Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

• Rozdział XXIII

Louis

  - Trzymasz się jakoś? – zapytał Niall, idąc obok mnie.

  Wracaliśmy właśnie z pogrzebu dziadka. Wciąż nie może to do mnie dotrzeć... Przecież dziadek wydawał się być taki silny, taki pełen życia! A tu nagle zawał, a w szpitalu mówią mi, że nic nie dało się zrobić. Wtedy poczułem zimno ogarniające mnie ze wszystkich stron. Nie, wciąż nie potrafię przyjąć tego do wiadomości. Szczególnie, że to ja wtedy byłem przy nim...

  Jeszcze cięższe dla mnie było to, że musiałem stanąć twarzą w twarz z Harrym. Razem z moją rodziną składaliśmy kondolencje rodzinie dziadka i nie dało się nijak ominąć osiemnastolatka. Przynajmniej mógł pomyśleć, że ból, który malował się w moich oczach, był bólem po stracie ważnej mi osoby. Ale mnie tak naprawdę najbardziej bolało spotkanie z nim twarzą w twarz.

  - Nie zadzwonił. Nie powiedział głupiego „przeczytałem". Nie napisał...

  - Widziałem, ile cię to kosztowało. – Niall zatrzymał się, przytulając mnie mocno do siebie. Wtedy usłyszeliśmy nadjeżdżający samochód za nami. Oboje się odwróciliśmy rozpoznając kierowcę. – Może teraz ci to wyjaśni – szepnął przyjaciel. Zaczekaliśmy aż Harry wysiadł z samochodu i podszedł do nas, witając się krótkim „hej". – To ja idę. Wpadnę do ciebie wieczorem, tak, jak byliśmy umówieni.

  Skinąłem twierdząco głową. Przez chwilę staliśmy z Harrym w milczeniu, który patrzył na plecy oddalającego się blondyna.

  - Coś się stało? – zapytałem, próbując opanować wszystkie emocje, jakie targały mną w tamtym momencie. Napotykając jego zielone oczy, poczułem w moim żołądku coś dziwnego. Coś, czego nigdy nie byłem w stanie opisać. Jego spojrzenie totalnie mnie sparaliżowało.

  - Miałem zadzwonić... Ale tak wyszło, że tego nie zrobiłem.

  - Rozumiem. – Uciąłem krótko. – Pewnie teraz się mnie brzydzisz, albo pomyślisz, że właśnie mam się ochotę na ciebie rzucić, ale... - Zorientowałem się, że moje machanie rękami na wszystkie strony w niczym mi nie pomoże, a na pewno wygląda głupio z perspektywy osób drugich. Na dodatek bredzisz, Louis, opamiętaj się! Odetchnąłem. – Spokojnie. Umiem się opanować. I nie mam tego w planie.

  Harry w milczeniu przyglądał się mi, a ja czułem, jak pod wpływem tego spojrzenia staję się coraz mniejszy. Choć i tak byłem od niego niższy, nagle miałem wrażenie, że on urósł do kolosalnych rozmiarów. Poczułem, że znów robi mi się słabo. Oddychaj, Louis, oddychaj! A może to przez to, że nie zdążyłem zjeść śniadania przed pogrzebem, tylko wypiłem herbatę?

  Ale kiedy on nie powiedział niczego, skinąłem twierdząco głową na znak, że rozumiem, co oznacza jego wymowne milczenie i odwróciłem się, chcąc odejść. Dostrzegłem jakieś pięćdziesiąt metrów dalej Nialla, który jeszcze nie zdążył dotrzeć do zakrętu. Postanowiłem go zawołać, abym nie musiał wracać sam do domu. W chwili, kiedy mój przyjaciel się odwrócił, ja poczułem ciepłą dłoń, zaciskającą się na moim ramieniu, ciągnącą mnie i odwracającą do tyłu.

  Nie myślałem logicznie, ale gdybym pomyślał z pewnością byłoby to stwierdzenie, że Harry ma mi coś jeszcze do przekazania. Ale kiedy wylądowałem z nim twarzą w twarz w jego silnych ramionach i poczułem jego ciepłe usta na moim drżących wargach, odleciałem do innego świata. I gdyby ten łebek nie trzymał mnie w talii, na pewno padłbym przed nim jak długi i zamiast cieszyć się cudowną chwilą, jaka po raz pierwszy od tak dawna nastąpiła w moim życiu, tłukłbym głową w poduszę i powtarzał sobie, jaki ja jestem głupi. Czując, jak chłopak pogłębia pocałunek, moje nogi przez chwilę ugięły się pode mną, ale spokojnie! Louis opanował sytuację! I czułem się z tego tak strasznie dumny, jak jeszcze nigdy dotąd. Obejmując go pod ramionami, ułożyłem swobodnie dłonie na jego plecach i oddałem pocałunek, i... Byłem świadomy tego, że nie prędko przestanę się uśmiechać sam do siebie, kiedy pomyślę, że HARRY CAŁOWAŁ SIĘ ZE MNĄ! Aaaaaa!

  Oderwawszy swoje usta od moich, Harry spojrzał na mnie tymi hipnotyzującymi oczyma i uśmiechnął się dość dziwnie. Ni to z radością, ni ze smutkiem, ni to z pogardą, ni z ironią...

  - Wybacz. Jestem bardzo ciekawym chłopcem i chciałem sprawdzić, jakie to uczucie.

  - Harry... - westchnąłem, czując, jak cały piękny czar pryska niczym bańka mydlana. Gburze ty! Zaraz oberwiesz po tyłku! Puściłem go gwałtownie, cofając się o krok do tyłu. Był po prostu za blisko. – Miałeś być przy mnie jako przyjaciel, a nie całować na środku ulicy. Nie rób mi nadziei na coś, czego nie będzie. Nie chcę wylądować w szpitalu na zawał serca – dodałem ciszej. A niech wie, skończony dupek, jak działa na mnie i niech więcej nie robi takich rzeczy!

  - Przepraszam? – Niewinność jego głosu i mina zbitego psiaka wygrały. Roześmiałem się cicho pod nosem.

  - Cóż... Dziękuję za miłe pożegnanie – powiedziałem, a wtedy dostrzegłem, jak jego mina rzednie.

  - Jakie znów pożegnanie? Gdzie ty wyjeżdżasz?

  - Jadę już do Londynu. Muszę przygotować się na kilka ważnych testów zaliczeniowych, które będę miał zaraz na początku roku. – Wyjaśniłem, ale on nadal tkwił przede mną z tym dziwnym wyrazem twarzy. – Harry, weekend nie pomoże mi opanować materiału z poprzednich dwóch lat i to z kilku przedmiotów. Muszę poświęcić temu trochę czasu, przypomnieć sobie to i owo, jeśli nie chcę mieć potem zaległości i luk w pamięci.

  - Ach, zapomniałem, kujonie. – Posłał mi ciepły uśmiech. – I to nie tak, że uważam gejów za kogoś odmiennego – podjął temat. Przypomniała mi się sytuacja, kiedy się żegnaliśmy kilka dni temu. – Nie chciałem, żeby to zabrzmiało tak, że nie toleruję gejów. Po prostu siebie nie widzę w tej roli.

  - Ale pocałowałeś mnie nie jak przyjaciel. – Zauważyłem, nie mogąc powstrzymać lekkiego uśmiechu, wkradającego się na moje usta.

  - Ciekawość. – Skwitował. – A to, że ty... - Urwał, a ja poczułem, jak ogarnia mnie fala gorącego ciepła. Wziął głęboki oddech, nie wiedząc, jak zabrać się za powiedzenie tego. Dlatego postanowiłem mu pomóc.

  - Że cię kocham? – zapytałem retorycznie, czekając na jego reakcję. Zielone oczy spojrzały na mnie z uwagą, przeszywając mnie na wskroś. Znów poczułem, że jest mi słabo. O mamo, o mamo, o mamo! Za dużo emocji jak na jeden raz! Harry, proszę, przyjdź porozmawiać ze mną jutro. Albo zadzwoń, bo tracę panowanie przy tobie.

  - Tak – wydusił z siebie po dłuższej chwili. – To jest...

  - Chciałbym, żeby to nie stanęło nam na drodze – wtrąciłem mu szybko. – Chcę, żebyś był moim przyjacielem. Ja również będę cię tak traktował.

  - To chciałem usłyszeć.

  Rozłożyłem lekko ręce, sugerując mu, abyśmy przytulili się jak kumple. Harry z szerokim uśmiechem skinął głową. Wtedy ja objąłem go w pasie i poklepałem go lekko po plecach. Miał być kumplowski uścisk, prawda? Choć tak strasznie marzyłem, żeby móc przez dłuższą chwilę tkwić w jego ramionach...

  Poczułem, że ręce Harry'ego oplatają mój kark, przytulając mnie mocno. Z całą pewnością nie wyglądało to tak, jakby był moim przyjacielem, tylko... Och! Mój kochany Harry... Wiedział. Wiedział, że tym drobnym gestem sprawi mi wiele radości. Pozwoliłem wtulić się w jego szyję tkwiąc tak przez dłuższą chwilę. Proszę, zatrzymajcie teraz czas.

  - To miłe, że jest na świecie osoba, która mnie szczerze kocha – szepnął, opierając brodę na czubku mojej głowy. Uśmiechnąłem się do siebie na jego słowa. – Przyjadę tu niedługo. W razie czego szukaj dla mnie pracy, bo mi idzie to bardzo opornie.

  Odsunąłem się od niego, śmiejąc z dezaprobatą. No tak, jeśli chodzi o pracę, Harry potrafi podejść do tego na totalnym luzie. Rozeszliśmy się każdy w swoją stronę. Dostrzegłem, że Niall nadal czeka na mnie. Uśmiechał się. Ja też się uśmiechałem. Oboje się uśmiechaliśmy. Co za radosna sielanka, którą aż żal było przerywać.

  - Czy ja dobrze widziałem? – zapytał, zarzucając rękę na moje ramiona i przyciągając mnie ku sobie. - Czy to były tylko omamy?

  - Coś ci się zdawało. – Stwierdziłem, ale mój uśmiech na pewno mu wszystko zdradzał, nawet, gdyby nie widział, do czego doszło. – Miałem wrażenie, że zemdleję. – Przyznałem, czując, że lekko się zawstydzam.

  - Aż tak dobrze całuje? – Niall udał zaskoczenie, na chwilę pogrążając się w zamyśleniu. – To może i ja spróbuję. Mam nadzieję, że Libby nie obrazi się.

  - Nawet nie próbuj się do niego zbliżać – odparłem ostrzegawczo, śmiejąc się pod nosem.

  Niesamowite, ile nowojorczyk takim gestem mógł sprawić mi radości. Ciągle się uśmiechałem. A Niall widział, ile szczęścia dała mi ta jedna chwila bliskości między nami. I to nie tak, że robiłem sobie nadzieję, nie. Tyle mi wystarczyło do szczęścia. Więcej nie mogłem od niego wymagać. I przynajmniej miałem pewność, że do mnie wróci. Ekchem, w sensie do mnie i do sióstr, na wakacje.

Do Doncaster.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro