Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

• Rozdział XVIII

Louis

  Chyba jeszcze nigdy zwykłe słowa nie sprawiły mi tyle bólu. Zupełnie, jakby ktoś uderzył mnie z całej siły w twarz z otwartej ręki. Czułem tak niewyobrażalne ukłucie w sercu, że słowa nie są w stanie tego opisać. A zresztą! Co ja, głupi, sobie myślałem? Że Harry przybiegnie do mnie i powie „Louis, kocham cię"? Niedoczekanie. Prędzej umrę niż on miałby mi wyznawać miłość.

  Czasami naprawdę wydaje mi się, że moja wyobraźnia aż nazbyt pracuje.

  Nie mogąc go dłużej tulić do siebie, wyjaśniłem, że mam ochotę się napić. O tak, kolejne kłamstwo. Przy nim zaczynam tak kłamać, jak nigdy. Czasem zastanawiam się, czy nie prościej by było, gdybym powiedział mu całą prawdę i miał z tym wszystkim spokój. Albo by mnie zaakceptował i dalej się przyjaźnił, albo poszedłby do diabła i więcej bym go nie spotkał. Nie ukrywajmy, chyba zwariowałbym z tęsknoty za tym egoistycznym dupkiem.

  Wracając z kuchni przystanąłem na chwilę w drzwiach tarasowych. Spojrzałem na profil Harry'ego. Siedział na hamaku i patrzył gdzieś w bok. Dostrzegłem, że nadal jest rozbity. Ugh, kto by pomyślał, że taki podstępny, niedorozwinięty, zarozumiały, egoistyczny, słodki, przystojny, seksowny drań okaże się być takim wrażliwcem w środku? Haryyyyyy, jak ty mi mieszasz w głowie! Niech cię... Mam ochotę cię znów objąć, zapominając o tym, co powiedziałeś.

  - Jesteś smutny – zauważyłem, przyciągając na krótką chwilę jego wzrok.

  Dostrzegłem, że znów chciało mu się płakać. Nie czekając ani chwili dłużej, podszedłem ku niemu. On w tym czasie wstał, znów wtulając się we mnie. Choć bardziej wyglądało to, jakbym to ja tulił się do niego. No cóż, był wyższy. Ale i tak było przyjemnie. Musiałem na chwilę zapomnieć, że go kocham. Jestem przede wszystkim jego przyjacielem, a przyjaciele się wspierają, prawda? Na tym to wszystko polega. Matulu, jak on przecudownie pachnie!

  - Dziękuję ci – wyszeptał, opierając brodę na czubku mojej głowy. Czułem, jak oddycha spokojnie, ani na chwilę nie poluzowując swojego uścisku. Myślałem, że lepiej być nie może. Jednak grubo się myliłem. – Kładziemy się na hamak? Jakoś nie mam ochoty spać.

  No tak, wypiło się troszkę alkoholu, wyspało się, to teraz będziesz ożywiony całą noc, czyż nie? Ale kiedy do mojej świadomości dotarło to, że Harry powiedział „kładzie-MY się", miałem ochotę zacząć skakać z radości. Kiwnąłem twierdząco głową. Jakoś ułożyliśmy się obok siebie, okrywając szczelnie kocem.

  - Przestań się tyle wiercić – zawołałem w końcu z rozbawieniem, kiedy chłopak ciągle nie potrafił znaleźć sobie idealnej pozycji.

  - To mnie przytul, bo czuję przeciąg – wymamrotał pod nosem.

  Czułem, jak moje serce znacznie przyspiesza, a ciało ogarnia fala gorąca. Harry bez skrępowania przysunął się bliżej mnie, opatulając bardziej kocem. Na krótką chwilę spojrzał na mnie, chcąc się upewnić, że nie mam nic przeciwko. Harry, ależ skąd! Chłopak ułożył głowę na moim ramieniu, przyjemnie łaskocząc mnie lokami po szyi. Usłyszałem ciche syknięcie i wtedy przypomniałem sobie o tym, co zrobiłem. Że też przeze mnie będzie teraz cierpiał! Louis, co ci padło na mózg, żeby go uderzyć?

  - Jeszcze raz cię przepraszam za ten incydent dzisiaj. Nie chciałem tego zrobić.

  - Jak mówiłem, należało mi się. Po alkoholu potrafię tracić nad sobą kontrolę i robić rzeczy, których później żałuję – odparł, na chwilę odchylając głowę w tył.

  Spojrzałem na niego z niewyobrażalnej bliskości, czując jego oddech na mojej twarzy. Gorąco, gorąco, gorąco! Miał półprzymknięte powieki, o ile dobrze widziałem w tych ciemnościach. Goręcej, goręcej i jeszcze raz GORĘCEJ! Kurczaczek, jak on poczuje, że moje ciało nagle zrobiło się takie ciepłe, to sobie coś pomyśli! Jejku, jejku, jejku, i co robić?! Spokojnie, Lou, spokojnie. Wdech, wydech, wdech, wydech... Ach, gdybym teraz delikatnie nachylił się w jego stronę... Mógłbym pocałować go delikatnie... Czy ja czuję ciepło na policzkach?! Louisie Tomlinsonie, jeśli teraz się zarumienisz, przysięgam, własnoręcznie cię uduszę!

  - Mam siniaka pod okiem. – Bardziej stwierdził niż zapytał, czekając na jakąkolwiek reakcję z mojej strony.

  Przez chwilę zapatrzyłem się w niego, nawołując w myślach, że to jest MÓJ PRZYJACIEL! Przecież nie mogę go stracić z powodu takiej bzdury, jaką była moja miłość do niego! On nie mógł się dowiedzieć! Szczególnie, że wolałby zamiast mnie mieć kobietę koło siebie. Nie ma co się łudzić, Harry na wieki pozostanie dla mnie nieosiągalnym marzeniem. Szybko mruknąłem na znak zgody, przybierając przepraszający wyraz twarzy.

  - Tak szczerze, to jesteś pierwszym facetem, który oberwał ode mnie. Nigdy nie sugeruję się przemocą.

  - Mam inne wrażenie, Tomlinson. – Powiedział poważnie, klepiąc mnie lekko w brzuch. Ugh, cieeeepło!

  Ponownie wtulił się we mnie, zaczynając wspominać jakąś bójkę w której uczestniczył. Wyłożył wygodnie nogi na moje. Przynajmniej nie narzekał na brak ciepła. A ja czułem skoki temperatur mając świadomość, że jest tak blisko. Wszystko stoczyło się oczywiście na temat rodziców, o których tej nocy Harry bardzo wiele mi opowiedział. A ja dziękowałem Bogu, że mogłem go tulić do samego rana. Bo wyszło na to, że w pewnym momencie Harry przysnął, a ja postanowiłem podążyć w jego ślady..

*

  Tygodnie spędzone z Harrym minęły nadzwyczaj szybko. Nie zdawałem sobie sprawy, że przebywanie w towarzystwie kogoś dla ciebie ważnego może sprawić, że czas mija ci nadzwyczaj miło. Istotnie, Harry stał się dla mnie kimś ważnym. Kimś, bez kogo nie wyobrażałem sobie dalszego życia. Co za paradoks. On i tak wyjedzie do tego swojego Nowego Jorku, zapomni o mnie, za rok na pewno nie przyjedzie... Ach.

  Właśnie zbliżał się piątek, dzień wylotu Harry'ego do jego domu. Okropnie ciężko było mi z tą myślą. Moim młodszym siostrą także. Zdążyły go bardzo polubić, jeśli już nie pokochać jak kolejnego starszego brata i żegnały się z nim tak, jak zwykle żegnają się ze mną, kiedy jadę do Londynu. Choć ja wracam do nich po pięciu dniach, a on? Bóg jeden wie, czy kiedykolwiek tu wróci.

  Było właśnie po trzynastej i kończyliśmy jeść wspólny obiad z moją rodziną, Harrym i dziadkiem. Mimo, że panowała przy stole wesoła atmosfera, dało się wyczuć, a nawet zobaczyć, że dziewczynki są trochę przygnębione. Szczególnie Fizzy, która siedziała koło osiemnastolatka i ciągle rozmawiała z nim na przeróżne, ważne dla niej, tematy.

  A gdy przyszedł czas pożegnania... Biedaczka rozpłakała się. Harry pocieszał małą, że wróci odwiedzić ją za niedługo. Sam nie do końca wierzyłem jego słowa. Choć Harry diametralnie zmienił się przez te tygodnie spędzone w Doncaster. Według mnie na plus. Obawiam się tylko, że w Nowym Jorku znów będzie taki jak dawniej i po przylocie tutaj ponownie będę musiał go naprowadzić na dobrą ścieżkę. O ile będzie jeszcze ku temu okazja.

  Wracaliśmy sami do mieszkania jego i dziadka. Chłopak musiał się jeszcze spakować, a dziadek razem z moim dziadkiem oglądali rugby i sam powiedział, że wróci na piechotę, bo trochę ruchu mu jest wskazane. W samochodzie panowała kompletna cisza pomiędzy nami. Żaden się nie odzywał. Dopiero, kiedy zatrzymałem się przed sklepem, chcąc kupić coś do picia, Harry poprosił o dwie paczki gum miętowych i również jakiś napój, z tym wyjątkiem, że gazowany.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro