Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

• Rozdział XXXIII

Harry

Błąkałem się bez celu po ulicach Londynu, myśląc nad tym wszystkim. Czułem się zraniony przez Louisa. Przecież zmieniłem się. BARDZO się zmieniłem przez kilka miesięcy i komu to zawdzięczam? Louisowi. Przed kim zacząłem się otwierać, zdradzać wszystkie swoje sekrety, opowiadać o swoich najdziwniejszym zachowaniach? Przed Louisem. Kogo zaakceptowałem takim, jakim jest? Louisa. Do jasnej cholery, dlaczego on tak bał się powiedzieć mi o tym, że on... Och, nie mogę o tym myśleć.

Zatrzymałem się przed wejściem do szpitala, patrząc na ogromny budynek. Czułem, że do moich oczu znów napływają łzy. Gdzieś mignęła mi blond czupryna Nialla i nie pomyliłem się, kiedy poczułem mocny uścisk na moim ramieniu, ciągnąc mnie na ławkę tuż przy chodniku przed schodami. Horan brutalnie mnie na niej posadził, zajmując miejsce obok. Nie miałem odwagi spojrzeć mu w oczy, dlatego uparcie wpatrywałem się w swoje dłonie.

- Nie będę cię tu długo zatrzymywał. – Powiedział spokojnie, co mnie szczerze zaskoczyło.

Sądziłem, że dostanę opierdziel z góry na dół, a nawet byłem gotowy na to, że Niall mnie pobije, poważnie. Zaskoczony spojrzałem w jego niebieskie oczy, czując gdzieś w środku ukłucie.

- Powiedz mi, ale tak szczerze... Czego ty właściwie chcesz od Louisa?

Zaskoczony jego pytaniem, patrzyłem na niego w osłupieniu. Niall jeszcze chwilę milczał, jakby układał sobie w głowie wszystko, co chciał mi powiedzieć. Wszystko, co miało mnie zaboleć i uświadomić w zgodzie, co do jednej myśli, świtającej w mojej głowie. A której trochę się bałem.

- Rozumiem, zakumplowaliście się. Fajnie spędziliście sobie wakacje i w ogóle. Był dla ciebie aż nad to opiekuńczy, troszczył się o ciebie i na dodatek nie oczekiwał niczego w zamian. Wystarczyło mu to, że byłeś obok i doprowadzałeś go do łez ze śmiechu.

Zamilkł na chwilę, biorąc głęboki wdech. Chciałem, aby więcej nic nie mówił, bo czułem coraz większe wyrzuty sumienia, ale on nie miał zamiaru.

- Miałeś być przy nim jako przyjaciel, jak ja na przykład. Ale ty musiałeś go całować? Musiałeś rozmawiać z nim w dwuznaczny sposób? Musiałeś mu pokazywać, jak bardzo satysfakcjonuje cię to, że zakochał się w tobie bez pamięci?

- Skończ, proszę – przerwałem mu gwałtownie, zaciskając mocno powieki. Nie mogłem tego więcej słuchać, nie mogłem po prostu!

- Musiałeś przylecieć do Londynu i na dodatek wprowadzić się do niego? Musiałeś zachowywać się w stosunku do niego, jakbyś chciał, żeby myślał, że ty też coś do niego czujesz?

- Musiałem! – wykrzyczałem zdenerwowany, wstając szybko z ławki. Niall w mgnieniu oka zrównał się ze mną.

- Po co? Styles, odpowiedz mi, po co! – Potrząsnął mną za ramiona.

- Bo on nie jest mi obojętny! – wykrzyczałem, strącając jego dłonie z moich ramion. Czułem, że nie kontroluję już nad sobą. Kilka osób przebywających na zewnątrz obejrzało się na nas. Dlatego zacząłem brać głębokie oddechy, żeby chociaż na chwilę się uspokoić. Łzy same popłynęły mi z oczu, co sprawiło, że widziałem Nialla dość niewyraźnie. – Musiałem, bo każdy dzień w Nowym Jorku bez jego śmiechu był dla mnie dziwny. Nie miałem do kogo otworzyć gęby, nie miałem z kim pożartować, nie miałem się komu zwierzyć. Brakowało mi go! Brakowało mi jego troski w stosunku do mnie. Nie mogłem przestać myśleć o tym, jak mnie całował, o tym, że mnie kocha, bo ja... - urwałem, bojąc się wypowiedzieć tych słów na głos.

Otarłem wierzchem dłoni łzy, na chwilę patrząc na twarz Nialla, która nie wyrażała żadnych emocji. Zapragnąłem uciec. Ale blondyn widocznie przejrzał mnie, bo chwycił mnie mocno za rękaw płaszcza, mimowolnie zatrzymując.

- Co ty? – zapytał łagodnie.

- Mam pecha w życiu – powiedziałem cicho, patrząc gdzieś w bok. – Kochałem już raz jedną dziewczynę na zabój. Ona też mnie kochała... Mieliśmy może po czternaście lat, ale znaliśmy się całe życie i planowaliśmy w przyszłości być razem. Nic nie miało nas rozdzielić. Któregoś dnia wymknęliśmy się nocą z domów i wzięliśmy samochód mojego taty. Umiałem troszkę prowadzić, co jej widocznie imponowało. Ale ja byłem na tyle głupi, że posłuchałem jej, kiedy mówiła, żebym jechał szybciej. I jak to się skończyło?! – Spojrzałem na jego zaskoczony wyraz twarzy. Wciąż milczał. – Skończyłem w szpitalu z połamaną ręką i nogą, lekkim wstrząśnieniem mózgu, a ona? Ona leży teraz pod ziemią, bo ją zwyczajnie zabiłem! – wykrzyczałem.

Nigdy nie chciałem mówić o tym nikomu. Nawet Louisowi o tym nie powiedziałem, bo było mi ciężko do tego wracać. Kochałem Lauren bardziej niż jak kobietę. Może nawet jak siostrę. Byłem przecież nastolatkiem, mogłem nie odróżniać uczuć. Ale była dla mnie ważna i chciałem być w jej oczach kimś. Jeszcze bardziej nakręcało mnie to, że nie byłem jej obojętny. Od tamtej pory bałem się pokochać kogokolwiek. Bałem się, że to również tak się skończy. I co się okazuje? Mam pieprzonego pecha w życiu, bo osoba, którą zaczynałem darzyć miłością właśnie mi powiedziała, że jest ŚMIERTELNIE chora! Co to ma być?!

Poczułem, jak Niall obejmuje mnie. Wtuliłem się w jego ramiona, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi.

- Przykro mi – powiedział cichutko, gładząc mnie po plecach. – Ale dlaczego uciekłeś ze szpitala? Dlaczego nie powiedziałeś tego Louisowi?

- Sam nie wiem... Na początku poczułem, że on nie traktuje mnie jak kogoś, kogo naprawdę kocha. Że mógł się tylko mną zauroczyć. W końcu nie powiedział mi prawdy, kiedy pytałem go o to, co się z nim dzieje. A pytałem setki razy. A ja opowiadałem mu o wszystkim...

- Zataiłeś ten tragiczny wypadek. – Zauważył.

Spiąłem się lekko. Nie lubiłem o tym mówić, bo zawsze czułem wyrzuty sumienia. Miałem dziwne wrażenie, że Lauren jest gdzieś blisko, że tylko czeka, żeby zrobić wszystko, abym ja też do niej dołączył, gdziekolwiek jest.

Choć nie wierzyłem w to, że duchy mogą istnieć.

- On tak samo miał prawo nie mówić ci o tym. Wiesz, czego najbardziej się bał? Tego, że właśnie w takiej chwili go zostawisz. Że uciekniesz od niego.

- To głupota! – zawołałem oburzony, odsuwając się od Nialla. – Co mu w ogóle do głowy przyszło?

- Ale nie widzisz, Harry, że ty to właśnie zrobiłeś?

Zamilkłem, czując się zwyczajnie głupio. No tak. Obawy Louisa okazały się słuszne w pewnym stopniu. Uciekłem stamtąd, bo przestraszyłem się prawdy. Nie tego, że on jest chory. Nawet gdybym miał zarazić się od niego jakąkolwiek chorobą, nie zostawiłbym go. Ja zwyczajnie przestraszyłem się tego, że jego... kiedyś może mi zabraknąć.

- Idź z nim porozmawiać i powiedz mu to, co powiedziałeś mnie. Idź, póki nie będzie zbyt późno.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro