Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

• Rozdział XXXVI

Harry

Obudziłem się bardzo wcześnie. Na zewnątrz dopiero świtało, a w pomieszczeniu nadal panował mrok. Poczułem, że ktoś ostrożnie bawi się moimi lokami. No, nie mógłby to być nikt inny, jak Louis. Ale zadziwił mnie fakt, że chłopak nie spał. Uniosłem głowę, napotykając jego spojrzenie. Uśmiechnął się do mnie rozczulająco.

- Nie śpisz już?

W odpowiedzi pokręciłem przecząco głową. Chyba się wyspałem, tak prawdę powiedziawszy. No, może poza tym, że nieco bolało mnie tu i ówdzie, ale to się nie liczyło.

- Powiedz mi, Louis, masz zamiar wrócić na studia?

- A dlaczego nie? – zapytał retorycznie. Och, no tak. A czego się spodziewałem?

- Jesteś osłabiony, szczególnie teraz. Do tego stres i nauka mogą cię wykańczać. Może... Powinieneś to rzucić w cholerę?

Louis przez krótką chwilę zastanawiał się nad tym, co powiedziałem, analizując wszystko w głowie. Właściwie nie spodziewałem się cudu i tego, że zaraz oznajmi mi, że zostawia to.

- Harry, nie chcę żyć bezczynnie. Chcę spełniać swoje marzenia. Na początku roku rozmawiałem z jednym wydawcą i powiedział, że jeśli tak dalej pójdzie, będę mógł pisać dla londyńskich gazet. A wiesz, co to znaczy?

- Będziesz szczęśliwy – odparłem bez entuzjazmu.

- Obiecał, że załatwi mi miejsce w czasopiśmie na moje luźne artykuły. Będę mógł sam zaobserwować, co widzę na dany temat, zbierać informacje od przypadkowych ludzi i pisać. Nawet w domu mógłbym pracować.

Dwudziestolatek zamilkł, widocznie oczekując na jakąś reakcję z mojej strony. Ale ja nie odzywałem się. Bo co ja mu mogłem powiedzieć? Oczywiście, cieszyłem się, ale poczułem się przy nim, jak nieudacznik. On ma pasje, ambicje, a ja? Ja mógłbym przeleżeć cały dzień w łóżku, najlepiej z nim i tak spędzić resztę życia.

- Nie cieszysz się. – Bardziej stwierdził niż zapytał. Szybko zaprzeczyłem.

- Cieszę i to bardzo. – Powiedziałem zgodnie z prawdą, na krótką chwilę patrząc na niego. Widziałem zawód w jego oczach. No pięknie, czy ja zawsze muszę wszystko zepsuć? – Hej, Louis, przepraszam. Naprawdę się cieszę, ale jestem strasznym egoistą i chciałbym mieć cię tylko dla siebie.

Uśmiechnął się. Nareszcie się uśmiechnął.

- A może porozmawiasz z nim, z tym wydawcą, wyjaśnisz, jaka jest sytuacja, że musisz odpoczywać, ale mógłbyś dostarczać jakieś artykuły przez email? Jesteś inteligentny, poradzisz sobie będąc w Doncaster. Tylko niech poda ci temat, jakiego potrzebuje, a ty załatwisz wszystko – zaproponowałem.

O tak, to by mi pasowało. Miałbym blisko siebie Louisa. Bardzo blisko. Już to sobie wyobrażałem. Mieszkałbym w domku dziadka, on u siebie i wszyscy bylibyśmy przeszczęśliwi. Miałem też pewien plan. Bardzo prosty plan. Robić absolutnie wszystko, aby Louis był szczęśliwy. Żeby ciągle się uśmiechał, żeby nie myślał o tym, co będzie, ale o tym, co jest. Żeby nie myślał o tym, że jest chory.

- To nie takie proste. – Westchnął. Usłyszałem zmartwienie w jego głosie. O, czyżby jednak mój pomysł był godny rozważenia?

- Załatwię ci to, Louis. Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych – odparłem pewnie, podnosząc się do pozycji siedzącej. Opuściłem swobodnie nogi, przeciągając się z głośnym ziewnięciem. Spojrzałem na twarz dwudziestolatka. – Jeszcze dzisiaj załatwię, żebyś miał tą robotę. A w pod koniec tygodnia, jak cię wypiszą, wracamy do Doncaster.

Chłopak uśmiechnął się perliście, odnajdując moją dłoń. Ścisnął ją lekko, dziękując mi w ten sposób. Nachyliłem się w jego kierunku, składając na jego słodkich wargach lekki pocałunek.

- Zdrzemnij się – wyszeptałem mu do ust. – Wrócę po południu jak wszystko pozałatwiam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro