rozdział trzynasty
Rozdział trzynasty, w którym Dorian nie rozumie hiszpańskiego.
Na lekcjach uśmiechali się do siebie z dwóch końców sali. Wszyscy w klasie już domyślali się, że łączy ich coś szczególnego, ale nikt nie śmiał odezwać się na ten temat. Gdy Dorian wychodząc przechodził obok ławki Sineta, ten zawsze łapał go za kaptur i pytał, gdzie idzie. A gdy akurat stał gdzieś dalej rozmawiając ze znajomymi, Sinet wiódł za nim oczami, zanim nie zniknął mu z pola widzenia.
Nikt nie był zdziwiony, kiedy na chemii Dorian zgłosił się do dodatkowego projektu, żeby podwyższyć sobie ocenę, a Sinet od razu do niego dołączył zgłaszając się na jego partnera do pracy. Może jedynie Dorian wyglądał na nieco skonfundowanego. Kiedyś robili wszystko osobno i liczyli na to, że dostaną lepszą ocenę niż ten drugi.
- Możesz mi wysłać swoje pomysły i porozmawiamy, kto co zrobi... - mówił Dorian po podejściu do ławki Sunny'ego na przerwie, gdzie tamten siedział.
- Zróbmy to razem. Przyjdź do mnie do domu - powiedział tak pewnie, jakby już to ustalili.
- Wiesz, możemy to zrobić na części. To nie jest problem - kontynuował zakłopotany.
- Nie chcesz przyjść? - spytał smętnie, spoglądając na niego z dołu.
- Nie, tylko... Znowu zasnę zamiast robić zadanie - odparł, przeczesując palcami włosy. Przez moment Sinet widział całą jego twarz, ale po chwili znów częściowo przykryła ją grzywka. - I lepiej się skupimy osobno.
Przecież doskonale o tym wiedział.
- Ale chciałbym, żebyś przyszedł - poprosił z uroczym uśmiechem. Dorian nie miał jak bronić się przed takim atakiem. Musiał się zgodzić.
*
Tym razem trafili na ojca Sineta już na samym początku, gdy przechodzili korytarzem w kierunku schodów. Rzucił im nieprzyjemne spojrzenie, kiedy się przywitali.
- Będziecie się uczyć? - zapytał podejrzliwie.
- Robimy razem projekt - wyjaśnił syn, nawet teraz nie tracąc zapału. Uśmiechał się do ojca, mimo że ten pozostawał ponury.
- Nie marnujcie czasu na głupoty - powiedział im jeszcze, zanim poszedł dalej.
- Przepraszam za mojego tatę - odezwał się po tym, jak weszli już do jego pokoju.
- Nic się nie stało. - Dorian potrząsnął głową, ale w rzeczywistości zmartwił się. Ojciec Sineta patrzył na syna jak na tresowane zwierzę, które nie spełnia jego oczekiwań. Różnica między zachowaniem tego mężczyzny a rodziców Doriana była uderzająca. Nie mieli oni może wiele czasu dla dzieci i zrzucali część obowiązków na najstarszego syna, ale przynajmniej wiedział, że go kochają. Za to ojca Sineta sam się przestraszył.
Zabrali się za projekt. Sinet szukał informacji na laptopie popijając sok jabłkowy, a Dorian notował na kartce plan i pomysły. Sinet nie posiadał niestety w lodówce coli zero, więc dał przyjacielowi wodę z lodem.
Za oknem było już ciemno, kiedy stwierdzili, że zrobią sobie przerwę. Sinet zamówił chrupiącego kurczaka z dostawą i zjedli go siedząc na łóżku. Mimo wszelkich starań, trzeba było później wytrzepać narzutę z okruszków.
- Wracamy do pracy? - spytał Dorian bawiąc się sznurkami od bluzy. Spojrzał wyczekująco na blondyna. Ten leżał w poprzek łóżka z dłońmi założonymi za głowę.
- Jeszcze chwila.
On także się położył. Tym razem zamierzał się pilnować i nie mrugać zbyt wolno.
- Jutro piszę konkurs z hiszpańskiego... - oznajmił Sinet znużonym głosem. - Odkładałem naukę do niego tak długo, aż się okazało, że to jutro.
- Ale chyba jesteś dobry z hiszpańskiego? - Odwrócił głowę w jego stronę. W szkole uczyli się włoskiego, ale Sinet chodził na dodatkowe lekcje. Już wcześniej zajmował wysokie miejsca w konkursach z tego języka.
- No, chyba sobie radzę... - Zastanowił się. - Ale zawsze jest jakaś lista tematów do tego konkursu, a nawet jej nie przejrzałem. - Ściągnął usta w konsternacji.
- Powiesz coś po hiszpańsku? - poprosił nagle. Nigdy nie słyszał Sunny'ego mówiącego w tym języku.
- Hmm... - mruknął, próbując sobie przypomnieć coś, co byłoby warte powiedzenia. - Eres como la noche, callada y constelada. Tu silencio es de estrella, tan lejano y sencillo* - wyrecytował.
- Co to? Wyzwiska czy wiersz?
Zaśmiał się w odpowiedzi.
- Wyzwiska.
- To pewnie ta estrella... - stwierdził. Leżał na boku opierając się na łokciu. Spoglądał na przyjaciela z ukosa.
- Eres una estrella - powiedział blondyn zniżonym głosem, uparcie wpatrując się w oczy Doriana.
Ten ostatni uśmiechnął się niepewnie i położył głowę na materacu, ale nie odwrócił wzroku.
- Obrażasz mnie? - pytał rozbawiony.
- Niestety... Tylko takie słowa umiem - zaśmiał się.
- Ja umiem... - Uniósł oczy, namyślając się. - Los besos. Te amo. Hola. Uno, dos, tres...
- Nieźle ci idzie. - Szturchnął go lekko w ramię.
- Ale naprawdę. Dasz sobie jutro radę - zmienił temat. Kreślił palcem kółka i kwadraty na przestrzeni, która ich dzieliła, a Sinet z wielką uwagą wodził wzrokiem za tymi szlaczkami.
- Tak... Pewnie tak.
*
- Hana, co znaczy estrella?
Siedzieli razem na ławce na szkolnym korytarzu. Dziewczyna przychodziła czasem do niego, kiedy jej jedyna przyjaciółka w klasie była akurat nieobecna.
- A czemu się mnie pytasz o jakieś szatańskie języki? Czy to niemiecki? - Spojrzała na niego oburzona.
- Co? Gdzie ci to brzmi na niemiecki? To hiszpański - sprostował.
- Stary, ja się uczę włoskiego jak ty. O, masz tu... - podstawiła mu pod nos telefon i musiał się odsunąć, żeby cokolwiek zobaczyć.
- Serio? To dobre słowo?
- No e s t r e l l a - przeliterowała. - Nie wiem, jak to chcesz inaczej napisać. Myślisz, że Hiszpanie lubią kombinować? - Przechyliła głowę unosząc brwi.
- Nie no... - Zastanawiał się chwilę. - Sinet mi to powiedział. Myślałem, że to coś niemiłego.
Hana milczała przez parę sekund.
- Sinet - rzekła dobitnie. - Czy ty myślałeś, że Sinet by cię obrażał? On?! - Wyrzuciła ręce w górę.
- Dla żartów...?
- Ale dla żartów nazwał cię gwiazdą. Gratuluję. Czemu nigdy nie dajesz mi update'ów - narzekała nadąsana. - Zaraz się okaże, że jesteście parą i też o tym nie wiem.
Dorian zerkał na nią nieśmiało.
- Jesteście?!
- Jeszcze nie. - Kopnął ją żartobliwie w kostkę. - W sumie to nie wiem, ale... nie jesteśmy. Tylko tak... no.
- Rozumiem... - westchnęła i wiadomo już było, że trzeba szykować się na ironiczny komentarz. - Całujecie się po przyjacielsku.
- Siedź cicho, bo sama kogoś całowałaś po przyjacielsku - wypomniał jej z wrednym uśmieszkiem.
Wywróciła oczami.
*
Zajęcia sportowe już od dawna odbywały się na sali gimnastycznej ze względu na nadchodzącą zimę i deszczowo-śnieżną pogodę. Dorian tym razem odmówił grania w koszykówkę i zdecydował się pobiegać na bieżni. Przy wychodzeniu ze szkoły omal się nie przewrócił. Nie był przyzwyczajony do biegania przez dłuższy czas. Gra w koszykówkę wyćwiczyła u niego wydolność, ale przy bieganiu było trochę inaczej. Musiał utrzymywać tempo i się nie zatrzymywał. Idąc przez podwórze do bramy tak mu się zakręciło w głowie, że byłby się przewrócił, gdyby nie ramiona, które z trudem postawiły go do pionu.
- Co jest? Żyjesz? Wszystko okej, Dori?
Tylko jedna osoba mogła go tak nazwać, choć i to go zdziwiło. Rozpiął bluzę, by ułatwić sobie oddychanie.
- W porządku - powiedział Sunny'emu, który stroskany dalej go obejmował. - Właściwie, czemu tu jesteś? - Zmarszczył brwi.
- Też miałem zajęcia.
- Aaa... Zapomniałem, bo zawsze się mijamy.
- Dziś nie. - Jego twarz rozjaśnił uśmiech. - Wyszedłem szybciej, bo chciałem cię zapytać...
- Mogłeś napisać - wtrącił, uwalniając się nareszcie z jego objęć.
- Chciałem osobiście.
Stali samym środku wybrukowanej ścieżki, a z jej dwóch stron rosły wiecznie zielone krzaczki. Z nieba wraz z wiatrem spadały na ziemię maleńkie drobinki śniegu przypominające pył, zaścielający cienką pierzynką podłoże, płot i czubki głów stojących tam chłopaków.
- Więc? - Dorian patrzył wyczekująco na Sineta, który nie umiejąc znaleźć odpowiednich słów otwierał raz po raz usta.
- Myślałem o tym, gdzie moglibyśmy pójść na naszą następną randkę i...
- Randkę? - przerwał mu oszołomiony.
Sinet zamrugał.
- Tamto to nie była randka?
- A była?
- Nie wiem, ty mnie zaprosiłeś, więc myślałem...
Obaj wstrzymali oddechy.
- Wiesz, jeśli nie była, to nieważne - oznajmił szybko, obracając się w drugą stronę.
- Ej! - Dorian machinalnie chwycił go za rękę. Zajęło mu kilka sekund zebranie odwagi. - To pójdźmy. Na randkę.
- Serio? - W jego oczach pojawiła się dziecięca radość. - Pokażę ci, gdzie pójdziemy - powiedział rozentuzjazmowany wyciągając telefon. Już po chwili pokazał ekran temu drugiemu.
- To jest... Nigdy nie byłem w takim miejscu.
- Ja też nie, ale zobaczyłem to w internecie i... - zaczął się ekscytować, ale coś go powstrzymało. - Chyba, że ci się nie podoba. Wolisz iść gdzieś indziej? Możemy iść gdziekolwiek.
- Nie. Pasuje mi. Tylko się nie spodziewałem. - Posłał mu szczery uśmiech, tym razem nie unikając spojrzenia.
Sinet zastanawiał się, czy policzki Doriana są takie czerwone z mrozu, czy może istniał ku temu inny powód.
*fragment wiersza Pabla Nerudy "Me gustas cuando callas"
///
Kto zgadnie, gdzie odbędzie się druga pierwsza randka? Podpowiem: znów ma to związek ze zwierzętami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro