Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział dziewiąty

Rozdział dziewiąty, w którym Sinet zostaje zaskoczony.

Sinet przyszedł do szkoły w kiepskim humorze. Nie zagadywał wszystkich wokół, jak to miał w zwyczaju i nawet włosy miał nieułożone. Na lekcjach jednak skupiał się jak zwykle, dokładnie notując w zeszycie i prowadząc rozmowę z nauczycielami. Uśmiechał się, ale były to uśmiechy konieczne do niezamartwienia wszystkich wokół. Doskonale wiedział, że gdyby okazał swoje znużenie, zostałby napadnięty z masą pytań. Wolał po prostu po cichu to przetrwać.

Na długiej przerwie wyszedł poza klasę, żeby odpocząć od natłoku osób. Oparł się o parapet i odetchnął. Myślał o wczorajszym spotkaniu z Dorianem. Rozważał z obawą, czy ich relacja teraz się zmieni, a jeśli tak to, czy na gorsze, czy lepsze. Czy w ogóle dobrze wtedy zrobił próbując się do chłopaka zbliżyć. Dziś rano powiedzieli sobie "cześć" i nawet wymienili informację o zaangażowaniu ich klasy w tydzień edukacji globalnej, ale poza tym trzymali się z daleka. Nie było nic dziwnego w zachowaniu Doriana i to właśnie było dziwne. Co gorsza, nie była to jedyna sprawa męcząca Sineta. W sobotę wysłuchiwał nieprzyjemnych wykładów ojca, bo nie spodobało mu się, że syn przyprowadził do domu chłopaka „z-niewiadomo-kąd", jak on to ujął i zamiast się uczyć „bawili się w pogaduszki". Nie przypuszczał by ojciec ich podsłuchiwał, wystarczyło, że zobaczył ich przy drzwiach. W końcu łatwo było wywnioskować, że to spotkanie przyjaciół, a nie partnerów do nauki. Ale po co w ogóle się z kimś uczyć, jeśli się go nie lubi? I po całym tym czepianiu się osoby Doriana, zaserwował mu jeszcze swoje typowe narzekanie, że powinien robić więcej, a z ocenami, które ma, niczego nie osiągnie. Bo dostał ostatnio czwórkę minus z biologii, a historię ominął.

Nie miał odwagi stanąć w swojej obronie. Czekał z pochyloną głową, aż to się skończy. Kiedyś jeszcze broniła go mama, ale teraz... od dłuższego czasu milczała. Jeśli cokolwiek mówiła, to bardzo cicho i niewyraźnie. Sinet martwił się, że może być to oznaka jakiejś choroby, ale nie wiedział, co mógłby na to zaradzić. W tym wypadku jego kontakt z mamą stał się kiepski.

Nienawidził całej tej sytuacji, a jeszcze bardziej nienawidził siebie za to, że bał się cokolwiek zrobić. W głowie tworzył miliony scenariuszy, w których stawia się ojcu, ale żadnego z nich nie zdołał urzeczywistnić. Czasem zastanawiał się... Może ojciec miał rację do tej jednej rzeczy. Że Sinet był beznadziejny.

Stojąc przed klasą zauważył, że wychodzi z niej Dorian. Podniósł już rękę, żeby mu pomachać, ale tamten od razu skręcił w prawo i poszedł gdzieś raźnym krokiem. Widocznie miał swoje sprawy.

Nie minęły dwie minuty, a Dorian wrócił i ku zdziwieniu Sineta zmierzał prosto w jego stronę.

- Hej - rzucił, opierając się obok niego. - Kupiłem ci coś. - Podał mu kartonik soku jabłkowego.

Sinet wziął do ręki sok i patrzył się na chłopaka z uniesionymi brwiami, jakby próbował przeanalizować, co się właśnie zdarzyło.

- No co? To dla ciebie. Możesz wypić - dodał, obejmując się ramionami i pochylając głowę.

- Dzięki. - Odzyskał nareszcie zdolność mowy. Otworzył soczek, żeby pociągnąć łyka przez słomkę.

- Wiesz, pomyślałem... - odezwał się znów, nie patrząc w jego stronę. - Wydawałeś się dziś trochę przybity, więc... No.

Blondyn od razu się uśmiechnął, widząc starania chłopaka.

- Dzięki - powtórzył, tym razem trącając lekko dłonią jego dłoń. - To słodkie.

- Co?

- Sok - poprawił się bez mrugnięcia okiem. - Lubię słodkie rzeczy.

Po tych słowach spojrzał przelotnie na Doriana, który widocznie się zarumienił i próbował to ukryć unosząc rękę do karku. Ale Sinet już go znał. Znał jego reakcje i ich znaczenie. Doskonale wiedział, że tamten nie jest już na niego obojętny i z tego powodu nie potrafił powstrzymać uśmiechu. I znów stał się słoneczkiem.

- Hej, Sinet! - Podeszła do nich Alicja. - Widzę, że już ci lepiej. Nie chciałam wcześniej pytać, ale wyglądałeś, jakby coś było nie tak...

- Już wszystko w porządku. Miałem gorszy humor. A co u ciebie? - Wypowiadał te słowa bardzo naturalnie i Dorian słysząc, z jaką łatwością przychodzą mu tego typu rozmowy, zaczynał mu zazdrościć. Sam nigdy nie potrafił złożyć zdania, które miałoby sens, a które nie naciągałoby prawdy o nim.

- A wiesz... Uczyłam się wczoraj i po pół godzinie się okazało, że to zły dział. Naprawdę!

- No nie... Też mi się czasem zdarza. - Zaśmiał się, a Alicja odpowiedziała kręceniem głowy.

- Ja muszę iść - wtrącił niegłośno Dorian i nie czekając na odpowiedź odwrócił się i odszedł.

- Sinet... - zaczęła niepewnie Alicja, powstrzymując tym Sineta od ruszenia za kolegą. Patrzył za nim, aż nie zniknął im z oczu. - Wiesz, czy wszystko w porządku z Dorianem? Zawsze był trochę samotnikiem, ale ostatnio tak jakoś... Szczególnie od rozpoczęcia roku. Mówi jeszcze mniej i widziałam jak pije energetyki. Czasem można, ale to niezdrowe, a on pije i trzy dziennie. - Jej oczy wypełniało współczucie, kiedy o tym mówiła. - A ty z nim trochę gadasz, prawda?

- No... właściwie to tak. - Nie wiedział, dlaczego, ale miał wrażenie, że powinien trzymać ich relację w tajemnicy.

- Zatroszczysz się o niego? To nie moja sprawa, ale... Bo wiesz, w szkole mojego brata... ktoś przedawkował...

- Och... - Na jego twarzy pojawiło się zlęknione zrozumienie. Takie rzeczy się zdarzały wśród młodzieży. Nie znał nikogo takiego osobiście, ale o tego typu sprawach głośno było w mediach. Sama myśl, że mogłoby to dotknąć kogoś mu bliskiego wywołała u niego ścisk w żołądku.

- Wiesz, ja nie wiem... Mam nadzieję, że wszystko u niego w porządku - kontynuowała Alicja spokojnie. - Tylko żeby miał kogoś, kto w razie czego mu pomoże.

- Jasne. Przyjaźnię się z nim. Pomogę mu. Zawsze - zapewnił zdecydowanie. - Jesteś taka słodka, o wszystkich się martwisz. Będzie dobrze. - Pogłaskał ją po ramieniu z kojącym uśmiechem.

- Czasem wyobrażam sobie najgorsze - westchnęła. - Ale uspokoiłeś mnie. W każdym razie. - Uniosła głowę, żeby móc spojrzeć mu w oczy. - Kibicuję wam.

- Co?

Ona uśmiechnęła się szerzej i uniosła brwi.

- Widzę, jak na niego patrzysz. Myślisz, że ktokolwiek jeszcze nie wie?

Sinet rozchylił usta i wpatrywał się w nią dobrą chwilę.

- Niemożliwe.

- No tak! - potwierdziła nieco rozbawiona. - Zaczęło się, kiedy opuściliście razem lekcję. Dziewczyny zaczęły spekulować... Nie podejrzewałabym was, ale ty naprawdę tak się do niego uśmiechasz...

- Do każdego się uśmiecham! - przerwał jej.

- Oczywiście. Ale on dostaje lepsze uśmiechy niż my.

- Och! Oczerniasz mnie? - Mówiąc to śmiał się i złapał ją za ucho by leciutko za nie pociągnąć.

Ona też się śmiała i to tak mocno, że zamknęła oczy.

Dorian wrócił do klasy na parę minut, ale szybko stwierdził, że musi wyjść do toalety. Kiedy opuścił klasę, rzucił przelotnie okiem na Sineta. Coś w jego sercu się ścisnęło, gdy ujrzał go tak beztrosko drażniącego się z koleżanką z klasy. Sinet zawsze taki był i nie potrzebował być z nikim szczególnie blisko, by się z nim dogadywać, ale jakimś sposobem Dorian o tym zapomniał. Odkąd został przez niego przytulony, wierzył, że jest dla niego wyjątkowy. A teraz uderzyła go bolesna świadomość, że wcale nie zajmował żadnego specjalnego miejsca w życiu Sunny'ego. Słońce świeciło dla każdego. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro