Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

03. Zdradzieckie rumieńce

Wielka Sala tętniła życiem, po całym pomieszczeniu roznosiły się gwary rozmów i zapach najlepszego jedzenia na świecie.

Parsknęłam śmiechem, słysząc kolejne historie, które opowiadała Anette. Brzuch bolał mnie od śmiechu albo od przejedzenia, ale po prostu nie mogłam się oprzeć tak dobremu jedzeniu, po dwóch miesiącach jedzenia suchego chleba.

— Jesteś pewna, że tego nie koloryzujesz? — zapytała Molly, wycierając spod oka łzę rozbawienia, która delikatnie rozmyła jej tusz.

Black w geście oburzenia wyrzuciła swoje ręce w górę, przez co musiałam się od sunąć, by przypadkiem nie dostać jedną z jej łap, którymi wymachiwała jak nienormalna.

Odbiłam się od ramienia Jamesa, siedzącego obok mnie, przez co momentalnie się speszyłam po raz kolejny tego wieczoru, kiedy przypadkiem dotknęłam chłopaka.

— Przepraszam. — mruknęłam do bruneta, uchylając się ręką Anette. Brunet posłał w moim kierunku miły uśmiech, przez co momentalnie zrobiło mi się gorąco. Spuściłam głowę, chcąc ukryć zdradzieckie rumieńce.

Sięgnęłam po moją szklankę z sokiem pomarańczowym i upiłam łyk. Głośny pisk sprawił, że na sali momentalnie zapadła cisza, a wzrok wszystkich skierował się puchonkę z piątego roku, na której na głowie wyrosły psie uszy.

Spojrzałam na Anette i parsknęłam śmiechem, widząc psie uszy i wąsy. Szatynka spojrzała na mnie morderczo, a zaraz jej wzrok spoczął na śmiejącego się obok mnie Jamesa, po którego policzkach leciały już łzy.

— Potter! — wrzasnęła, rzucając się w moją stronę, by dorwać bruneta. — Masz to w tej chwili odczarować! — dodała, szarpiąc się z chłopakiem. W środku tej bijatyki byłam ja, nie za bardzo wiedząc, co zrobić, by się z tego wydostać.

— Potter! Black! W tej chwili się uspokójcie! — Anette i James momentalnie zastygli w bezruchu, słysząc zimy spokojny głos. Cała nasza trójka jak w zwolnionym tempie odwróciła głowy w kierunku opiekuna domu.

— Mam wąsy. — powiedziała oburzona szatynka, wbijając na chwilę morderczy wzrok w Jamesa, by następnie wrócić nim dk nauczyciela.

— A ja nie mam z tym nic wspólnego. — burknął brunet, unosząc ręce w geście niewinności. Wszyscy spojrzeliśmy na niego, dając mu jasny znak, że nikt mu nie wierzy. — Naprawdę! — krzyknął oburzony.

Opiekun naszego domu westchnął ciężko i przetarł ręką twarz.

— Nie chce mi się już z wami bawić w szlabany. — powiedział, patrząc na nich ze zrezygnowaniem. — List do rodziców dotrze jeszcze dzisiaj. — dodał, odchodząc w kierunku stołu nauczycieli. James jęknął męczeńsko i niespodziewanie opadł na mnie całym swoim ciężarem.

— Josie zrób coś. — zawył, jakby obdzierali go ze skóry. Całe moje ciało, jak na złość postanowiło się zbuntować przeciwko mnie, przez aż tak duży kontakt cielesny z chłopakiem.

— Mogę dodatkowo wlepić ci szlaban. — mruknęłam, a na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Chłopak jak oparzony podniósł się ze mnie i spojrzał na mnie jakbym, co najmniej wymordowała pół rodziny.

— Miałem cię za przyjaciela Brutusie. — powiedział dramatycznym tonem, patrząc wprost w moje oczy tymi swoimi czekoladowymi tęczówkami. Moje serce fiknęło ze trzy fikołki, a policzki zapiekły mnie od rumieńców, więc momentalnie odwróciłam wzrok, spuszczając głowę, tak by włosy spłynęły po bokach mojej głowy i zasłoniły zdradzieckie policzki.

James nie powiedział nic więcej. Jeszcze przez chwilę czułam jego spojrzenie, które wybijał w bok mojej głowy.

Do końca kolacji nie odezwałam się ani słowem, jedynie przysłuchując się rozmową dziewczyn, które obgadywały jakąś młodszą ślizgonkę.

Razem z Ethanem zaprowadziliśmy pierwszaki, wyjaśniając im jak dojść i dostać się do poszczególnych klas, jak i wierzy Gryffindoru, gdzie oczywiście znajdowały się pokoje.

— W tym miesiącu hasło to: Godryk. — powiedział blondyn, a obraz z Grubą Damą się otworzył, ukazując przejście do pokoju wspólnego. — Hasło zwykle zmienia się co miesiąc, czasami częściej, ale będziecie o tym informowani. Dormitoria dziewczyn są na prawo, a chłopaków na lewo. Rozpiski kto śpi, w jakim pokoju wiszą na drzwiach. W razie pytań możecie przyjść do nas. — uśmiechnęłam się miło w kierunku lekko zagubionych pierwszaków.

— Cisza nocna zaczyna się o dziesiątej. — dodałam, kończąc oprowadzanie jedenastolatków.

— Chyba tylko dla nich. — usłyszałam przy swoim uchu, przez co podskoczyłam przestraszona i szybko odwróciłam się w kierunku napastnika. Czekoladowe tęczówki błyszczały wesoło. Moje serce podskoczyło ze cztery razy, a rumieńce pokryły moje blade policzki.

— Wystraszyłeś mnie. — burknęłam, odwracając wzrok od jego oczu, które zdecydowanie nie pomagały mi w skupieniu się.

— Dzisiaj impreza. — powiedział, totalnie olewając moje wcześniejsze słowa. Moje spojrzenie momentalnie stało się karcące, czym chłopak również się nie przejął.

— Nie jesteście zmęczeni podróżą? — zapytałam zrezygnowana, a kpiące spojrzenie chłopaka dało mi odpowiedź, inną niż chciałam. Westchnęłam, a moje ramiona opadły ze zrezygnowaniem. — Może wpadnę. — mruknęłam, a uśmiech chłopaka momentalnie powiększył się tak, że kąciki ust sięgały mu prawie oczu. — Jesteś głupi Potter. — dodałam i odwróciwszy się na pięcie, ruszyłam do swojego dormitorium.

Gdy tylko otworzyłam drzwi, uderzył we mnie gwar rozmów, a moja głowa momentalnie zaczęła boleć. W ciągu dzisiejszego dnia zdecydowanie przebywałam zbyt dużo z ludźmi, jak na mój introwertyczny umysł.

Rzuciłam się na moje łóżko, które stało obok okna i westchnęłam błogo, czując, jak moje ciało momentalnie się rozluźnia, czując znajomy materiał pościeli i miękkość materaca.

Lubiłam to, że stało koło okna, mogłam bezsennymi nocami wpatrywać się w gwiazdy i księżyc świecące na niebie. Mogłam usiąść na parapecie i przemyśleć wszystko, co tylko zaprzątało mi głowę.

Lubiłam analizować, rozkładać moje problemy na czynniki pierwsze i dochodzić jak mogłabym je rozwiązać.

Poczułam jak łóżko obok mnie, ugina się pod czyimś ciężarem, więc podniosłam powieki, które instynktownie zamknęłam. Anette pochylała się nad moją twarzą z szaleńczym uśmiechem.

— Jedyny plus szantażu Jamesa jest taki, że wyjdziesz do ludzi dziku pieroński. — parsknęła, kładąc się obok mnie. Prychnęłam kpiąco zerkając w jej ciemne tęczówki.

— Lubię być dzikiem. — burknęłam, wbijając jej palec w żebra. Dziewczyna zaśmiała się, po czym podniosła się z łóżka i schyliła, podnosząc coś z podłogi. Zmarszczyłam brwi kiedy uśmiechnęła się słodko i rozłożyła materiał.

— Nie ma nawet takiej możliwości. — prychnęłam, momentalnie przybierając surowy wyraz twarzy. Black zrobiła swoje oczka szczeniaka, ale za tyle lat zadawania się z nią, już to na mnie nie działało.

— Proszę! — jęknęła znowu, opadając na materac koło mnie. Pokręciłam przecząco głową, zakładając ręce na piersiach. — James padnie, jak cię zobaczy. — dodała cichszym tonem, tak żebym tylko ja to usłyszała, a całe moje ciało momentalnie zostało sparaliżowane.

Zimny pot oblał moje ciało, a atak paniki już zagościł w moich płucach. Nikt nie wiedział o moim głupim zakochaniu w Jamesie Potterze. Nigdy nikomu o tym nie powiedziałam z prostego powodu. James i Anette albo chociaż bliźniaczki Weasley znały się z nim od dziecka i zwyczajnie bałam się, że mu powiedzą. Ufałam Black, ale niekiedy gadała, co jej ślina na język przyniosła, a ja wolałam nie ryzykować, że kiedyś mu to wygada.

A skoro Anette się domyśliła, to istniała ewentualność, że James także się domyślił.

— S... Skąd to wiesz? — zająknęłam, czując, jak robi mi się dziwnie słabo. Szatynka westchnęła, po czym nachyliła się nade mną.

— Rumienisz się jak głupia za każdym razem, jak na ciebie spojrzy. James jest głupi i tego nie widzi, ale ja nie jestem. Ale obiecuję, że mu nie powiem. — szepnęła na jednym wdechu. Niewyobrażalna ulga spłynęła na moje ciało, chodź i tak czułam, jakbym zaraz miała zwymiotować, a potem umrzeć.

— Ktoś jeszcze wie? — zapytałam cicho, patrząc na nią ostrożnie, a ona jak poparzona zaczęła kręcić głową. Westchnęłam z ulgą i przymknęłam oczy. Z tej sytuacji widziałam tylko jedno wyjście: zacząć unikać Jamesa. Ewentualnie ogarnąć sama siebie, ale to było raczej niemożliwe.

— Chyba odpuszczę sobie tą imprezę. — mruknęłam, przekręcając się na bok, na materacu. Anette skrzywiła się, jakby zjadła z dziesięć cytryn.

— Proszę, chodź! — zawyła, jakby ją ze skóry obrywali. — Obiecuję, że cię nie zostawię sama z Jamesem. Cały czas będę obok. — dodała znaczniej ciszej. Czy mówiłam, że już uodporniłam się na jej oczy szczeniaka? Tak? To odwołuje te słowa.

Westchnęłam, a moje ramiona opadły, przez co szatynka pisnęła głośno i podskoczyła, jak mała dziewczynka, która właśnie dostała wymarzoną zabawkę.

— Josie idzie z nami! — wrzasnęła, a w pokoju rozbrzmiały oklaski jakby co najmniej powiedziała im, że gwiazdka przyszła szybciej.

Pokręciłam załamana głową i parsknęłam śmiechem patrząc na minę Anette, która wyglądała jakby dostała ataku ADHD.

***

Swojej decyzji pożałowałam, gdy tylko zeszłyśmy do pokoju wspólnego, a we mnie uderzyły wszystkie te głośne rozmowy.

Zerknęłam na Anette, której czerwona sukienka sięgała ledwo do połowy uda i opinała całą jej sylwetkę. Nie dałam się namówić na spódnicę, więc skończyłam w moich ukochanych niebieskich mom jeansach i białym topie.

W naszą stronę już szła zdenerwowana Adelaide, a ludzie schodzili jej z drogi, zapewne nie chcąc stać się obiektem, na którym wyładuje swoją złość. Zawsze zastanawiałam się, po kim ona była taka nerwowa.

— Jeśli zabiję Weasleya to ktoś zauważy? — warknęła, zatrzymując się tuż koło nas.

— Nie miej oporów, nikt nie będzie za nim płakał. — odezwał się głos za nami. Odwróciłam się w kierunku puchonki stojącej za mną. Martha wykrzywiła wargi w sarkastycznym uśmiechu i szybko przeleciała wzrokiem po naszych twarzach.

— Przypomnij mi czemu taka żmija, jak ty została przydzielona do Hufflepuffu? — zapytała Molly, patrząc na kuzynkę z niechęcią.

— Lepiej zapytaj, jak to się stało, że taką pizdę jak ty przydzielili do gryfonów. — odpyskowała, po czym zarzucając włosami, odeszła w kierunku grupy puchonek.

Westchnęłam cicho zerkając na Anette, która jeszcze bardziej wyszczerzyła swoje zęby. Jej relacje z bliźniczkami były dość napięte i widzieli o tym chyba wszyscy, którzy usłyszeli jakąś ranną awanturę o na przykład łazienkę.

Koło mojego ucha świsnął mini fajerwerk, który zaraz wzbił się wyżej i rozbił pod sufitem. Odskoczyłam przestraszona i obróciłam się w kierunku, skąd przyleciał.

— Jak można być tak wielkim imbecylem Weasley? Przecież to już kurwa wychodzi poza jakiekolwiek normy! Mogłeś ją zabić! — wrzasnęła od razu Adelaide, zanim zdążyłam się odezwać. Charlie posłał mi przepraszające spojrzenie, po czym przeniósł je na ślizgonkę i momentalnie się ono wyostrzyło. Brunet już nabierał powietrza, by również zacząć krzyczeć.

— Koniec kłótni. — zarządziła Anette, zanim chłopak zdążył się odezwać i rozpętał trzecią wojnę czarodziejów. Szatynka złapała nadgarstek Potter i kiwnęła mi głową, bym szła za nią.

Skończyłyśmy, siedząc przy małym stoliku, popijając piwo kremowe i obgadując wszystkich zebranych ludzi z różnych domów. Jakąś godzinę później jakiś ślizgon porwał Addie by z nim zatańczyła.

Spojrzałam na Anette, która rozmarzonym wzrokiem wpatrywała się w coś za mną. Odwróciłam się i zerknęłam na Lysandra Scamandera, opierającego się ścianę.

— No idź do niego. — mruknęłam, wyrywając ją z letargu.

— Obiecałam, że cię nie zostawię. — powiedziała od razu, zakładając nogę na nogę. Uśmiechnęłam się do niej i pokręciłam głową.

— James nie określił ile mam być na tych jego
imprezach więc mogę już zawinąć manatki. — westchnęłam, z ulgą podnosząc się z niezbyt wygodnego krzesła.

Puściłam jeszcze szatynce oczko i przepychając się między tymi wszystkimi ludźmi, ruszyłam w kierunku schodów do damskich dormitoriów.

— Josie! — usłyszałam swoje imię, wybijające spośród huku muzyki, śpiewów i krzyków. Odwróciłam się w kierunku osoby, która mnie wołała i w tym samym momencie poczułam, jak ktoś na mnie wpada. Zamknęłam oczy, czekając na bliskie spotkanie z podłogą, ale poczułam jedynie oplatające moją talię ramiona, które postawiły mnie do pionu.

— Wszystko w porządku? — zapytał James, dalej nie ściągając rąk z mojej talii. Jak zaczarowana patrzyłam wprost w jego brązowe tęczówki.

James miał piękne oczy, ciemne z jasnymi plamkami. Zawsze się śmiały i migały w nich psotne iskierki.

— T...tak, jest w porządku. — westchnęłam cicho, więc nawet nie wiem, czy mnie usłyszał. Nie odezwał się, po prostu dalej wpatrywał się w moje oczy, a na jego wargach zagościł szeroki uśmiech.

Wydawało mi się, że znalazłam się w jakiejś bańce, nie docierały do mnie żadne dzięki z zewnątrz. Byłam tylko ja i on.

Pukanie w bok mojego biodra było jak kubeł zimnej wody. Odskoczyłam od chłopaka jak poparzona, a dźwięki zaatakowały mnie z każdej strony. Zdradzieckie rumieńce znowu pokryły moje policzki.

Szybko obróciłam się w kierunki pierwszoklasistki, która patrzyła na mnie z dołu.

— Przepraszam, że przeszkadzam. — pisnęła, a jej policzki również się zaczerwieniły. Pokręciłam chaotycznie głową.

— Coś się stało? — zapytałam, dalej czując wzrok Jamesa na swojej głowie. Dziewczynka najpierw zerknęła na niego, po czym speszona zwiesiła głowę.

Cóż, czyli nie tylko ja tak na niego reaguje.

Westchnęłam i złapałam ją za rękę, ciągnąc w kierunku dormitoriów.

— Przepraszam, że wam przerwałam, ale znam tu tylko ciebie. — zająknęła, siadając na jednym z łóżek, uśmiechnęłam się do niej miło.

— Nie ma sprawy. To jak, powiesz mi, co się stało? — spytałam, zajmując miejsce obok niej. Dziewczynka westchnęła i spuściła głowę.

— Boję się, że się tu nie wpasuję. Jeszcze niedawno byłam normalnym dzieckiem. — mruknęła cicho, bawiąc się palcami u swojej ręki. Otoczyłam ją ramieniem i uśmiechnęłam się pocieszająco, gdy na mnie zerknęła.

— Też miałam takie obawy, a patrz mam paru znajomych i w czerwcu kończę szkołę. Ty też na pewno dasz sobie radę. W końcu jesteś odważną gryfonką, tiara przydziela tu tylko takich! — powiedziałam, po czym obie cicho zachichotałyśmy.

Odważna gryfonka, a więc gdzie twoja odwaga Josephine?

— Dziękuję. — szepnęła, kładąc się na łóżku. — Mogłabyś zostać tu, dopóki nie zasnę? — zapytała, przykrywając się kołdrą. Kiwnęłam twierdząco głową, a ona posłała mi senny uśmiech. — Jestem Clarie.

— Śpij dobrze Clarie. — mruknęłam cicho, posyłając jej ostatni uśmiech, zanim zamknęła oczy.

Jeszcze przez chwilę patrzyłam na śpiącą jedenastolatkę, która aż do bólu przypominała mi mnie sprzed kilku lat.

Obyś ty miała więcej szczęścia.

Nie zapeszam, ale możliwe, że szykuje się nowa książka z Gwen i Harrym ;)

kimkimkolwiek

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro