Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Każdy z nas ma swoje przeznaczenie, a przynajmniej tak sobie powtarzałam za dziecka, kiedy nie umiałam się przystosować do żadnej z grup wśród rówieśników.

Uczyłam się lepiej od tych średnich uczniów, ale nie tak dobrze, jak ci najlepsi. Z wyglądu byłam przeciętna, więc nie należałam ani do obozu pięknych dzieci, ani do tych mniej obdarzonych urodą. Talent miałam jeden: wszystko wokoło mnie wybuchało, żarówki, kontakty. Odstraszało to inne dzieci, więc na placu zabaw zwykle bawiłam się sama.

Miałam dwie siostry, ale i do nich nie pasowałam. One lubiły zakupy, towarzystwo chłopaków, a mnie, w co mama ubrała, w tym chodziłam, zwykle były to rzeczy, które znudziły się Susan i Veronice. Za towarzystwem chłopców też nie przepadałam, wstydziłam się ich i nie lubiłam, jak ciągnęli mnie za włosy.

Nie wpasowywałam się też w społeczność naszego osiedla. Moi rodzice drżeli na myśl, że mogę okazać się następnym kuzynem Dudleyów, którzy jako jedyni, nie krzywili się na sam mój widok. Lubiłam ich, pan Dudley zawsze dawał mi cukierki, gdy mnie widział, czego nie popierała moja mama.

Punktem kulminacyjnym całego mojego zdziwaczałego życia był list, który przyszedł dokładnie dwunastego września dwa tysiące czternastego roku, dokładnie w moje jedenaste urodziny.

Był to piątek, godzina dziesięć po piątej na wieczór, kiedy po domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.

— Otwórz Josephine. — zwróciła się do mnie mama. Prędko odłożyłam talerz po obiedzie do zlewu, wytarłam ręce i pobiegłam do drzwi, próbując zdusić w sobie ukłucie irytacji, kiedy zwróciła się do mnie pełnym imieniem. Nienawidziłam go, brzmiało jak dla starej baby.

Otworzyłam drzwi i odchyliłam głowę do góry, by spojrzeć na twarz, wysokiego, ciemnowłosego mężczyzny.

— Josephine McCalister? — kiwnęłam głową, a wtedy zielonooki uśmiechnął się delikatnie, co trochę złagodziło rysy jego twarzy i podał mi list, z dziwną czerwoną pieczęcią.

Panna Josephine McCalister
Najmniejszy pokój na piętrze
5 Privet Drive
Little Whinging
SURREY

Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, że ten mały kawałek papieru, zmieni całe moje następujące życie.

Rodzice byli wściekli, co okazywali już w obecności pana Regulusa Blacka, nauczyciela eliksirów, który niezbyt przejmował się ich wrzaskami i fochami. Kiedy widział, że tłumaczenie im zasad funkcjonowania świata czarodziejów nie ma sensu, po prostu zabrał mnie na zakupy na ulicy Pokątnej.

Byłam przerażona, ale mężczyzna spokojnie wytłumaczył mi, jak od pierwszego września przyszłego roku będzie wyglądało moje życie. Kupiłam wszystkie potrzebne rzeczy jak różdżka, książki i szaty.

— A to prezent. — odezwał się pan Black, kiedy wracaliśmy już do domu i wyciągnął małą klatkę z czarno białym kotkiem. Był prześliczny, od razu się w nim zakochałam.

— Nie mogę go przyjąć. — szepnęłam speszona, dalej wlepiając wzrok w kociego słodziaka.

— Ktoś bardzo dla mnie ważny, powiedział, że prezentów nie można nie przyjmować. Bardzo mi ją przypominasz. — powiedział, a ja westchnęłam cicho i wzięłam klatkę ze zwierzakiem, dziękując jeszcze ze trzy razy.

Jak możemy się domyślić, następny rok dłużył się niemiłosiernie, rodzice i siostry nie dawały mi żyć, stałam się naczelnym dziwakiem rodziny McCalister.

Na peron poszłam sama, płacząc przez całą drogę. Jechałam sama w nieznane, bez jakiegokolwiek wsparcia ze strony rodziny. Zrobiło mi się podwójnie przykro, kiedy widziałam te wszystkie rodziny przytulające swoje dzieci.

Droga dłużyła mi się okrutnie, czytałam książkę i oglądałam widoki za oknem, nie zamieniając z nikim ani słowa. Siedziałam z jakimiś dziewczynami z drugiego roku, który rozmawiały ze sobą, nie zwracając na mnie większej uwagi.

Stresowałam się bardzo, a kiedy pociąg się zatrzymał, byłam bliska zwymiotowania.

— Pierwszaki tutaj! — donośny krzyk był pierwszym, co usłyszałam po wysiądnięciu z pociągu. Bez zastanowienia ruszyłam w kierunku wysokiego, grubego mężczyzny.

— Hagrid! — krzyknął jakiś chłopiec, przeciskając się do samego przodu.

— James Potter aleś wyrósł. — zaśmiał się, chyba pół olbrzym, czochrając chłopakowi jego ciemną czuprynę. — Potem pogadamy. Wsiadać do łódek! — wrzasnął drugie zdanie do małego tłumu mojego rocznika.

Z lekkim zawachaniem wsiadłam do jednej z łódek, a zaraz za mną weszły do niej rudowłose bliźniaczki. Uśmiechnęłam się do nich niezręcznie, po czym odwróciłam głowę do przodu.

Przysięgam w życiu, nie widziałam i prawdopodobnie nigdy nie zobaczę tak pięknego widoku, jakim był Hogwart tamtej nocy.

Kolejna stresująca sytuacja nastąpiła podczas przydziałów do domów. Szczerze mówiąc, nie wiedziałam o nich za wiele. Wiedziałam, że były cztery i miały różne kolory.

Nie lubiłam być w centrum uwagi.

— Gdy wyczytam wasze nazwisko, usiądziecie na tym krześle, ja założę wam tiarę na głowie i ona przydzieli was do domu. — wytłumaczył z miłym uśmiechem mężczyzna, ubrany w czarną szatę czarodziei. Przed wejściem przedstawił się jako Thomas Lupin, profesor transmutacji.

— Black Anette. — przeczytał, a szatynka weszła pewnym krokiem na podest i usiadła na krześle, uśmiechając się przy okazji do nauczyciela wyczytującego nazwiska. Założył jej tiarę na głowę i zapadła głeboka cisza. Nie wiem, ile tak staliśmy, ale było to przynajmniej pięć minut, zanim tiara wykrzyknęła:

— Gryffindor! — szatynka niepewnie spojrzała w kierunku stołu nauczycieli. Mój wzrok podążył za nią wprost na pana Regulusa. Odetchnęłam lekko z ulgą, widząc jakąkolwiek znajomą twarz.

Nauczyciel eliksirów uśmiechnął się do dziewczynki, która właśnie została gryfonką i tak jak cały stół lwa podniósł się z krzesła, klaszcząc głośno. Szatynka uśmiechnęła się szeroko i pobiegła do swojego stołu ze znacznie spokojniejszą miną.

— Davies Celina. — wyczytał drugie z nazwisk. Z naszej dość sporej grupy wyszła niższa ode mnie blondynka i usiadła na krześle.

Blond mężczyzna założył jej tiarę na głowie, po czym zapadła długa, pełna napięcia cisza.

— Ravenclaw! — wrzasnęła tiara, a na sali wybuchły brawa.

— Firestone Juliette. — powiedział nauczyciel, a z grupy wyszła brunetka. Tiara ledwie dotknęła czubka jej głowy, a już krzyknęła.

— Ravenclaw!

Kolejne brawa wybuchły na sali, a dziewczynka skocznym krokiem ruszyła w tym samym kierunku co poprzednia, usiadła obok niej i od razu się do niej przytuliła.

Krawat nieprzyjemnie zacisnął się na mojej szyi. Objęłam się jedną ręką i wbiłam paznokcie w ramię. Myśli w mojej głowie zaczęły pędzić, jak wyścigówki po torze, nie skupiałam się na tym, co wykrzykiwała tiara, nad tym, kogo wzywali, ani kto stał koło mnie.

— Lupin Ethan. — otrząsnęłam się z gonitwy myśli, z paniką zauważając, że doszliśmy już do literki L.

— Gryffindor! — krzyknęła tiara zaledwie kilka sekund po dotknięciu głowy chłopca.

— McCalister Josephine. — przełknęłam z trudem ślinę, po czym wypuściłam drżący oddech z ust i na miękkich nogach ruszyłam w kierunku krzesła.

Usiadłam na nim i z przerażeniem zauważyłam tych wszystkich ludzi patrzących wprost na mnie. Wbiłam paznokcie w wewnątrzną część dłoni, by zdusić w sobie chęć ucieczki.

Na mojej głowie spoczęła wielka czapka, a jej rondo częściowo zasłoniło mi widok.

— Gdzie by cię tu dać Josephine... — odezwał się głos w mojej głowie, przez co delikatnie się wzdrygnęłam. Para pierwszaków stojąca na samym przodzie parsknęła szyderczym śmiechem, za co zostali szybko zganieni przez jakiegoś chłopca z bujną ciemną czupryną. — Slytherin odpada z wiadomych względów, w Hufflepufie mi się zmarnujesz, mimo że lojalny i dobry z ciebie człowiek. Umysł masz wielki, a serce mężne i odważne.

— Z tym ostatnim raczej ciężko się zgodzić. — pomyślałam od razu.

— Gdybyś nie była odważna, to zrezygnowałabyś i nie przyjechałabyś tu całkiem sama, do obcego świata i ludzi. Brakuje ci pewności siebie Josephine McCalister, a nie odwagi. Już wiem gdzie cię dać. — powiedziała czapka, po czym zapadła cisza. — Gryffindor!

Nauczyciel z ciągnął czapkę z mojej głowy, po czym posyłając mi pokrzepiający uśmiech, wskazał głową głośno wiwatujący stół.

Na miękkich nogach ruszyłam w tamtym kierunku i usiadłam na wolnym miejscu obok blondwłosego chłopca, którego przydzielili do domu lwa chwilę wcześniej.

— Ethan. — odezwał się, wystawiając w moim kierunku rękę. Uśmiechnęłam się niepewnie i podałam mu swoją.

— Josie.

— Potter Adelaide. — na sali wybuchło małe poruszenie, gdzieś kątem ucha słyszałam, jak ktoś szepnął "to córka tego Pottera", kimkolwiek on był musiał być sławny w tym świecie.

— Slytherin! — krzyknęła czapka, a stolik obok wybuch gromkimi brawami. Dziewczyna zeskoczyła z taboretu i z dumnie uniesioną głową ruszyła w kierunku stolika zielonych.

Usłyszałam, jak chłopak obok mnie wzdycha i mówi coś do dziewczyny, która została przydzielona jako pierwsza, ale nie wychwyciłam konkretnych słów.

— Potter James. — tym razem na stołeczku usiadł ten sam chłopiec, który zganił parę, która zaczęła się śmiać, kiedy się wzdrygnęłam. Na jego ustach cały czas błąkał się szeroki uśmiech. Tiara ledwo co dotknęła jego głowy, a już po całej sali rozległ się jej wrzask.

— Gryffindor! — nasz stół wybuch gromkimi brawami. Brunet, uśmiechając się szeroko, usiadł koło mnie, po czym przybił żółwika blondynowi siedzącemu koło mnie.

— Jak chcesz, możemy się zamienić. — mruknęłam cicho do bruneta, ale ten tylko uśmiechnął się do mnie szeroko i pokręcił głową.

— Wolę siedzieć obok ciebie. — powiedział, a ja spuściłam zawstydzona wzrok i wbiłam go w swoje dłonie. Czy wspominałam już, że wstydziłam się w towarzystwie chłopców?

Chwilę później dołączyli do nas troje Wesleyów: bliźniaczki, które siedziały ze mną w łódce oraz szatyn, który usiadł koło Jamesa.

Rozejrzałam się po całym pomieszczeniu i ludziach siedzących obok mnie. Hogwart miał się stać moim domem, na najbliższe siedem lat. Ci ludzie mieli stać się moją rodziną.

Czas miał pokazać, czy się wpasuję.

[POSTACIE]

CARLA WOODCOCK as JOSEPHINE MCCALISTER

DYLAN O'BRIEN as JAMES SYRIUSZ POTTER

EMERAUDE. TOUBIA as ADELAIDE POTTER

DANIELLE CAMBELL as ANETTE BLACK ll

HUGH LAUGHTON SCOTT as ETHAN LUPIN

AMELIA ZADRO as MARTHA WEASLEY

LOGAN LERMAN as CHASE POTTER

CAMERON CHAPMAN as CHARLES WEASLEY ll

[i inni]

Bardzo lubię tą historię, jest lekka i przyjemna. Mam nadzieję, że wam też się spodoba.

Oczywiście zachęcam do komentowania bo to zawsze bardziej motywuje do pisania.

Wspaniałą okładkę wykonała dla mnie beemybae i uważam, że jest przepiękna.

Zaczynamy, 15 października 2023

Kimkimkolwiek

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro