Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

• Rozdział LV


Harry

  Z imprezy zmyliśmy się przed piątą, tłumacząc złym samopoczuciem. Tak naprawdę nie potrafiłem dłużej wytrzymać. Czułem się tak napalony, jak jeszcze nigdy dotąd. Ponad pół roku nie uprawiałem prawdziwego seksu z nikim. Z NIKIM! Mój kochany przyjaciel nie był przygotowany na taką męczarnię! Jedynie w skrajnych wypadkach, kiedy Louis celowo podniecał mnie do granic możliwości, musiałem ulżyć sobie pod prysznicem, ale tak poza tym – nic. A mój przyjaciel domagał się zaspokojenia jego potrzeb.

  Wsiedliśmy zatem w taksówkę, którą prędko złapaliśmy i udaliśmy się do mojego mieszkania. Miałem ochotę oddać hołd szefowi mamy, że wziął ją na nocną zmianę do szpitala, jak również jej za to, że się zgodziła. Cóż, zgodzić by się na pewno zgodziła, bo w końcu każdy grosz się przyda, a nie miała zaplanowanego sylwestra, także my na tym wyszliśmy najlepiej.

  Już na klatce schodowej, co chwilę lądowaliśmy z Louisem albo na ścianie, albo przy barierce schodów, całując się zachłannie. Nie byłem może aż tak pod wpływem alkoholu, bo pozwoliłem sobie jedynie na lampkę wina w trakcie przywitania nowego roku. Ale i tak traciłem rozum, mając blisko siebie Louisa. A że moje mieszkanie znajdowało się dopiero na czwartym piętrze, trochę nam zeszło zanim wdrapaliśmy się na górę.

  Po drodze mieliśmy też pewien incydent. Kiedy „przypadkowo" zbyt mocno popchnąłem Louisa na drzwi sąsiada spod trójki, robiąc przy tym troszkę hałasu, mężczyzna, prawdopodobnie mający kłopoty ze snem, wyszedł na klatkę schodową, otwierając szeroko oczy ze zdziwienia. Oczywiście przeprosiliśmy, nie myślcie sobie! Ale pan Winslet najwidoczniej był w ogromnym szoku, widząc mnie z moim chłopakiem w jednoznacznej sytuacji. Louisa rozbawił widok staruszka. Ja za to szybko wybełkotałem ciche „przepraszam", chwyciłem dwudziestojednolatka za dłoń i pociągnąłem na górę.

  Wpadliśmy do mieszkania, całując się namiętnie. Tak, kompletnie straciłem panowanie nad samym sobą. Myśl, że Louis zaraz będzie mój, MÓJ I TYLKO MÓJ, jedynie bardziej mnie nakręcała. Rozpiąłem szybko płaszcz, nie przestając całować chłopaka i rzuciłem nim gdzieś w kąt, na oślep zatrzaskując cicho drzwi. Kiedy już sprawdziłem, czy aby na pewno są zamknięte na zamek, rzuciłem się na Louisa jak wygłodniałe zwierze na swoją ofiarę. Przyparłem go do ściany, na co chłopak pisnął cicho. Odchylił głowę do tyłu, dając mi lepszy dostęp do jego szyi, co od razu wykorzystałem zasypując jego wrażliwą skórę pocałunkami. Po całym pomieszczeniu można było słyszeć nasze przyspieszone oddechy i ciche westchnienia Louisa, które przyprawiały mnie o przyjemne dreszcze na plecach.

  Przyciągnąłem go ku sobie, ponownie wpijając się w jego słodkie wargi. Nasze ciała idealnie do siebie przylegały. Czułem narastające ciepło, kiedy ten mężczyzna był przy mnie. Zsunąłem z niego płaszcz, który również niezdarnie wylądował gdzieś na ziemi w korytarzu. Zacząłem prowadzić Lou do mojego pokoju, gdzie zatrząsnąłem lekko drzwi, dla bezpieczeństwa przekręcając w nich kluczyk. Ostrożności nigdy za wiele, jak to mówią. Pchnąłem Louisa na łóżko, siadając na nim okrakiem. Pozbyłem się koszuli, którą miałem na sobie, rzucając ją gdzieś za plecy. Nachyliłem się nad chłopakiem, wciąż ciężko dysząc.

  - Dotykaj mnie – wyszeptałem mu do ucha. W słabym świetle padającym z licznych latarni i bilbordów zza okna zobaczyłem, że jego oczy zaczęły błyszczeć. Lubiłem, kiedy jego piękne oczy w ten sposób lśniły.

  Louis nie próżnował. Szybko zepchnął mnie z siebie, odwracając nasze role. Teraz to on siedział na mnie i zachłannie całował moją szyję, błądząc dłońmi po całym moim ciele. Byłem spragniony jego dotyku jak jeszcze nigdy wcześniej. Czułem takie podniecenie, jak jeszcze nigdy dotąd. Jeśli tak dalej pójdzie, doprowadzi mnie do orgazmu zanim dobierze się do rozebrania moich spodni!

  Czując jego zwinny język na mojej szyi, westchnąłem głośno. Wplotłem dłoń w jego włosy, zaciskając mocno. Tak, tak, tak! Zdecydowanie podobało mi się to! Nie wiem, co on miał w sobie, ale samymi takimi pieszczotami doprowadzał mnie na granice możliwości. Powoli jego pocałunki zaczynały schodzić niżej i niżej. Od linii obojczyków, poprzez mostek, aż po brzuch. Z moich ust wydobył się bliżej nieokreślony dźwięk, kiedy na krótką chwilę zatrzymał się przy moich sutkach i zaczął zataczać językiem kółka wokół nich. Gdy uświadomiłem sobie, że coraz bardziej zbliża się do mojego przyrodzenia, poczułem narastające podniecenie. Było mi tak niesamowicie dobrze, że już miałem ochotę krzyczeć na całe gardło, budząc przy tym wszystkich sąsiadów. Choć kto wie, czy nie obudzę dzisiaj niektórych... Szczególnie pani Dawson, która przecież była za ścianą. A ta staruszka to chyba nawet nie śpi. Dziwnym trafem zawsze, kiedy rozmawiałem z Louisem nocą, ona następnego dnia skarżyła się, że przez uchylone okno słyszała wszystko, co mówię. Akurat! Pewnie podsłuchiwała stara jędza... Boże, o czym ja myślę? W takiej chwili?!

  Otrząsnąłem się w końcu, chcąc jak najszybciej pozbyć się ubrań z nas obojgu. Szczególnie chciałem znów podziwiać cudowne ciało Louisa w pełnej okazałości.

  - Rozbierz mnie, Lou – wyszeptałem, krótko całując go w usta. Chłopak spojrzał na mnie z zaskoczeniem. Dałbym sobie głowę uciąć, że się zarumienił. Ale kochałem to w nim. Tą nieśmiałość, skromność, ostrożność i delikatność.

  Troszkę żałowałem, że nie jest dzień. Wtedy mógłbym go oglądać i podziwiać w pełnym świetle. Ale wierzyłem, że będzie jeszcze nie jedna okazja ku temu. Bardzo w to wierzyłem.

  - Ja...?

  - Louis, rozbierz mnie. – Powtórzyłem stanowczo i pewnie, patrząc wprost w jego oczy.

  Chłopak westchnął głęboko, nie walczył długo sam ze sobą. Byłem pewien, że sam tego pragnął, może nawet bardziej, niż ja. W końcu odpiął klamrę u paska i rozpiął rozporek w moich spodniach, patrząc przy tym wprost w moje oczy. Ale ten wzrok tak ociekał erotyzmem, że w jednej sekundzie myślałem, że ktoś na chwilę podmienił mi Louisa i to nie on właśnie mnie rozbiera. Ale to mi się podobało. Ta jego nieobliczalność. Nigdy nie mogłem pewnie powiedzieć, jak Louis zareaguje na moje słowa. Kiedy uniosłem biodra, a on zsunął powoli spodnie z nich. Patrzyłem przy tym na niego jak w jakiś obrazek. Wodziłem zamglonym wzrokiem za językiem, który lubieżnie zwilżał jego cudowne wargi. Już wyobrażałem sobie, co te jego usteczka mogą zrobić z moim nabrzmiałym członkiem.

  Ku mojemu zaskoczeniu Louis nie zdjął moich bokserek. Zamiast tego położył się na mnie, specjalnie ocierając się o moje krocze, które i tak było już w stanie zaawansowanym, czekając tylko, aż ktoś się nim zajmie i pomoże mu ulżyć. Jego usta znów przyssały się do moich, a jego język zaczął bitwę razem z moim. Na domiar tego wszystkiego, ciągle łasił się niespokojnie, a mój kochany Harry Junior domagał się swoich pieszczot! Przecież ja zaraz dojdę od samych jego pocałunków, noo! Ale, kurde, nie powiem, że nie było mi przyjemnie, bo było jak diabli! Czułem przyjemny ucisk w żołądku za każdym razem, kiedy mnie całował. I to było niesamowite. Mogłem dzięki niemu doznawać rozkoszy za każdym razem na nowo z taką samą przyjemnością.

  - Louis, ja zaraz dojdę – wyszeptałem przeciągle chłopakowi na ucho, znów zatapiając się w jego ustach. Uśmiechnął się, błądząc dłońmi po moim torsie. W końcu zszedł z łóżka, stając zaraz przy nim i uśmiechnął się do mnie figlarnie.

  - Zaczekaj. Najpierw ty mnie rozbierz. Coś gorąco tu się zrobiło... - Spojrzał w dół na swoje krocze, a ja dostrzegłem, że jest nie mniej podniecony, niż ja.

  Ha! Dwa razy mi powtarzać nie trzeba, jeśli chodzi o te sprawy. Przysunąłem się na kraj łóżka, zdejmując szybko jego spodnie, a zaraz potem czarne bokserki. Słysząc cichy, rozbawiony śmiech dwudziestojednolatka uświadomiłem sobie, jak bardzo pragnę go, skoro nawet nie patyczkuję się z rozebraniem chłopaka. Moim oczom ukazał się jego nabrzmiały penis, który tylko czekał, żeby mu dogodzić. Och, a jak! Z wielką chęcią! Jednak, jak to się mówi „jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie". Chwyciłem go więc za te cudowne pośladki zaciskając je lekko, a z jego ust wydobył się głuchy jęk. O, tak, Louis! Zaraz będziesz krzyczał na całe gardło moje imię! Tego właśnie chcę! Usadziłem go na swoich kolanach, przysuwając jego biodra bardzo blisko siebie, tak, że czułem jego przyrodzenie na swoim brzuchu. Moje dłonie zaczęły wędrować nieco wyżej zdejmując powoli jego sweter i odrzucając go gdzieś na bok. Następnie jego bluzka wylądowała na ziemi, a ja miałem go przed sobą takiego, jakiego natura go stworzyła. Był piękny. Niesamowicie piękny. Nie wiem, czy to ta mała ilość alkoholu w moim organizmie już sprawiała, że każda komórka mojego ciała chłonęła jego wzrok, jego dotyk, jego oddech, zapach, pocałunek... Ale cholernie podobało mi się to. I chciałem już zobaczyć na jego twarzy tę chwilę uniesienia. O tak! Sprawię, że nie zapomnisz tego na dłuuugi, długi czas, kochany.

  Uniosłem go zatem lekko, układając na łóżku i położyłem się obok niego, aby było mi wygodnie. Moja ręka powoli zawędrowała w stronę jego członka, a kiedy dotknąłem go lekko, Louis poruszył się niespokojnie. Zacząłem powoli stymulować jego męskość, słuchając cichych westchnień przyjemności prosto do mojego ucha. Jednak mi to nie wystarczyło. Przyspieszyłem powoli, zaczynając go całować. Och, tak! Zaczął mnie dotykać, co mnie samego podniecało. O mamo, jak ja uwielbiam, kiedy on mnie dotyka, błądzi dłońmi po moim torsie, plecach... Ale nie było dla mnie nic przyjemniejszego, niż jęki mojego Louisa wprost do moich ust. Tylko że on za wszelką cenę powstrzymywał się przed tym! Ej, nooo!

  - No, dalej, Lou. Nie wolno tłumić w sobie emocji – powiedziałem zawadiacko, na krótką chwilę zaprzestając całowania. – Chcę cię słyszeć. Głośno słyszeć – wyszeptałem, obserwując jego twarz. Przez jego mimikę przewijał się wyraz najcudowniejszej rozkoszy, jaką tylko mogłem mu dać. Wyglądał tak niesamowicie słodko, pociągająco i seksownie zarazem, że nie sposób było to opisać.

  Louis resztkami sił podparł się na łokciach, zaciskając mocno wargi. Otworzył w końcu powieki, a ja dostrzegłem, że jego oczy zaszły mgłą. O tak, mały, zaraz dojdziemy, a wtedy...

  - Nie ma się czego bać, nikt cię nie usłyszy – mruczałem do jego ucha, wciąż przyspieszając stymulację jego członka, co ewidentnie oznaczało, że mój kochany zaraz poczuje tę chwilę uniesienia, na którą ja czekałem. – Pozwól mi cię usłyszeć, Lou – wydyszałem wprost do jego ucha pożądliwym tonem.

  - Pieprz się – wysyczał przez zęby, wciąż tłumiąc w sobie emocje. Zaraz potem otworzył szeroko oczy, uświadamiając sobie, co powiedział. Roześmiałem się krótko, całując go.

  - Zaraz będę, ale pierzył ciebie. – Wypowiedziałem to z takim pożądaniem, że chłopak na chwilę otworzył usta i w tym samym momencie doszedł, bo usłyszałem jego krzyk. O tak, ten krzyk odczuwalnej przyjemności jeszcze długo będzie brzmiał w moich uszach niczym najprzyjemniejszy dźwięk na świecie. – O to mi chodziło – wyszeptałem, na jego oczach zlizując nasienie ze swojej dłoni. Patrzył na mnie oszołomiony, ale również poekscytowany tym wszystkim, co się działo. Poczekaj Louis, za chwilę doznasz prawdziwej ekstazy. To był dopiero początek z mojej strony.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro