Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

I


Kolejny list ląduje tuż przede mną. Podnoszę głowę do góry, sowa mojej matki zatacza nade mną małe kręgi w oczekiwaniu aż otworzę przesyłkę. Jednak tylko gniotę list ręką i wkładam niedbale do kieszeni, może go przeczytam w dormitorium, może o nim zapomnę, to nie ma znaczenia. 

Siedząca naprzeciw mnie Angelina tylko unosi brew i chyba chce coś powiedzieć, ale nagle Lee Jordan łapie ją za ramię i jej cała uwaga zwraca się ku niemu. Wstaję od stołu. Wielka Sala wciąż jest pełna uczniów ale ja chcę przygotować się już do popołudniowych zajęć. To nudne, ale nie mam lepszych rzeczy do roboty. Dni są dla mnie ciężkie, bo dłużą się niemiłosiernie - przez cały czas tylko czekam aż zapadnie zmrok. Wtedy na korytarzach Hogwartu można odetchnąć, a i przesiadywanie na Wieży Astronomicznej również jest bardziej komfortowe. Jednak te wszystkie wyprawy trzeba później jakoś odespać, więc naliczyło mi się już trochę szlabanów za drzemki na lekcjach, a moje współlokatorki też chyba nie do końca rozumieją jak można cały dzień przeleżeć martwym snem w łóżku. 

Kiedy nastaje noc, czekam cierpliwie aż dziewczyny z pokoju zasną. Potem wymykam się cicho poza Pokój Wspólny Gryffindoru. Wyobrażenie sobie mojej kociej formy przychodzi mi już z łatwością, od ponad pół roku często przybieram tą postać. Wcześniej nie przyszło mi nawet na myśl, że ją polubię. Wieża Astronomiczna jest tej nocy cicha. To ulga bo Krwawy Baron wywołuje u mnie ciarki, a mi wystarczy na dzisiaj. Lekcja z profesorem Snapem też nie należała do najprzyjemniejszych. 

Co prawda nie mogę go winić, podczas jego wykładów po prostu się n i e   z a s y p i a.

 To jest prawie jak wydanie na siebie wyroku śmierci. Mój nowo zdobyty szlaban przypada na najbliższą sobotę. Cudownie.

- Wciąż tutaj jesteś?! - zirytowany głos wyrywa mnie z otępienia. Oho, Draco Malfoy znów jest w świetnej formie. Nie wiem jak zareagować, choć mi też nie do końca podoba się jego obecność, ale decyduję się na zwykłe zignorowanie zaczepki. W końcu on sam pewnie nie oczekuje żadnej reakcji od "głupiego" kota. Blondyn staje z grymasem przy barierce.

- Tylko nie waż się do mnie podchodzić, kreaturo - wskazuje na mnie palcem, a ja wiem, że on wciąż pamięta jak skoczyłam na niego z pazurami. Żałuję, że nikt tego nie widział. 

Dzisiaj sama byłam świadkiem jak on i jego przyboczna kompania ubliżają mugolakom. To, że stoi sobie teraz jak nigdy nic, bez najmniejszych wyrzutów sumienia budzi we mnie wściekłość. Chciałabym, aby też kiedyś doświadczył upokorzenia. Już od dobrych parę nastu minut jest zapatrzony w rozciągający się przed nami widok. Nie odrywa wzroku nawet na moment, a kiedy jego twarz pozostaje w spokojnym bezruchu można by nawet pomyśleć, że wcale nie jest wrednym Ślizgonem. Jednak jest ładny tylko dopóki się nie odezwie. Nagle gwałtownie bierze oddech i obraca się w stronę wyjścia, rzuca mi ostatnie spojrzenie. Rozluźniam się gdy wychodzi, nie przyszłam tu, aby siedzieć w jego towarzystwie.

 ~~*~~

Przez następne parę dni widywałam go tylko na lekcjach, dopiero tej nocy znów pojawił się na Wieży. I tym razem wygląda jakby coś go dręczyło, choć nadal nie szczędzi mi słów. 

- Ty przeklęty...! - klnie łapiąc się za rozdarty rękaw. To było moje kolejne ostrzeżenie. Niech sobie nie myśli, że będę biernie słuchać jego oszczerstw. Nagle zrywa się z rękoma wyciągniętymi w moją stronę. - Módl się żebym cię nie dopadł!

Nie spodziewałam się tego, ale dzięki instynktowi zwinnie umykam w bok, a twarz Malfoya robi się coraz bardziej czerwona. Jest wściekły, a to, niezwykle mnie bawi.

~~*~~

Tego tygodnia przychodzi dość często. Zaczynam przypuszczać, że ma problemy ze snem, choć pod jego oczami ani razu nie zauważyłam worów, ani innych objawów zmęczenia. Bardzo dziwnie ogląda się jego twarz gdy przychodzi na Wieżę. Nocą zupełnie nie przypomina Malfoya, którego codziennie widzę na korytarzach. Tamten nigdy nie wygląda tak melancholijnie, ani nie przypomina tak mocno zwykłego człowieka. Oboje jesteśmy na szóstym roku i choć zaczął się dopiero parę tygodni temu, to zauważyłam, że Ślizgon mocno przycichł. Nigdy nie zwracałam na niego uwagi, mimo to nietrudno było to odczuć. Zastanawia mnie tylko, co mu chodzi po głowie.

~~*~~

- Wingardium Leviosa - po głosie słyszę, że Malfoy jest już naprawdę wściekły. 

Przez ostatnie dwa tygodnie dogryzaliśmy sobie jak mogliśmy, ale chyba właśnie w tym momencie stracił cierpliwość. Wiem, że przychodził na Wieżę aby pobyć w samotności, móc pomyśleć, odciąć się od rzeczywistości. Ja tak samo. Dlatego żadne z nas nie tolerowało irytującej obecności drugiego. Było mi dobrze dopóki nie zaczął przychodzić. Wieża Astronomiczna od zawsze była moim miejscem, nie jego. 

Czuję jak moje łapy odrywają się do ziemi. Staram się nie panikować, ale Malfoy miota mną na prawo i lewo, a ja zaczynam czuć mdłości. Nie rozumiem jak można tak się znęcać nad mniejszą od siebie istotą. Co prawda ostatnimi czasy nie szczędziłam na niego swoich pazurów, ale nie mogę powiedzieć, że nie zasłużył. Opadam gwałtownie na podłogę, to bzdura, że koty zawsze spadają na cztery łapy, albo to ja jestem wyjątkowo nieudolna.

 - Następnym razem wylądujesz za barierką - syczy, jego stalowe oczy błyszczą niebezpiecznie. Popołudniowy posiłek podchodzi mi do gardła, nadal czuję nieznośne bujanie, a do tego kręci mi się w głowie. Mam ochotę zedrzeć zwycięski uśmiech z twarzy chłopaka, a najlepiej mocno go przy tym poharatać. Zamienił moje nocne wyprawy z piekło, więc ja nie zamierzam być mu dłużna. Wygląda na to, że nam obu nie uda się tu zaznać upragnionego spokoju.


~~*~~

Obserwuję go podczas śniadania. 

Nigdy nie zwracał mojej uwagi, był mi obojętny, znałam go z tego co mówili ludzie. Czasami też sama widziałam jakim był człowiekiem. Miał bardzo brzydki charakter. Dopiero jego obecność co parę nocy, na Wieży sprawiło, że naszła mnie ochota aby na niego spojrzeć za dnia. Może oczekiwałam, że dostrzegę coś niezwykłego, coś, czego wcześniej nie widziałam? Jednak wygląda po prostu zwyczajnie, więc szybko się nudzę i kończę jeść kanapkę. Jest sobota, a to oznacza, że mogę spać dowoli, nie zamierzam marnować takiej okazji. W dormitorium jest tylko Hermiona Granger, o dziwo, bo zwykle nie przesiaduje tu dużo czasu. Dzielimy pokój jeszcze z Parvati Patil, ale jej nigdzie nie widzę. Rzucam się bezwiednie na łóżko i zakopuję pod kołdrą, nie ma lepszego uczucia niż położenie głowy na miękkiej poduszce.

- Thereso - słyszę cichy głos Hermiony. - Przyszedł do ciebie list, leży na biurku.

Zaciskam mocniej oczy.

- Wyrzuć go, proszę.

- Na pewno nie chcesz go przeczytać?

- Na pewno.

Widzę kątem oka jak dziewczyna wzrusza ramionami, a biała koperta ląduje w koszu. Nareszcie mogę odpocząć. 

Sobotnia noc jest zimna, właśnie zaczął się październik i nawet moje grube futro jako kot nie daje mi tyle ciepła ile bym chciała. Mam nadzieję, że tej nocy nie spotkam Malfoya, chociaż tylko czekam, aby odegrać się na nim, za jego ostatni wybryk. Jestem zdziwiona kiedy widzę, że pojawia się na Wieży Astronomicznej przede mną. Bawi się różdżką w dłoniach i siedzi oparty o ścianę. Wydaje mi się, że mnie nie widzi dopóki nie mówi:

- Wiesz co? Masz szczęście, że jesteś tylko głupim kotem 

.Nie wierzę, że znów zaczyna. Ostatnie parę tygodni dokuczania sobie nawzajem mocno podniosło mi ciśnienie, czy choć raz nie mógł siedzieć cicho? Jednak o dziwo nie odzywa się już więcej. 

Siedzi nieruchomo, aż do wschodu słońca. Dziwne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro