Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

• Rozdział IX

Louis

  - Więc... – zagadnął Niall, kiedy Harry skręcił w przeciwną stronę, kierując się do domu dziadka.

  Przyjaciel szedł akurat do mnie, bo chciał pożyczyć ode mnie pieniądze, a ja jak zwykle zapomniałem o tym i nie zabrałem wcześniej gotówki. Mike miał zaczekać w rynku, gdyż musiał zrobić małe zakupy dla mamy i cioci.

  - Co więc? Dobrze ci wyszło. Wcale nie śpiewasz tak strasznie, zawsze ci to powtarzam. Mógłbyś znaleźć kogoś do zespołu i bylibyście świetni, zapewniam cię. Byłbym twoim pierwszym, prawdziwym fanem. – Wyznałem szczerze, ale Niall tylko pokręcił głową z niedowierzaniem.

  - Lepiej idzie mi gra na gitarze. Ale nie to jest ważne.

  - A co takiego?

  - Harry? – zapytał retorycznie Niall, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. – I nie udawaj, że nie wiesz, o co mi chodzi, Louis. Za dobrze cię znam.

  - Niestety to wiem. – Westchnąłem głęboko. Zapiąłem bluzę pod samą szyję, wsuwając dłonie do kieszeni. – Nie wiem tylko, do czego zmierzasz. – Wypowiedziałem ostrożnie, chcąc ukryć drżenie w głosie. Nie mówiąc już o biciu serca, które przyspieszyło, jakbym właśnie przebieg jakiś kilometrowy maraton w dziesięć sekund.

  - Och, Louis. Dobrze wiesz. Podoba ci się. – Bardziej stwierdził, niż zapytał. Poczułem, jak ogarnia mnie fala gorącego ciepła. TYLKO SIĘ NIE ZARUMIEŃ!

  - Harry jest typem chłopaka, który każdą dziewczyną o „niezłych kształtach" potrafi zgwałcić samym wzrokiem. Nie mówiąc już o tym, co z nią robi, jak się do niej dobierze. A poza tym jest egoistycznym, zapatrzonym w siebie dupkiem, który nie widzi świata poza czubkiem swojego nosa i na siłę próbuje udawać kogoś, kim nie jest...

  - ... Ale tak naprawdę... - ciągnął za mnie Niall. Starał się naśladować mój z pozoru obojętny ton głosu, rozbawiając mnie tym. – Tak naprawdę, gdzieś tam, w głębi serca, podoba mi się i nie mogę tego ukryć ani przed tobą, ani przed samym sobą, Niall, bo reszta ludzi na pewno nie będzie miała o tym bladego pojęcia.

  - Jest też dość arogancki – wtrąciłem w jego monolog. A kiedy posłał mi krzywe spojrzenie, ponownie westchnąłem. – Ale tak, ma też swoje zalety, które robią na mnie spore wrażenie. I ma nienaturalnie piękne zielone oczy. – Przystanąłem na chwilę, patrząc na Nialla z niedowierzaniem. – Powiedziałem to na głos? – Przyjaciel kiwnął głową z szerokim uśmiechem na twarzy. – Zdajesz sobie sprawę, że on potrafi dogadać się z dzieciakami? A Fizzy uwielbia go, jakby był tobą albo mną!

  - Dziwne jak na egocentryka – przyznał. – Tacy bardziej.. boją się dzieci albo unikają je. Tak myślę.

  - Dlatego będę sobie wmawiał do końca życia, który pewnie nie jest tak odległy...

  - Nawet tak nie mów. – Spiorunował mnie wzrokiem, ale ja to totalnie zignorowałem.

  - I będę uważał go za przelotną znajomość. Popatrz, minie parę tygodni i wyjedzie. Założę się, że nie wróci tutaj więcej, skoro już jest tu z przymusu...

  - Och, Louis... Gdzie się podział mój optymista?

  Wzruszyłem bezradnie ramionami. Przyjaciel podszedł do mnie, obejmując mnie ramieniem i nieco przyspieszyliśmy tempo. Przez chwilę poczułem się spokojnie. Ale tylko przez chwilę. Bo wewnątrz i tak czułem się podle, przyznając przed samym sobą, że ten młody łepek mi się spodobał. Tak, spodobał. Jeśli już nie poczułem do niego czegoś więcej.

•••

A może jakiś maraton? Ile chcecie rozdziałów?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro