Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

– Malfoy. Draco Malfoy. Byłaś na kawie z Draco Malfoyem?

– Tak z Draco Malfoyem. I nie, to zdecydowanie nie była randka. I na litość Merlina, mów ciszej Ginny!

Hermiona gwałtownie rozejrzała się na boki, sprawdzając kuchnię Weasleyów, ale na szczęście poza nią i Ginny Potter, była ona pusta. Molly poprosiła je o przyniesienie kilku dodatkowych nakryć na kolację, a Hermiona od razu skorzystała z okazji, by spędzić chwilę sam na sam z Ginny. Prywatne rozmowy były rzadkością podczas cotygodniowych niedzielnych obiadów w Norze, a Hermiona musiała opowiedzieć o swoim dziwnym spotkaniu komuś, kto nie nazywał się Harry ani Ron.

– Ale ty chodzisz do mugolskiej kawiarni. A on tak po prostu usiadł przy twoim stoliku?

– W pewnym sensie. Podszedł w tym swoim aroganckim stylu i oskarżył mnie o kradzież jego stolika, po to żeby go zdenerwować.

Ginny spojrzała na nią szeroko otwartymi oczami, uważnie ją obserwując.

– To jest takie dziwne! Nie jego arogancja, to akurat oczywiste, ale fakt, że oboje chodzicie w to samo miejsce... To trochę podejrzane. I to, że udało mu się przeprowadzić z tobą cywilizowaną rozmowę.

Hermiona zmarszczyła brwi, przypominając sobie ich rozmowę. Na początku wydawała się dziwna.

– Jak on wyglądał? – pytanie Ginny wyrwało ją z zamyślenia.

Samotny. Wychudzony. Zmęczony. Rozbity, ale usiłujący się pozbierać. Dokładnie tak jak ja.

Na zagubionego – odpowiedziała cicho Hermiona. Ginny skinęła głową ze współczuciem.

– Mogę sobie wyobrazić. Nie sądzę, żeby miał kogoś bliskiego w swoim życiu.

– Dziewczyny!

Krzyk Molly Weasley przerwał ciszę w kuchni, sprawiając, że obie kobiety podskoczyły i niemal upuściły talerze, które trzymały w rękach.

– Szczerze mówiąc, zajęło wam to tyle czasu, że równie dobrze sama mogłabym tu przyjść po talerze! No już, później poplotkujecie! – Wygoniła je z kuchni i zaprowadziła z powrotem do jadalni.

– Wybacz mamo – powiedziała łagodnie Ginny, gdy ją mijały.

Hermiona szła blisko Ginny, zanim dotarły do reszty zgromadzonych.

– Ginny, proszę, nie mów nikomu. O Malfoyu. Myślę, że Harry i Ron mogliby dziwnie zareagować. A to naprawdę nic takiego, – szepnęła.

– Oczywiście Hermiono, nikomu nie powiem.

----------------------------

Ginny dotrzymała połowy obietnicy złożonej Hermionie. Kiedy ona i Harry szykowali się tej nocy do snu, opowiedziała mężowi o spotkaniu Hermiony z Draconem. Harry położył okulary na stoliku nocnym i odwrócił się do żony ze zmarszczonymi brwiami.

– Hermiona umówiła się na kawę z Malfoyem?

Ginny przewróciła oczami.

– Nie, nic z tych rzeczy. To było coś w rodzaju... ponownego nawiązania kontaktu przy kawie, można tak powiedzieć. Hermiona powiedziała, że ​​to była w zasadzie całkiem miła pogawędka. –Zmarszczki na czole Harry'ego pogłębiły się.

– Nie mów Ronowi, dobrze? Hermiona nie chciała nawet, żebym mówiła tobie.

– Nie powiem Ronowi – ​​obiecał jej Harry i zamierzał dotrzymać słowa. Gdy Ginny zasnęła obok niego, Harry był całkowicie rozbudzony. Przypomniał sobie obietnicę dyskrecji, którą złożył Draco Malfoyowi jakieś sześć lat temu, gdy ten pojawił się u jego progu. Dotrzymał wtedy słowa i prawie zapomniał o całej tej sprawie. Harry odepchnął od siebie to wspomnienie, ale nie mógł przestać myśleć o tym, jak potoczyły się losy Draco po zakończeniu wojny.

----------------------------

W poniedziałek Draco był całkowicie rozbudzony o 5:05 rano. Tym razem wydawało się jednak, że to raczej oczekiwanie, a nie ból obudziło go tak wcześnie. Może powinien zmienić swoją rutynę na nieco wcześniejszą, skoro jego zegar biologiczny budził go o takich porach? Mam to pod kontrolą.

Kupił kawę, a potem usiadł przy stoliku, czekając. Tego ranka Hermiona Granger go nie zawiodła. Weszła, ubrana jak zwykle do pracy, odgarnęła włosy na bok i odwróciła się w jego stronę. Uśmiechnęła się lekko i skinęła głową, po czym poszła odebrać swoje standardowe zamówienie.

Kiedy wychodziła, podniosła rękę na pożegnanie, a Draco odwzajemnił gest.

Popatrz na siebie - tak przekonująco udającego normalnie funkcjonującego człowieka. Draco powiedział swojej podświadomości, żeby się odpieprzyła.

Przez każdy kolejny dzień roboczy, Hermiona i Draco kontynuowali swój mały, uprzejmy rytuał towarzyski. Draco unikał chodzenia do kawiarni w weekendy, wykorzystując rzadką ładną pogodę, aby polatać trochę za domem. Czy Granger poszła do kawiarni w ten weekend? Stwierdził, że jest zdecydowanie zbyt zafiksowany tym, co Granger robi w swoim wolnym czasie, więc zabrał się za ćwiczenie kilku niebezpiecznych manewrów na miotle, aby się rozproszyć. Mam to pod kontrolą.

Następny tydzień przyniósł te same zachowania i Draco zaakceptował to, że stały się one teraz częścią jego porannej rutyny. Kup kawę. Usiądź. Podnieś wzrok, gdy wejdzie Granger. Skiń grzecznie głową. Śledź jej ruchy, gdy składa zamówienie. Odmachaj jej na pożegnanie. Powtórz od poniedziałku do piątku.

Można było się spodziewać, że Granger wywróci do góry nogami jego nową, starannie wyćwiczoną rutynę. W trzeci poniedziałek tego porannego rytuału, dziesięć minut po swojej standardowej porze przybycia, Granger praktycznie podbiegła do stolika Malfoya.

– Mógłbyś tego przypilnować? Dzięki!

Zanim Draco zdążył chociaż zacząć formułować odpowiedź, rzuciła torebkę i kilka notesów prosto przed niego i popędziła do lady. Zdecydowanie przeżywała jeden z tych poranków, kiedy wydawała się być jednocześnie nadmiernie przygotowana i przytłoczona tym, co działo się w jej biurze.

Granger pospiesznie wróciła z napojem i zaczęła upychać jak najwięcej swoich rzeczy do torebki, która, jak Draco teraz dostrzegł — była magicznie powiększona, by móc pomieścić całą bibliotekę, którą zdawała się ze sobą nosić.

– Dzięki Malfoy, do zobaczenia jutro! –  Zarzuciła torebkę na ramię i wybiegła za drzwi, zanim zdążył wykrztusić:

– Do zobaczenia, Granger.

To było z pewnością interesujące. Hermiona Granger przez krótką chwilę zaufała Draco Malfoyowi na tyle, żeby zostawić pod jego opieką swoje rzeczy osobiste.

Nie byli przyjaciółmi. Byli ledwie znajomymi. A jednak zaufała mu, a potem podziękowała, zupełnie bez powodu.

W następnym tygodniu ich rutyna pozostała taka sama. Choć mogło to być tylko w głowie Draco, wydawało mu się, że jej uśmiech za każdym razem stawał się coraz szerszy. Zaczynał wyglądać jak prawdziwy uśmiech, a nie wymuszony z powodu towarzyskiego obowiązku. Ale na pewno tylko to sobie wyobrażał.

W pewien poniedziałek Hermiona przyszła około 15 minut szybciej niż zwykle. Uśmiechnęła się do Draco, ale zamiast udać się do lady, podeszła do jego stolika. Och, słodki Merlinie, co ona mogła mieć mu do powiedzenia?

– Cześć, mogę się do ciebie na chwilę dosiąść? Mam trochę dodatkowego czasu przed pracą. – Draco przeleciało przez głowę kilka odpowiedzi:

Dlaczego?

Naprawdę, dlaczego?

Czy to ma być żart?

Masz mnie za żart?

Co w ciebie do cholery wstąpiło Granger? Nie pamiętasz tych wszystkich okropnych rzeczy, które powiedziałem ci w szkole?

Ale zdecydował się na bardziej racjonalną odpowiedź:

– Jasne, – i skinął głową w stronę pustego krzesła naprzeciwko siebie.

Uśmiechnęła się, znowu ten uśmiech, i postawiła torebkę na stole.

– Chcesz coś? Masala chai to mój absolutny faworyt tutaj, zamawiam go codziennie rano. – I to właśnie zamówiła.

Draco pokręcił głową i wskazał na swoją prawie pełną filiżankę.

– Nie, mam już swoją.

To było dziwne, prawda? Hermiona Granger tak po prostu zaproponowała, że ​​przyniesie mu kawę, jakby to nie był żaden problem. Jakby przez lata nie był dla niej okrutnym, odrażającym prześladowcą. Jakby nie była torturowana niemal na śmierć w jego własnym domu. A teraz wracała do ich wspólnego stolika, jakby to była zwykła, naturalna sytuacja.

Hermiona usiadła i dmuchnęła na gorącą herbatę, zanim się napiła. Jednak zamiast sięgnąć po jedną z wielu książek, czy papierów ukrytych w bezdennych czeluściach jej torby, zapytała go:

– Więc, jak ci minął weekend?

Jak mi minął weekend? Jak minął mój pierdolony weekend? Pieprzyć to, jeśli to była jakaś dziwna, alternatywna rzeczywistość, to Draco postanowił po prostu w to brnąć, aż wróci do rzeczywistości. Uświadomił sobie, że musiał trochę zbyt długo milczeć, bo miły uśmiech na twarzy Hermiony zaczynał zamieniać się w wyraz wątpliwości i zmartwienia.

Przepraszam, Granger, ale spędzam tyle czasu w swoim popieprzonym umyśle, że rozmowa z drugim człowiekiem najwyraźniej mi umknęła.

– Eee, w porządku. Trochę polatałem, bo pogoda była taka ładna. – Słodki Salazarze, mówił o cholernej pogodzie.

– O tak, była ładna, prawda? Ja odwiedziłam rodziców i pomogłam mamie postawić ogrodzenie wokół ogrodu. Często musisz podróżować w weekendy? Nie jestem pewna, kiedy przeprowadzasz swoje poszukiwania, skoro quidditch jest teraz poza sezonem.

– Och, eee, tak, zazwyczaj w tygodniu chodzę do biura, żeby rano złożyć raporty, a potem w ciągu dnia pojawiam się na treningach kilku drużyn. Mecze towarzyskie będą w weekendy, ale tylko rano, i zaczną się dopiero za miesiąc.

Po co on o tym wszystkim paplał?

– To musi być fajne, móc tak często podróżować, nawet jeśli tylko lokalnie. Złożyłam wnioski o udział w kilku konferencjach międzynarodowych, ale zobaczymy, które zostaną zatwierdzone przez komisję budżetową. Zdecydowanie nie wydają się być zbyt chętni, żeby wysłać mnie na rozmowy o goblinach w tym roku, ale odniosłam sukcesy podczas różnych dyskusji o istotach morskich, co oznacza kolejną podróż na Morze Śródziemne, prawdopodobnie przyszłą wiosną.

– Nie wiedziałem, że tak często pozwalają ci wyjeżdżać z kraju. Ministerstwo nie rozsypuje się bez twojego geniuszu?

– Tak, a potem wracam i świat znów jest na swoim miejscu, więc nie ma za co, – uśmiechnęła się do niego znad filiżanki.

Hermiona spojrzała na nadgarstek i dopiła herbatę. – Lepiej już pójdę, do zobaczenia jutro Malfoy.

Powiedziała to tak, jakby to było normalne, jakby on był normalny. Draco przeczesał drżącą dłonią swoje platynowe włosy. Prawdopodobnie nadszedł czas, aby omówić to na jego następnej wizycie. Mam to pod kontrolą.

----------------------------

Hermiona znowu mieszała mu rutynę. Teraz poranki zaczynały się od tego, że wchodziła, odgarniała włosy, podchodziła do Draco i pytała: – Mogę się do ciebie na chwilę dosiąść?

Draco zawsze odpowiadał: – Jasne, – i kiwał głową w stronę krzesła.

----------------------------

Marzec 2007

W środę, Draco opuścił swoje biuro tuż przed 11 i przeszedł kilka uliczek dalej w głąb Ulicy Pokątnej. Wszedł do znajomej wypolerowanej kamienicy, a następnie wszedł po schodach do prywatnego gabinetu uzdrowiciela Browninga. Draco zawsze był punktualny, co oznaczało, że czarownica przy recepcji od razu wprowadzała go do gabinetu i nie musiał zawracać sobie głowy jałowymi pogaduszkami.

Draco usiadł na wygodnej skórzanej sofie i przygotował się do comiesięcznej wizyty. Naprzeciwko niego, w skórzanym fotelu z wysokim oparciem, siedziała jedyna osoba na świecie, która wiedziała, jak daleko Draco Malfoy zaszedł w ciągu prawie dziewięciu lat.

Draco otrzymał dwa lata obowiązkowych wizyt u uzdrowiciela jako część wyroku po wojnie. Na początku wizyty odbywały się dwa razy w tygodniu, a pierwsze miesiące były szczególnie trudne.

Teraz, lata później, Draco ograniczył się do comiesięcznych, dobrowolnych, płatnych spotkań. Tylko szef Draco wiedział, gdzie chodził co trzecią środę miesiąca, dokładnie o 11.00. Jednak ludzie z branży quidditcha mieli tak dziwne godziny pracy, korzystając z Fiuu lub aportując się do różnych ośrodków treningowych lub na spotkania z graczami, że nikt inny nie zwracał na to uwagi.

– Dzień dobry, Draco. Jak się miewasz od czasu naszego ostatniego spotkania?

Browning zaczynał każdą sesję od tego pytania. Łysy mężczyzna o przenikliwych, prawie czarnych oczach, lekko powiększonych przez okulary w złotych oprawkach, Draco założyłby się, że miał przynajmniej 60 lat. Był za stary, żeby chodzić do Hogwartu z Lucjuszem. Pióro unosiło się tuż obok fotela uzdrowiciela, ustawione nad pergaminem i gotowe, by zanotować odpowiedź Draco, a raczej, wrażenie Browninga na temat odpowiedzi Draco.

– Eee, chyba w porządku. – Draco nigdy nie czuł, że ma właściwą odpowiedź na to pytanie wstępne. Ach, wiesz, w trochę samobójczym nastroju, ale teraz wydaje się, że wkroczyłem do alternatywnej rzeczywistości, gdzie każdego ranka spotykam się z Hermioną Granger przy kawie, więc myśli o samookaleczeniu zostały na razie odsunięte na dalszy plan.

– Rozumiem. – Skrob, Skrob, zapisało coś pióro. – Czy jest coś, na temat twojego aktualnego stanu emocjonalnego, czym chciałbyś się podzielić.

Draco westchnął. To był schemat, który wykonywali podczas każdej wizyty. Draco wygłaszał ogólne, nieokreślone stwierdzenie o swoich uczuciach, Browning wgryzał się w nie, a pióro skrobało po pergaminie, dopóki Draco nie dał mu szerszego obrazu.

– Cóż, znów miałem koszmary. Skrob, skrob, skrob.

– Co przedstawiały te koszmary?

Draco poruszył się na siedzeniu. On otworzył ranę, może Browning mógłby wyssać truciznę.

– Eee, to co zwykle. Czarny Pan kazał mi torturować ludzi albo on sam torturował ludzi... no i ten gigantyczny wąż... – Draco wzdrygnął się, gdy urwał.

Skrob, skrob.

– A czy brałeś jakieś eliksiry, aby uniknąć koszmarów? – Jego ton był profesjonalny, neutralny. Draco był tu wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że to nie oskarżenie, a prośba o dokładne informacje.

– Nie. Nie brałem. – Browning skinął głową, ale nie zaoferował żadnych pochwał. Draco od lat nie brał Eliksiru Bezsennego Snu. Od czasu do czasu, w naprawdę złe dni, brał Eliksir Uspokajający, ale on nie był uzależniający.

– A jak w pracy?

Żadnego skrobania. Musiał już wyciągnąć wnioski na temat stanu psychicznego Draco. Nie było potrzeby do zapisywania piórem kolejnych kalkulacji.

– Dobrze, jak zwykle.

– Czy twoja matka odzywała się ostatnio?

– Tak, nadal jest w Wiedniu, myślę, że może przedłużyć swój pobyt.

– I co ty o tym sądzisz?

Draco wzruszył ramionami. Jego matka była dorosłą kobietą, która oprócz Draco nie miała nic, co wiązałoby ją z ojczyzną. Mogła robić, co chciała. Poza tym łatwiej było ignorować pasywno-agresywne komentarze Narcyzy na temat braku żony Draco lub jakiegokolwiek poważnego związku, kiedy przychodziły w listach.

– Wszystko w porządku, naprawdę. Myślę, że jest jej łatwiej za granicą.

– A ty co robiłeś w swoim wolnym czasie?

Ach, i oto pytanie za milion galeonów. Browning znał Draco aż za dobrze, a jego opryskliwe odpowiedzi z poprzedniego miesiąca, takie jak „zupełnie nic" i „po prostu wygłupiałem się na miotle", z pewnością zostały zapisane na pergaminie jako „niepokojące".

Cóż, do diabła z tym wszystkim, nie było nikogo innego w jego życiu, z kim mógłby porozmawiać o sytuacji z Granger. W końcu za to płacił Browningowi.

– Właściwie to, w pewnym sensie... odnowiłem kontakt ze starą koleżanką z klasy. – Technicznie wszystko się zgadzało.

– Naprawdę? A gdzie to się stało? – Chociaż nie było to słyszalne w jego głosie, Draco przypuszczał, że Browning był zaskoczony. W końcu jedynym przyjacielem, o którym Draco wspomniał (lub, którego naprawdę miał) był Teodor Nott.

– W tej mugolskiej kawiarni, do której zawsze chodzę. Okazuje się, że ona też przychodzi tam każdego ranka.

– Czy była twoją przyjaciółką w Hogwarcie?

Draco roześmiał się, naprawdę się roześmiał, słysząc jego pytanie. – Merlinie, nie. Jestem pewien, że wprost nienawidziła mojego istnienia.

To były wszystkie szczegóły jakie Browning mógł w tej chwili uzyskać. Ponieważ i tak wiedział już wszystko o Hermionie Granger. Prawdopodobnie miał o niej całe rolki pergaminu, zapisane podczas poprzednich sesji Dracona. Jego pierwsze kilka lat terapii wiązało się z wieloma wyznaniami i żalem, dotyczącymi w szczególności jej. Ale Draco nie zamierzał wracać do tego tematu, nie dzisiaj. Skrob, skrob, skrob. To cholerne pióro.

– A więc, było to nieprzyjemne spotkanie?

– Eee, na początku tak, ale udało nam się trochę porozmawiać. Nie widzieliśmy się od lat, więc myślę, że to był bardziej szok niż cokolwiek innego.

– I te spotkania dalej trwają?

– Tak. Niedawno zaczęła siadać razem ze mną przy stoliku.

– O czym z nią rozmawiasz?

– Draco wzruszył ramionami. – To było tylko kilka spotkań. Trzymaliśmy się tematów zawodowych.

– Jak się czujesz, spędzając z nią czas?

Jak się czuł? Czuł, jakby ledwo się trzymał. Ona, ze wszystkich ludzi, powinna go unikać. Albo na niego nakrzyczeć. Przekląć go. Napluć na niego. Wyjąć różdżkę i zmieść go z powierzchni ziemi. Miażdżące poczucie winy, ulga i dezorientacja naraz. To wszystko czuł kiedy patrzył na Hermionę Granger każdego ranka. A ona zachowywała się tak, jakby to wszystko było takie cholernie normalne!

– Przytłoczony.

----------------------------

Zarówno w czwartek, jak i w piątek rano Hermiona zapytała, czy może usiąść z Draco, a Draco odpowiadał wtedy ,,Oczywiście".

Ale w weekend, sam w swoim dużym wiejskim domu, Draco miał aż nadto czasu, by rozmyślać o tym nowym, dziwnym pokoju z Granger. Na pewno powiedziała o tym Weasleyowi. I Potterowi. Tak, bez wątpienia. Prawdopodobnie świetnie się bawili, śmiejąc się z tego, że Granger codziennie rano pije kawę z samotną, żałosną fretką. Małym fretko-śmierciożercą, który tak boi się niektórych czarodziejskich lokali, że upadł tak nisko, stając się stałym bywalcem w mugolskiej kawiarni.

W poniedziałek Draco miał za sobą nieprzespany weekend i był w raczej parszywym nastroju. A potem przyszła Granger, podchodząc do jego stolika z tym cholernym uśmiechem na twarzy. Odsunęła krzesło naprzeciwko niego i usiadła. Chwila, moment.

– Dzień dobry! – powiedziała radośnie. Wyjęła gazetę, położyła ją na stole, po czym odeszła, żeby zamówić herbatę.

Ale nawet nie zapytała go, czy może z nim dzisiaj usiąść! Po prostu przyszła i rzuciła swoje rzeczy, jakby była właścicielką tego miejsca, zupełnie nie przejmując się tym, co pomyśli Draco! Co za bezczelność z jej strony! Mam to pod kontrolą.

A potem wróciła z parującym kubkiem i usiadła, znów nie zadając sobie nawet trudu zapytania go, co ON sądzi o jej obecności.

– Granger – powiedział powoli. – Co ty, do cholery, robisz?

Spojrzała na niego zdezorientowana. – Przepraszam, co? Co masz na myśli?

Draco prychnął z irytacją. – Co ty tu robisz? Ze mną?

Z przyjemnością zauważył, że na jej policzkach pojawił się lekki rumieniec. Dobrze, miał na nią jakiś wpływ, i nie był teraz jedynym, który czuł się nieswojo.

– Pomyślałam, że, no wiesz... po prostu... Czy chcesz, żebym sobie poszła?

– Nie! – Czy jego odpowiedź musiała być tak szybka i desperacka? Teraz Granger wyglądała na jeszcze bardziej zdezorientowaną.

– Okej, – zaczęła powoli. – Po prostu myślałam, że... nie masz nic przeciwko temu, żebym do ciebie dołączyła. Jeśli zrobiłam coś, co cię uraziło, to ja—

– Nie! Nie o to chodzi! – Przerwał jej, bo dokładnie wiedział, do czego zmierza ta wypowiedź, a gdyby usłyszał te słowa z jej ust, to potrzebowałby conajmniej 14 Eliksirów Uspokajających, żeby przetrwać resztę dnia.

– Więc o co? – Och Merlinie, teraz wyglądała na zaniepokojoną, a jej litość tylko sprawiłaby, że zrobiłoby mu się niedobrze.

– Posłuchaj, chcę tylko wiedzieć... dlaczego w ogóle do mnie podeszłaś? Dlaczego podchodzisz tu każdego ranka? – Miał nadzieję, że nie zabrzmiało to zbyt żałośnie, ale do cholery, musiał to wiedzieć.

Hermiona przyglądała mu się zamyślona, i Draco dostrzegł jak w jej oczach pojawia się zrozumienie. Dokładnie wiedziała, o co pytał.

– Za każdym razem, kiedy na ciebie patrzyłam, widziałam siebie. – Draco zauważył, że jej dłonie ściskały kubek tak mocno, jakby ten przywiązywał ją do stołu. Wzięła głęboki oddech i kontynuowała. – Proszę, nie... proszę, nie obraź się. Wiem, że przeginam. Ale rozpoznałam w tobie bardzo specyficzne spojrzenie, które widziałam tylko wtedy, gdy patrzyłam w lustro.

Zatrzymała się, być może, dając mu szansę, by na nią nakrzyczał, pokłócił się z nią lub po prostu wyszedł, ale Draco czuł, jakby jakaś niewidzialna siła trzymała go tam i za żadne skarby świata nie zamierzał teraz wyjść. Jeśli istniała choćby najmniejsza szansa, że ​​jakaś inna osoba na tej przeklętej planecie mogłaby go zrozumieć, to zamierzał ją wykorzystać. Nawet jeśli tą osobą była Hermiona Granger.

– Nie sądzę, żebym potrafiła to odpowiednio wytłumaczyć. Przychodzę tu każdego ranka, bo daje mi to chociaż krótką chwilę, w której mogę pozostać anonimowa. Nie muszę spełniać wszystkich stawianych wobec mnie oczekiwań. Mogę po prostu być. Nie jestem tu ''najbystrzejszą czarownicą swojego pokolenia'' ani ''mądra przyjaciółką Harry'ego Pottera'', jestem po prostu kobietą, która w drodze do pracy cieszy się swoją poranną herbatą. Ale ostatnio mam wrażenie, że zbytnio polegam na tym uczuciu. Martwię się, że jeśli pozwolę, by ta emocja przejęła kontrolę... jeśli będę jej potrzebować coraz częściej... to co to mówi o życiu, które prowadzę? Więc kiedy ostatnio, ciągle cię tu widywałam, myślałam, że sobie to wyobrażam. Każdego dnia patrzyłam na ciebie, żeby upewnić się, że sobie ciebie nie wymyśliłam. Ponieważ byłeś tak wyraźnym przypomnieniem mojego ukrytego, magicznego życia, które odkładałam na bok co poranek, a twoja obecność wciąż mnie z tego wytrącała. A kiedy na mnie patrzyłeś... czułam, że może jesteś tu z tych samych powodów co ja. Żeby po prostu spokojnie istnieć przez tę małą część dnia. Czy to ma sens?

Miało sens. Dla Draco to miało tak cholernie dużo sensu, że poczuł dziwną mieszankę żalu i euforii przepływającą przez niego. Ale zanim pozwoliłby sobie oddać się tym uczuciom, musiał wiedzieć jeszcze jedną rzecz.

– A co twój mąż myśli o naszych porannych spotkaniach?

Hermiona zmarszczyła brwi w konsternacji. – Kto?

– Twój mąż. Weasley.

– Ron!? – Wydała z siebie raczej niezbyt godne prychnięcie, a potem zaczęła chichotać. Draco nie był pewien, czy zrozumiał żart. Kiedy otrząsnęła się po napadzie śmiechu, udzieliła mu pełnej odpowiedzi.

– Ron i ja nie jesteśmy razem już od wielu lat. Oczywiście, nadal jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, ale nie, Ron i ja nie jesteśmy ani małżeństwem ani parą. Właściwie, to od jakiegoś czasu jest z Padmą Patil, pamiętasz ją?

– Myślę, że tak. Nasz rocznik, Ravenclaw? Czy nie zafundował jej spektakularnie okropnej zabawy na Balu Bożonarodzeniowym w czwartej klasie?

– Och tak, zrobił z siebie głupka kilka razy tamtego wieczoru, – odpowiedziała z uśmieszkiem. – Teraz to właściwie całkiem słodki żart między nimi.

Draco skrzywił się, ale postanowił zachować swoje pogardliwe uwagi o Ronie dla siebie. – Więc powiedz mi, Granger, czy wyszłaś za któregoś z jego wielu braci? Nie było ich tam jeszcze z piętnastu, czekających na swoją kolej?

Hermiona przewróciła oczami. – Nie, i skoro widzę, że zamierzasz mnie wypytywać o to, jak żałośnie niezamężna jestem w moim wieku, oszczędzę ci kłopotu. Jestem obecnie całkowicie wolna.

Draco zbladł. – Och, eee, nie próbowałem się z ciebie naśmiewać... – Świetnie, od razu pomyślała o nim jak najgorzej, ale wyglądała teraz na równie przerażoną co on.

– Och! Po prostu myślałam, że ty... cóż, nieważne, – urwała cichym głosem, a wokół nich zapadła gęsta, niezręczna cisza. Uczciwie było z jej strony zakładać, że jest okropny. W końcu, czy kiedykolwiek zrobił coś, by wzbudzić w niej jakiekolwiek poczucie, że nie zawsze był bezwzględnym tyranem?

Mam to pod kontrolą.

– Cóż, uczciwość wymaga rewanżu*, Granger. Co tydzień dostaję listy od mojej matki, które przypominają mi, że jestem, jak to ujęłaś? Żałośnie nieżonaty w moim wieku. Uwielbia informować mnie, że wciąż nie spłodziłem dziedzica, a także, że najwyraźniej nie staram się nawet osiągnąć sukcesu w budowaniu jakiegokolwiek związku.

To była tylko krótka chwila, ale Draco zauważył jej zdziwienie na jego mały gest pojednania, zanim obdarzyła go niepewnym uśmiechem. – To rzeczywiście brzmi dość wścibsko. Moi rodzice na szczęście nie są tak ciekawi mojego życia miłosnego. Chciałabym móc powiedzieć to samo o Ginny.

Spojrzała na zegarek i zmarszczyła brwi. Czy naprawdę żałowała, że ​​musi go opuścić?
– Muszę już iść. Do zobaczenia jutro? – Skinął głową, a ona wstała, by udać się do pracy.

– Granger, zaczekaj. – Wiedział, że brzmi dziecinnie i desperacko, ale musiał się upewnić.

– To co powiedziałaś... o tym, dlaczego przychodzisz tu ze mną rozmawiać. Właściwie to wyjaśniłaś to dobrze. Chyba po prostu pomyślałem, że możesz...śmiać się ze mnie, – dokończył gorzko, wściekły na siebie za ujawnienie jej swoich lęków.

– Nie, Malfoy. Nigdy bym tego nie zrobiła. – ,,Nawet tobie'', pozostało niewypowiedziane, ale Draco niemal słyszał, jak te słowa opuszczają jej usta.

----------------------------

Starał się nie pić alkoholu w ciągu dni roboczych, ale rozmowa z Hermioną tego ranka sprawiła, że ​​przywołał ognistą whisky, gdy tylko wrócił wieczorem z pracy. Nalał sobie kieliszek i usiadł przed kominkiem w swojej sypialni. Draco kręcił bursztynowym płynem w kryształowym naczyniu, podczas gdy słowa Hermiony wciąż brzmiały mu w głowie.

,,Nie muszę spełniać wszystkich stawianych wobec mnie oczekiwań. Mogę po prostu być ''. Tak Hermiona opisała swoją obecność w kawiarni. I chociaż nie mogli się od siebie bardziej różnić (czystokrwisty i mugolaczka, Slytherin i Gryffindor, wyrzutek i bohaterka), powiedziała, że ​​dostrzega między nimi podobieństwo. Jeśli zignorować szczegóły ich pochodzenia i wyborów, Draco zdał sobie sprawę, że miała rację.

Czyż nie byli oboje tylko dziećmi, obarczonymi zadaniami, przed którymi większość dorosłych by stchórzyła? Być może dzielili nawet kilka wspólnych koszmarów. Oboje przeżyli, wbrew wszelkim przeciwnościom. A po przemyśleniu jej dzisiejszego wyznania, wydawało się, że oboje po prostu robili co mogli, by nie rozpaść się od środka.

A więc jednak nie wyszła za Weasleya. To była z pewnością interesująca informacja. Draco oczywiście zakładał, że od jakiegoś czasu byli nieszczęśliwym małżeństwem, mając ze sobą co najmniej czwórkę dzieci. Ale gdyby naprawdę pomyślał o tym, co wiedział o Granger i przypomniał sobie jej dzisiejsze słowa, to wszystko zaczynało się układać. Cały świat spodziewałby się, że Granger i Weasley to właśnie zrobią. Zastanawiał się, dlaczego ich związek się zakończył, ale wiedział, że nigdy nie mógłby jej o to zapytać.  Hermiona wydawała się całkowicie pogodzona z tym rozstaniem, biorąc pod uwagę jej napad śmiechu.

Draco jednym haustem wypił whisky i stwierdził, że nie ma dziś ochoty na kolację.

----------------------------

Dzień dobry.

– Granger.

Hermiona usiadła naprzeciwko Draco z nieśmiałym uśmiechem, a on stłumił chęć przewrócenia oczami i rzucenia kąśliwego komentarza. Nie było potrzeby tak szybko zachowywać się jak palant.

Wyglądała dziś na zmęczoną. Czy ona też spędziła większość wczorajszej nocy odtwarzając ich rozmowę? On sam wyglądał prawdopodobnie jak chodzący trup.

– Malfoy, co do wczoraj...

Och, Merlinie, no to zaczynamy. Oczywiście, że chciałaby omówić swoje cholerne odczucia dotyczące ich rozmowy.

– Nie Granger, wszystko w porządku, po prostu nie—

– Nie, spójrz Malfoy, chcę, żebyś wiedział, że nie próbowałam—

– Serio Granger, to nie ma znaczenia, po prostu zapomnij o tym, i... do cholery, kogo my próbujemy oszukać? – Nie chciał, żeby jego irytacja była tak widoczna, ale w ciągu minuty zalazła mu za skórę, a jego plan, bycia uprzejmym, legł w gruzach.

– Co masz na myśli?

– Kogo my próbujemy oszukać? Ty i ja, nie jesteśmy... cóż, to po prostu dziwne i nie uważasz, że to naiwne udawać, że jesteśmy po prostu starymi znajomymi ze szkoły, którzy się spotykają? Nigdy nimi nie byliśmy i doskonale o tym wiesz. Jest między nami zbyt dużo złej historii.

Dlaczego, dlaczego, dlaczego to robił? Dlaczego czuł potrzebę rozsadzenia wszystkiego w swoim życiu? Z powodu tego, co zrobiłeś. Z powodu wszystkiego, co zrobiłeś. Zwłaszcza jej.

– Masz rację. – Odpowiedziała cicho. Draco skinął głową ponuro, wiedząc, że cokolwiek te poranki dla niego znaczyły, teraz to już nie ma znaczenia. Granger odejdzie, tak jak powinna, a on pozostanie tutaj. Bezimienną osobą, samą na całym świecie, jedynie z głosami we własnej głowie.

Ale ona nie odeszła. Zamiast tego Hermiona odchrząknęła, odgarnęła część loków z ramienia i wyciągnęła do niego rękę.

– Cześć. Jestem Hermiona Granger.

Draco wpatrywał się w jej wyciągniętą dłoń. Jego spojrzenie przesunęło się w stronę brązowych oczu, ale nie dostrzegł w nich żadnego oszustwa, ani szyderstwa. Granger była pełna ciepła i szczerości. Znów spojrzał na jej dłoń i wszystko, co reprezentowała. Szansę. Czystą kartę. A dla Draco w tamtym momencie, koło ratunkowe.

Chwycił jej wyciągniętą dłoń.

– Draco Malfoy.

----------------------------

* w org. turnabout's fair play.
Niestety nie ma tutaj jednego konkretnego tłumaczenia i w zależności od kontekstu, można to przełożyć na różne sposoby. Sama długo nie mogłam się zdecydować jak to przetłumaczyć, tak aby brzmiało naturalnie po polsku i zachowało ikoniczność z oryginalnego tekstu. Nie jestem usatysfakcjonowana tym co ostatecznie wybrałam, więc jeśli macie pomysły w jaki inny sposób mogłabym przetłumaczyć ten idiom (bo jak wyżej wspomniałam, jest on raczej znaczącym cytatem w tej historii i będzie się jeszcze kilkakrotnie pojawiał), to proszę napiszcie swoje propozycje.

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro