Przyłapani
Spotkali się w umówionym miejscu. Korytarz dość szeroki z jednej strony osłonięty ciężką kotarą, a z drugiej przecinany wąskimi oknami. Kadar chwycił za rękę drugiego nowicjusza, który już został zgłoszony do nominacji na stopień asasyna. Jego intensywnie niebieskie oczy lśniły radością i pożądaniem. Pociągnął za sobą. Weszli za kotarę do niedużego pomieszczenia skąpanego w późno popołudniowym słońcu. Było tam mnóstwo poduszek, dwie, może trzy fajki wodne i łóżko. Kadar pociągnął go w stronę łóżka. Nowicjusz spojrzał na niego złotymi oczami, które lśniły równie mocno.
- Co jeśli ktoś nas tu zauważy? Powinniśmy iść tam...
- Nie zauważy. Po kolacji nikt tu już nie przychodzi.- przerwał mu.
Złotooki chciał zaprotestować, ale Kadar stłumił jego słowa pocałunkiem. Niecierpliwymi palcami rozpinał jego pas, rozsupływał szarfę i węzełki przy jego koszuli. Złotooki nie miał sił się dłużej opierać, więc zaczął zrzucać z niebieskookiego pas, szarfę i koszulę. Kadar pchnął go lekko. Złotooki upadł na miękkie łóżko. Podsunął się bliżej wezgłowia z szelmowskim uśmieszkiem. Kadar zaśmiał się i wskoczył na łóżko. Szybko wdrapał się na złotookiego i przygniótł go swym ciężarem. Ten nie opierał się. Wręcz poddawał chłopakowi siedzącemu mu na brzuchu okrakiem. Kadar chwycił go za ręce i położył je nad głową. Nie puszczając go nachylił się nad nim i pocałował drapieżnie. Złotooki mruknął tylko przeciągle lekko rozchylając wargi i pozwalając kadarowemu językowi badać swoje wnętrze. Kadar zachęcony tym i uradowany wykorzystał to, by pogłębiać pocałunek, niemal badając złotookiemu migdałki. Oderwał się od niego tyko po to, by zaczerpnąć oddechu. Spojrzał na leżącego roznamiętnionym wzrokiem. Wiercił się chwilę smyrając jego krocze tyłeczkiem. Czując jak robi się sztywniejszy wyszczerzył się w uśmiechu i ponowił pocałunki. Najpierw w usta ,a potem w szyję, barki i pierś. Tu zatrzymał się na dłużej. Obcałowywał ją całą przy akompaniamencie pomruków rozkoszy. Rozkręcał się. Zobaczył, że jego sutek zrobił się sterczący. Najpierw liznął go. Potem zaczął go ssać i lekko przygryzać. Złotooki wił się pod nim z rozkoszy. Mruczał i pojękiwał czując jak fale przyjemności zalewają mu umysł. Kadar rumieniąc się, ale i rozzuchwalając zaczął powoli schodzić coraz niżej.
W końcu musiał się zsunąć niemal do kolan leżącego aby dostać się do niżej położonych miejsc, których jeszcze nie całował. Tak doszedł aż do spodni. Zatrzymał się. Uniósł i spojrzał pytająco na leżącego. Jego złote oczy lśniły podnieceniem. Dłonie zaciskały się na pościeli.
Tymczasem korytarzem szedł szybkim, pewnym krokiem inny nowicjusz niosąc pod pachą kilka zwiniętych w rulon map. Mijał właśnie pokoje za kotarą, kiedy usłyszał zduszone, niepokojące jęki. Zastanawiał się co to za dźwięki. Zwolnił i zaczął nasłuchiwać. A może to jakiś brat jest chory, albo ranny i potrzebuje pomocy?
Kadar znów spojrzał niżej na nieznane, nieodkryte jeszcze tereny. Chciał je poznać. Chciał iść dalej. Chciał tego. I to bardzo. Lekko drżącymi, ale pewnymi dłońmi zaczął ściągać spodnie z chłopaka. Zsunął je odrobinę jeszcze. Złotooki mruknął ostrzegawczo. Kadar jeszcze go nie widział, ale czuł, że jest już blisko. Bardzo blisko. Jęknął na samą myśl i znów rozpoczął całowanie nowych miejsc na ciele złotookiego swymi gorącymi ustami. Złotooki czując to przygrywał wargi i pojękując sporadycznie wił się z rozkoszy. Usta Kadara były takie gorące i wilgotne, takie miękkie i przyjemne, takie... pełne rozkoszy. Chciał więcej. Chciał poczuć je wszędzie. Czuł jak mu sztywnieje, kiedy usta Kadara znajdowały się coraz bliżej jego męskości. Kadar szybko tam zmierzał. Złotooki chciał poczuć usta Kadara też dalej, zanim tam dotrze. Położył mu dłoń na głowie chcąc go nakierować, ale fale rozkoszy skutecznie go osłabiały i rozpraszały.
- Nn... nie Kadar... nn-nie tam....
- Dlaczego? Będzie fajnie. Zobaczysz.- powiedział Kadar szczerząc się.
Pochylił się znowu. Zsunął trochę więcej spodni złotookiego i zaczął go tam całować.
Kroki zatrzymały się.
- Kadar? Nie. To nie możliwe. Ilu jest w twierdzy o takim imieniu? To na pewno nie mój brat.
Rozmyślał tajemniczy właściciel kroków. Usłyszał jak ktoś głośno wciąga powietrze.
- Nn... nie tam... nnie tam... ummm...
- Jeszcze tu. I tu. I tu.- mówił głos łudząco podobny do brata intruza.
Na same dźwięki zaczerwienił się lekko. Przekroczył kotarę. Na łóżku w blasku zachodzącego słońca ujrzał dwóch nowicjuszy. Głównie to widział wypięty tyłek jednego z nich. Podszedł bliżej. Teraz widział lepiej. Starszy nowicjusz leży na łóżku. Jedną ręka jakby odpycha głowę tego drugiego, a drugą zaciska na pościeli. Głowę ma odwróconą, oczy mocno zaciśnięte, a usta wykrzywione w nieodgadnionym grymasie. Nie widział dokładnie, co robi ten drugi. Ale jest tak nisko, że może. Może...
- Kadar...
- Taak?
- Ktoś... tu chyba jednak... jest.
- Skąd wiesz?
- Czuję to.
Kadar odwrócił się. Zaskoczenie odmalowało się na twarzach obu.
- Bracie? Co tu robisz?
- Mapy... a ty? Co ty robisz? Dlaczego jesteś prawie nagi?
- Mapy? O tej porze? Przecież nic już na nich nie będzie widać. Szpiegujesz mnie!
- Nie zmieniaj tematu. Co ty tu robisz i to z nim?- warknął zły, że braciszek go ubiegł.
- Chcesz się przyłączyć, Maliku?- zapytał złotooki.
Malik zarumienił się na tą propozycję. Młodszy o rok nowicjusz, który przed nim ma dostąpić zaszczytu bycia asasynem figlował właśnie z jego bratem i bez krępacji zaprasza też jego. Nie. Tak być nie może. Przyjął poważną minę i groźne spojrzenie.
- Kadar. Wracamy do domu. – udawał, że całkowicie ignoruje złotookiego nowicjusza.
- Nigdzie nie idę. Tu mi dobrze. Porozmawiajmy braciszku?
Malik chwycił półnagiego brata za rękę i ściągnął z łóżka. Niebieskooki nie szarpał się, ale pojękiwał boleśnie. Odeszli na koniec pomieszczenia. Rozmawiali ściszonymi głosami. Złotookiego opuściło podniecenie i poczuł ogarniającą go senność. Słyszał ciche głosy, gdzieś na końcu Sali, ale zmęczenie i senność opadała na niego jak gasnące promienie zachodzącego słońca. Przymknął oczy obiecując sobie, że to tylko na chwilę dopóki Kadar nie wróci. Nawet się nie spostrzegł, kiedy zapadł w sen.
W tym czasie bracia właśnie kończyli swoją rozmowę.
- Nie będę się dłużej z tobą kłócić. Powiem o wszystkim ojcu.
- Ja też. Wszystkiego mi zabraniasz. Wracam do mojego chłopaka.
Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę łóżka, na którym spal złotooki. Malik zastanawiał się, kiedy to jego brat zrobił się taki buntowniczy? Westchnął ciężko. Wybrał sobie zły wzór do naśladowania.
Wyszedł i podążył do domu, gdzie ojciec pewnie zaczął się już martwić, gdzie się podziewają. Nie będzie zadowolony z takiego obrotu sprawy. Jednak czy powinien powiedzieć ojcu, gdzie nowicjusze przebywają? A co jeśli pójdzie po ojca złotookiego? Kadar co najwyżej klapsa i kazanie dostanie, ale ten drugi? Zapewne dostanie takie lanie, że znowu przez tydzień będzie chodził posiniaczony i udawał twardego. Trochę mu żal go było. Tak rozmyślając dotarł do niedużego domku, w którym mieszkał z rodziną. Stanął przed drzwiami z już ułożonym planem działania w głowie. Odetchnął i wszedł. Zamknął za sobą drzwi i skierował się w głąb domu. Z prawej strony skrzypnęły drzwi i ze swego gabinetu ze świecą w ręku pojawił się Faheem. Malik momentalnie zatrzymał się w miejscu.
- Późno wróciłeś Maliku. Miałeś problem ze znalezieniem map?
- Nie tak wielki, ojcze.
- A gdzie twój brat? Nie powinien być z tobą?
- Wybacz ojcze, ale nie mogłem go zmusić do powrotu do domu.
- Gdzie jest Kadar? Co się stało?
- Został w twierdzy. Razem z innym nowicjuszem.- to mówiąc zarumienił się na samo wspomnienie.
- Jak to z innym nowicjuszem? Co oni tam robią? Trenują?
- Nie wiem, ojcze. Ja... ja zastałem ich półnagich, w łóżku.
- W łóżku? Kadar był w łóżku z innym nowicjuszem? Z którym? Co oni tam razem robili?
- Tak, ojcze, w łóżku. Siedział okrakiem na tym drugim. Znaczy się na... ale nie powiesz tego jego ojcu?
- Chyba już się domyślam, z którym. Co robili?
- Nie wiem. Jak wszedłem, to przerwali. Jednak dochodziły stamtąd dziwne odgłosy i jęki. Nie mam pojęcia, co Kadar mu robił, ale chyba się im to podobało...
- Widzę, że będę musiał porozmawiać z Kadarem na ten temat. Złóż mapy i idź spać.
- Dobrze, ojcze.
Malik poszedł do pokoju, który zajmował wraz z bratem i zaczął się szykować do snu. Faheem przybrał dziwny wyraz twarzy, który mógł być uśmieszkiem. Wrócił do gabinetu i zamknął drzwi. Zgasił świece. Upewnił się, że żona i syn śpią i dopiero wtedy wyślizgnął się oknem.
W tym czasie Kadar dotarł do łóżka. Wszedł na nie i już miał coś powiedzieć, kiedy zobaczył, że złotooki już śpi. Westchnął zły na brata, że przerwał w takim momencie i nie dał dokończyć. A mogło być tak przyjemnie. Nie chciał budzić śpiącego. Wiedział, że to nie jest dobry pomysł. Okrył go kocem i wpatrywał się w niego. Pełny księżyc zalewał pokój delikatnym światłem oświetlając śpiącego i nadając mu niesamowitego uroku. Od samego patrzenia Kadar czuł rosnące podniecenie i pożądanie. Nachylił się nad śpiącym i pocałował go najpierw w policzek, potem w oko i nos. Uderzały w niego fale gorąca, przez które dostawał ciarek nie tylko na plecach. Szturchnął śpiącego nosem w policzek. Ten tylko mruknął sennie, ale nie otworzył oczu. Kadar czuł przygniatającą go desperację. Dotknął ustami warg śpiącego i zaczął powoli go całować. Śpiący mruknął przeciągle i poruszył się niespokojnie. Kadar nie zamierzał sobie tym przerywać, zwłaszcza, że nie powodowało to pobudki.
Śpiący obrócił się na bok, tyłem do Kadara i spał dalej. Przerwany pocałunek spowodował, że Kadar oparł się plecami o ścianę i nie mógł złapać oddechu. Ręką zasłonił sobie usta, by nie przeszkadzać śpiącemu. Nerwowo rozejrzał się wokół. Było tak cicho, że słyszał szalone bicie własnego serca i cichy oddech śpiącego chłopaka obok. Jęknął sobie w dłoń. Jego męskość bolała. Nic nie mógł poradzić na to, że śpiący obok nawet teraz tak niezdrowo go podniecał. Krzywiąc się i przygryzając dolną wargę ściągnął spodnie. Jego penis niemal wyskoczył. Był już prawie sztywny. Kadar pragnął aby złotooki go tam dotykał, ale ten spał w najlepsze. Zrezygnowały wziął go w prawą rękę i zaczął się powoli masturbować przez cały czas patrząc na śpiącego. Po chwili śpiący mruknął coś pod nosem i obrócił się w drugą stronę, twarzą do Kadara. Ciałem niebieskookiego wstrząsnął dreszcz rozkoszy. Nie chciał jeszcze dojść. Patrzył na twarz śpiącego i mimowolnie coraz szybciej poruszał dłonią po penisie. Kolejne fale przyjemności rozchodziły się po jego ciele. Zaciskał zęby, żeby nie jęczeć zbyt głośno, ale to było silniejsze od niego. Dyszał ciężko i szybko. Jego ciałem wstrząsały dreszcze. Zacisnął oczy i usta a ciało wygięło się w łuk. Fontanna spermy wytrysnęła i opadła na Kadarową pierś i brzuch. Trwał tak jeszcze chwilę z zaciśniętymi oczami zaciskając dłonie na pościeli. Było mu tak dobrze i gorąco. Nie chciał otwierać oczu. Jeszcze chwilę. Chwilę.
Złotooki znów się poruszył i zmienił pozycję. Leżał teraz na plecach.
Kadar spłoszył się. Nagle zamrugał gwałtownie oczami. Nie może przecież tak zasnąć. Zaczerwienił się mocno i spojrzał na swoją pierś, brzuch i krocze. Wszystko w zasychającej spermie. Jego własnej.
- Ech, gdyby to była sperma złotookiego....westchnął gorzko
Szybko, kawałkiem spływającego z łóżka prześcieradła, wytarł się. Schował miękkiego już penisa do spodni i wślizgnął się pod koc. Objął złotookiego i położywszy mu głowę na piersi zamknął oczy. Chociaż tyle. Zasnął na złotookim z rozkosznym uśmiechem na ustach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro