zdziwieniem na Rose.- On się tylko bronił, to ja zaatakowałam pierwsza.

- Panno Weasley, widzę, że pod tym względem zdecydowanie przypomina pani swojego ojca- westchnęła.- Macie szlaban, który zaczynacie się za pół godziny i jeśli będzie trzeba potrwa jutro, a nawet w niedzielę. Po wojnie wszystkie dokumenty wrzucono do kartonów, nie przejmując się ich segregowaniem i wyniesiono do lochów. Posegregujecie roczniki zgodnie z domami i kolejnością alfabetyczną. Mamy tam dokumenty ze stu lat wstecz.

- Dobrze pani dyrektor- wymamrotali jednocześnie.

Mając ograniczony czas rozeszli się w celu odniesienia niepotrzebnych rzeczy do swoich dormitriów. W drodze powrotnej, Rose wbiegła na chwilę do Wielkiej Sali by wziąć coś do jedzenia, bo wiedziała, że ominie ich kolacja i pobiegła do lochów gdzie lada chwila miał się rozpocząć ich szlaban. W piątkowy wieczór wolałaby robić wiele innych rzeczy, ale nie było odwrotu. Dziewczyna skarciła się w duchu za tą głupotę. Chłopak chciał jej tylko pomóc, a ona zachowała się jak idiotka, a nie lubiła się tak czuć. Idąc lodowatym korytarzem, postanowiła sobie, że zrobi wszystko by już więcej do tego nie doszło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro