• Rozdział XIV
Louis
- Cóż, potrafisz zrobić wrażenie. Moja mama już cię uwielbia i traktuje jak drugiego syna – powiedziałem w końcu, kiedy Harry tak strasznie nalegał.
To była prawda. Rzadko kiedy zdarzało się, żeby mama naprawdę zapałała sympatią, do któregoś z moich kolegów. Wiedziała, że każdy patrzył mnie krzywo i od tej pory była ostrożna na każdego nowopoznanego znajomego. Do tej pory ufała tylko Niallowi, teraz ufa też Harry'emu.
- A Fizzy jest tobą zafascynowana, jakbyś był najpiękniejszym mężczyzną świata, a ona twoją małą księżniczką.
Niedaleko odbiegałem od rzeczywistości. Młody był tak niesamowicie przystojny, że nawet kiedy przybierał zdenerwowany wyraz twarzy, czy najbardziej głupią minę, na jaką było go stać, ja przyłapywałem się na tym, iż zastanawiałem się, jak fascynująco wygląda. Wiem, to głupie. Ale to wszystko była jego wina. To on był tak niesamowicie przystojny! I te jego oczy...
- Jest dzieckiem. Gdyby to ona była tobą, założę się, że wolałaby mnie olać. W końcu taki skończony dupek jak ja nie zasłużyłby na kogoś takiego jak ona. – Uśmiechnął się pod nosem, cytując moje słowa.
- Mylisz się. Nawet skończony dupek potrafi sprawić, że ktoś go pokocha ze świadomością, że to uczucie jest irracjonalne dla niego samego. Ale mimo to, będzie wierzył, że kiedyś ten skończony dupek będzie z tą osobą.
Harry zamyślił się na krótką chwilę. Spojrzał na mnie przelotnie. Chyba analizował moje słowa. Może nie zrozumiał? A może zrozumiał? Peszek jak doda dwa do dwóch i wyjdzie mu cztery.
- Czasami twoje filozoficzne gadki uświadamiają mnie w tym, że dobrze postąpiłem nie idąc na studia. No, czas tylko pracę znaleźć.
Z uśmiechem odepchnął mocniej huśtawkę. Poczułem już chłodny letni wiatr, a ostatnie promienie słoneczne padły na moją twarz na ułamek sekundy. Czyli jednak wyszło mu trzy. Dzięki ci, Boże.
*
Kolejnych kilka dni minęło nadzwyczaj szybko. Wracałem właśnie z Londynu, ucieszony, że zaliczyłem rok i teraz czekają mnie upragnione wakacje i chwila odpoczynku w towarzystwie Harry'ego.
Co do tego łepka... Chyba się w nim zakochałem do reszty. Tu już nie chodziło o to, że mnie pociągał fizycznie. Bo czasem patrząc na jego ciało nabawiałem się chwilowych kompleksów, ale mniejsza z tym. On jest za dobry pod tą maską egoizmu. ZA DOBRY, podkreślam to. Będąc w Londynie ciągle o nim myślałem. Ledwo co skupiłem się na przygotowaniach do ostatnich sesji. Na dodatek mama dzwoniła, że w tym tygodniu wpadł do nich sam, bez dziadka i zaproponował, że weźmie dziewczynki na spacer na plac zabaw. Ogromnie mnie to zaskoczyło, ale też zrobiło na mnie spore wrażenie. Dupek. Egoistycznie przystojny dupek!
Słysząc ulubioną melodię, którą miałem ustawioną na dzwonku, przerwałem swoje bezsensowne rozmyślania na temat tego młodego łepka i odebrałem telefon.
- Co jest, Niall?
Uśmiech, który pojawił się na mojej twarzy szybko zrzedł, kiedy mój przyjaciel zaczął mówić.
- Co Harry robi u ciebie?! - ... - Horan, tu nie chodzi o zazdrość! Po prostu zaskoczyło mnie to. - ... - Pijany? Niall, mów tu natychmiast, co się tam działo podczas mojej nieobecności!
Ugh, fakt, chyba zrobiłem się trochę zazdrosny, kiedy dowiedziałem się, że Harry poszedł do mojego przyjaciela, przynosząc piwo. Na dodatek Niall wspomniał mi, zanim się rozłączył, że chyba chciał się komuś wygadać i zwyczajnie nie mógł się doczekać mojego powrotu, bo zaczął coś majaczyć o Zaynie i Liamie. I na końcu o mnie. Na same te słowa moje serce przyspieszyło tempa.
- Nareszcie jesteś – powiedział ściszonym głosem Niall, kiedy dotarłem na miejsce. – Chodź. – Chwycił mnie pod ramię, prowadząc na tyły domu, gdzie zastałem Harry'ego, kompletnie zalanego w trupa. Co on znów wymyślił?! Tego się po nim nie spodziewałem... - Zabierz go. Ty sobie z nim prędzej poradzisz, więcej o nim wiesz, i przede wszystkim, wiesz jak do niego dotrzeć.
- Harry... - wymknęło mi się z ust. Wtedy osiemnastolatek podniósł głowę, otwierając oczy. Ale nie prędko mnie odnalazł, bo jego zielone tęczówki rozbiegane były na wszystkie strony. No opił się. Zwyczajnie w świecie się opił. Ciekawe, czy rano będzie coś z tego pamiętał.
- Sorry, ale ja nie mogłem się na ciebie doczekać. Nie bój się. Ja ci przyjaciela nie odbiorę. Ja tylko piwo, bo ja tylko... Niall wino mi dał.
A nie mówiłem? Nic rano nie będzie pamiętał. Majaczył już totalnie. Kiedy chwycił się mocno poręczy fotela z drewna, chcąc wstać, z prędkością światła znalazłem się obok tej fajtłapy. Nie uśmiechało mi się zbierać go z ziemi. Chwyciłem go pod ramię, jednak on starał się mnie odepchnąć. Dlatego też odpuściłem i stałem blisko niego w razie wypadku, będąc gotowym do złapania go, gdyby miał upaść.
- Loulu, nie chcę do domu. Chcę do ciebie. – Mamrotał pod nosem. Kiedy spróbował wychwycić mój wzrok i podniósł gwałtownie głowę, zatoczył się. I gdyby nie moja szybka reakcja, z hukiem wylądowałby na stole. A tak, przynajmniej trzymałem go w swoich ramionach. Czułem jego oddech na mojej skórze i... najzwyczajniej w świecie robiło mi się coraz cieplej. – Ups, niezdara ze mnie. – Zachichotał pod nosem.
- Zachowuje się, jakby wypił wszystko, co tylko mógł. – Pokręciłem głową z niedowierzaniem, na co Niall mi przytaknął.
- Pomóc ci go zaprowadzić?
- Otwórz mi tylko furtkę. Nie będę się z nim cackał.
Osiemnastolatek chciał mi coś powiedzieć, ale zanim to zrobił, ja sprawnie uniosłem go na rękach i pomaszerowałem za Niallem. Okay, może nie byłem jakiś super silny, umięśniony czy coś. Ale miałem na tyle siły, żeby go podnieść. Wydawał się być cięższy, ale, ku mojemu szczęściu, było na odwrót. Harry bełkotał coś pod nosem, ale nic z tego nie rozumiałem. Poza jakimiś pojedynczymi słówkami, które układały mi się w wyrazy zdziwienia, że jestem aż tak silny. Odezwał się ten, który pozjadał wszystkie rozumy.
Jadąc z nim do domu, o mało nie spowodował wypadku. Zaczął opowiadać o jakiejś kłótni między jego rodzicami, o rozwodzie, o tym, że nie chce być dzielony między nich, i że ma dość takiego życia. Czego jak czego, ale tego nie spodziewałem się po nim. Zaskoczył mnie. Wspomniał też o jakimś wielkim sekrecie siostry, a poza tym cisza. Ale był pijany, wszystko mogło mu do głowy strzelić.
- Dziadek mnie zabije – mruknął, kiedy pomagałem mu wyjść z samochodu.
- Jeśli będziesz cicho, na pewno się nie obudzi.
Zerknąłem w kierunku domu, gdzie uchyliły się drzwi frontowe i wyjrzał zza nich dziadek. No to pozamiatane. Miałem jednak nadzieję, że Harry go nie dostrzeże.
- Nie, Lou, nie! Weź mnie do ciebie. Dziadek odeśle mnie do Nowego Jorku, a ja tam nie chcę wrócić! Nie teraz! – zawołał, rozpaczliwie chwytając moje przedramię.
- Spokojnie, dziadek nigdzie cię nie odeśle.
Harry widocznie chciał coś powiedzieć, ale zamiast tego zachwiał się i upadł na kolana. Spojrzałem na dziadka, niemo mówiąc mu i gestem dłoni pokazując, żeby wszedł do domu i nie pokazywał się Harry'emu. Nie wiem, czy zrozumiał, ale usunął się w cień. Ja natomiast podniosłem osiemnastolatka, który uwiesił się na mnie i z moją pomocą wszedł do mieszkania.
- Loulou, niedobrze mi.
Nie zastanawiając się ani chwilki dłużej, niemal rzuciłem się wraz z Harrym do łazienki, ciągnąc go za sobą. Na szczęście zdążyliśmy w czasie. Chłopak w ostatniej chwili upadł na kolana przed sedesem, zwracając całą zawartość żołądka. Zrobiło mi się go szkoda. Przyniosłem z kuchni szklankę z wodą i kazałem mu przepłukać usta, po czym przetarłem mu je ręcznikiem.
- Weź idź do domu. – Mruknął pod nosem. Usiadł na pupie, opierając głowę ścianę pokrytą płytkami łazienkowymi.
- I mam cię tu zostawić na pastwę losu? Znając ciebie na pewno byś tu spał. – Odparłem bez emocji, kucając przed nim. – Wstań i chodź do łóżka. Rozbiorę cię i pójdziesz spać.
Nie czekając na jego pozwolenie, podniosłem go z ziemi i lekko zamoczonym ręcznikiem przetarłem jego twarz z potu i kurzu, który zebrał się tam przez cały dzień. Przynajmniej nie wyskoczą mu żadne pryszcze następnego dnia. Choć nawet z nimi jego buźka wyglądała perfekcyjnie. Och, Louis, przestań już!
Czułem jego ciężki i ciepły oddech na swojej szyi pomieszany z wonią alkoholu, kiedy prowadziłem go do pokoju. Mijając salon, w świetle padającym z łazienki dostrzegłem dziadka, siedzącego cicho na krześle i wpatrzonego w podłogę. Zrobiło mi się go szkoda. Ogólnie cała sytuacja zaczęła mnie przerastać w tamtym momencie. To było ponad moje siły.
Będąc już w pokoju Harry'ego, który szczerze powiedziawszy inaczej sobie wyobrażałem, choć te stateczki i kolorowe misie są słodkie, posadziłem go na łóżku i zająłem się rozbieraniem go. Nie ukrywam, moje dłonie niesamowicie drżały i modliłem się tylko, żeby Harry tego nie dostrzegł. A jeśli już, aby nie pamiętał.
- Chyba nadal podoba mi się Zayn. – Wybełkotał na tyle niezrozumiale, że w pierwszej chwili sądziłem, iż się przesłyszałem. A jednak nie. Rozpinając do końca guziki, zdjąłem koszulę z niego, rzucając na pobliski fotel. Przyjrzałem mu się przez chwilę, na co on się roześmiał. – Naprawdę jest słodki. Ale jest draniem! – zawołał półszeptem z poważną miną, zaraz potem śmiejąc się w najlepsze. – Sądzisz, że jestem gejem?
- Sądzę, że jesteś pijany. – Wtrąciłem mu, zabierając się za rozpinanie jego klamry u spodni. Czułem się niesamowicie zażenowany tą sytuacją. O tak, bardzo byłem wstydliwy, nie da się tego ukryć. Szczególnie w momencie, kiedy miałem zdjąć z niego spodnie. Czemu on musiał tyle wypić?
- A jak się nazywa tych, którym podobają się i dziewczyny i chłopaki? – zapytał, nie zważając na to, co do niego powiedziałem.
- Biseksualiści.
- O, o! A może ja taki jestem? – Udał zastanowienie. Spojrzał przelotnie na to, co robiłem i roześmiał się cicho pod nosem. – Dawno z nikim nie spałem. – Zauważył, wzdychając ciężko. – Brakuje mi seksu.
- A nie przeszło ci nigdy przez myśl, że możesz nabawić się jakiejś choroby, albo niechcący zapłodnić jakąś dziewczynę? – zapytałem z ciekawością, pozbywając się jego spodni.
- A co mi tam. Ja bez seksu to jak ryba bez wody. – Odparł pewnie, odpychając mnie lekko, kiedy chciałem mu jeszcze skarpetki zdjąć. Jakoś sam sobie poradził. – Twoja siostra jest niezła. Po prostu wygląda jak jakaś światowa modelka, no po prostu. Chcę ją teraz w łóżku. Ach, Lottie, Lottie...
Nie skomentowałem tego. Owszem, uważałem, że moja siostra jest piękna. Świadczyło o tym chociażby jej powodzenie u chłopaków. Ale ona wychodziła za mąż za jakieś pół roku! Harry, ty niewyżyty seksoholiku, opamiętaj się! Kiedy odwróciłem się do niego tyłem i podniosłem z ziemi jego rzeczy, składając je i zostawiając na fotelu, Harry jakimś cudem wszedł pod kołdrę, nie przewracając się przy tym ani nie robiąc sobie żadnej krzywdy. Chociaż tyle.
- Za to zauważyłem, że ty masz niezły tyłek. Może nawet lepszy niż Lottie – powiedział, przykrywając się kołdrą popod pachy. Odwróciłem się w jego kierunku gwałtownie, napotykając jego mętny wzrok. – No co? Nie moja wina, że nosisz takie spodnie. Wzrok sam ucieka na twoje pośladki.
- Przestań, jesteś pijany. – Chciałem, naprawdę chciałem, aby przestał więcej mówić, bo czułem, że zaczynam się rumienić. A do tego w żadnym wypadku nie mogło dojść! – Naprawdę, Harry. Prześpij się, rano pogadamy jak wytrzeźwiejesz.
- Zaczekaj! – zawołał cicho, a ja mimowolnie zatrzymałem się, patrząc a niego. – Podejdź.
Chcąc nie chcąc, moje nogi same zaprowadziły mnie do jego łóżka, gdzie siadłem na skraju i w oczekiwaniu przyglądałem się jego twarzy. Miał przymknięte powieki, oddychał głośno. Na dodatek był strasznie blady. Bałem się, że gdyby nagle zachciało mu się wymiotować w nocy, mogłoby mu się coś stać. Szybko skarciłem się w myślach za to.
- Czego chciałeś? – zapytałem łagodnie, a moja dłoń sama powędrowała ku niemu. Odgarnąłem włosy z jego czoła, na co on tylko westchnął.
- Kupisz mi chomika?
- Słucham? – zapytałem z niedowierzaniem, śmiejąc się cicho pod nosem. Co też on sobie wymyślił? Naprawdę za dużo wypił.
- Nooo, kupisz mi tego chomika? – Otworzył oczy. Przez chwilę mogłem ujrzeć jego cudowny kolor tęczówek. – Proszę.
- Jasne – odparłem, nadal się śmiejąc pod nosem. – Kupię ci nawet dwa. A teraz śpij.
Nie czekając aż cokolwiek powie, po prostu zgasiłem światło i przymknąłem drzwi. Chciałem wyjść, ale dziadek mnie zatrzymał i w końcu wyszło na to, że nocowałem u nich w salonie na kanapie. Nie było najgorzej, a jak sam dziadek wspomniał, nie opłacało mi się tłuc do domu o pierwszej w nocy. Zdziwiło mnie, że to już tak późna pora, i że dobrą godzinę użerałem się z Harrym. No ale... Dla niego wszystko. Przecież nie mógłbym pozwolić, żeby mu coś się stało, prawda? Dostałem koc od dziadka i ułożyłem się pod nim, nawet nie zdejmując bluzy. Byłem bardzo zmęczony.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro