Rozdział XLIII
Louis
Przymykając za sobą drzwi od naszego pokoju, westchnąłem cicho. Harry ciągle o tym myśli. Ciągle myśli, że za niedługo mogę odejść. Właściwie z dnia na dzień. Nawet ja nie wiem, kiedy może to nastąpić. Ale takie rzeczy chyba się czuje. Pamiętam jak babcia umierała. Miałem wtedy dwanaście lat. W ten dzień przepraszała wszystkich za to, że była taka nieznośna. Cóż, miała na pieńku z moją mamą. Nigdy nie potrafiły się dogadać. Nawet mamę zdziwiło jej zachowanie. A wieczorem babcia umarła. Ale tak czy tak, od razu mama jej wybaczyła i nigdy nie chowała do niej urazy za wszystkie przykre słowa i kłótnie. To może ja też będę wiedział, kiedy to nastąpi?
Idąc schodami na parter, gdzie znajdowała się kuchnia, poczułem łzę spływającą po moim policzku. Nawet nie chciało mi się płakać, a jednak pojawiła się tam. Otarłem ją błyskawicznie, wchodząc do kuchni. Nalałem wody do czajnika elektrycznego stawiając na grzałkę. Po chwili po kuchni rozległ się głośny, bliżej nieokreślony dźwięk zaparzanej wody. Na chwilę zagłuszył moje myśli.
Nie chciałem się kłócić z Harrym z tak błahego powodu. Resztkami sił zachowałem spokój, aby nie wywoływać krzyków. A co, jeśli Harry jest ze mną tylko dlatego, że dowiedział się o moim największym sekrecie? Powiedzieć „kocham" drugiej osobie w tych czasach to niemalże rutyna. Zupełnie, jak powiedzenie: „Cześć, ładny mamy dzień, nie uważasz?". Dzisiaj powiem wysokiej brunetce, że ją kocham, a następnego dnia mógłbym równie dobrze wylądować z łóżku z niską blondynką, szepcząc jej, że jest najwspanialszą kobietą na świecie. Czy to nie irracjonalne? Moi znajomi mieli czasami kilka dziewczyn na cały rok studiów, chodząc za rączki, niby zakochani, a za plecami swoich wybranek polują na kolejne. Czy to ma być miłość w tym wieku?
Ja, jak już wiadomo, jestem inny. Ja nie rzucam słów na wiatr i mówiąc Harry'emu że go kocham, po prostu oznaczało, że go kocham i moje serce prędko z niego nie zrezygnuje. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. Ani jednego dnia. I czuję te wszystkie dziwne zachowania, kiedy jest się zakochanym. Motyle w brzuchu, przyspieszone bicie serca za każdym razem, kiedy się do mnie zbliża, kiedy całuje, kiedy...
Z moich ust wydobył się niekontrolowany, cichy krzyk przestraszenia. Wiedziałem, że tylko ja i Harry jesteśmy w domu, ale byłem zbyt pogrążony myślami i nawet nie usłyszałem, kiedy woda się zagotowała. Dopiero, gdy osiemnastolatek przylgnął do moich pleców, układając głowę na ramieniu, wróciłem na ziemię.
- Nie chciałem, żebyś z mojego powodu chodził teraz smutny – powiedział przepraszającym tonem. Westchnąłem, wtulając się w niego.
- Nie mówmy o tym. Zachowujmy się, jakby choroby wcale nie było. Właśnie to był kolejny z powodów, dla którego nie mówiłem ci o moim stanie. Traktujesz mnie znacznie delikatniej i ostrożniej, niż dawniej. To miłe, ale... Brakuje mi tych dni, kiedy wygłupialiśmy się i oboje traktowaliśmy życie beztrosko.
Odwróciłem się przodem do osiemnastolatka, by móc spojrzeć w jego oczy. Ująłem jego twarz w dłonie, biorąc głęboki oddech.
- Od dzisiaj koniec tematu. Jedynie, kiedy przyjdzie czas na wizyty kontrolne, będziemy mogli o tym rozmawiać. Poza tym, ani słowa. Dobrze?
Nastolatek przez dłuższą chwilę wpatrywał się w moje oczy. Dopiero, kiedy wyszeptałem jego imię błagalnym tonem, Harry skinął twierdząco głową, niemal od razu zmieniając nastawienie. Zaproponował mi pomoc w przygotowaniu śniadania, a potem wpadł na pomysł, abyśmy przeszli się na spacer. A gdy będziemy wracać, chciał pójść po dziewczynki. Chłopak zaczął temat bliżej nieokreślony, z którego ciągle śmialiśmy się. Jednym słowem, posłuchał mnie. Znów mogłem obserwować, jak chwilami zachowuje się, jak dziecko i mówi głupoty, które nie miały żadnego sensu, wzbudzające w nas śmiech.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro