Kąpiel namiętności
Omar nie ruszając się nawet dal mu chwilę, a potem zapytał cicho.
- O czym myślisz?
Faheem zamarł w bezruchu, a po krótkiej chwili zaśmiał się.
- Chyba nawet moja żona nie zna mnie tak dobrze jak ty.
- Taaak?- przekornie przeciągnął słowo.
- Takiego właśnie cię lubię.- rzucił wesoło.
Obaj czuli się w tej chwili jakby czas się cofnął. Jakby znów byli tymi młodymi, beztroskimi chłopakami, którzy myśleli tylko o misjach i fantazjach erotycznych, których jeszcze nie próbowali. Omar uśmiechnął się. Ostatnio coraz rzadziej mu się to zdarzało. Czuł jakby cały ciężar, który go tak przytłaczał gdzieś zniknął. W ramionach Faheema czuł się taki wolny i kochany. Samotność i tęsknoty były tylko bladym cieniem przeszłości. W tej chwili nic więcej się nie liczyło. Nic więcej nie istniało. Byli tylko oni dwaj i ich grzeszne rozkosze.
- Jak zawsze byłeś cudowny.- mruknął Faheem przerywając senną ciszę.
- Ty też. Wiesz jak bardzo uwielbiam twój tyłeczek.
- Następnym razem nie bądź dla mnie taki brutalny, co?
- Wybacz, Faheem. Nie chciałem sprawić ci bólu.
- Głupek.- powiedział znów gładząc go po krótkich włosach. – Co teraz?
- Może przydałaby się nam kąpiel? Chyba, że masz ochotę na drugą rundkę.
- Mmm... kusząca propozycja. Może chodźmy do tej twojej łazienki.
Omar mruknął leniwie i ześlizgnął się z kochanka wychodząc z niego. Faheem jęknął, kiedy poczuł jak z niego wychodzi. Patrzył na Omara lśniącym wzrokiem. Wręcz pożerał te rzeźbione kształty. Jego mięśnie wciąż były tak pięknie zarysowane jakby upływ czasu go omijał. Tylko więcej blizn się pojawiło od tamtego czasu. Omar popatrzył na niego i zachęcił gestem, by poszedł za nim. Faheem wstał i zrobił krok. Poczuł jak omarowa sperma zaczęła z niego wypływać. Jak pośladki zapiekły. Skrzywił się. Czyżby zdążył już zapomnieć jak to jest? Omar odwrócił się i zobaczył rumieniącego się i krzywiącego kochanka. Spojrzał trochę niżej i zobaczył lśniącą strużkę spływającą mu po udach. Uśmiechnął się.
- Niczym się nie przejmuj. Później się sprzątnie, albo wyschnie.
- Dobrze, że jesteśmy tu sami. – powiedział i ruszył za Omarem.
Nie mieli daleko. Wyszli z sypialni i przeszli na drugą stronę korytarza. Omar otworzył drzwi i zachęcił Faheema do wejścia. Weszli Omar zamknął drzwi i pozapalał grube niskie świece. Ciemności ustąpiły ciepłemu półmrokowi. Rozpalił ogień w palenisku i zrobiło się jeszcze odrobinę jaśniej. Nad paleniskiem zawiesił kocioł zimnej wody. Faheem stanął za ni i objął go jedną ręką a drugą powędrował między jego pośladki. Omar westchnął.
- Może nie nad paleniskiem?
Faheem puścił go i odsunął się. Wciąż czuł jak z niego wycieka. Zapragnął znaleźć się w Omarze i dostarczyć mu jak najwięcej przyjemności. Woda i tak długo będzie się ogrzewać. Omar tymczasem przygotował wszystko do kąpieli. Odciągnął kochanka od paleniska i pocałował namiętnie w usta. Faheem nie zastanawiał się długo nad oddaniem pocałunku.
- Odwróć się.- zakomenderował.
- Po co?
- Zobaczysz.
Omar odwrócił się a Faheem od razu przystąpił do rzeczy. Pochylił lekko kochanka i wsunął mu palec w dziurkę. Powoli zaczął nim poruszać czując jak ta zaciska mu się na palcu. Omar obejrzał się do tyłu.
Na twarzy Faheema było zaaferowanie i żądza. Westchnął tylko i stanął w szerszym rozkroku. Czarnowłosy odczytał to jako przyzwolenie i po chwili włożył drugi palec, by już zacząć go rozciągać.
Rozciągał go z niezwykłą wprawą jakby nigdy nie przestali tego robić. Kiedy uznał, że dziureczka jest już gotowa lewą ręką objął Omara. Przyciągnął go do siebie. Swoją lewą stopę postawił od zewnętrznej lewej nogi Omara. Ten spojrzał na niego pytająco, ale Faheem tylko się podstępnie uśmiechnął. Szybkim, dość gwałtownym ruchem podniósł prawą nogę Omara i zarzucił sobie na lewy bark. W miejsce jego nogi postawił swoją prawą. Omar tylko stęknął, bo niezbyt podobała mu się ta pozycja. Faheem zaczął powoli wchodzić w kochanka lekko poruszając biodrami. Szybko znalazł się w środku i wszedł od razu głęboko. Omar jęknął przeciągle i poruszył się szukając wygodniejszej pozycji. Czuł jak gorący, twardy i pulsujący penis Faheema ociera mu się o prostatę i drażni wnętrze.
Czarnowłosy upajał się każdym ruchem. Dodatkowo podniecały go rzadkie, niskie jęki Omara.
Prawą ręką sięgnął do jego krocza. Chwycił jego członka i powoli zaczął go masturbować.
- Fa- aaheem... nn...
- Co się dzieje?
- Zo-zostaw... za-zaraz do-dojdę...
- Mmm... poczekaj chwilę na mnie.
- To... to... pu-puść...
Faheem jeszcze chwilę go masturbował, ale poczuł, że kochanek faktycznie może dojść już. Puścił jego penisa, ale za to położył mu dłoń na piersi. Starał się poruszać szybciej, ale tak , by nie przewrócić kochanka, który niechybnie pociągnąłby go za sobą, co w tej pozycji groziło poważnymi urazami ciała. To wszystko podniecało Faheema jeszcze bardziej. Wbił się w dziureczkę Omara aż do samego końca i doszedł w nim z głośnym jękiem rozkoszy. Omar również doszedł sekundę później mocno marszcząc brwi i zaciskając szczęki. Trwali tak w bezruchu jak posąg zdeprawowanego artysty, nasycając się rozkoszą. Faheem wyszedł z niego i powoli zdjął mu nogę ze swojego barku.
- Woda.- jęknął Omar stojąc niepewnie.
- Pozwól, że ja się tym zajmę.- Faheem wypuścił go z objęć i podszedł do paleniska. Wokół uchwytu kotła owinął grubą ścierkę i zdjął wrzącą wodę z ognia. Przeniósł kocioł do balii i wylał do niej całą wodę. Kłęby pary szybko uniosły się nad balię. Czarnowłosy odstawił gorący kocioł. Gdzieś zza powstałej mgły odezwał się głos Omara.
- Weź ten mniejszy i dolej zimnej.
Faheem stal chwilę w bezruchu. Uśmiechnął się do swoich myśli i wziął mniejszy kociołek z zimną wodą. Podszedł do balii, ale nie było przy niej Omara. Wlał wodę do balii i poszedł odstawić i ten kociołek. Już miał się odwrócić, kiedy poczuł delikatną woń kwiatów z południowych krain. Tutaj było dla nich trochę za zimno jednak. Uśmiechnął się i podszedł do balii. Omar właśnie skończył.
- Woda już jest dobra do kąpieli.- powiedział zachęcająco.- Olejek z lavanduli?- zapytał
- Tak. Zgadłeś. Odpręża ciało i umysł.- To mówiąc wszedł do balii.
Usiadł lekko podkurczając nogi. Faheem wciąż się uśmiechając dołączył. Usiadł szeroko rozchylając nogi. Wyprostował je. Stopami ocierał się o biodra Omara. Ten lekko rozchylił własne i nieznacznie je wyprostował stopami sięgając niemal do pachwiny Faheema.
Przymrużył oczy i rozkoszował się ciepłą, aromatyczną kąpielą. Faheem opierając się o ściankę balii siedział w milczeniu przyglądając się kochankowi. Ten zapach wcale go nie koił, nie uspokajał. Był zbyt pobudzony. Niedawne uniesienia wciąż go pobudzały i podsycały żądzę ciała siedzącego naprzeciw mężczyzny, który tak uroczo wyglądał z tymi przymkniętymi, lśniącymi oczami i zmysłowo rozchylonymi ustami. Faheem czuł, że znów wzbiera w nim takie pożądanie, że aż mu sztywnieje. Poruszył się wzbudzając fale w balii. Przysunął się bliżej. Omar otworzył oczy i spojrzał na niego pytająco. Czarnowłosy w odpowiedzi przyssał się do jego ust. Mężczyzna pozwolił mu na to lekko rozchylając wargi, ale nic więcej nie zrobił. Ciepła i aromatyczna kąpiel rozleniwiała go.
Faheem oderwał się wreszcie od niego łapiąc oddech. Usiadł mu na nogach. Oplótł go nogami i poruszył tyłeczkiem. Poczuł drgnięcie Omarowego penisa i uśmiechnął się dość lubieżnie.
- Umyj mnie.- usłyszał cichy, lekko chrapliwy głos Omara.
- Jak rozkażesz, sayidi*. – Faheem wyszczerzył się w uśmiechu.
Powolnymi ruchami zaczął ochlapywać mężczyznę jeszcze ciepłą wodą. Sięgnął za balię i wziął do ręki mydło. Ogrzał je trochę w dłoniach. Przyłożył je do piersi mężczyzny i zaczął go mydlić.
- przesuń się trochę do środka. Umyję ci plecy, sayidi.
Omar posłusznie przesunął się robiąc mu sporo miejsca. Faheem uklęknął za nim. Mydlił mu plecy powolnymi ruchami. Potem ramiona i pachy i boki.
- Wstań.- zakomenderował lekko drżącym głosem.
Omar jakby wahał się chwilę. Wstał jednak. Ociekał wodą a piana z pleców i piersi powoli zaczęła spływać w dół. Faheem aż jęknął z zachwytu. Tuż przed jego twarzą pojawił się piękny kształtny tyłeczek. Przygryzł dolną wargę i drążącą z podniecenia dłonią dotknął go. Pogładził. Lekko rozszerzył mu nogi. Zaczął go mydlić powolnymi pełnymi namiętności ruchami. Och. Ileż by dał żeby znów się tam znaleźć. Chociaż tylko językiem, albo palcem. Jednak nie teraz. Może później. Teraz musiał się zadowolić samym dotykiem. Może później. Zszedł niżej. Mydlił mu nogi.
- Chodź tu. – usłyszał.
Nie wypuszczając mydła z ręki stanął przed Omarem. Ten bez słowa wziął mydło z jego ręki. Zaczął go mydlić. W jego oczach nie było takiego pożądania. Faheem zastanawiał się czy Omar już się nasycił czy zdołał już do takiej perfekcji opanować ukrywanie swoich prawdziwych emocji, że nawet w takiej sytuacji jego oczy nie zdradzały kompletnie nic.
- Odwróć się.
Posłusznie się obrócił. Czuł jak Omarowe ręce myją mu plecy. Zadrżał, kiedy poczuł je na swoim tyłku.
Jednak one powoli, jakby niechętnie zeszły niżej myjąc mu nogi.
Swawolnie odwrócił się nie dając mężczyźnie dokończyć. Ten spojrzał na niego z przykucnięcia.
- Wypłukać możesz się sam.- powiedział takim opanowanym głosem.
Faheem dostrzegł ,że przez bardzo krótką chwilę Omar przygryzł dolną wargę, ale szybko się opanował i usiadł. Odłożył mydło i zaczął się spłukiwać. Jednak nie nasycił się. Chyba po prostu nie chce nalegać. Te parę lat u boku kobiety trochę go zmieniło i złagodniał w tych sprawach. Nie brał kiedy chciał, mimo sprzeciwów drugiej strony, czy bez wyraźnego zezwolenia. Szkoda, że w stosunku do syna był taki jak zwykle jeśli chodziło o innych ludzi. Nie wszystko jednak stracone. Może da się to naprawić. Zrobi to przez porównanie. I tu wykorzysta to, co łączy ich synów. Musi tylko dowiedzieć się więcej na ten temat, a Kadar na pewno wszystko mu opowie. Uśmiechnął się podstępnie i zaczął również opłukiwać się z mydlin.
- Co ty tam knujesz pod nosem?- zapytał Omar wychodząc z balii.
- Ja? Nic.- Faheem udawał niewiniątko opłukując się i spuszczając wzrok, żeby Omar nie widział jego twarzy i oczu. Kiedy podniósł głowę przed twarzą zobaczył biały, miękki ręcznik. Wstał. Ręcznik owinął mu się wokół bioder. Wyszedł z balii i spojrzał na stojącego obok mężczyznę owiniętego podobnym ręcznikiem. Podszedł bliżej i pocałował go w usta. Objął go. Mężczyzna pachniał lavandulą. Czarnowłosy zaskoczony odkrył, że dopiero teraz ten zapach zmieszany z zapachem kochanka zaczął go koić i uspakajać. Mruknął pocierając szorstkim od zarostu policzkiem po gładkiej skórze piersi Omara. Ten objął go i cichym zaskakująco łagodnym głosem zapytał.
- To, co wracamy do łóżka?
- Tak. Do rana jeszcze trochę czasu zostało.
Omar odsunął się od czarnowłosego ruszył nieśpiesznie do sypialni. Za nim poczłapał Faheem przecierając oczy, które zaczęły robić się dziwnie senne. To całe podniecenie jakby zostało w balii.
Wychodząc z łazienki zamknął drzwi i podążył do sypialni. Chciał zamknąć i od sypialni, ale silne ramię pociągnęło go niecierpliwie w stronę łóżka. Faheem zostawi drzwi w spokoju. W końcu i tak są sami w tym domu. W domu Omara. Jego Omara.
Stanął przed łóżkiem. Poczuł gwałtowne szarpnięcie. Spojrzał w dół. To Omar zerwał z niego ręcznik.
Podniósł pytający wzrok na równie nagiego kochanka. Ten z płonącym wzrokiem pociągnął go w milczeniu do łóżka. Położył się bokiem pod ścianą robiąc kochankowi sporo miejsca. Faheem wsunął się i położył się bokiem patrząc w lśniące ciemnozłote oczy. Kłamca. Udawał, że już mu wystarczy a tylko czeka na okazję żeby to powtórzyć. Faheem uśmiechnął się i wyciągnął szyję w stronę Omarowych warg, które okazały się nad wyraz chętne. Jego dłoń wodziła po klatce mężczyzny, który znów zaczął się robić gorący. Faheem wiedział czego kochanek potrzebuje, czego z pewnością chce.
- Chcesz mnie spenetrować, mój szczwany lisie?
- Chcę o rozkoszy nocy.
Faheem odwrócił się na drugi bok i zachęcająco poruszał tyłeczkiem. Omar miałby ochotę wejść od razu, a pamiętał, że ostatnim razem Faheem zrzędził na to. Postanowił, więc najpierw zacząć od czego innego. Zsunął się niżej tak, że twarz miał na wysokości faheemowego tyłeczka. Prawą ręką ścisnął jego pośladek i pociągnął w górę. Czarnowłosy jęknął. Omar spojrzał na lekko zaczerwienioną dziureczkę. Wysunął język i polizał ją. Faheem jęknął i drgnął zaskoczony.
- Ummm... co robisz? Nn...nie liż mnnie tam...
- Nie jest ci dobrze?- zapytał i nie czekając odpowiedzi wsunął język w dziurkę.
- Je-est... a-ale... ummm.... Nie wa-ażne... nie... przerywaj....
Omar wsunął jeszcze więcej języka i poruszał nim wewnątrz jakby chciał go tam wylizać do czysta. Faheem czuł gorący, wilgotny język w swoim wnętrzu i nie umiał się oprzeć tym niesamowitym falom przyjemności. Pojękiwał i zaciskał dłonie na pościeli.
Wyciągnął język i włożył tam od razu dwa palce. Czarnowłosy drgnął, ale nie zaprotestował. Omar poczuł jak dziureczka raz za razem zaciska się na jego palcach, które systematycznie ją rozciągały. Wkrótce rozluźniła się. Uznał, że kochanek jest już gotowy i nie powinien później narzekać. Podsunął się wyżej. Uniósł nogę kochanka i wszedł w niego. Zaczął poruszać biodrami i wchodzić coraz głębiej. Faheem wypiął się mocniej w jego stronę, żeby się wygodniej ułożyć. Czuł go w sobie. Gorącego, pulsującego, tak głęboko....
Dreszcze rozkoszy przemykały mu od karku aż po koniuszki placów u stóp. Nie hamował się. Jęczał i wił się z rozkoszy w objęciach kochanka.
Omar mruczał zachwycony tym. Coraz szybciej poruszał biodrami. Coraz głębiej w niego wchodził Coraz większe czuł podniecenie.
Doszli w tym samym momencie. Ich jęki orgazmu złączyły się napełniając pokój westchnieniami i zapachem czystej, męskiej miłości. Omar leżał na Faheemie dysząc ciężko. Nie chciał się ruszać. Nawet przez myśl mu nie przeszło aby wyjść z kochanka. Tak było dobrze, rozkosznie, grzesznie.
Faheem leżał na brzuchu oddychał równie ciężko. Wciąż czuł go w sobie. Chciał się obrócić na bok, ale ciężar mężczyzny uniemożliwiał mu to. Poruszył się. Omar mruknął tylko sennie niezadowolony.
Dał za wygraną. Jedna taka noc nie zaszkodzi. Jedna naga noc. Jedna tak upojna i grzeszna.
Jutro znów będzie przykładnym mężem i ojcem. Jutro.
Teraz jest grzesznym niegrzecznym mężczyzną w objęciach kochanka. Rękami przeniósł dłonie Omara ze swojej talii na pierś. I tak zasnął. Tak zasnęli obaj. Nadzy i spleceni ciałami.
***********************************************************************************
* sayidi- z ar. mój panie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro