65
•
– Nieee – zaśmiał się cicho Zayn, patrząc na Gigi.
– Wyglądasz cudownie w tych spodniach Zayn, będą okej – blondynka przewróciła oczami.
– Dziwnie się czuję – zarumienił się, patrząc w szafę, gdzie było lustro.
– Dlaczego? Masz super tyłek w tych spodniach – zachichotała.
– Spierdalaj – zaśmiał się, siadając na łóżku.
– Coś nie tak? – spytała, chichocząc. Przewrócił tylko oczami, biorąc apteczkę, by zdjąć bluzę, i zaczął obandażowywać swoje rany.
– Jesteśmy! Sorki, drzwi były otwarte – zerwał się na głos Nialla. Zawsze i wszędzie go rozpozna.
– Sypialnia! – krzyknęła blondynka, pomagając Zaynowi.
– Zee! - krzyknął szczęśliwy Niall, zanim zauważył… to.
– Oops…
– Hej – uśmiechnął się, widząc całą dwójkę.
– Ał, ostrożnie!
– Skończone – oznajmiła blondynka. – Może przywitaj się z przyjaciółmi, co? – zaśmiała się.
– Dajcie mi chwilę. Muszę przyzwyczaić do tego bandażu.
– Jasne, hej chłopaki nie wchodzicie? – krzyknął Niall, wychylając się w stronę korytarza.
– Idziemy! – krzyknęli i Zayn usłyszał kroki. Modlił się w duchu, by Liam tu nie przyszedł.
– Zaynie! – zobaczył od razu wesołego loczka i trochę… mniej wesołego Louisa.
– Hej – odparł cicho, powoli wstając z głośnym syknięciem.
– Nieźle cię urządzili, trochę zasłużyłeś – Louis zaśmiał się teatralnie i dostał z pięści w ramię od swojego chłopaka.
– Chcecie coś do jedzenia? – spytała.
– Chyba gdzieś się zgubił... O tutaj jest! – powiedział Niall, przyciągając Liama, który stał w progu drzwi. Zayn spuścił wzrok, idąc na balkon. Musiał się przewietrzyć. Liam odprowadził go oczami i spojrzał na Harry'ego.
– Mówiłem, że to nie najlepszy pomysł, bym tu był – powiedział cicho.
– Masz – powiedziała Gigi, dając mu segregator. – Tu znajdziesz wszystko, co potrzebne... Tylko nie mów mu, że masz to ode mnie.
– C-co mam z tym zrobić? – spytał niepewnie.
– Poczytaj. Może odkryjesz, czemu taki jest – powiedziała.
– Um, dziękuję – westchnął.
– To ja może posiedzę w aucie, skoro on nie chce mnie widzieć. To... to i tak nie ma sensu więc…
– Zostań... Chciałam, tylko byś zrozumiał... – westchnęła.
– Zrozumiał, co? Że Zayn nie chce nawet przebywać ze mną w tym samym pomieszczeniu? Dotarło, dziękuję – powiedział trochę zbyt głośno. – Przepraszam, pójdę już...
– On nie daje rady być z tobą w pomieszczeniu! Bo cierpi! Głupek chce, byś był wolny!
– Niech mi da, do cholery, powody, dlaczego tak cierpi! O co tu w ogóle chodzi? W tym całym… gównie! – walnął lekko w drzwi, wychodząc.
– Przeczytasz, zrozumiesz! – krzyknęła głośno Gigi. Niall, jak i reszta chłopaków wpatrywała się w dziewczynę.
– Co tu się w ogóle stało? – odezwał się blondyn.
– Ten debil chroni tamtego – westchnęła cicho, idąc do kuchni.
– Liamowi coś grozi?! – odezwał się Louis.
– Tak – dodała blondynka, idąc do pomieszczenia.
– Co kurwa? – Niall usiadł na łóżku.
– Jeżeli Liam przeczyta, dam wam, tylko cicho – szepnęła cicho.
– Czemu cicho? – odezwał się Malik.
– Nic – powiedziała, pokazując jedzenie.
– Poszedł? – spytał ciszej, spoglądając w puste drzwi.
– Tak – mruknął Niall, idąc do Gigi.
– Dziwisz się? Naprawdę przeżywa to wszystko – odparł Louis.
– To moja wina… – zaczął Harry. – Mówił, że nie powinien przyjeżdżać, a ja go namówiłem – westchnął.
– Było to uszanować – mruknął, idąc do wyjścia. – Zdrowia! – dodał, wychodząc z mieszkania.
•
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro