Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

• Rozdział VIII

Louis

- Dziękuję ci, że zaopiekowałeś się Fizzy – powiedziałem, kiedy Harry zatrzymał się przed moim domem, a dziewczynki zdążyły już pobiec na podwórko do mamy, która plewiła w kwiatach przy chodniku. Lubiły jej pomagać. Szczególnie przy kwiatach. Miały przy tym niezłą zabawę. – Czułem się dosyć kiepsko.

- A mnie próbowałeś wmówić, że jest w porządku – odparł nieco ironicznym tonem. Zaraz potem przybrał na twarz lekki uśmiech. – A Fizzy jest słodka. Przypomina zachowaniem siostrę mojego przyjaciela.

Przez chwilę pomiędzy nami zapadła cisza. Zacząłem rozważać pewien pomysł, ale nie wiedziałem, jak zareaguje na to Niall, a także sam Harry. Chociaż nie. Niall był moim przyjacielem i zaakceptowałby wszystkie moje pomysły. Postanowiłem jednak zaryzykować.

- Słuchaj, jeśli nie masz nic do roboty, mogę wpaść po ciebie koło dziewiętnastej i poszedłbyś ze mną i moim kumplem na boisko niedaleko stąd. Jeśli tylko masz ochotę i lubisz grać w koszykówkę.

- Cóż... Wolę piłkę nożną, ale w koszykówkę też grywam – odparł z entuzjazmem.

Chyba brakowało mu tej rozrywki. Nie miałem pojęcia, co robił podczas tych dni, kiedy byłem w Londynie, ale z pewnością nie szukał sobie przyjaciół. Tacy jak oni wolą sprawdzone towarzystwo, wokół którego wszystko się kręci. A czułem też, że miał świadomość, że tutaj, na wsi, jego osoba nie będzie tak samo w centrum uwagi jak w Nowym Jorku.

*

Tak, jak się umówiliśmy, byłem po niego nawet kilka minut przed dziewiętnastą. Kiedy Harry zniknął na chwilę w pokoju, chcąc wziąć bluzę, dziadek podziękował mi, że staram się go gdzieś wyciągnąć poza dom i zająć jakoś jego czas, bo tylko przed laptopem albo telewizorem spędzał czas. No i pomagał dziadkowi, kiedy to było konieczne. Przynajmniej się okazało, że ma serce. Tym lepiej dla niego, bo nie omieszkałbym się wygarnąć mu wtedy, co sądzę na jego temat.

Niecałe dziesięć minut później byliśmy na boisku przed szkołą podstawową, które było otwarte cały czas i dla każdego. Co prawda Niall jeszcze się nie zjawił. Dzwonił wcześniej do mnie, że się spóźni. Zatem nie czekając, zaczęliśmy ćwiczyć rzuty do kosza dla rozgrzewki.

- Słuchaj, Lou... Dużo jeszcze zostało ci do końca roku? – zapytał nagle, odrzucając spod kosza piłkę do mnie.

- Ten tydzień, ostatnie zaliczenie i będę nareszcie wolny. – Rzuciłem, celując w sam środek tarczy. Chłopak znów odrzucił mi piłkę.

- To dobrze. Zaczynam się już nudzić. Oczywiście nie to, żebym zmuszał cię do przebywania w moim skromnym towarzystwie – dodał od razu, kiedy posłałem mu niezrozumiałe spojrzenie.

Głupek, przecież dobrze wiem, że gdyby nie ja, całe wakacje przeleżałby w łóżku. Uśmiechnąłem się pod nosem, kiwając głową ze zrozumieniem. Rzuciłem piłką, po raz kolejny z rzędu trafiając do kosza.

- Niezły jesteś. Nie wyglądasz na kogoś, kto tak dobrze radzi sobie w kosza. – Przyznał, podrzucając piłkę w dłoni. Podszedł do mnie, kozłując od niechcenia.

- Wieku rzeczy o mnie nie wiesz – odparłem z krzywym, ale rozbawionym uśmiechem.

W ułamku sekundy odebrałem mu piłkę. Podbiegłem do kosza, kozłując po drodze i po raz kolejny trafiłem bez problemu.

- Naprawdę dobry jesteś.

Przez dłuższą chwilę graliśmy jeden na jednego, śmiejąc się przy tym. Wymienialiśmy jakieś krótkie komentarze i uwagi, nie zauważając nawet, kiedy Niall zjawił się wraz ze swoim kuzynem Mike'iem, który odwiedził go na kilka dni.

- Cześć! – zawołał Niall, machając z daleka.

Przywitaliśmy się z resztą. Przedstawiłem im Harry'ego, który chyba wreszcie pojął złotą zasadę jednania sobie ludzi, jaką jest szczera uprzejmość i bycie sobą, a nie wymuszone uśmieszki i mina, jakby mu przyrodzenie odcięli. Matko, co we mnie wstępuje? Przez tego knypka zaczynam myśleć o coraz dziwniejszych rzeczach.

- Co wy na to, żeby zagrać dwóch na dwóch? Ja i Mike, na ciebie i Harry'ego.

- Mi pasuje – odparł Styles, odbijając parę razy piłką. – O co gramy?

- O coś głupiego.

- Zaśpiewać przed fontanną w rynku – zaproponowałem, zerkając znacząco na przyjaciela.

Co jak co, ale Niall zawsze wstydził się śpiewać publicznie. Było to dla mnie totalnym absurdem, bo jego głos był niesamowity. Ale nie! Louisa nigdy nie słuchał.

- Ha, ha, bardzo śmieszne. Znów będę się kompromitował przed ludźmi? To, że ty umiesz śpiewać nie znaczy, że musisz mnie i Mike'a wystawiać na pośmiewisko! – zawołał oburzonym tonem, na koniec śmiejąc się.

- Wiem, na co cię stać. A zresztą, tak mało wiary w samego siebie, Niall?

Przyjaciel podjął się wyzwania i w chwilę później zaczęliśmy już grać. Z początku nie szło dobrze mi i Harry'emu, co Nialla ogromnie cieszyło. Oczami wyobraźni już widziałem, jak skacze z radości po wygranym meczu, że może go ominąć publiczny występ. Przegrywaliśmy właśnie ośmioma punktami, a do końca wyznaczonego czasu było coraz bliżej. Dlatego po kolejnym strzale przeciwników Harry podszedł do mnie, stając tak blisko, że aż uderzył mnie zapach jego mocnych perfum. Mocnych, bardzo ładnych perfum. Aż zakręciło mi się w głowie z wrażenia. Harry podparł ręce na biodrach, ukradkiem zerkając w stronę Nialla i Mike'a.

- Nie wiem, jak ty – zaczął ściszonym głosem – ale ja nie mam zamiaru ujawniać swojego braku talentu przy wszystkich osobach we wsi. Mam swoją godność. Więc co ty na to, żeby teraz się na nich odegrać?

Skinąłem głową, uśmiechając się podstępnie. Choć naprawdę wiele mnie kosztowało, abym zachował jasność umysłu. Mój przyjaciel tego nie przeoczył. Znał mnie na wylot. Czasem może nawet lepiej, niż ja sam. I chwilami nie wiem czy to było denerwujące, czy niesamowite. Kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, widziałem w jego oczach zmartwienie. Uśmiechnąłem się wyrozumiale, ale on najzwyczajniej w świecie w to nie uwierzył. Dobrze wiedział, co wewnątrz mnie właśnie się działo.

Kiedy ponownie wróciliśmy do gry, dostałem niezłego kopa energii. Wspólną pracą zespołową udało się mi i Harry'emu nie dopuścić więcej przeciwników do naszego kosza, a nawet udało nam się zdobyć niezłą przewagę nad nimi.

- Koniec czasu, wygraliśmy! – zawołał ze satysfakcją Harry, wyciągając ku mnie otwartą dłoń.

- Dokładnie. – Przybiłem piątkę, podając piłkę nowojorczykowi. – Ktoś tu będzie musiał śpiewać... - zanuciłem triumfalnie pod nosem. Miałem wrażenie, że Niall rozszarpie mnie na strzępy przy najbliższej okazji, ale co mi tam. Grunt, że w jakiś sposób zaimponowałem Harry'emu. Echem, tak. Zapomnijmy o tym, o czym pomyślałem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro