Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ XXIII

Rodziny uczestników próby, służba rozmieściła w nowych komnatach, blisko naszych. Natomiast Kaleb i jego wuj dostali pokój będący na końcu długiego korytarza. A ich strażnicy zostali zesłani na niższe piętro, żeby nasi mogli ich zastąpić i pilnować, aby pod żadnym pozorem nie opuszczali swoich komnat. Nikt im nie ufał i chyba wszyscy się bali. Ja na pewno.

– Oszalałaś Lore. Oszalałaś. – Eleonora robi już chyba siódme kółko wokół okrągłego stołu.

– A co miałam zrobić Eleno? Co miałam zrobić? Przecież ojciec oddałby mnie bez woli walki! Prawda ojcze? – Zwracam się do niego, a on nerwowo porusza się na krześle przy swoim biurku.

– Mówimy o pokoju Loretto. Wiesz ilu ludzi zginęło podczas małego konfliktu pięćdziesiąt lat temu? – odpowiada, prostując się.

– Widzisz. – Patrzę się na siostrę, pokazując dłonią na ojca. – Sprzedałby mnie, jak świnie jarmarczną rzeźnikowi.

– Lore. – Eleonora beszta mnie spojrzeniem. – Może uda się jeszcze porozmawiać z tym regentem i wyperswadować im tą całą wojnę i Królewską Próbę. Na pewno ceni sobie coś bardziej niż nas. A jak tak rychło mu do ożenku, to niech sam u siebie urządzi sobie konkurencje.

– Wierzysz w to? Myślisz, ze którakolwiek z dam będzie chciała poślubić kogoś z Winter? Tych barbarzyńców? Może jakaś dama z ich wiosek, ale żadna z dziewczyn lojalnych nam krain. – Opieram się o blat stołu, zaciskając wargę. – A najwidoczniej oni chcą zawrzeć silniejszy sojusz z jakąś krainą, skoro fatygowali się tu osobiście. Oni wiedzą, że dobrowolnie nikt z nimi, nie będzie współpracował.

– A jeśli damy mu pieniądze? – pyta naiwnie siostra.

– Sama w to nie wierzysz – odpowiadam markotnie, a jej mina również zrzędnie.

– Jeśli dotrę do mety, będę mogła zostać z wami Eleonoro. Nie będę musiała poślubiać nikogo i nigdzie wyjeżdżać, a ten nadęty regent i książęca mość będą mogli pocałować mnie w zad. – Nora i Eleonora krzywią się, słysząc moje słownictwo, ale żadna z nich nie ma już siły nawet spojrzeć na mnie pouczająco.

– Wiesz, jak tam jest niebezpiecznie? Widziałaś i słyszałaś opowieści uczestników oraz gońców. Możesz tam umrzeć – siostra mówi poważnie, a ja sobie uświadamiam, że nie pomyślałam, co będzie dalej. Jak już dotrę na bagna czy pustynie. – Zrezygnuj – prosi, trzymając mnie za dłonie.

– Lore dobrze zrobiła. – Od godziny stojąca przy oknie Nora, odzywa się po raz pierwszy. Patrzę się na nią podejrzliwie, a w mojej głowie obijają się jej słowa: Zrobię wszystko, żeby cię ochronić, bo tak robi dobra matka, a jeśli będzie oznaczać to, że mam się stać nienormalna, to taka będę. – To było jedyne wyjście – mówi. – Będziesz musiała radzić tam sobie sama, wiesz o tym prawda? – Staje przede mną z zatroskanym wyrazem twarzy, jakby naprawdę się o mnie martwiła. Przez chwilę jej wierzę, ale gdy przypominam sobie, jak oplata bluszczem ciało Gareda, przypominam sobie, że nie jest tym za kogo się podaje. Jej również nie można ufać. – Nie będziemy mogli ci pomóc w sposób znaczący, bo inaczej obrazilibyśmy szlachetne rody. Rozumiesz mnie Loretto? – pyta kładąc nacisk na ostatnie słowa, jakby w jakiś sposób chciała przekazać mi coś jeszcze.

– Oczywiście – odpowiadam. – Ale żebym miałam równe szanse, musicie mi je ściągnąć. – Wyciągam dłonie w stronę ojca, starając się nie dostrzegać przerażenia na jego twarzy.

*

Nie jest to typowa Królewska Próba. Nikt się niebawi i nie pije. Ludzi jest garstka, a ich miny są bardziej posępne niż zwykle.Namioty zostawione, wyglądają jakby się skurczyły. Nikt się nie wysilił, żebyzaprosić barta czy błazna. Nikt nie rozmawia, nikt się nie śmieje. Jest ponuro.

– Jesteś gotowa? Już jutro startujecie. – Eleonora siada obok tacy z jedzeniem.– Ojciec uważa, że każdy powinien zjeść posiłek we własnej komnacie, żebyściesię nie rozpraszali, ale ja jestem pewna, że obawia się Winterczyków.

– Nie jestem głodna – mówię.

– Mam dopilnować, żebyś coś zjadła. – Jej ton przybiera surowy wydźwięk, więcbiorę kawałek chleba i pochłaniam go niechętnie. – Uważaj na siebie, dobra? – Ściska moją dłoń.

– A jak twój narzeczony? – pyta, chwytając jej dłoń, na którym pojawił sięwczoraj pierścionek zaręczynowy. – Ma gust. – Przyglądam się szlachetnemukamieniowi.

– Należał do jego babki. A Eryk, jest miły. Nieco sztywny, ale miły. Aż dziwne,że posiadając takich rodziców, potrafi wykrzesać w sobie krztę serdeczności.

– Jeśli ty uważasz kogoś za sztywniaka, to naprawdę musi taki być – śmieję się,ziewając.

– Wyjechał z powrotem do domu, przygotować się, żeby zamieszkać u nas. Obiecałwrócić za niecały miesiąc. Będę miała czas przyzwyczaić się do nowej sytuacji –mówi, a ja znowu ziewam, czując ciężar powiek. – Prześpij się. – Całuje mnie wczoło, a ja momentalnie zasypiam twardym 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro