• Rozdział XVI
Louis
Przeszło tydzień nie widziałem się ze Stylesem. Ani on nie pofatygował się przyjść do mnie, ani ja do niego. Wiedziałem, że przesiadywał całe dnie w mieszkanku dziadka, sam, zapewne z czymś mocniejszym. Pech chciał, że dziadek musiał jechać do sanatorium, choć zapierał się przed tym w obawie o wnuka. Przemówiłem mu do rozumu, że Harry jest dorosły i powinien sam wziąć sprawy w swoje ręce, a w razie czego, ja zawsze byłem obok i mu pomogę. Nie miałbym serca mu nie pomóc.
Niedzielnego wieczoru, kiedy razem z Niallem graliśmy w koszykówkę na boisku, przyjaciel zaczął wypytywać o Harry'ego. Tego dnia jednakże nie miałem kompletnie ochoty myśleć o osiemnastolatku. Zaoferowałem mu pomoc, ale skoro on woli mnie ignorować i teraz udawać obrażonego, proszę bardzo. Ja nie będę nachalny i na siłę nie będę go przekonywał do swoich racji. Choć szczerze powiedziawszy, planowałem pójść w poniedziałek do niego i sprawdzić jak żyje.
- Porozmawiajcie. Wiem, że ostatnie czego byś chciał, to właśnie stracenie tego idioty. – Powiedział blondyn, rzucając w moim kierunku piłkę. Tradycyjnie po skończonym meczu nadal trenowaliśmy sobie rzuty do kosza. Nie chcieliśmy jeszcze wracać do domów. – Zamień się.
- Mam jeszcze ciebie – odparłem, mijając go. Wtedy poczułem, jak chwyta mnie za przedramię i mimowolnie odwraca ku sobie.
- Ale mnie kochasz jak przyjaciela, a jego jak chłopaka. Zasadnicza różnica, nie sądzisz?
Spojrzałem na dłuższą chwilę w jego niebieskie oczy, czując ukłucie w sercu. Chyba mógł mieć rację.
- Sam już nie wiem. – Powiedziałem cicho, podając mu piłkę i wędrując pod kosz.
Chyba sam zatraciłem się w tym wszystkim. Niall porównał miłość przyjacielską do partnerskiej. Problem w tym, że ja nie wiem, czy go naprawdę kochałem. Cóż, zauroczyłem się nim, to pewnie i nie ukrywam tego. Ale żeby od razu miłość? Czy tak można nazwać psychiczny pociąg do drugiej osoby? No chyba... Ugh, nie mówiąc już o tym, że gapiąc się na jego ciało zwyczajnie robiło mi się gorąco.
- Poza tym koleś stwierdził, że masz niezłe pośladki. I tu nie mogę się z nim nie zgodzić! – zawołał z rozbawieniem Niall. Zawstydził mnie tym, dlatego w ramach zemsty podałem mu mocniej piłkę, po której złapaniu jednak cofnął się o ten krok do tyłu. – Hej, hej, Tomlinson, spokojnie. Przecież żartuję.
- To lepiej nie żartuj – powiedziałem poważnie, ale przyjaciel nadal się śmiał pod nosem. No co, macie coś do moich pośladków? Według mnie są całkiem okay. A wszyscy mają do nich jakieś „ale".
- Zakładaj luźniejsze portki. Twoja pupa wygląda naprawdę kusząco, kiedy założysz takie miętowe spodnie. – Wycedził w końcu, a ja już nie wytrzymałem i zacząłem za nim biegać po całym boisku.
Wiedziałem, że moje szanse są marne w porównaniu do wysportowanego Nialla, ale tak czy tak miałem chęć uderzenia go w jego czuprynę i wybicia z głowy takich tekstów. Poza tym Harry był pijany, nie pamięta teraz tego i lepiej, żeby tak zostało. Opici ludzie najczęściej mówią same bzdury. Jak na przykład to, że Harry'emu zachciało się chomika. Tiaaa.
Kiedy w końcu mogłem dotknąć Nialla, który znacznie zwolnił, gdzieś mignęła mi czyjaś postać. Zatrzymałem się więc i spojrzałem w kierunku wejścia na boisko. Nie myliłem się. Stał tam. Może i widziałem tylko cień, gdyż stał w kierunku zachodzącego słońca, ale jego bujne loki wyróżniające się na tle pomarańczowoczerwonego światła poznałbym bez problemu.
Niall także dostrzegł chłopaka. Widząc, że odpuściłem mu żarty, skinął głową w kierunku osiemnastolatka i razem udaliśmy się powoli w jego stronę. Stał wpatrzony w nas, jednak im bliżej niego byliśmy, tym bardziej uciekał wzrokiem. Mętnym wzrokiem. Znowu pił, głąb jeden. Rawr! Nie mówcie mi tylko, że cały tydzień, kiedy dziadka nie było, jedyną przyjaciółką stała się butelka z alkoholem.
- Co się stało? – zapytałem bez ogródek. Harry zignorował mnie, co mnie zdenerwowało. A mnie wyprowadzić z równowagi naprawdę było niełatwo. – Przestaniesz zachowywać się jak dzieciak, który obraził się na wszystkich, bo nie dostał tego, czego chciał? Czy może w końcu zdobędziesz się na odwagę i staniesz twarzą w twarz z problemami, nie sięgając po alkohol?
- Słuchaj, no. – Podszedł do mnie, wymachując mi palcem przed twarzą. – Chciałem z tobą pogadać, tak. Ale skoro masz zamiar mnie pouczać i prawić mi kazania jak wszyscy wokoło, to ja dziękuję za rozmowę.
- Nie zamierzam cię pouczać. Zamierzam cię wysłuchać, dobrze o tym wiesz. – Powiedziałem zgodnie z prawdą, ale jego chyba to jeszcze bardziej podminowało.
- Tomlinson, nie rób ze mnie wariata – prychnął pod nosem.
Spojrzałem na Nialla w tym samym momencie, kiedy on spojrzał na mnie. Obojgu chodziła nam ta sama myśl po głowie. Wyczytałem to z jego oczu. Co takiego się dzieje? Co z nim się dzieje? Harry nigdy nie był taki agresywny. Choć właściwie nigdy nie pił w mojej obecności, przyznałem w duchu.
Podszedł do mnie o krok, chwytając mnie za zamek bluzy i gwałtownie przyciągając nieco ku sobie. Spojrzał na mnie wzrokiem, który jednoznacznie mogłem określić, jak ten, że zaraz mnie zabije. Odruchowo złapałem palcami jego dłoń, chcąc go jakoś odciągnąć od siebie. Przestraszyłem się! On przewyższał siłą ode mnie! Ja nie miałem czasu na treningi, zajmowałem się przecież głównie nauką. A nie chciałem dostać od osiemnastolatka. Niall, który próbował jakoś załagodzić tą sytuację stanął pomiędzy nami, ale tylko na krótką chwilę, bo Harry odepchnął go mocno na bok. Biedny blondyn, o mało się nie przewrócił. A wiedziałem, że to byłaby moja wina, bo to ja drażnię lwa, nie on.
- Dobrze ci radzę, nie rób ze mnie wariata – powiedział powoli, chcąc, abym zrozumiał każde słowo.
- Przejdźmy się gdzieś. Ochłoniesz, opowiesz co się stało. Pomogę ci przecież, wiesz o tym. – Powiedziałem łagodnie i spokojnie.
Pod wpływem dotyku poczułem, jak poluźnia ucisk, dlatego już bez ogródek chwyciłem jego rękę i odepchnąłem ją od siebie. Po dłuższej chwili namysłu skinął głową. Niall, który już więcej nie chciał wtrącać się między rozmowę w obawie, że tym bardziej Harry się nie wygada, zwyczajnie poszedł, zostawiając nas samych. Mój kochany Niall. Uwielbiam te sytuacje, kiedy rozumiemy się bez słów.
- Idziemy?
- Gdzie?
- W stronę domu.
- Raczej mam ochotę czegoś się napić – przyznał szczerze, a ja tylko pokręciłem głową. Tego tylko brakuje, żeby popadł w jakiś nałóg z własnej głupoty.
- Wiesz co? Mam pomysł. – Chłopak spojrzał na mnie z zaciekawieniem swoim mętnym wzrokiem. – Pojedźmy do domu, zrobię ci czegoś zimnego do picia, jakąś lemoniadę albo sok ze świeżych owoców. Wtedy spokojnie o wszystkim mi opowiesz.
- Czego ty chcesz ode mnie?! Ciągle się o coś mnie czepiasz, chcesz na siłę pocieszyć, czy jak?
Znów chwycił mnie gwałtownie za bluzę, chcąc szarpnąć, ale wtedy zrobiłem coś, czego kompletnie się nie spodziewałem. Zacisnąłem mocno dłoń, celując nią prosto w twarz Harry'ego, który aż zatoczył się i upadł za ziemię. W jednej chwili złapałem się przerażony za usta. Co ja zrobiłem?! Upadłem na kolana obok niego. Nie ukrywam, byłem cały roztrzęsiony. A jak mu się coś stało?
- Harry? Harry! Ja przepraszam, nie wiem, co we mnie wstąpiło! Przepraszam cię strasznie! – Spanikowałem jak nigdy. Nie chciałem mu przecież krzywdy zrobić! Ale ten egoistyczny dupek wyprowadził mnie z równowagi i to samo się tak zdarzyło. Nie, nie samo. To ewidentnie moja wina. O mamo, o mamo, o mamo! Co ja najlepszego narobiłem?!
Przewróciłem go na plecy, zdejmując jego dłonie z twarzy. Poza, jeszcze, małym siniakiem na kości policzkowej i rozcięciem nad brwią w wyniku upadku na ziemię, chłopak był cały. A przynajmniej taką miałem nadzieję. I modliłem się o to, aby mu nic nie było.
- Chodź do samochodu, zaparkowałem zaraz za bramą. – Oznajmiłem, pomagając mu wstać.
Mamrotał coś pod nosem. Chyba jakieś przekleństwa na mnie, ale miał ku temu pełne prawo. Nie powinienem go bić, nie zasłużył to. Ale też nie miał prawa mną szarpać, jakbym wymordował mu pół rodziny.
Poprosiłem go, aby stał spokojnie przy samochodzie. Posłusznie oparł się o drzwi, opuszając dłonie wzdłuż tułowia. Przyniosłem apteczkę z bagażnika, którą zawsze tam trzymam i zacząłem przemywać jego rozcięcie nad brwią. Nie chciałem, żeby wdarło się jakieś zakażenie. Tego mi tylko brakowało! Harry opuścił na chwilę powieki, kiedy przyłożyłem wacik do rany. Syknął głośno. Nie wiem, co on najlepszego wyrobił, ale dostrzegłem tylko, jak jego ciało wzdrygnęło się, a Harry na krótką chwilę zatracił równowagę. Chcąc się wyratować, aby nie upaść, chwycił się czegoś, co miał blisko siebie. W tym przypadku to byłem ja. Poczułem jego mocne dłonie na moich biodrach, które nieświadomie przyciągnęły mnie ku niemu. W ostatniej chwili złapałem się dłońmi jego ramion, nie chcąc zatracić równowagi razem z nim. Choć nie ukrywam, było mi niesamowicie gorąco, kiedy poczułem jego ciało. Dosłownie.
- Przepraszam, straciłem równowagę. – Wybełkotał opuszczając głowę.
Nie chcąc, żeby młody nabrał podejrzeń, szybko odsunąłem się od niego na bezpieczną odległość. O ludzie! Jakie ja miałem skoki temperatury ciała, kiedy on mnie dotykał. O mamo, o mamo, o mamo! Okay, Louis, spokojnie. Nie rób z siebie zakochanej nastolatki.
Przykleiłem plaster w miejsce rany, aby szybciej mu się zagoiła. Następnie otworzyłem mu drzwi. Potulnie zajął miejsce od strony pasażera. Ja w tym czasie schowałem apteczkę z powrotem do bagażnika, po czym siadłem za kierownicą, spoglądając na chłopaka.
- To jak, jedziemy? Uspokoiłeś się już?
Chłopak pokiwał twierdząco głową. Odpaliłem samochód ruszając w stronę domu dziadka. Wiedziałem, że tam będziemy mogli w spokoju porozmawiać i nikt nam nie przeszkodzi. O ile ten gbur coś powie. Ale już moja w tym głowa, żeby wyciągnąć wszystko od niego.
Ku mojemu zaskoczeniu, po dotarciu na miejsce zorientowałem się, że on zasnął. Tak, zasnął. Musiał być naprawdę padnięty, skoro odleciał po tak krótkim odcinku drogi. Zdawałem sobie sprawę, że to jednak alkohol tak na niego podziałał. Nie chciałem, żeby biedak spał na niewygodnym siedzeniu. Dlatego wysiadłem z samochodu, biegnąc do drzwi i otwierając je. Miałem klucze do mieszkaniu dziadka, dlatego nie było z tym żadnego problemu. Następnie wróciłem do chłopaka, biorąc go ostrożnie na ręce, aby się nie obudził. Zaniosłem go do salonu, gdzie położyłem go na kanapie. Szybko jeszcze obszedłem zamknąć samochód i wziąć kluczyki ze stacyjki, po czym wróciłem do domu, zamykając go od środka.
Cóż, wychodziło na to, że będę dzisiaj spał u niego. Przecież nie mogłem zostawić go samego. A przynajmniej zostanę dopóki się nie obudzi i nie zachce mu się zwierzeń.
Westchnąłem głęboko, wracając do salonu, gdzie spał Harry. Przykucnąłem obok jego głowy przyglądając się jego anielskiej buźce. Rozglądnąłem się po pomieszczeniu mając nadzieję, że znajdę jakiś koc. Ku mojemu zaskoczeniu, nigdzie żadnego nie było. Nie chcąc grzebać w rzeczach dziadka, zdjąłem z siebie bluzę i zarzuciłem ją na ramiona nastolatka.
Śledząc wzrokiem rysy jego twarzy, coraz bardziej uświadamiałem sobie, że zwyczajnie jestem w nim zakochany. Tak, kocham go. Delikatnie wierzchem palca wskazującego pogładziłem Harry'ego po policzku, dokładnie w miejscu, gdzie go uderzyłem. Wyglądał tak słodko i niewinnie, iż coraz bardziej zaczynałem żałować, że jakoś nie powstrzymałem się przed tym. Co ja teraz powiem jego dziadkowi? Nachyliłem się ku niemu, bardzo ostrożnie całując go w lekko sine miejsce. Biedaczek, przez moją głupotę będzie chodził ze śliwką pod okiem.
- Czasem naprawdę chciałbym, żebyś wiedział absolutnie wszystko – wyszeptałem, uśmiechając się smutno. To wszystko, co mnie otaczało, powoli zaczęło mnie przytłaczać.
Postanowiłem wyjść na werandę za domem, siadając na drewnianej ławce. Wykonałem krótki telefon do Nialla i powiedziałem mu, co się wydarzyło po jego odejściu. Przyjaciel był dumny ze mnie, cytuję: że postawiłem się temu egoistycznemu idiocie. Poprosiłem, żeby go tak nie nazywał. Wiem, że Niall nie chciał go obrazić, tylko po prostu nie rozumiał jego zachowania. Lubił też większości osób nazywać idiotami, nawet, jeśli tak o nich nie myślał. Ale mimo to nie chciałem, żeby ktoś obrażał Harry'ego, ani nazywał go w ten sposób.
Obszedłem do samochodu po książkę, po czym rozsiadłem się wygodniej na drewnianej ławce, czytając lekturę. Czasami słyszałem, jak Harry przewraca się na kanapie albo cicho pochrapuje, a wtedy na moje usta zawsze wpływał przyjazny uśmiech.
Boże, jaki ja jestem głupi, będąc nim ślepo zauroczony.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro